Ofiara całopalna Judejczyków, a hekatomba Greków
Wpisał: Tadeusz Zieliński   
14.10.2013.

Ofiara całopalna Judejczyków, tzw. tamid  a hekatomba Greków

 

HELLENIZM A JUDAIZM   Tadeusz Zieliński , str. 195 i nn.

 

Wydawnictwo Adam Marszałek, ul. Lubicka 44. 87-100 Toruń. tel. 56 660 8160. www.marszalek.com.pl  e-mail: info@marszalek.com.pl

 

 

Ofiary były u Judejczyków albo gminne, całopalne, albo prywatne; te ostatnie znowu były albo też całopalne, albo były "ofiarami za grzech", albo "ofiarami zapokojnymi"; tj. dziękczynnymi lub ślubowanymi. Ich prze­znaczenie było różne: pierwsze, jak pokazuje nazwa, winny były być spalo­ne na ołtarzu bez reszty, na "wonność wdzięczności" dla Jehowy; z ofiar za grzech palono na ołtarzu tylko tłuszcz, mięso spożywał kapłan; z ofiar zapo­kojnych palono też tylko tłuszcz, mięso spożywał ofiarujący (Lev. I-VII).

 

Ofiary tych dwóch ostatnich kategorii były jednak raczej przypadkowe i wy­jątkowe; przeważały i ilością, i uroczystością ofiary całopalne.

 

Z nich ofiarę codzienną stanowiły dwa baranki roczne; dodawano pewną ilość mąki i oli­wy. W dniu szabatu ilość ofiarowanego była podwójna, co dawało około 900 baranków rocznie. Ale największą była liczba ofiar całopalnych podczas świąt. Podczas tygodnia paschalnego spalano codziennie dwa cielce, jedne­go barana, siedem baranków i kozła, z dodatkiem znowu odpowiedniej ilo­ści mąki i oliwy; podczas dnia pierwocin, drugiego uroczystego święta, to samo; podczas ośmiu dni święta kuczek przeciętnie dziesięć cielców, dwa barany i czternaście baranków dziennie. Mniejsza, ale zawsze pokaźna była ilość ofiar całopalnych w mniejsze święta. Bertholet wyrachował, że na jed­ne tylko obowiązkowe gminne ofiary niszczono rocznie 1093 baranków, 113 cielców, 37 baranów, 32 kozłów, 5500 litrów przedniej mąki, dwa z górą tysiące litrów wina i tyleż oliwy. Ale to były tylko ofiary gminne; daleko większą była liczba ofiar prywatnych, wśród których całopalne też zajmowały pierwsze miejsce: "wiele miriad bydła tu ofiarują w świąteczne dnie", mówi ps. Ari­steasz (§ 88).

 

Ogromnie też szczycili się Judejczycy tą częścią swego nabożeństwa; była ona dla nich nie tylko zaspokojeniem ich potrzeb religijnych, ale nawet pewnego rodzaju zadowoleniem estetycznym. Świadczy o tym cytowany przed chwilą Judejczyk, piszący pod maską Aristeasza (§ 92):

 

"Służba ich kapłańska jest niezrównana w swej sile, swym porządku i w uroczystości mil­czenia. Pomimo bowiem uciążliwości swej pracy robią oni wszystko automa­tycznie, każdy troszczy się o to, co mu jest przykazane. I służą bez przerwy, jedni krzątając się koło drzewa, drudzy koło oliwy, ci koło przyprawy, tamci koło wonności, inni znowu koło całopalenia mięsa, używając w sposób zdu­miewający swej siły: schwyciwszy bowiem obiema rękami biodra cielca, każ­dego wagi dwóch talentów z górą, rzucają je właśnie tak wysoko, jak trzeba, aby padły na przeznaczone miejsce ołtarza. Tak samo należało się dziwić ciężkości i tłustości owiec, ba nawet i kóz: wszędzie bowiem wybierają ci, którym to polecono, najprzedniejsze swoim tłuszczem i w ogóle niepokala­ne dla opisanej potrzeby zwierzęta. I wszystko się dzieje wśród najgłębszego milczenia, tak, iż się zdaje, że w miejscu nie ma żywej duszy, podczas gdy samych pełniących służbę jest około siedmiuset i w dodatku tłum ofiarują­cych; ale nad wszystkim panuje strach i nastrój godny wielkiej boskości ob­rzędu".

 

Zawiera się w tym zachwycie nie pozbawiona tragizmu mimowolna ironia: religia, która świadomie potępiła i wykluczyła ze swej służby praw­dziwe piękno i objawienie się bóstwa w pięknie, szuka piękna i znajduje to piękno w masowym zabijaniu i niszczeniu swojskich zwierząt, obracając swo­ją najświętszą świątynię w olbrzymią rzeźnię. Ale zwyczaj i tu był tyranem: "było dumą synów Aarona brnąć we krwi aż do kostek", wspomina z tęskno­tą Talmud (Peso 65 ab).

 

Ale, może kto zapytać, czy nie mamy tego samego i w ofiarnym kulcie Greków z ich hekatombami - z tą hekatombą np., którą wyobraził Fidiasz na fryzie Partenonu [RSG 66]? - Właśnie, że nie to samo. To bowiem, co u Judejczyków było prawidłem - ofiary całopalne - u Greków było rzad­kim wyjątkiem; co zaś się tyczy owych hekatomb, to należały one do tych ofiar, które według judejskiej terminologii nazwane są zaspokojnymi. Tylko symboliczne części bydlęcia o małej wartości pokarmowej spalano na cześć boga; co zaś do głównych, to po skończeniu ofiary służyły one na pokarm ludziom, którzy w taki sposób stawali się współbiesiadnikami boga; i w tym zawierał się u Greków religijny sens ofiary.

 

Kiedy więc czytamy w pismach greckich o hekatombach, powinniśmy sobie uświadomić, że chodzi tu wła­śnie o ucztę ludową, o częstowanie obywateli, czy to przez państwo, czy przez magnatów; częstokroć nędzarz, karmiący się w ogóle suchym chlebem, lub nawet oliwkami i cebulą - przy tej sposobności otrzymywał kawałek pie­czystego dla siebie i swoich.

 

I gdyby ów pseudo-Arysteasz był rzeczywiście Hellenem, którego udaje, mówiłby nie z estetycznym zadowoleniem, lecz z oburzeniem i wstrętem o tej szalonej rozrzutności, której był świadkiem w Jerozolimie Nie jest to żadna hipoteza; świadectwo bowiem prawdziwego Hellena o tej stronie judejskiego kultu nam się zachowało. Był nim słynny Teofrast, uczeń Arystotelesa; w swym traktacie "o pobożności" zaznacza on, że Judej­czycy "używają ofiarnego mięsa nie dla uczty, lecz niszczą je jako całopalne w ogniu podczas nocy... i potem unicestwiają ślady ofiary, aby wszechwi­dzący Helios nie zobaczył tej ohydy". Wiadomość niezupełnie jest ścisła, ale nam tu chodzi jedynie o stanowisko Teofrasta.

 

Tak samo i Apion Alek­sandryjczyk w dziele skierowanym przeciw Judejczykom dał wyraz swemu oburzeniu z powodu tego masowego niszczenia swojskich zwierząt, które, jak mówił, groziło przyczynieniem się do tego, że na świecie bydła zabrak­nie. Odpowiada mu co prawda Józef (c. Ap. II 137-39) i, uważając go nie­słusznie za Egipcjanina, zarzuca mu, że gdyby wszyscy naśladowali egipskie zwyczaje; to na świecie zabrakłoby ludzi wskutek rozmnożenia się dzikich zwierząt, które Egipcjanie uwielbiają jako bogów i starannie hodują; ale ten polemiczny zwrot nie bardzo trafia do przekonania. Fakt pozostaje faktem: z całego świata, ze wszystkich prowincji płynie do Jerozolimy dwudrachmowy podatek po to, aby kupione za te miriady złota miriady bydląt - i to wybo­rowych - niszczyć w ogniu, na "wonność wdzięczności" Jehowie. Wcale nie trzeba być materialistą, aby potępić taką bezsensowną pobożność.

 

A jednak trwała ona prawie do ostatniego dnia istnienia miasta i świątyni. Kiedy Jerozolima była oblężona przez legiony Tytusa, kiedy banda zbrod­niarzy, terroryzująca obywateli, obróciła święty przybytek w jaskinię mor­derstw, kiedy lud umierał z głodu - ołtarz Jehowy po dawnemu pożerał codzienny tamid, po dawnemu mięso bydląt, które mogło ocalić od śmierci setki obywateli, było niszczone ogniem. I dopiero kiedy wszystkiego zabra­kło, musiano zaniechać tego obrzędu; i było to uważane za najcięższy cios, jaki mógł spotkać obrońców skazanego miasta.

 

Muszę wyznać, że to nad­ludzkie spotęgowanie niedorzeczności przybiera charakter pewnej ponurej wielkości; ci ludzie bowiem wciąż oczekiwali zbawienia cudem Jehowy, ale za warunek cudu uważali skrupulatne pełnienie swoich zobowiązań wzglę­dem niego; żeby ich mógł, jako dobry ojciec, zwolnić od tych zobowiązań ze względu na ich udrękę, tego przypuścić nie mogli - właśnie dlatego, że ich religia, religia strachu, nie uznawała w nim tego dobrego ojca. [----]

 

W owych czasach jednak, kiedy ofiarny kult był uprawiany po całej ziemi izraelskiej i judzkiej i wyznawcy Jehowy w swej skrupulatności, rozumiejąc jego słowa "poświęć mi każde pierworodne, odtwarzające żywot między syny Izraelowymi, tak z ludzi jako i z bydląt" (Ex. XIII 2) zanadto literal­nie, rzucali do ognia na jego cześć swoich własnych synów - w owych cza­sach prorok Micheasz wyrzekł znamienne słowa: "Cóż godnego ofiaruję Panu, pokłonię się Bogu wysokiemu? !zali mu ofiaruję całopalenia i cielce roczne? Izali Panu podobają się tysiące baranów lub niezliczone strumienie oleju? Izali dam pierworodnego mego za złość moją, owoc żywota mego jako odkupienie życia mego? - Powiedziano tobie, człowiecze, co jest do­bre i czego Pan chce po tobie: żebyś żył w prawości, a miłował miłosierdzie, a w pokorze chodził przed Panem twoim" (VI 6 hebr.).

 

Jeszcze o pokolenie wcześniej mówił Ozeasz w imieniu swego Boga: "Miłości żądałem, a nie ofia­ry, a znajomości Bożej więcej niż całopalenia" (VI 6). Nie należy stąd wnio­skować, aby ci prorocy - a z nimi i inni, których słów przytaczać nie będę- byli przeciwnikami kultu ofiarnego; to znaczyłoby bowiem, że dążyli do zastąpienia religii przez moralność, tj. do unicestwienia samej religii, i było­by w sprzeczności z najbardziej rdzennymi przepisami Tory. Nie, sens tych przestróg jest zapewne taki: "nie cieszą Jehowy wasze ofiary, skoro nie ma prawości w sercu i życiu waszym"; a to znaczy, że punkt ciężkości rzeczywi­ście został przez tych proroków przesunięty z sakralnej na moralną stronę religii. To było ważnym, znamiennym i obfitym w skutki postępem w nauce tych proroków .

[----]