A mnie się marzy kurna chata A mnie się marzy kurna chata Zwyczajna izba zbita z prostych desek Żeby odbić od całego świata Od paragonów, paragrafów i wywieszek Zaszyć się w kącie, w kupie liści Tak żeby tylko czubek nosa było widać Nic nie zamiatać, nic nie czyścić Nie kombinować co się jeszcze może przydać Kiełkuje tu i tam tymotka Na klepisku rośnie czterolistna koniczyna Nie myśli się o ścisku, o wycisku Nic się o czternastej nie zaczyna Z wolna grubieją ci paluszki I wolno rosną kędzierzawej brody pukle Niszczeją zgrzebne ciuszki A tobie nie żal nadziewanych pączków z lukrem A mnie się marzy kurna chata I trzaskające w kurnym piecu smolne pieńki I dochodzący głos kolegów: pójdźmy wszyscy do stajenki Gdzieś tam prezydent zbiegł w szlafroku Gdzieś tam przyjęli jako wskaźnik stopę zysku Pięć wizyt, sześć wyroków Ktoś przez pomyłkę rekord świata pobił w dysku A tu tymotka wprost z podłogi Strzela w niebo i lwie paszcze rosną dzikie I sercu drogiej nie masz tu załogi Tutaj możesz się nie liczyć z nikim Budzi cię leśnych ptasząt duet Więc się przeciągasz, a stwierdziwszy ssanie w dołku Przyswajasz razową bułę I zaraz lżej ci na tym ziemskim łez padołku
|