Finansowe zagadki 11 września (WTC) | |
Wpisał: Jerzy Szygiel | |
06.10.2013. | |
Finansowe zagadki 11 września (WTC) [ O ubezpieczeniach i sprzedażach Silbersteina, jakiś czas właściciela WTC, są u mnie analizy osobno. MD] Jerzy Szygiel GN 35/2013 | 2013-08-29 http://gosc.pl/doc/1681564.Finansowe-zagadki-11-wrzesnia Miliardy ludzi widziały w telewizji samoloty wbijające się w nowojorskie wieżowce, ale tylko tysiące poznały szczegóły mało znanej, finansowej strony 11 września 2001 roku, która do dziś pozostaje intrygującą zagadką. Czy to możliwe, że tajemniczy amerykańscy inwestorzy wiedzieli, do czego dojdzie?
Zaskakujących transakcji dokonano 10 września 2001 r. na głównej amerykańskiej giełdzie opcji w Chicago (CBOE) Zacznijmy od samolotów. W tydzień po zamachach media ujawniły, że American Airlines i United Airlines, dwie linie lotnicze, których samoloty porwano fatalnego 11 września 2001 r., były obiektem nadzwyczajnych spekulacji giełdowych bezpośrednio przed zamachami. Chodzi o nagły i w zasadzie niewytłumaczalny wzrost kupna tzw. opcji sprzedaży (put option) ich akcji. To rodzaj transakcji giełdowej polegającej na założeniu przez inwestora, że konkretne akcje wkrótce stracą na wartości – nabywając put option ma on później prawo sprzedawać pakiety tych akcji po starej (wyższej) cenie. Między 6 i 7 września na głównej amerykańskiej giełdzie opcji w Chicago (CBOE) kupiono 4744 opcje sprzedaży United Airlines i tylko 396 opcji kupna (call option), co znaczy, że ni stąd, ni zowąd 25 razy przekroczono średnią dziennych transakcji dla tej linii. W przeddzień zamachów, 10 września, kupiono z kolei 4516 opcji sprzedaży American Airlines – 11 razy więcej niż średnia. Żadne inne linie lotnicze nie przekroczyły wówczas średniej, nawet o niewielki procent. A to nie wszystko. Scenariusz był identyczny dla sporej grupy spółek, których biura znajdowały się w wieżowcach World Trade Center, w tym grup finansowych jak Merrill Lynch, Bank of America czy Morgan Stanley. W ciągu trzech dni przed zamachami sprzedano 2157 opcji sprzedaży Morgan Stanley (zajmował 22 piętra wieży południowej), podczas gdy wcześniej, w ciągu roku, wykonywano średnio 27 takich transakcji dziennie. W tym samym czasie ktoś kupił również 12 215 put options na akcje Merrill Lynch, gdy średnia dzienna wynosiła dla nich 252. Podobne nadzwyczajne anomalie odnotowano w sektorze ubezpieczeń: kupno opcji sprzedaży Citigroup było w tych dniach 45 razy większe niż zazwyczaj, a dla Marsh&McLennan nawet 90 razy. Odwrotnie było w sektorze zbrojeniowym, którego akcje po 11 września wystrzeliły w górę – tu w ciągu dwóch dni przed zamachami ktoś masowo kupował opcje kupna, przekraczając wszystkie średnie o 6–10 razy. W ten sposób grano zresztą nie tylko w Ameryce, ale i na innych światowych giełdach. 23 września pewien makler londyńskiego City tak to wspominał przed dziennikarzem „The Telegraph”: „Nic się nie działo, rynek był senny. I nagle pojawił się niezwykle silny wzrost transakcji niektórych opcji – to było kompletnie zaskakujące. Mówiliśmy, że jest w tym coś bardzo dziwnego i nawet podejrzanego. Nie można było się połapać, o co chodzi”. Insider trading „Widziałem liczby opcji kupna i sprzedaży, które przekraczały wszystko, co mogłem zobaczyć w ciągu 10 lat obserwacji rynków” – mówił dla „Associated Press” John Kinnucan, dyrektor Broadband Research, po otwarciu amerykańskich giełd 17 września. Termin insider trading jest w Polsce słabo znany, ale i u nas oznacza przestępstwo – wykorzystania niejawnych informacji w transakcjach giełdowych. Dylan Ratigan, ówczesny dyrektor „Bloomberg News”, dzielił podejrzenia innych specjalistów: „Tu chodzi o najbardziej diaboliczny insider trading, z jakim miałem do czynienia w moim życiu (…). Jeśli to jest zbieg okoliczności, to najbardziej niebywały w całej historii handlu akcjami”. Liczne badania i analizy potwierdziły później te przeczucia. Pierwszy był Bundesbank. Według raportu niemieckiego banku centralnego, ogłoszonego już pod koniec miesiąca, anomalie na rynku opcji są „nieodpartym dowodem insider tradingu”. Według ówczesnego prezesa Ernesta Welteke, „to, co znaleźliśmy, daje nam pewność, że osoby związane z terroryzmem próbowały zarobić na tej tragedii”. Mówił to, zanim SEC (US Security and Exchange Commision), „żandarm” amerykańskiego rynku akcji, ogłosił, że ci, którzy kupowali opcje, nie mieli nic wspólnego z Al-Kaidą. W kwietniu 2004 roku wyniki swoich badań prowadzonych przez zespół prof. Allena Poteshmana opublikował Uniwersytet Illinois z Chicago. Konkluzja: „Są dowody nadzwyczajnej aktywności na rynku opcji w dniach poprzedzających 11 września, wskazujące, że te transakcje finansowe zawarto z wiedzą o zamachach”. Potwierdzenie insider trading odnosiło się tu wyłącznie do akcji United Airlines i American Airlines. Podobne badania prowadził w latach 2006–2007 zespół prof. Marca Chesneya, specjalisty od derywatów finansowych z uniwersytetu w Zurychu: „Prawdopodobieństwo insider tradingu jest bardzo duże [na 98 proc. z ułamkami] w odniesieniu do American Airlines, United Airlines, Merrill Lynch, Bank of America, Citigroup i GP Morgan. To nie jest dowód prawny, lecz rezultat metod statystycznych wskazujących na znaczne nieprawidłowości”. Po 11 września, kiedy akcje spółek dotkniętych przez ataki poleciały w dół, kupcy opcji zgarnęli olbrzymie zyski. United Airlines stracił ponad 43 proc., American Airlines 39 proc., Merrill Lynch 12 procent... Sumę zysków z inwestycji w dniach bezpośrednio przed tragedią szacowano różnie, w zależności od sposobu ich liczenia. Według Phila Erlangera, byłego analityka znanej spółki inwestycyjnej Fidelity, a później szefa ośrodka badań finansowych, chodzi o miliardy dolarów. W styczniu 2002 roku były minister obrony Niemiec Andreas von Bulow oceniał, że zyski sięgały 15 miliardów, natomiast np. telewizja CBS podawała sumę tylko nieco ponad 100 milionów. Założenie śledczych Prasa amerykańska była pewna, że przestępstwo finansowe zostało popełnione przez ludzi związanych z zamachowcami, dawała zresztą wyrazy swego oburzenia i pogardy dla tych „hien”. Śledztwo podjęte przez SEC i FBI w tej sprawie już 12 września 2001 roku zakończono dwa lata później. 19 września 2003 r. Ed Cogswell, rzecznik FBI, wyjaśnił zaskoczonym dziennikarzom, że podejrzani inwestorzy nie mieli nic wspólnego z Al-Kaidą i „nie ma absolutnie żadnego dowodu”, że wiedzieli coś o zamachach. SEC opublikował część swego raportu dopiero w kwietniu zeszłego roku. Powtarza on to, co zakomunikował komisji śledczej w 2004 roku – uznaje istnienie „nadzwyczajnych” transakcji, ale też twierdzi, że można je wyjaśnić inaczej niż insider tradingiem. Zarówno SEC, jak i komisja śledcza ds. 11 września postanowiły zataić tożsamość niezwykłych inwestorów. Śledczy założyli, że ewentualny insider trading mógł być dziełem wyłącznie ludzi związanych z zamachowcami, gdyż nikt inny nie mógł wiedzieć, co się stanie. Tymczasem śledztwa nie były w stanie wykazać najmniejszego związku między podejrzanymi transakcjami a Al-Kaidą, oskarżoną o spowodowanie zamachów. Doszli więc do wniosku, że owe transakcje nie mają nic wspólnego z przestępstwem giełdowym – są jedynie rezultatem czystego przypadku. W tej sytuacji w swoim raporcie końcowym z lipca 2004 roku komisja śledcza ds. 11 września poświęciła całej sprawie dwa zdania. Niektórzy zwracali potem uwagę, że takie rozumowanie jest sylogizmem, gdyż fakt, że anonimowi gracze nie mieli związku z oskarżonymi terrorystami nijak nie dowodzi, że nie było insider tradingu. Można je przyjąć w zasadzie tylko wtedy, gdyby śledczy dowiedli, że jedynie Al-Kaida wiedziała o zamachach. Poza tym, mówili krytycy, nie jest jasne, dlaczego śledztwa dotyczyły tylko „medialnej” kwestii handlu opcjami. Do ostatniej chwili Już w październiku 2001 roku „Wall Street Journal” podał informację, że w dniu poprzedzającym zamachy odnotowano „wyjątkowo wysoką liczbę transakcji kupna pięcioletnich obligacji”, gwarantowanych przez rząd Stanów Zjednoczonych. Były one wówczas traktowane jako zabezpieczenie przed zawirowaniami na rynku akcji. Na przykład ktoś jednorazowo kupił tych obligacji za 5 miliardów dolarów. Dzień później ceny tych papierów naturalnie wystrzeliły w górę. W grudniu 2001 r. Reuters i CNN donosiły z kolei o „nienormalnie wysokiej” liczbie transakcji rejestrowanych na komputerach obu wież WTC w godzinach bezpośrednio przed atakami i nawet już wówczas, gdy trwała ewakuacja budynków. Informowało o tym niemieckie przedsiębiorstwo Convar, wyspecjalizowane w odzyskiwaniu danych ze zniszczonych dysków twardych, któremu FBI zleciła zbadanie nośników znalezionych w gruzach. Według cytowanego wówczas eksperta Convaru Richarda Wagnera, ktoś w ciągu kilku godzin zarobił nielegalnie ponad 100 milionów dolarów, licząc, że nie zostanie po tym żaden ślad. Peter Henschel, dyrektor Convaru, mówił wtedy Reutersowi: „Podejrzewamy, że informacja o mających zaraz nastąpić zamachach była znana osobom, które wysyłały zlecenia i autoryzacje transakcji finansowych. Mamy do czynienia z kryminalną spekulacją”. Dyski wróciły do FBI i odtąd słuch po nich zaginął. W 2006 roku interesowała się tym holenderska telewizja, ale okazało się, że pracownicy Convaru byli już wtedy zobowiązani do milczenia. Media najczęściej nie mają środków, by prowadzić zbyt skomplikowane śledztwa. Do dziś nie udało się im odkryć, kim byli inwestorzy, którzy zarobili na akcjach obu linii lotniczych. „San Francisco Chronicie” i brytyjski „The Independent” jesienią 2001 roku wpadły jedynie na ślad amerykańskiego banku inwestycyjnego Alex Brown, który został zidentyfikowany jako pośrednik w operacjach związanych z opcjami na akcje United Airlines. Do 1998 roku bankiem kierował Buzzy Krongard, który w marcu 2001 roku został jednym z dyrektorów wykonawczych CIA. Paradoksalnie jego funkcja, którą pełnił do 2004 roku, polegała na kierowaniu wykrywaniem przez Centralną Agencję Wywiadowczą anomalii na rynkach finansowych. W dzień przed zamachami, 10 września, serwis ekonomiczny Reutersa nadał depeszę zatytułowaną „Akcje kompanii lotniczych mogą pójść w górę”. Dziennikarze fatalnie się pomylili, ale nie owi tajemniczy inwestorzy, którzy na przekór tendencjom wyłożyli wielkie pieniądze, by wygrać jeszcze większe. To się po prostu nazywa mieć genialnego nosa. Dopóki szczegóły śledztw nie zostaną ujawnione, inaczej tego nie można wytłumaczyć. |
|
Zmieniony ( 06.10.2013. ) |