Ściana płaczu i ściana hańby | |
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz | |
11.08.2013. | |
Ściana płaczu i ściana hańby
Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2887 Felieton • tygodnik „Najwyższy Czas!” • 9 sierpnia 2013 W wywiadzie-rzece przeprowadzonym przez panią Krystynę Ockrent (z Okrętów belgijskich, a nie z tych tubylczych, z których pochodzi pani Wujcowa), prywatnie - naturalna przyjaciółka byłego ministra spraw zagranicznych Republiki Francuskiej Bernarda Kouchnera - z byłym szefem razwiedki francuskiej, hrabią Aleksandrem de Marenches czytamy między innymi, że po wojnie Francja otrzymała około 10 ton dokumentacji Gestapo i służb włoskich, z których wynikało, że znaczna część, a może nawet większość bohaterów Resistance była agentami, jak nie niemieckimi, to włoskimi, a Włosi nawet lepiej płacili. Ale największą część dokumentacji po Gestapo przejęli Sowieci - co we Francji zaowocowało charakterystycznym zjawiskiem. Jak tylko Sowieciarze chcieli coś we Francji załatwić po swojej myśli, to natychmiast odzywały się tam pudla rezonansowe w postaci rozmaitych osobistości, często reprezentujących rozmaite kierunku polityczne, ideowe, czy towarzyskie - ale mimo tych różnic, wszystkie one śpiewały z tego samego klucza. Przypomniało mi się to na widok reakcji „Gazety Wyborczej” na wyrok uniewinniający oskarżonych w sprawie zabójstwa generała Papały. Pan prof. Jan Widacki, w swoim czasie podejrzewany o kłamstwo lustracyjne uważa, że śledztwo w sprawie zabójstwa Papały powinno być „umorzone”, zaś red. Paweł Wroński twierdzi z kolei, że wyrok uniewinniający oskarżonych w tej sprawie stanowi nie jest żadną porażką wymiaru sprawiedliwości, tylko przeciwnie - jej triumfem. Niby nie to samo - ale pomyślmy; jeśli w tej sprawie iustitia już zatriumfowała, to po co tu jeszcze jakieś śledztwa i procesy? Ciekawe, że podobne nożyce odezwały się właśnie w „Gazecie Wyborczej” po ukazaniu się książki Krzysztofa Balińskiego „MSZ polski czy antypolski”. Autor, w latach 1973-2012 pracownik MSZ, były ambasador w Syrii i Jordanii, coś tam na temat MSZ musi wiedzieć. Książka potwierdza teorie spiskowe, według których MSZ jest opanowany przez dwie szajki; żydowską i bezpieczniacką, reprodukujące się już w drugim, a nawet trzecim pokoleniu. Pochodząca ze świętej rodziny pani red. Dominika Wielowieyska i Agata Nowakowska dziwują się, że człowiek „z taką obsesją antysemicką” przez tyle lat pracował w dyplomacji „wolnej Polski” i krytykują „antysemickie obelgi” - na przykład opinię, że o ile za czasów PRL decydujące było pochodzenie klasowe, o tyle w „wolnej Polsce” - „rasowe”. Autorki podważają prawdomówność Krzysztofa Balińskiego, bo był w PZPR - na tej samej zasadzie, jak w czasach biblijnych nawet niektórzy późniejsi uczniowie lekceważyli znaczenie Jezusa: „czy może być co dobrego z Nazaretu”? A przecież w PZPR był również „drogi Bronisław”, czyli prof. Bronisław Geremek, podobnie, jak Jacek Kuroń! Czyżby i oni...? Ładny interes! Ale nie bez kozery jeszcze św. Paweł, co prawda w innym znaczeniu, niemniej jednak wspomina, że „zbawienie pochodzi od Żydów”. Czy to przypadkiem nie w „Gazecie Wyborczej” właśnie, po nominacji „właściciela strefy zdekomunizowanej” na ministra spraw zagranicznych ukazał się uspokajający materiał, że nieważne kto jest ministrem, bo ministerstwem tak czy owak kieruje ekipa skompletowana przez prof. Geremka? To samo pisze Krzysztof Baliński, dodając tylko i przytaczając rozliczne przykłady świadczące o tym, że prof. Geremek kompletując ów „zespół”, kierował się zarówno kryterium „rasowym”, jak i bezpieczniackim. Ajajajajajajaj! Najwyraźniej ujawnianie takich wstydliwych zakątków „wolnej Polski”, wskazujących nie tyle na jej wolność, co raczej - na okupację naszego nieszczęśliwego kraju przez kolejne pokolenia żydokomuny i bezpieki, których cadykowie dogadali się w Magdalence, kierownictwo „Gazety Wyborczej” musiało z jakichś powodów uznać za niepożądane. Czyżby z tych samych, dla których w domu wisielca taktownie nie wspomina się o sznurze? W końcu nawet wyniesienie Radosława Sikorskiego na stanowisko szefa tej całej „dyplomacji” można przypisać mechanizmowi, które w czasach staropolskich nazywano „fartuszkowym majątkiem” - a przecież jest on w ministerstwie tylko listkiem figowym! A skoro już dotknęliśmy czasów staropolskich, to warto zwrócić uwagę na charakterystyczną zamianę; o ile wtedy każdy szlachciura miał swego pachciarza, o tyle teraz każdy pachciarz ma swojego szlachciurę w charakterze szabesgoja. Casus pani red. Dominiki Wielowieyskiej, podobnie jak potomstwa innych świętych rodzin, jest niezwykle reprezentatywny. Co za hańba, co za wstyd! Okazuje się, że rację miał Józef Mackiewicz, że „jedynie prawda jest ciekawa”, podobnie jak Stefan Kisielewski - że nic tak nie gorszy, jak prawda. Ale verba volant, scripta manent - co się wykłada, że słowa ulatują, pismo zostaje - więc może warto zrealizować pomysł Aleksandra hrabiego Pruszyńskiego, który na podobieństwo waszyngtońskiego pomnika poległych w wojnie wietnamskiej, proponuje tak samo uczcić żołnierzy niepodległości. W Waszyngtonie jest to kilkusetmetrowa ściana z czarnego, szlifowanego kamienia, na którym wyryto imiona i nazwiska poległych. Podobne płyty można by umieścić na murze okalającym więzienie przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie, a na nich wyryć nazwiska poległych w walce, zamordowanych podczas śledztwa, skrytobójczo, czy w następstwie zbrodni sądowej - zaś naprzeciwko tej ściany płaczu, na ścianach budynków Wyższej Szkoły Handlowej, umieścić ścianę hańby, na której byłyby uwiecznione nazwiska oprawców i prześladowców - również tych, co zabijali słowem - oczywiście nie tylko te zmienione, ale i te prawdziwe, rodowe, żeby również wycieczki poszukujące tak zwanych „korzeni”, mogły sobie łatwiej je tam odnaleźć. Skoro Muzeum Żydów Polskich ma ambicję nauczenia mniej wartościowego narodu tubylczego jego „prawdziwej” historii, to póki jeszcze można - stwórzmy kamieniom możliwość wołania. Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”. |