Pokładać ufność w człowieku  Jan Paweł II
Wpisał: ks. de La Rocque   
17.10.2013.

Pokładać ufność w człowieku – Jan Paweł II

 

 

[rozważania i analizy aktualne wobec zapowiedzi rychłej kanonizacji. MD]

 

 

[ks. de La Rocque. PAPIEŻ ASYŻU str. 114 i nn., wyd. Te Deum, 2012]   [wszystkie odnośniki, źródła – w oryginale md]

 

Jeśli przyjąć, że nadzieja koncentruje się na pożądanym celu oraz na środkach pozwalających go osiągnąć, to przyczyną nadziei nazwiemy to, co dostosowuje środki do celu. W przypadku nadziei chrześcijańskiej celem nadziei jest Bóg, ale zarazem Bóg jest Tym, w którym pokładamy nadzieję na osiągnięcie tego celu. Pokładanie nadziei w Bogu nie jest przejawem zarozumiałości, zważywszy na to, że w swej wszechmocnej dobroci wydał On za nas swojego Syna (por. Rz 8, 32; Tt 3, 7). Stąd krzyż jest naszą nadzieją dokładnie w tym znaczeniu, że jest jej bezpośrednią przyczyną.

A co było przy­czyną nadziei, jaką żywił Jan Paweł II? Papież udzielił następującej odpowiedzi: "Istnieje również (...) wymiar zasadniczy, zdolny poru­szyć aż do samych podstaw systemy decydujące o strukturze całej ludzkości i uwolnić bytowanie ludzkie - indywidualne i zbiorowe - od zagrożeń, jakie nad nim ciążą. Tym zasadniczym wymiarem jest człowiek".

Człowiek. Miejsce, jakie w myśli Jana Pawła II zajmuje człowiek, zbadał kard. Ratzinger. Człowiek stanowi jej centrum, co przekształ­ca antropologię Jana Pawła II w antropocentryzm: "Cała filozoficz­na refleksja Karola Wojtyły obraca się wokół człowieka. Również w centrum jego nauczania jako najwyższego pasterza chrześcijan znajdujemy troskę o człowieka". Kardynał Ratzinger dodaje jed­nak niezwłocznie: "Niemniej antropologia papieża jest teologiczna, ponieważ jest antropologią odkupieńczą. Pytanie o człowieka jest pytaniem o jego odkupienie i - jeśli potraktujemy je serio - pytanie o człowieka przekształca się w kontemplację Boga, stając się zupeł­nie nową refleksją, wychodzącą od zagadnienia Boga. W tym sensie problem Boga jest kluczem do jego osobowości i jego dzieła" .

Krót­ko mówiąc, antropocentryzm i teocentryzm w myśli Jana Pawła II miałyby zlać się ze sobą do tego stopnia, że pokładanie ufności w Bogu bądź w człowieku sprowadzałoby się do tego samego, a pokładanie nadziei w człowieku nie oznaczałoby już porzucenia Boga. Ujmując zaś problem w terminach teologicznych, upatrywanie przyczyny nadziei w człowieku nie byłoby już sprzeczne z nadzieją nadprzyrodzoną. Czy tak w istocie jest?

 

TEOCENTRYCZNA ANTROPOLOGIA?

 

Odpowiedź na powyższe pytanie przynosi jedna z zagranicznych podróży Jana Pawła II. Na początku pontyfikatu papież udał się do kraju, który - według jego własnych słów - włożył duży wysiłek w poznanie człowieka i jego niezbywalnych praw. Chodzi o Fran­cję. Tuż po opuszczeniu pokładu samolotu papież zadeklarował: "Orędzie, jakie pragnę do ciebie wystosować, Francjo, jest orędziem pokoju, zaufania, miłości i wiary. Wiary w Boga, naturalnie, lecz jednocześnie - jeżeli mogę się tak wyrazić - wiary w człowieka, wiary w cudowne możliwości, jakie zostały mu dane" . Dwa dni później, w homilii wygłoszonej podczas Mszy św. na [paryskim] lotnisku Le Bourget, papież przedstawił zależność, za pomocą której zespolił antropocentryzm z teocentryzmem. Słowem, rozpoczął od postawienia problemu: "W samym sercu misji Chrystusa znajduje się człowiek, cały człowiek. A przez człowieka narody, wszystkie narody. Liturgia dzisiejsza jest teocentryczna, a jednak głosi ona człowieka". Nie chcąc zniekształcić myśli Jana Pawła II, podążajmy - krok po kroku - za jego wyjaśnieniami.

Pierwszym argumentem, jakiego używa Jan Paweł II na poparcie swego zaufania do człowieka, jest właściwe jego naturze podobień­stwo do Boga: "Człowiek jest w samym sercu tajemnicy Chrystusa, człowiek jest w sercu Ojca, Syna i Ducha Świętego. I to od samego początku. Czyż nie został stworzony na obraz i podobieństwo Boga? Bez tego człowiek nie ma racji bytu. Człowiek posiada rację bytu w świecie tylko jako obraz i podobizna Boga". Na poparcie swych słów papież cytuje Psalm 8: "Tak. Dzisiejsza liturgia także głosi czło­wieka: «Albowiem spoglądam na niebiosa Twoje, dzieła palców Twoich, księżyc i gwiazdy, któreś Ty założył. Cóż jest człowiek, iż nań pamiętasz? Albo syn człowieczy, iż go nawiedzasz? Uczyniłeś go mało co mniejszym od aniołów, chwałą i czcią ukoronowałeś go, i postawiłeś go nad dziełami rąk Twoich. Poddałeś wszystko pod nogi jego» (Ps 8, 4-7)".

Człowiek posiada więc godność jako pod­miot. Przejawia się ona w byciu osobą. "Godność osoby ludzkiej ­- powie nieco później papież - ma swoje pierwotne źródło w jej istot­nej więzi z Bogiem - Stwórcą i Ojcem - na obraz i podobieństwo którego została stworzona, ponieważ obdarowana została rozumem i wolnością" W świetle Pisma św. ludzka natura, jakkolwiek byłaby bogata, wciąż jest zbyt mało warta, aby mogła sobie rościć pretensję do wzniesienia się na poziom Boga: ,,Z północy złoto przychodzi, a do Boga bojaźliwe chwalenie. Godnie Go znaleźć nie możemy: wielki mocą i sądem i sprawiedliwością, a wysłowić Go niepodobna. Dla­tego będą się Go bać mężowie, i nie będzie śmiał spojrzeć nikt z tych wszystkich, którym się zdaje, że są mądrzy" (Hi 37, 22-24).

A zatem samo odwołanie się do stworzonej godności istoty ludzkiej nie wystarcza do ustanowienia jej przyczyną nadziei. Jan Paweł II był tego świadom. Jeśli papież sądził, że może w ten sposób oprzeć się na człowieku, to czynił tak w przekonaniu, że podobieństwo czło­wieka do Boga pociąga za sobą jako logiczne następstwo immanen­tną obecność Boga w człowieku: "Człowiek... pochwała człowieka... afirmacja człowieka. Tak, afirmacja całego człowieka, w jego ducho­wej i cielesnej strukturze, w tym, co wewnętrznie i zewnętrznie objawia go jako podmiot; człowieka, przez swą strukturę widzial­ną podobnego wszystkim stworzeniom świata widzialnego, a jed­nocześnie wewnętrznie sprzymierzonego z odwieczną mądrością" . Aby podkreślić immanentną obecność Boga w każdym stworzonym człowieku, papież rozwija swą myśl, cytując fragment z Księgi Przy­słów, z którego do tej pory Kościół korzystał wyłącznie przy opisie przebywania Boga w duszy, charakterystycznego dla łaski uświę­cającej: "Mądrość ta jest także głoszona w dzisiejszej liturgii, która śpiewa jej Boskie pochodzenie, jej obecność dostrzegalną w całym dziele stworzenia, mówiąc na koniec: «rozkoszą moją być z synami człowieczymi» (Prz 8, 31)".

Pierwszy argument, który pozwala Janowi Pawłowi II połączyć antropomorfizm z teocentryzmem, przedstawia się zatem następu­jąco: Bóg przebywa w sercu każdego człowieka z uwagi na to, że w swoim osobowym bycie człowiek stanowi obraz i podobieństwo Boga. Jan Paweł II nazywa tę immanentną obecność Boga transcen­dentnym wymiarem ludzkiego życia. Ona stanowi o ontologicznej godności człowieka i leży u początku jego działalności. I to ona jest rzeczywistą przyczyną nadziei, którą głosił Jan Paweł II.

Łatwo byłoby wykazać, że ten argument o immanentnej obecno­ści Boga w człowieku bardzo często służył Janowi Pawłowi II jako tło dla jego rozważań nad odkupieńczym wcieleniem Chrystusa. Za przykład może posłużyć jego homilia w czasie Mszy św. na lotnisku Le Bourget, w której padły następujące słowa: "Chrystus przyszedł na świat w imię przymierza człowieka z odwieczną mądrością. W imię tego przymierza narodził się z Maryi Dziewicy i głosił Ewan­gelię. W imię tego przymierza został «umęczony pod Ponckim Piła­tem», wstąpił na krzyż i powstał z martwych. W imię tego przymie­rza, odnowionego przez Jego śmierć i zmartwychwstanie, dał nam swego Ducha. Przymierze z odwieczną mądrością trwa w Nim". Papież nie mówi, że przymierze z Bogiem zostało w Nim odno­wione - co zakładałoby, że człowiek uprzednio je zniszczył przez grzech - ale że ono trwa w Nim. Innymi słowy, Chrystus przyszedł na świat "w imię przymierza człowieka z odwieczną mądrością" - przez którą należy rozumieć immanentną Bożą obecność - aby ofiarować mu nową "moc", na co wskazuje Jan Paweł II w swym pierwszym orędziu bożonarodzeniowym do świata.

Na czym polega ta nowa "moc"? Papież udziela odpowiedzi, komentując fragment z Ewangelii św. Mateusza, gdzie Chrystus mówi: "Dana mi jest wszelka władza na niebie i na ziemi" (Mt 28, 18): ,,« Władza w niebie i na ziemi» nie jest władzą przeciw człowie­kowi. Nie jest nawet władzą człowieka nad człowiekiem. To władza, która pozwala człowiekowi objawić się samemu sobie w pełni swej królew­skiej godności; to władza, którą człowiek musi odkryć w swoim ser­cu; to szczególna moc, za sprawą której musi on objawić się samemu sobie w wymiarze swego sumienia i w perspektywie życia wiecznego". Władza Chrystusa nie jest więc niczym innym, jak wzmocnioną immanentną obecnością Bożą w człowieku, w każdym człowieku: "Przez swoje wcielenie Syn Boży w pewien sposób zjednoczył się z każdym człowiekiem". Wcielenie - zdaniem Jana Pawła w jeszcze doskonalszy sposób nadało wszystkim ludziom godność przybranych dzieci Bożych. W opinii zmarłego papieża objawie­nie ludzkiej godności jest zasadniczą częścią składową odkupienia przyniesionego przez Chrystusa: "Chrystus, nowy Adam, właśnie w objawieniu tajemnicy Ojca i Jego miłości objawia w pełni człowie­ka samemu człowiekowi".

 

IMMANENTNA OBECNOŚĆ BOGA W ŁONIE KAŻDEJ KULTURY

 

Postulat immanentnej obecności Bożej w człowieku uzasadnia ponadto szacunek i zaufanie, jakimi Jan Paweł II darzył rozmaite religie. W tym znaczeniu ukryta i aktywna obecność Boga przekra­cza indywidualnego człowieka i rozciąga się na kultury, a także na religie, które stanowią ich serce 2. Jan Paweł II mówił również o tym w homilii, wygłoszonej podczas Mszy św. na lotnisku Le Bour­get: "W samym sercu misji Chrystusa znajduje się człowiek, cały człowiek. A przez człowieka narody, wszystkie narody". I rozwinął tę myśl w dalszym fragmencie kazania: "Wewnętrzne przymierze z mądrością leży u podstaw wszelkiej kultury i prawdziwego postępu człowieka" , Jan Paweł II często powtarzał to twierdzenie, zwłaszcza wówczas, gdy zwracał się do misjonarzy ewangelizujących kraje należące do kultur niechrześcijańskich: "Zadaniem apostoła, który w ten sposób spotkał Boga, jest dać poznać Go braciom, ukazując że On już tam jest, ukryty pośród narodów, w sercu każdej kultury. (.,.) W duchu otwarcia i dobrego sąsiedztwa dzielcie radości i cier­pienia, problemy i troski egzystencji; współpracujcie, mając na uwa­dze całościowy rozwój i pełne wyzwolenie człowieka".

O ile kultury, ujęte w swej różnorodności, są wyrazem wielo­kształtnego bogactwa potencjalnie obecnego w ludzkiej naturze, o tyle też - w ujęciu Jana Pawła II - są wyrazem wielopostaciowej obecności Boga ukrytego, niemniej obecnego w każdym człowie­ku.

Symptomatyczne pod tym względem jest jego przemówienie wygłoszone w siedzibie UNESCO w trakcie pierwszej podróży do Francji. Przypomniawszy w nim o więzi łączącej w ogólności każ­dą kulturę z religią, papież w formie przykładu zwraca uwagę na chrześcijańskie fundamenty kultury europejskiej, ale niezwłocznie dodaje: "Mówiąc to, nie chcę w żaden sposób pomniejszać dziedzi­ctwa innych kontynentów ani też specyfiki tego dziedzictwa, która wypływa z innych źródeł inspiracji religijnej, humanistycznej czy etycznej. Owszem, pragnę wszystkim tym kulturom całej wielkiej rodziny ludzkiej, poczynając od najstarszych, a kończąc na zupełnie współ­czesnych, oddać głęboki i szczery hołd. Mając na myśli te wszystkie kul­tury pragnę tutaj, w paryskiej siedzibie UNESCO, głośno, ze czcią i zachwytem powiedzieć: «Oto człowiek». Pragnę wyrazić zachwyt nad twórczym bogactwem ducha ludzkiego, nad nieustającym tru­dem, który ma na celu zachowanie i ugruntowanie tożsamości czło­wieka: człowieka zawsze obecnego we wszystkich poszczególnych formach kultury”. Immanentna obecność Boga ukrytego w sercu każdej religii była jednym z najpoważniejszych argumentów, za pomocą których Jan Paweł II usprawiedliwiał międzyreligijne spot­kanie w Asyżu.

 

OD JANA PAWŁA II DO ŚW. PIUSA X

 

Pierwszą i zasadniczą przesłanką, na której Jan Paweł II opie­rał swoją nadzieję, był transcendentny wymiar każdego ludzkiego żyda, czyli - inaczej mówiąc - nieodłączna od natury człowieka potrzeba nieskończoności. W opinii zmarłego papieża pokładanie nadziei w człowieku pozostawało krokiem teocentrycznym. Uważał on bowiem, że właściwa osobie ludzkiej potrzeba nieskończoności jest dowodem wewnętrznej więzi z Bogiem, zatem pokładanie ufno­ści w człowieku sprowadza się w istocie do zaufania Bogu, który jest skrycie obecny w sercu każdego człowieka.

Zasadniczą przesłanką nadziei, jaką żywił Jan Paweł II, nie jest więc nic innego, jak życiowy immanentyzm, który został potępio­ny przez św. Piusa X w encyklice Pascendi dominici gregis. Święty papież napiętnował w niej modernistyczną koncepcję, w myśl której "potrzeba bóstwa (...) wywołuje pewne specjalne uczucie; to uczucie ma to do siebie, że zawiera w sobie samą rzeczywistość Boską już to jako przedmiot, już to jako przyczynę wewnętrzną i do pewnego stopnia łączy człowieka z Bogiem" .

Trzeba również powiedzieć, że domniemany teocentryzm antro­pologii Jana Pawła II nie pozwala mu osiągnąć cnoty nadziei. Zło­żenie nadziei w człowieku, jak to uczynił papież, oznacza bowiem coś zgoła przeciwnego - mianowicie oparcie się na potępionej od ponad stulecia utopii.

 

POWÓD POTĘPIENIA

 

Przedstawiając pobudki swego zaufania do człowieka, Jan Paweł II kładł nacisk na "cudowne możliwości" osoby ludzkiej: "Orędzie, jakie pragnę do ciebie wystosować, Francjo - mówił pod­czas wizyty w tym kraju w 1980 r. - jest orędziem pokoju, zaufania, miłości i wiary. Wiary w Boga, naturalnie, lecz jednocześnie, jeżeli mogę się tak wyrazić, wiary w człowieka, wiary w cudowne możliwości, jakie zostały mu dane". Piętnaście lat później w siedzibie ONZ powie­dział ponadto: "Aby odzyskać nadzieję i ufność u kresu tego stulecia cierpień, musimy na nowo objąć wzrokiem ów horyzont transcen­dentnych możliwości, jakie otwierają się przed ludzkim duchem".

Dla Jana Pawła II te możliwości ludzkiego ducha nie są jedynie możliwościami "biernymi", to znaczy zwykłymi zdolnościami do przyjęcia udzielającej się Transcendencji. Przede wszystkim są one zasobami czy też zdolnościami "czynnymi", które każdy człowiek posiada w swym wnętrzu i które stanowią źródło jego działalności: "Trzeba być szczególnie troskliwym wobec zasobów, jakie człowiek nie­sie w sobie, w swej ludzkiej naturze; w godności obrazu i podobieństwa Bożego (por. Rdz l, 27), które człowiek nosi niejako odbite w istocie swej osobowości. (...) Zostaliśmy stworzeni dla Boga, który wycis­nął w nas nieśmiertelny rys swej mocy i miłości. Wielkie możliwości człowieka rodzą się i mieszczą właśnie tam, a jedynym ich gwarantem jest Bóg. Człowiek jest wielki z uwagi na swój rozum, dzięki któremu poznaje siebie i innych, świat i Boga. Człowiek jest wielki ze wzglę­du na swoją wolę, za sprawą której ofiarowuje się z miłości, sięgając samych szczytów heroizmu. To w tych zasobach znajduje podstawę nieodparte dążenie człowieka" .

Wyposażonemu w te zasoby człowie­kowi przypada więc w udziale "samodzielna" odbudowa własnej osobowości i wypełnienie treścią wszystkich wymiarów bytu, łącz­nie z duchowymi: "Jeżeli pragniemy humanizmu autentycznego, peł­nego, rzeczywistego, musimy dojść do głębszej i bardziej całościo­wej antropologii, która rozpatruje człowieka jako osobowy podmiot, przekraczający swoją egzystencję i samodzielnie dokonujący syntezy wszystkich wymiarów swojego bytu; jako podmiot, który nie odry­wa żadnego wymiaru egzystencji od pozostałych i nie pozwala, aby rozwijał się on ze szkodą dla innych. Człowiek jest bowiem istotą, która równocześnie ma potrzebę rozwoju poznania nauko­wego, odpowiedzi na wezwanie i wymogi Absolutu poprzez wia­rę, modlitwę i etyczne postępowanie, komunikowania się z innymi na drodze dialogu; ma wreszcie potrzebę pracy i przekształcania świata w celu znalezienia odpowiedzi na potrzeby swoje i potrze­by bliźniego. Zbawienie człowieka, remedium na jego cierpienia zależy od jedności tych wszystkich wymiarów, od ich integralności. (...) Chodzi o moralną odbudowę osobowości każdego człowieka i wspólnoty".

 

* * *

 

Przypisywanie każdemu człowiekowi czynnych zdolności w kwe­stii zbawienia z tego tylko tytułu, że posiada on naturę osobową, rodzi poważne problemy natury doktrynalnej. Czyż św. Pius X nie potępił koncepcji odwołujących się do immanencji życiowej również ze względu na ich szerokie powiązanie z teoriami semi-pelagiań­skimi? Bardzo trudno bowiem dokonać formalnego rozróżnienia między humanistycznymi podwalinami nauczania Jana Pawła II a doktrynami potępionymi przez II Synod w Orange: "Jeśli ktoś twierdzi, że jak wzrost, tak i początek wiary i sama chęć wierzenia (.. .) dzieje się nie z daru łaski, tj. przez natchnienie Ducha Świętego naprowadzającego wolę naszą od niewiary do wiary, od złego życia do pobożności, lecz mamy to w sposób naturalny, ten sprzeciwia się apostolskiej nauce" . Sam kanon potępiający ujawnia w ostatnich sło­wach zgubne następstwo tych doktryn - tych samych, które głosił Jan Paweł II: "Ci bowiem, co twierdzą, że wiara, przez którą w Boga wierzymy, jest naturalna, przypisują w pewien sposób wiarę tym, co są daleko od Kościoła Chrystusowego" .

 

WOLA BOGA NOWĄ PRZYCZYNĄ NADZIEI?

 

Zasadniczą przyczyną nadziei, którą Jan Paweł II pokładał w czło­wieku, była jedność natury z jej ukrytą immanencją życiową. Cho­dziło więc o jedność początku czy pochodzenia, wspólnego dla całej ludzkości. Do tego pierwszego argumentu, który zdawał się nada­wać papieskiej nadziei wymiar teologiczny, Jan Paweł II dodał dru­gi, zaczerpnięty tym razem ze wspólnoty przeznaczenia, będącego udziałem całej rodziny ludzkiej. Argument jest bardzo prosty ­Bóg pragnie jedności całego rodzaju ludzkiego: "Bóg miłuje wszyst­kich ludzi na ziemi i obdarza ich nadzieją na nową epokę, epokę pokoju". Papież przypuszczał więc, że hołdując tak pojętej nadziei, podziela jedynie oczekiwanie Boga względem człowieka. Nadając w ten sposób swej nadziei pożądany przez Boga cel, tym samym papież uczyniłby ją cnotą teologiczną. Czy tak jest w istocie?

Podstawą tego argumentu jest domniemana wola Boża. W tym przedmiocie ważne jest dokonanie pewnych rozróżnień. Jeśli ogra­niczymy się do rozważań na temat woli Bożej w kwestii jedności rodzaju ludzkiego, wówczas stwierdzenie, że jest ona przedmiotem Bożego pragnienia, można rozumieć trojako:

1. Bóg pragnie ostatecznej jedności rodzaju ludzkiego, czyli wiecznego zbawienia wszystkich ludzi, a skuteczność Jego woli gwarantuje wszystkim ludzkim istotom rzeczywistą wspólnotę przeznaczenia;

2. Bóg pragnie ostatecznej jedności rodzaju ludzkiego jak powy­żej, niemniej pragnie również urzeczywistnienia jego jedności doczesnej, która stanowiłaby zapowiedź jedności ostatecznej, właś­ciwej dla ojczyzny niebieskiej;

3. Bóg pragnie ostatecznej jedności rodzaju ludzkiego, ale Jego wola w tej kwestii nie jest nieodparta (łac. voluntas efficiens), a jedy­nie wystarczająca (voluntas sufficiens), co nie gwarantuje wszystkim ludziom rzeczywistej wspólnoty nadprzyrodzonego przeznaczenia. Niemniej Bóg pragnie tymczasowej jedności rodziny ludzkiej na ziemi, gdyż oznacza ona wypełnienie doczesnego przeznaczenia stworzenia.

Jeżeli chodzi o wariant pierwszy, to sprzeczne z wiarą katolicką jest twierdzenie, że Bóg pragnie ostatecznej i nadprzyrodzonej jed­ności rodzaju ludzkiego w życiu pozagrobowym i że Jego wola jest w tej sprawie nieodparta. Podtrzymywanie tego twierdzenia ozna­cza utożsamienie się z doktryną powszechnego odkupienia, co już wcześniej było przedmiotem naszej analizy. W przypadku warian­tu drugiego, to poza wspomnianą powyżej niezgodnością z wiarą katolicką przemawia przeciwko niemu fakt, że przybiera on wymiar millenarystyczny, wielokrotnie napiętnowany przez Kościół. Ten sam wymiar jest obecny również w wariancie trzecim.

Jeżeli chodzi o świat obecny, to zostało objawione, że Bóg nie pragnie przywracać tutaj doskonałej harmonii ani w odniesieniu do stworzenia jako całości, ani w stosunku do samego rodzaju ludz­kiego.

1) Twierdzenie, że Bóg pragnie na ziemi doskonałej harmonii stworzenia ujętego jako całość, jest równoznaczne z odrzuceniem słów samego Boga, który wskutek wiarołomstwa Adama przeklął ziemię jeszcze tego samego dnia, kiedy został popełniony grzech. W Księdze Rodzaju (por. Rdz 3, 16-19) Bóg wyraźnie objawił swą wolę względem stworzonego świata, gdzie człowiek ma być tyl­ko przechodniem. Bóg po części pragnął tej dysharmonii między światem a człowiekiem, aby przypominała człowiekowi o skłó­ceniu z Bogiem powstałym na skutek grzechu i umożliwiała mu dokonanie zadośćuczynienia. Bardzo często, niestety, ilustracją tej dopuszczanej i wykorzystywanej przez Boga dysharmonii są natu­ralne kataklizmy, niosące ze sobą dramatyczne skutki dla człowie­ka. Chrystus podkreśla nawet, że te zjawiska naturalne naznaczą, w stopniu o wiele większym niż wspomniana harmonia, zbliżający się koniec czasów (por. Mt 24, 5-31).

2) Twierdzenie, że Bóg pragnie na ziemi jedności rodzaju ludzkie­go i że Jego wola jest w tej materii nieodparta, pozostaje w sprzecz­ności z Pismem św. Biblia objawia nam - począwszy od Księgi Rodzaju a skończywszy na Apokalipsie - coś zgoła przeciwnego: dla świata Chrystus jest "kamieniem obrażenia i opoką zgorszenia" (Iz 8,14). Aż do końca czasów pośród ludzi będzie się urzeczywist­niać obopólna nieprzyjaźń ustanowiona pomiędzy potomstwem Niewiasty a potomstwem węża. Ten konflikt ujrzał światło dzienne od pierwszych chwil wcielenia: "A światłość w ciemnościach świeci, a ciemności jej nie ogarnęły. (...) Przyszedł do swej własności i swoi Go nie przyjęli" (J 1,5,11). Światłości, która zstąpiła z nieba, stawia opór posępna i mroczna noc błędu i grzechu. Tak przedstawia się zasadnicza i przygniatająca prawda, której nie powinien przesła­niać poetycki urok Dzieciątka ze żłóbka. Ten Nowonarodzony jest również "opoką zgorszenia" (Iz 8, 14) ustanowioną na znak, któ­remu sprzeciwiać się będą" (Łk 2,34). Ludziom, którzy Go przyjęli, niewątpliwie przynosi światło i pokój - zbawienny pokój z Ojcem niebieskim, głęboki pokój serca oraz autentyczny pokój ze wszyst­kimi, którzy są również synami światłości.

Ale jak sam otwarcie oświadczył, nie przyniósł pokoju z synami ciemności: "Nie mnie­majcie, że przyszedłem pokój zsyłać na ziemię, ale miecz. Przy­szedłem bowiem oddzielić człowieka od ojca swego" (Mt 10, 34). W rzeczywistości bowiem aż do końca czasów synowie ciemności będą prześladować synów światłości, ponieważ nie jest sługa więk­szy nad pana swego" (J 15, 18-20). Na temat tych piekielnych walk, które będą trwały aż do końca czasów, mamy świadectwo św. Jana Apostoła, umiłowanego ucznia Jezusa, zawarte w jego wielkiej wizji otrzymanej na wyspie Patmos (Ap 12-13).

A więc zostało nam objawione, że Bóg nie pragnie w sposób nie­odparty ani zbawienia całego rodzaju ludzkiego, ani przywróce­nia doskonałej harmonii świata stworzonego, w którym człowiek jest tylko przechodniem. Równie oczywiste jest to, że trwały pokój pomiędzy ludźmi na ziemi również nie jest Jego zamierzeniem.

Zatem - w drodze logicznej konsekwencji - oparcie nadziei na tego rodzaju motywach, zamiast dawać wyraz teologicznej cnocie nadziei, odsłania pragnienie, które z uwagi na to, że nie odpowiada woli Bożej, musi zostać określone jako utopijne.

 

WNIOSEK

 

Jan Paweł II za podstawę nadziei obrał człowieka. Papież sądził, że postępując w ten sposób, pozostaje na gruncie stanowiska teo­centrycznego, które miało chronić teologiczny wymiar jego ocze­kiwania na nadejście cywilizacji miłości. W tej perspektywie każdy konkretny człowiek - z uwagi na swe pochodzenie i przeznaczenie - byłby zorientowany na Boga. Z jednej strony domniemana imma­nencja Boża, gwarantowana przez akt stworzenia "na obraz i podo­bieństwo Boga", z drugiej - ostateczne przeznaczenie do zbawienia, skutecznie wysłużonego każdemu człowiekowi przez odkupienie pojmowane jako fakt o zasięgu powszechnym: oto dwa argumenty pozwalające Karolowi Wojtyle utożsamiać własną antropologię ze stanowiskiem teocentrycznym.

Z katolickiego punktu widzenia te pobudki mają jednak znikomą wagę. Również nadzieja, którą Jan Paweł II pokładał w człowieku, wydaje się płonna. Dlatego można odnieść do niego słowa proroka Jeremiasza: "Przeklęty człowiek, który ufa w człowieku" (Jr 17, 5).

W tym kontekście apel wystosowany przez Jana Pawła II u progu trzeciego tysiąclecia przyprawia o zakłopotanie: "Nowe tysiąclecie stoi u drzwi i jego bliskość budzi w sercach wielu ludzi nadzieję na świat bardziej sprawiedliwy i solidarny. To pragnienie powinno ­a nawet więcej - musi się urzeczywistnić! W tej perspektywie zwra­cam się teraz w szczególny sposób do was, drodzy Bracia i Siostry w Chrystusie, którzy na całym świecie kierujecie się Ewangelią jako regułą życia. Bądźcie orędownikami godności człowieka!".