Niebo i Ziemia przeminą...
Wpisał: Ks. Karol Stehlin FSSPX   
12.03.2009.

[z nr. 3, marzec, mies. „Zawsze Wierni”. Trzeba zaprenumerować, cena n-ru poniżej 5 zł MD]

Ks. Karol Stehlin FSSPX

Niebo i Ziemia przeminą...

Drodzy Czytelnicy!

            Ponieważ Bóg jest Bogiem pokoju, dla­tego nie można Go znaleźć w zgiełku i zamieszaniu. Wszyscy mistrzowie ży­cia duchowego przypominali nam o tym i uczyli nas, jak należy się zachowywać w chwilach lub okresach utrapienia, niepo­koju, duchowej nocy. Św. Ignacy Loyola pod­sumował te wskazówki następującą regułą: "W czasie strapienia nigdy nie robić żadnej zmiany, ale mocno i wytrwale stać przy po­stanowieniach i przy decyzji, w jakiej się trwało w dniu poprzedzającym strapienie, al­bo przy decyzji, którą się miało podczas po­przedniego pocieszenia. Bo jak w pociesze­niu prowadzi nas i doradza nam duch dobry, tak w strapieniu - duch zły, a przy jego ra­dach nie możemy wejść na drogę dobrze wio­dącą do celu" (reguła V o rozeznaniu du­chów). Wcześniej ŚW. Ignacy wytłumaczył, co to znaczy "strapienie": "ciemność w duszy, zakłócenie w niej, poruszenie do rzeczy ni­skich i ziemskich, niepokój z powodu róż­nych miotań się i pokus, skłaniający do nie­ufności, braku nadziei i miłości" (reguła IV).

Postarajmy się zastosować te zasady do sytuacji, w jakiej obecnie znalazła się kato­licka Tradycja - a można tę sytuację okre­ślić właśnie jako okres wielkiego _zamiesza­nia, niepokoju, a nawet pewnego lęku o przyszłość. Oto jesteśmy świadkami fu­riackiego wręcz ataku z wielu stron, prze­mieszania sfery religii i wiary z zagadnie­niami historii i polityki, ogromniej presji li­beralnych i lewicowych mass mediów, które próbują przykleić katolikom związanym z Tradycją łatkę "skrajnych fundamentali­stów" i "negacjonistów", ignorując i prze­inaczając jednocześnie wszelkie wyjaśnienia przełożonych Bractwa. Nie bardzo wiado­mo, co te etykietki miałyby dokładnie zna­czyć, jednak w języku "politycznej popraw­ności", jakim posługują się media, są one używane jako najgorsze epitety - i tak też odbiera je wielu widzów, słuchaczy i czytel­ników. Jesteśmy również świadkami bez­pardonowego ataku na papieża Benedykta XVI za jego decyzję o wycofaniu dekretu ekskomuniki. O decyzji tej pisze się i mówi, jakby była wręcz zbrodnią. Liczni, prawie wszyscy hierarchowie (ba! całe episkopaty), przeniknięci duchem soborowym i ideami liberalnymi, wszem wobec postulują, żeby teraz Bractwo w pełni zaakceptowało II So­bór Watykański i wszystkie posoborowe re­formy - co byłoby dla nas równoznaczne z kapitulacją, złożeniem broni i duchowym samounicestwieniem. Sugeruje się nawet, że jeśli Bractwo tego nie uczyni, to ten czy ów hierarcha (ba! ten czy ów episkopat!) nie będzie decyzji papieskiej uważał za wiążącą. Z kolei w tradycyjnych katolickich środowi­skach można dostrzec obawy, czy 'Bractwo wytrzyma spadające na nie ciosy, czy nie ulegnie w końcu presji, czy jako jednolity organizm zachowa wierność katolickiej prawdzie.

Przypomnijmy, że dekret o wycofaniu ekskomuniki został podpisany 21, a ogło­szony 24 stycznia. Zaraz po nim' nastąpił wybuch. Co działo się wcześniej? Do Bożego Narodzenia trwała druga krucjata różańco­wa. W pokoju serca, z determinacją i wielką gorliwością katolicy wierni Tradycji, pozo­stając niezmiennie w służbie Kościoła, za pośrednictwem Niepokalanej kierowali ku Bogu swoje modlitwy. Dwa miesiące temu, podczas gdy wierni gorliwie modlili się o cud wycofania dekretu ekskomuniki, nasz przełożony generalny w liście do kard. Ca­strillona Hoyosa z 15 grudnia 2008 r. raz jeszcze jasno wyraził stanowisko Bractwa. Nie napisał nic innego jak to, co od samego początku istnienia Bractwa głosił abp Mar­celi Lefebvre. Stanowisko Bractwa Kapłań­skiego Św. Piusa X nigdy nie uległo zmia­nie. Jest niezmienne, bo niezmienna jest ka­tolicka prawda, której Bractwo służy, zaś zwierzchnikom Bractwa nigdy nie brakło siły i determinacji, by trwać przy katolickiej Tradycji. Żadne zamieszanie, żadne zabiegi nie zdołały zepchnąć Bractwa z jego drogi, a jest to droga, jaką jeszcze pół wieku temu szedł cały Kościół katolicki. Jest to droga, którą szczególnie jasno przypomnieli i któ­rej rozumienie pogłębili papieże w encykli­kach z ostatnich dwustu lat przed Vatica­num II. Jest to droga soborów powszech­nych - aż do II Soboru Watykańskiego. Wynika z niej ocena przyczyn i natury kryzysu, w jakim znalazł się Kościół i świat, oraz recepta na tę kryzysową sytuację.

Z żelazną logiką i nieugiętą konsekwen­cją Bractwo pokazywało i pokazuje truciznę soborowych błędów ekumenizmu, liberali­zmu i kolegializmu, będących źródłem kryzysu, w jakim pogrążył się Kościół. Bractwo odsłania antykatolickie, masońskie pocho­dzenie tych błędów oraz przypomina, że by­ły one, od czasu ich pojawienia się aż do ostatniego soboru, wielokrotnie, nieodwo­łalnie i bezapelacyjnie potępiane przez najwyższy Urząd Nauczycielski Kościoła. Brac­two stanowczo odrzuca te błędy oraz ideolo­gię, z której się zrodziły; odrzuca także "re­formy", które są następstwem tych błędów. Te "reformy" godzą w Majestat Boży, nisz­czą Kościół i zagrażają zbawieniu dusz. Bractwo nie głosi niczego nowego, a tylko powtarza to, czego nauczali wszyscy święci bez wyjątku, wszyscy ojcowie i doktorzy Ko­ścioła i wszyscy papieże aż do ostatniego -so­boru, podczas którego dokonano rewolucyj­nej deformacji katolickiej prawdy. Wierność nienaruszonej spuściźnie katolickiej Trady­cji - oto sprawdzona droga do świętości! Oto zadanie i powinność, posłannictwo

i obowiązek! Z radością ducha przyjmujmy więc wszelkie ataki nienawiści, podobnie jak Apostołowie, którzy odchodzili sprzed Sanhedrynu, "ciesząc się, że stali się godny­mi dla imienia Jezusowego zelżywość cier­pieć" (Dz 4, 41). Miejmy nadzieję na otrzy­manie łaski dwóch błogosławieństw Chry­stusa Pana (Mt 5, 10-11).

Chcąc uratować jak najwięcej dusz i chcąc jak najlepiej służyć Kościołowi, tak by "na końcu Niepokalane Serce [Maryi] zatryum­fowało", Bractwo stara się o zejście hierar­chów Kościoła ze zgubnej drogi soborowych błędów. Świadomie czy nie, szkodzą w ten sposób Kościołowi, Mistycznemu Ciału Chrystusa. Świadomie czy nie, oddają hołd apokaliptycznej Bestii i wysługują się boż­kom współczesnego liberalizmu, ideologii będącej totalną rebelią przeciw społecznemu panowaniu naszego Pana Jezusa Chrystusa. Bractwo desperacko walczy z samobójczym i katastrofalnym mniemaniem olbrzymiej części hierarchów, że wszystko, co w Koście­le godne kontynuacji, zaczęło się na ostat­nim soborze. Sprawa jest bardzo poważna. Upływ czasu sprawi, że niezadługo na Stoli­cy Piotrowej zasiądzie papież, który semina­ryjną formację odebrał już po soborze. Za ja­kiś czas wśród biskupów nie będzie takich, którzy będą choćby pamiętać nauczanie Ko­ścioła sprzed soboru, już nie mówiąc o ak­ceptacji i przekazywaniu innym tego na­uczania. Starsi odejdą, a młodsi po prostu z własnego doświadczenia będą znali tylko ostatni sobór. Nawet gdyby chcieli, to nie będą w stanie przekazać Tradycji, bo sami nie otrzymali jej w dziedzictwie. Ta przera­żająca wizja niedalekiej przyszłości sprawia, że przeszłe i aktualne wysiłki Bractwa są niewymownie potrzebne i żywotnie ważne! "Bądź czujny i utwierdzaj resztki, które wy­mierają" - mówi w Apokalipsie Pan Jezus (Ap 3, 2). Właśnie przechowaniu i przekaza­niu Tradycji służyły niezliczone modlitwy i cierpienia wielu wiernych. Temu służyły wszystkie kontakty naszego przełożonego generalnego ze Stolicą Apostolską. I stał się cud! Wśród ciągle podejmowanych inicjatyw ekumenicznych oraz manifestacji liberal­nych tez Najwyższy Pasterz, może częściowo nawet wbrew swym własnym przekona­niom, stał się narzędziem w rękach Boga,

który "mimo swych wrogów króluje". Oto ­ku wielkiemu rozgniewaniu liberalnych ka­tolików - powróciła do Kościoła anty-eku­meniczna, antyliberalna Msza św. Wszech­czasów. Liturgicznym modernistom jak wi­dać nie udało się zapobiec ogłoszeniu od­ważnej decyzji papieskiej, ale czynili i wciąż czynią wiele, by za wszelką ceną ograniczyć zasięg oddziaływania tradycyjnej Mszy.

Po tryumfie Tradycji na płaszczyźnie litur­gicznej dokonał się nowy cud. Czekaliśmy na

niego dwadzieścia jeden lat, od 1988 r. Oto nareszcie papież ogłosił, że nie ma już eksko­muniki! Ci, którzy deklarują się jako wierni Tradycji, jako wrogowie ekumenizmu i libe­ralizmu, już dłużej nie mogą być traktowani jak wyklęci. Przed Panem Bogiem i w świetle prawa kanonicznego kara ekskomuniki ni­gdy nie była ważna, ale posługiwano się nią wobec Bractwa niczym maczugą. Ten drugi cud - ogłoszenie światu, że nie ma eksko­muniki - to już było zbyt wiele dla we­wnętrznych i zewnętrznych wrogów Kościo­ła. Stracili cierpliwość. To zupełnie zrozu­miałe, że wróg, który odniósł już niemal cał­kowite zwycięstwo nad "Jej potomstwem" i uzyskał dominację we wszystkich dziedzinach życia kościelnego, nagle traci cierpli­wość. Musi bowiem z trwogą i zdziwieniem uznać, że coś istotnego w życiu Kościoła wy­myka mu się z rąk, że ostali się jeszcze ludzie myślący i działający inaczej, niż on to zapro­gramował, że znienawidzona przez niego Tradycja, zamiast oddać ostatnie tchnienie, ponosi z nową energią głowę. By zadać Tra­dycji paraliżujący cios, postanowiono wyko­rzystać pewną niezbyt szczęśliwą wypowiedź jednego z członków Bractwa dotyczącą kwestii historycznej.

Kiedy Kościół się wzmacnia, kiedy nabie­ra sił, kiedy istnieje nadzieja na przezwycię­żenie kryzysu, wówczas reakcja wrogów jest zawsze taka sama: przerwać leczenie. Atak ma charakter frontalny albo zakuliso­wy. Tak czy inaczej, zawsze zwiastuje nadej­ście czasów utrapienia. Jest obliczony na wywołanie zamieszania i wyzwolenie szko­dliwych emocji, zasianie niepewności i wzbudzenie nieufności. W takiej atmosfe­rze człowiek najłatwiej może stracić równo­wagę ducha, jasność myśli, pokój serca. Wo­bec gróźb i niepewnych perspektyw łatwo popada w stan bojaźni i traci zdolność do utrzymania w dłoniach gotowej do użycia duchowej broni. Jesteśmy tylko ludźmi i dlatego jesteśmy podatni na uleganie zewnętrznym wpływom. Naszymi emocjami łatwo jest manipulować, tym bardziej, jeśli czyni to potężny wróg głęboko zakonspiro­wany wewnątrz hierarchii i mocno okopany na pozycjach poza Kościołem. Jak łatwo nasz rozum zwieść sofizmatem, a więc rozu­mowaniem tylko pozornie poprawnym, a w rzeczywistości całkowicie fałszywym, ­  że oto, skoro pewien wybitny członek Brac­twa popełnił jakiś błąd, to z całą pewnością taki sam błąd popełniło całe Bractwo. To jest erystyczny chwyt uogólnienia, genera­lizacji, przypisania cech jednej części ogóło­wi. Niefortunna wypowiedź bp. Ryszarda Williamsona na tematy historyczne (nie re­ligijne! "nie doktrynalne! nie teologiczne!) została przez światowe media wykoślawio­na i przypisana całemu Bractwu. Wobec tej agresji wielu z nas może dopuścić do siebie wątpliwość: a może coś w tych atakach jest na rzeczy? Z czasem można dojść do fałszy­wego wniosku: na pewno coś w tym jest! A więc lepiej dać sobie z Tradycją spokój. Lepiej zrezygnować. ~ W ten sposób wro­gie Kościołowi i Bractwu media osiągają swoje haniebne cele. Niszczą dobre imię ka­tolickiej Tradycji, bez skrupułów, bez wa­hań, wszystkimi, nawet najbardziej podłymi i odrażającymi środkami, na czele z general­ną dyrektywą Goebbelsa: "Kłamcie, kłam­cie, zawsze coś z tego w pamięci zostaje!".

Wobec takiego ataku zastosujmy rady świętych: cierpliwie, spokojnie czekajmy, aż impet furiackiego ataku się wyczerpie, a ogień medialnych oszczerstw zgaśnie. Wy­buch wulkanu może mieć straszne rozmia­ry, ale jedna rzecz jest pewna - nie może trwać długo. Nieważne, jak wielkich kali­brów armaty grzmią w naszym kierunku ­, my ufnie trwajmy na swoich pozycjach. Pa­miętajmy, że w Apokalipsie Pan Jezus zapo­wiedział, iż ten otrzyma wieniec chwały, kto wytrwa do końca: "Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia" (Ap 2, 10).

Wobec wrogów zachowujmy ewangelicz­ną postawę nie oddawania złem za zło, ale oddawajmy dobro, gorliwie modląc się o ich nawrócenie. Niech wzorem będzie dla nas św. Maksymilian, który odnosił się do swo­ich oprawców w obozie koncentracyjnym z prawdziwie nadprzyrodzoną miłością.

Wobec osób przestraszonych, zalęknio­nych i zwiedzionych przez manipulacje fał­szywymi informacjami miejmy możliwie jak największą wyrozumiałość, zważając na na­sze własne słabości i często nieopanowane emocje. Zachowujmy wobec nich pokój we­wnętrzny i zewnętrzny. Spokojne oblicze, merytoryczne wypowiedzi, opanowanie wła­snych reakcji wobec napaści lub wyzwisk ­niech taka będzie nasza odpowiedź! Miejmy przed oczyma św. Ludwika Marię Grignion de Montfort, który z udziałem wielu wier­nych budował ogromną Kalwarię. W przed­dzień jej planowanego poświęcenia otrzymał wiadomość, że wrogowie tak skutecznie oczernili go przed miejscowym biskupem i przed królem, iż pierwszy odmówił poświę­cenia, a drugi kazał zrównać z ziemią całe to dzieło. Gdy święty przekazał tę wiadomość zgromadzonemu ludowi, ludzie w zaślepie­niu uznali go winnym. O mało co nie został pobity. Udał się wówczas do jednego z pary­skich szpitali dla ciężko chorych, gdzie od­był 15-dniowe rekolekcje, podczas których napisał słynny List do przyjaciół krzyża ­arcydzieło duchowej literatury. Kilka mie­sięcy później, gdy wrócił na miejsce zajść (a było to w Wandei!), część wiernych przepro­siła go za swe niedawne, tak skandaliczne zachowanie. Co wówczas zrobił? Nie tylko chętnie wszystkim przebaczył, ale ze zdwo­joną gorliwością głosił wśród wandejskiego ludu swe misje, rekolekcje i tak duchowo umocnił całą prowincję, że gdy kilkadziesiąt lat później przyszła pożoga rewolucji francu­skiej, Wandea znalazła siłę, by wobec tej po­żogi bronić ołtarzy i tronu.

Wobec przełożonego generalnego Brac­twa zachowujmy ufność i pewność, że wspie­rany przez Opatrzność i wspomagany przez asystentów, a także całe duchowieństwo skupione w naszych szeregach, prowadzi i będzie niezmiennie prowadził je pewną rę­ką ku celowi, jakim jest tryumf katolickiej Tradycji i przezwyciężenie stanu strasznego kryzysu, jaki trapi Kościół. Natomiast wo­bec samych siebie zastosujmy ściśle pozosta­łe rady duchowych mistrzów. Św. Ignacy pi­sał: "Chociaż w strapieniu nie powinniśmy zmieniać poprzednich postanowień, to jed­nak jest rzeczą wielce pomocną usilnie zmie­niać samego siebie, nastawiając się przeciw temu strapieniu, np. więcej oddawać się mo­dlitwie, rozmyślaniu, rzetelniejszemu bada­niu sumienia i do pewnego stopnia pomna­żać nasze praktyki pokutne" (reguła VI).

Nasza odpowiedź wobec tego zgiełku światowego powinna być nadprzyrodzona. To wezwanie doskonale pasuje do okresu Wielkiego Postu, w którym Kościół usilnie nas wzywa, abyśmy zostawili "dzieła ciemno­ści" i zbliżali się od tak często zapomnianych odwiecznych prawd. Jak zbawienna to myśl, że w obliczu wieczności cały ten czas ziem­skiej pielgrzymki to krótka chwila. to w isto­cie zupełne nic! Dobrze trochę cierpieć na tym świecie, aby nie zapomnieć słów, jakie Niepokalana wypowiedziała do św. Bernade­ty w Lourdes: "obiecuję dać ci szczęście, ale nie na tym świecie, lecz na tamtym". Te sła­wa dotyczą także nas. Strzeżmy się też, by Pan Jezus nie musiał nam kiedyś powiedzieć tego, co powiedział pasterzowi wiernych w Efezie: "mam przeciwko tobie, że opuściłeś twoją pierwszą miłość" (Ap 2. 4).

Treść tego numeru ZAWSZE WIERNI ukazu­je, że przełożeni Bractwa dokładnie stosują zasady, o których była tu mowa. "Bóg jest światłością, a nie ma ciemności w Nim", dlatego bardziej niż kiedykolwiek pijmy ze źródeł katolickiej prawdy przez gorliwą lek­turę żywotów świętych i dokumentów nie­zmiennej nauki Kościoła katolickiego. "Chrystus jest naszym pokojem", dlatego głębiej niż kiedykolwiek zbliżmy się do Jego oczyszczającej, uzdrawiającej i uświęcającej najdroższej Krwi w sakramencie pokuty i Komunii św. "Pokój z wami" - "Ja dam wam mój pokój, nie tak jak daje świat", dla­tego skryjmy się w Jezusowych ranach, roz­ważając często Jego mękę i śmierć na krzy­żu. "Chrystus wczoraj, dziś i na wieki", dla­tego zaufajmy Mu bezgranicznie. Niebo i ziemia, i całe to zamieszanie przeminą, "ale moje słowa nie przeminą".