Polski misjonarz a zarzuty pedofilii
Wpisał: Gość   
06.10.2013.

Polski misjonarz a zarzuty pedofilii

 

Jak „polski ksiądz zamienił plebanię w erotyczną pułapkę i zwabił do niej wielu nieletnich”

 

 

2013-10-05 http://gosc.pl/doc/1730026.Polski-misjonarz-uwolniony-od-zarzutow-pedofilii

jdud /franciszkanska3.pl

Ks. Marcin Strachanowski, polski ksiądz pracujący w Rio de Janeiro, został trzy lata temu uwolniony przez sąd od zarzutów molestowania seksualnego nieletnich. 8 listopada 2010 r. został zwolniony z brazylijskiego aresztu, w którym spędził 114 dni.

 

Informacje o oskarżeniach względem ks. Marcina do dziś można znaleźć w internecie

Ks. Strachanowski wyjechał z archidiecezji krakowskiej na misje do Brazylii w 1997 r. Pod koniec października 2008 r. policja zrewidowała jego brazylijską plebanię. Był to skutek doniesienia o popełnieniu przestępstwa molestowania seksualnego. Dwa tygodnie później ówczesny arcybiskup Rio de Janeiro polecił mu opuszczenie parafii i zamieszkanie w domu księży emerytów. Śledztwo trwało 2 lata. Po pewnym czasie rozpoczął się też proces kanoniczny.

Gdy ks. Strachanowski zgłosił wniosek o zwrot paszportu, brazylijski sąd aresztował go.

- W więzieniu, poza obfitym pokarmem Słowa Bożego, poświęcałem więcej czasu na różaniec i odprawiałem codziennie Drogę Krzyżową przeplataną z Koronką do Bożego Miłosierdzia – wspomina misjonarz.

Przyznaje, że na początku bardzo winił się za brak roztropności. - Pojawiały się myśli o tym, by nigdy więcej nie ufać żadnemu człowiekowi. Z czasem przyszło więcej pokoju wewnętrznego, opartego przede wszystkim na ufności w Boże miłosierdzie, a także na pewności sumienia co do własnej niewinności. Nigdy nie przestałem ufać Bogu i Jego dobroci, mimo że nie było mi łatwo zrozumieć do końca sensu tego doświadczenia. Przypominałem sobie często słowa Czesława Miłosza, zapamiętane jeszcze w liceum: „Nie ten najlepiej służy, kto rozumie” - opowiada ks. Marcin.

Kto go wspierał, materialnie i moralnie? Krakowscy księża, zwłaszcza ks. Zdzisław Błaszczyk i ks. Robert Chrząszcz. - Ktoś mnie wykluczył bez słowa z grona znajomych w jednym z portali społecznościowych zaraz po burzy medialnej na temat mojego aresztowania, ktoś inny zerwał kontakt, ale tak naprawdę to są wyjątki - mówi ks. Marcin.

- Wbrew najróżniejszym wyobrażeniom, jakie być może istnieją w polskiej świadomości na temat brazylijskich więzień, mój prawie czteromiesięczny pobyt w celi nie był aż tak przerażający – opowiada. Dodaje, że dzięki działaniom kolegów księży, przy wsparciu archidiecezji i polskiego konsulatu w Brazylii, uzyskał uznanie ważności swoich studiów i przyznanie tzw. „celi specjalnej” dla absolwentów studiów wyższych.

- Jednym z moich wspomnień, które pozostanie już na zawsze w moim sercu, jest „krąg biblijny”, do którego zostałem zaproszony przez pastora ewangelickiego już w pierwszą noc mojego pobytu w owej celi i który odbywał się codziennie, jednocząc katolików i protestantów. Wiele było rozmów egzystencjalnych, wiele wspólnych zmartwień i radości, wiele solidarności. To olbrzymie bogactwo, które poniosę przez resztę życia - wspomina misjonarz.

Dwa tygodnie przed rozprawą duchowny został zwolniony z aresztu. Odwiedził go wtedy nowy arcybiskup Rio Orani João Tempesta. Zapewniał o swej modlitwie i zaufaniu.

Nadszedł dzień rozprawy. - W czasie, kiedy najbardziej żądne sensacji media rozpisywały się o tym jak „polski ksiądz zamienił plebanię w erotyczną pułapkę i zwabił do niej wielu nieletnich”, moi oskarżyciele niecierpliwie szukali kogoś, kto mógłby potwierdzić te fakty - opowiada ks. Marcin.

Znaleźli. Jednak żaden ze nich nie miał w sądzie nic do powiedzenia na temat przypisywanych mu czynów. Zgłosił się za to sąsiad oskarżyciela, który zeznał, że tamten namawiał go do potwierdzenia przestępstw księdza i obiecywał wynagrodzenie „z pieniędzy, które wkrótce wyciągnie od Kościoła”.

Oskarżycielem okazał się 16-letni chłopak, któremu polski misjonarz wcześniej pomagał.

- Przedstawił mi szereg trudności związanych z rozwodem rodziców oraz rehabilitacją starszej siostry po ciężkim wypadku. Mówił też o zagubieniu w wielu dziedzinach życia, szczególnie w wymiarze duchowym, a także w kwestii własnej „tożsamości seksualnej”. Opowiadał o swej niedawnej przeszłości, w której wiele satysfakcji sprawiało mu uprawianie ulubionego sportu. Zaoferowałem mu pomoc w opłaceniu treningów karate i stroju, prosząc jednocześnie o skontaktowanie mnie z jego matką, tak aby wszystko mogło się odbyć za wiedzą prawnych opiekunów i bez nieporozumień - mówi ks. Strachanowski.

Dopiero po dłuższym czasie dostrzegł pułapki i dwuznaczności, bardzo sprytnie wplecione przez rozmówcę w ich internetowe dialogi. - Wystarczyło potem po prostu wyrwać te fragmenty z kontekstu, aby stworzyć monstrualny obraz, dodając do tego dowody zrealizowanych przeze mnie „niewyjaśnionych” wpłat na konto bankowe - mówi misjonarz.

Tym razem się nie udało. Po 15 dniach od rozprawy sąd wydał wyrok uniewinniający ks. Marcina.

(Opracowano na podstawie wywiadu, który ukazał się w serwisie franciszkanska3.pl w marcu 2011 r.)