„Zielony Ład” a klęska polskiego rolnictwa i drożyzna.

Były minister PiS prognozuje drożyznę i alarmuje: „T może oznaczać początek upadku rolnictwa”
Spadek produkcji rolniczej w Polsce, drożyzna, a nawet początek upadku rolnictwa – takie prognozy na najbliższy czas przedstawił szef Rady ds. Rolnictwa i Obszarów Wiejskich Jan Krzysztof Ardanowski. Dodał, że to dopiero początek, ponieważ wdrażanie Europejskiego Zielonego Ładu rozpocznie się w 2023 roku.

W rozmowie z Interią Ardanowski podkreślił, że AgroUnia i PSL w swojej krytyce skupiają się na cenach nawozów. Były minister rolnictwa zwrócił uwagę, że „obniżenie ceny nawozów, generalnie potrzebne, nie rozwiąże w pełni problemów polskiego rolnictwa”. – Obniżenie VAT-u to dobry kierunek rządu, ale zerowy VAT obniża cenę nawozów azotowych o 200-300 zł, a to nie jest obniżka, która sprawi, że rolników będzie stać na kupno nawozów. Obawiam się, że nawozy, które są absolutnie niezbędnym elementem, by uzyskać przyzwoite plony, nie będą w tym roku przez rolników zakupione i zastosowane. Doprowadzi to do spadku plonów – wskazał.

– Co prawda spodziewaliśmy się tego, ale od przyszłego roku, kiedy wdrażany będzie Zielony Ład. Mamy więc przedsmak tego, co może się dziać za rok – zaznaczył. Ardanowski wskazał, że „obecne wzrosty kosztów nie są wynikiem Zielonego Ładu”.

– Zielony Ład, czyli strategia KE z grudnia 2019 roku, zakłada zmniejszenie nawożenia, zmniejszenie ochrony roślin, czy odłogowanie gruntów. To coś niezrozumiałego, kiedy na świecie żywności brakuje – powiedział.

– Zielony Ład ma być wprowadzany od 2023 roku. Jednak analiza potencjalnych jego skutków, przedstawiona przez wiele znakomitych ośrodków naukowych polskich i zagranicznych jest druzgocąca. Wynika z nich m.in., że w tej wersji średni spadek produkcji żywności w Polsce wyniesie 13-15 proc., a w poszczególnych grupach znacznie więcej. To wszystko w sposób nieuchronny przełoży się na zaopatrzenie rynku, zachwieje bezpieczeństwem żywnościowym Polski i odetnie nas od możliwości eksportu. A co najważniejsze – spowoduje znaczny wzrost cen, które będą musieli zapłacić konsumenci. Możemy mieć do czynienia z katastrofą żywnościową. Może zabraknąć żywności i trzeba będzie ją sprowadzać z innych kontynentów. Ten proces ma rozpocząć się już za rok – alarmował.

Z kolei w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Ardanowski wskazał, że spadek produkcji rolnej przełoży się także na produkcję zwierzęcą. – I tu należy spodziewać się spadków – powiedział.

Jak dodał, na rynku będzie dużo mniej mleka i mięsa. – A gdy żywności będzie za mało, to wzrosną jej ceny. Czeka nas duża drożyzna – ocenił.

Zdaniem Ardanowskiego, dzisiaj rolnicy są gwarantem bezpieczeństwa żywnościowego Polski i potrafią pokryć nasze potrzeby. – Ale to zostanie zachwiane. Utracimy rynki eksportowe, tym samym dojdzie do uderzenia w poważny dział naszej gospodarki. I to czeka nas już od 2023 r., bo wtedy strategie Europejskiego Zielonego Ładu (EZŁ) mają być szeroko wdrażane – powiedział.

Zdaniem Ardanowskiego w obecnej sytuacji pomóc może tylko interwencja państwa i „bezpośrednia pomoc dla rolników”. – Premier wystąpił do KE o taką zgodę. To będzie znaczące obciążenie dla budżetu państwa, ale trzeba iść w tym kierunku, bo bez nawozów nie ma wysokich plonów – twierdził.

– Jeżeli nawet KE wyrazi zgodę na dodatkową dopłatę dla rolników do nawozów, to nie powinno się to odbywać przez jakąś „urawniłowkę” i dopłatę do hektara. To nie jest kolejna dotacja do gospodarstwa, ale widziałbym bardziej zwrot części środków za zakupione nawozy na podstawie faktury zakupu. Są rośliny, które bez nawozów właściwie nie mogą być uprawiane. To m.in. rzepak i buraki cukrowe – rośliny szalenie ważne nie tylko ze względu na wartościowy produkt, ale również z uwagi na płodozmian – mówił dalej Ardanowski.

Przyznał również, że „dopóki nie spadną ceny energii”, to ceny żywności nie wrócą do poprzedniego poziomu.

Rolnicy przez inflację, której skutkiem jest drożyzna, tracą podwójnie. Bo tak jak każdy z nas ponoszą koszty droższej żywności, czy energii potrzebnej np. do ogrzewania domu, to dodatkowo płacą ogromne kwoty za zużycie energii w gospodarstwach. Przecież maszyny, różne urządzenia, działają głównie na prąd. Budynki inwentarskie, szklarnie, wymagają ciepła, ogrzewania. Wszystko podrożało. Potrzebna jest dodatkowa tarcza antyinflacyjna przeciwko drożyźnie, która pomogłaby tym gospodarstwom przetrwać. Sam VAT problemu nie rozwiązuje. Jeżeli państwo nie pomoże w istotnym obniżeniu kosztów w rolnictwie, to może oznaczać początek upadku rolnictwa – stwierdził.