Katolicy na Kaukazie. Rodzinne parafie. | |
Wpisał: Konrad Rajca | |
01.08.2013. | |
Katolicy na Kaukazie. Rodzinne parafie.
Konrad Rajca 2013-07-28 pch24 Z księdzem Markiem Kujdą, proboszczem katolickiej parafii w Tuapse niedaleko Soczi w rosyjskim Kraju Krasnodarskim, na temat sytuacji katolików i miejsca polskości na Kaukazie, rozmawia Konrad Rajca.
Pracuje Ksiądz na Kaukazie od dwunastu lat. Jak wygląda sytuacja katolików w tym regionie? Katolicy byli na Kaukazie zawsze obecni. Wielu z nich pojawiło się tutaj już za panowania Katarzyny II, która sprowadzała osadników z Polski, Czech czy Niemiec, aby zagospodarowywali te ziemie. Przywozili oni tu własną kulturę. Do rewolucji październikowej były tutaj katolickie kościoły. U nas, w Tuapse nie było parafii, ale już dwadzieścia kilometrów dalej, w sąsiedniej wsi, gdzie mieszkali Polacy i Czesi, są świadectwa, że do roku 1937 był kościół i ksiądz. Ostatnia fala prześladowania Kościoła w Rosji nastąpiła właśnie w roku 1937. Przed wojną zamknięto wiele parafii i zesłano wielu wierzących ludzi. Księży rozproszono po całym ZSRR, szczególne wielu trafiło do Kazachstanu i na Daleki Wschód. Stworzono specjalną kolonię dla księży, gdzie mieszkało ich około stu pięćdziesięciu. Historia po roku 1937 jest mało znana. Żyli tu wierni, ale formalnie nie istniały żadne parafie. Przyjeżdżał tu ksiądz z Kazachstanu, wywieziony tam z ukraińskiej żytomierszczyzny, przyjeżdżał nad Morze Czarne, niby odpoczywać, bo nikt, oprócz niewielkiego grona wiernych, nie wiedział, że to ksiądz, i wtedy spotykał się z nimi. Kiedy tu przyjechałem w roku 1989, okazało się, że ludzie mają u siebie różne pamiątki, na przykład małego aniołka, którego zdążyli zabrać z kościoła, czy inne rzeczy, które przez długie lata chronili w swojej rodzinie. Ślady katolików spotyka się tutaj wszędzie, także w postaci mogił ludzi o korzeniach najczęściej polskich, ale także niemieckich czy litewskich. Jak wiele pojawia się w parafii osób nowych, bez żadnych związków rodzinnych z katolicyzmem? Do kościoła przychodzą raczej ci, którzy mają w historii swojej rodziny jakieś katolickie korzenie. Znam bardzo niewiele osób, które przyszły do kościoła, nie mając żadnych katolickich przodków. To owszem, zdarza się, ale bardzo rzadko, i raczej w dużych miastach: w Moskwie czy Petersburgu. Do nas raczej przychodzą ludzie o korzeniach katolickich – polskich czy niemieckich. Wielu z naszych parafian to Ormianie. Mamy w stutysięcznym Tuapse około dwustu parafian, a w okolicznym Łazarewsku około sześćdziesięciu i trzy czwarte z nich stanowią Ormianie. Modlimy się po rosyjsku z powtórzeniami ormiańskimi i Ojcze nasz po polsku. Skąd tutaj tak wielu Ormian? W okresie rozpadu Związku Radzieckiego zamieszkiwali oni południe Gruzji. Po rozpadzie ZSRR stopa życiowa w dawnych republikach sowieckich jest niższa niż w samej Federacji Rosyjskiej, choć wcześniej poziom życia był bardziej wyrównany, a w republikach kaukaskich żyło się znacznie lepiej niż na przykład w środkowej Rosji czy na Syberii. Sytuacja się jednak odwróciła i ludzie, którzy chcą coś w życiu osiągnąć, wyjeżdżają stamtąd na tereny rosyjskie. Gruzini i Ormianie są w zasadzie jedynymi narodami chrześcijańskimi na Kaukazie. W okolicach Soczi znajdują się szczątki kościołów i chramów z VIII i IX wieku. Ormianie byli pierwszym narodem, który przyjął chrześcijaństwo – już w roku 301. Biblię mieli przetłumaczoną na własny język już w IV wieku, już wtedy mieli swój alfabet i liturgię. To bardzo stary chrześcijański naród z ogromną kulturą i z wielką cywilizacją, o wiele starszą niż słowiańska. Podobnie Gruzja – przyjęła chrześcijaństwo w IV wieku. Jak dziś wygląda sytuacja katolików? Jakie stoją przed nimi wyzwania, jakie przeszkody napotykają w swej działalności? Praca tutaj przypomina sytuację opisaną w Dziejach Apostolskich. Żyjemy w małych wspólnotach. Parafie to takie małe, zwarte rodziny, niezbyt liczne, ale wzajemnie się znające i żywe. Cały czas jest się z ludźmi – życie parafialne jest rodzinne. Wszyscy razem się znamy, wspólnie obchodzimy uroczystości, nawet domowe. Bardzo często jesteśmy zapraszani do domów. Stąd też miałem możliwość poznania tutejszej kultury, szczególnie kultury ormiańskiej. Oczywiście, jest wiele niebezpieczeństw, szczególnie dla młodzieży. Pogoń za wartościami materialnymi to na pewno wielka próba. Po dwunastu latach obecności na Kaukazie zauważam, że kontakt z młodzieżą staje się trudniejszy. Wcześniej młodzież o wiele częściej przychodziła do Kościoła, teraz częściej ogląda telewizję. A jak w tym całym krajobrazie wygląda polskość? Właściwie wszędzie można spotkać Polaków. Tutaj była polska wieś, a ci Polacy, z którymi mam obecnie kontakt, to najczęściej potomkowie powstańców zsyłanych w głąb carskiej jeszcze Rosji. Bardzo często zdarza się, że nauczyciele, lekarze czy w ogóle ludzie wykształceni mają polskie nazwiska, choć już nie zawsze się z polskością identyfikują. Polaków jest tu jednak coraz mniej, młodzi wyjechali, starsi umierają, a średnie pokolenie nie zawsze podkreśla swoje polskie korzenie. Bywały przecież okresy w historii, kiedy przyznanie się do polskości wymagało dużej odwagi. Wcześniej w Rosji obowiązywał paszport, w którym widniała narodowość. Sam widziałem wiele paszportów starszych osób, w których było napisane – Polak. W wielu sytuacjach nie ułatwiało to życia, choć trzeba przyznać, że Polacy znajdowali na Kaukazie bardzo często gościnne przyjęcie i dobrze się tutaj czuli. Kaukaz zawsze uchodził za region bardzo gościnny. Tutaj gościa się bardzo szanuje, traktuje jak przyjaciela domu. Gdzie znajdują się najważniejsze skupiska Polaków na Kaukazie i jak liczne są to grupy? W Krasnodarze na pewno jest około stu osób, w Anapie kilkanaście. Wcześniej była żywa wspólnota w Soczi. W latach 1998-1999 jeździłem do Abchazji. Istnieje tam około trzystuosobowa parafia, z czego właściwie większość stanowią Polacy. Oprócz tego są tam dwie dość aktywne polskie wspólnoty otrzymujące sporą pomoc z Polski. Co roku dwie-trzy osoby stamtąd wyjeżdżają na studia do Polski. Jak Kościół katolicki jest traktowany przez władze? Bardzo nam pomógł Ojciec Święty Jan Paweł II. Dla naszej parafii i dla mnie osobiście momentem zbliżenia z władzami miasta był moment jego śmierci. Wiele o tym mówiono w mediach, wiele mówiono o samym papieżu. Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu zadzwonili do nas wtedy przedstawiciele władz miasta i wyrazili chęć przyjazdu do nas, by wyrazić swoje kondolencje i zapalić świece w kaplicy. Po prostu, chcieli zobaczyć, jak my tu żyjemy i jak się czujemy. Po pierwsze, dlatego, że jesteśmy katolikami, a po drugie, że ja i siostry jesteśmy z Polski. Pytali, czy nie potrzebna nam pomoc. Po tej wizycie było nam o wiele łatwiej wykonywać swoją pracę. Pokazała ją telewizja i ludzie zaczęli inaczej na nas patrzeć. A jak niedawna tragedia pod Smoleńskiem wpłynęła na stosunek władz rosyjskich i w ogóle Rosjan do Polaków i Kościoła? Podobnie jak po śmierci papieża, bardzo wielu ludzi dzwoniło i przychodziło złożyć kondolencje. Doświadczyliśmy ogromnej życzliwości zwykłych, prostych ludzi. Przychodzili do nas między innymi prawosławni z ormiańskiej cerkwi. Przynosili i zapalali świece, co miało być wyrazem oddania szacunku. Tu jest taki zwyczaj, że przychodzi się do człowieka, u którego wydarzyło się jakieś nieszczęście. Mężczyźni nie zawsze przychodzą na niedzielną Mszę Świętą, jednak po smoleńskiej tragedii przyszli wszyscy. Pracując w Polsce nie spotkałem się z taką postawą: idę do człowieka, którego nie znam, bo wiem, że stało się u niego coś przykrego, więc idę go pocieszyć, wyrazić szacunek i wsparcie. Powinniśmy się uczyć od ludzi Kaukazu życzliwości i troski.
Dziękuję za rozmowę. Rozmawiał Konrad Rajca. Artykuł ukazał się w 17. numerze magazynu "Polonia Christiana". |