Potter - miła, pouczająca baśń czy agresja pogaństwa | |
Wpisał: Mirosław Dakowski | |
18.03.2007. | |
Mirosław Dakowski Potter:miła, pouczająca baśń czy agresja pogaństwaSądziłem, że zmilczę, że wystarczy poczekać, a ta grafomania „zapomni się” sama. Ale nie, autorka planuje siedem tomów, powstał film, ekspediantki wkładają spiczaste kapelusze i o północy zasiadają za kasami księgarń. Podobno sprzedano już ponad 110 milionów egzemplarzy („na świecie”, pewnie na Zachodzie, a w Polsce ok. 1.5 mln. – suma dla czterech tomów). Porównajmy z Władcą Pierścieni: Tamto dzieje się przed tysiącleciami, w Trzeciej Erze Świata, gdy hobbici czy duzi ludzie nie znali jeszcze religii objawionej. Wiedzieli jednak, że istnieje Stwórca, Jedyny, że czarodziejów posłali Valarowie, słudzy Jedynego. Zło od dobra jest odróżnione, choć, oczywiście, walczy też we wnętrzu każdej istoty rozumnej. Poza tym zło widoczne skupia się pod władzą Saurona. Nie razi brak chrześcijaństwa, Boga w jawnej postaci. Podobnie (i pięknie!) w Opowieściach z Narnii Lewisa. Zupełnie inaczej w Potterze. Dobro i zło wymieszane są na zasadzie Yin i Yang, a nie chrześcijańskiej „stronniczości”. Tasiemiec o Potterze dzieje się teraz, ci mugole, pogardzani przez autorkę i zafascynowaną część czytelników, mają swe TV i internet. Czarodzieje oczywiście tego nie potrzebują. Ale pomyślmy: Rzecz dzieje się w Anglii, mugole to na pewno chrześcijanie, często katolicy. Czy z ich (naszej!) religii coś przeniknęło do świata czarów i czarownic? No, na Yule (to pogańskie święto przesilenia) są choinki i zdaje się podarki. Świat czarowników to świat czysto pogański, bez Boga, bez Chrystusa. Dobro i zło inaczej jest tam wymieszane, niż u nas, u mugoli: „oni” (Harry i kumple) są to mili, „pozytywni” bohaterowie, ale... mogą i powinni oszukiwać, kłamać, kraść. W czasie zawodów trój-magicznych (czwarty tom) jeden z zawodników stosuje zakazane, zbrodnicze zaklęcie „Crucio” (tortury) i pozostaje bezkarny... „Za to” mamy instruktaż, jak przeprowadzić rytualne satanistyczne morderstwo (np. pod koniec czwartego tomu). Sprawy logiki: Gdy czytałem jedynie zachwyty różnych intelektualistek i krytyków nad „dziełem”, sądziłem, że mógł to dzieło popełnić trochę rozbudowany program komputerowy: Powtarzający się schemat „niespodzianych” dla czytelnika odwracań ról postaci („dobry” okazuje się „zły” i odwrotnie), sztampowe udziwnienia. Popatrzmy na logikę fabuły: - Czwarty tom kręci się wokół trwających cały rok szkolny zawodów najlepszych uczniów z różnych szkół czarnoksiężników. Jak się okazuje, w czasie satanistycz-nego okrutnego rytuału morderstwa u Voldemorta, na końcu tomu, całe te „zawody” zostały pomyślanie przez satanistów tylko w tym celu, by Harry, gdy (jeśli??) je wygra, dotknął jakiegoś złośliwie zaczarowanego przedmiotu. W ten sprytny sposób chciano go przenieść w moc Voldemorta. Ależ cała szkoła aż się roi od satanistów („death-eaters”). Można więć było podrzucić Harremu jakiś zaczarowany kapeć na pierwszej stronie tej opowieści– i całego tomu by nie było... - Przez cały czwarty tom kręci się po fabule jakiś czarny pies – Syriusz, nic nie robi, nie bierze żadnego udziału w akcji, tylko z daleka „ostrzega” Harrego. Wata. Jest popłuczyną po poprzednim tomie. Program komputerowy nigdy by na taką niedoróbkę nie pozwolił. - Główny satanista Voldemort ( dlaczegoś zwany Lordem??) podobno panicznie boi się jedynie dyrcia ze szkoły czarowników (Dumbledore, jak pamiętam). Nie Boga, jakby na czciciela diabła przystało... Tylko Dumbledore dorasta podobno Mocą do magii Voldemorta. A ten dyrek – cały rok szkolny jest wodzony za nos (i Harry też) przez młodego satanistę, który przyjął postać starego, „dobrego” czarodzieja (Mad Eye)! To obaj, dyrcio i gówniarz-spryciulo (HP), tej komedii przez rok nie potrafili odkryć? - Jak wspomniałem cała szkoła jest pełna prawie jawnych satanistów. Ale Dumbledore i „ciałopedagogiczne” ich nie widzi? Boi się? Celowo toleruje? I tak wygląda u nich „dobro”. Takich potknięć sto... czyni czytanie tasiemca przypisanego pani Rowling bardzo nudnym. Program komputerowy nie mógłby być tak żałośnie nielogiczny. Może to więc napisali według zadanego schematu murzyni (pardon, ghost writers), każdy po rozdziale? Bo jedna kobitka jednak by tak nudnej i nielogicznej chały nie wypuściła. Skąd więc „fenomen Pottera”, miliony sprzedanych książek, skąd powodzenie filmu? O namolnej i kosztownej „promocji rynkowej” już wypowiedzieli się fachowcy. Pozatem: - Celnie trafiono w dużą dziurę rynkową: dzieci niepewnych siebie, trochę łajzowatych. A któż w wieku dorastania nie ma wątpliwości co do swej wartości? I tu nagle – bez pracy, wyrzeczeń, bez pokonywania swych słabości, bez spowiedzi i mocnego postanowienia poprawy wreszcie – podają mu rozwiązania: pogardzaj mugolami, jesteś boski, pardon, jesteś czarodziejem! Latasz na miotle! Hurra! I rzeczywiste, tłustawe dziewuchy (bo nie opierają się pokusie słodyczy), koślawi, przygarbieni chłopaczkowie wyobrażają sobie, że są Asami w grze quidditch, czy w innym czarowaniu. Zamiast naprawde grać „w nogę” czy jeździć na nartach, rozwijać mięśnie i zgrabne ruchy, czy wreszcie – zachowywać dietę. Niestety, życie realne zgotuje im „twarde lądowanie”, zapewni sfrustrowanych klientów bioenergoterapeutom czy innym psycho-freudystom, lub zwykłym oszustom. Szkoda dzieci, szkoda ludzi. Choć – bezrobocie w branży papierniczej może odrobinę się zmniejszy.. Jakaś dziewczyna (ok. 14 lat) dzwoni do radia i zachwyca się, że w Potterze „nie ma moralności”. Chodzi jej o to (poprawia się), że nie ma tam umoralniających uwag, morałów, a akcja jest szybka. Moim zdaniem – pierwotne sformułowanie – o braku moralności – jest bliższe sedna. Uważam, że jest to zaplanowane podstawianie wzorca pogańskiego w miejsce chrześcijańskiego. Wkroczyliśmy przecież w Erę wodnika. Era Ryb padła. Padło. Te setki milionów młodych czytelników zdobytych poprzez „profesjonalną rynkową promocje towaru” należy przekonac, że w nowoczesnym, modnym (cool) świecie jest zło osobowe, tak, ale Boga to nie ma. Na Jego miejscu podstawie się dobrotliwego, niezbyt rozgarniętego staruszka, Dumblerdore, jakby kopię bożka na chmurkach, którego przed pół wiekiem rysował komunista Jean Effel. Cała propaganda medialno-intelektualistyczna wokół Pottera ma tego dowieść. Jeden z radiowych dyskutantów (psycholog czy polonista z Instytutu Literatury, nie odróżnię), stwierdza: „U kołtunów [książka] budzi zastrzeżenia, więć musi być dobra” (sic!). Panowie nie lubią się - słyszymy z ich wypowiedzi w radio – ale z tym błyskotliwym stwierdzeniem ten drugi skwapliwie się zgadza. Ktoś jeszcze zauważa, że HP „jest antidotum na przemoc”. Mówi to o cyklu, gdzie co krok obecne są satanistyczne tortury, dużo bezsensownie złośliwych potworów czy czarowników, sporo pychy, śmierci i zła. Panowie w PR1 stwierdzają, że u osób piszących protesty wyziera „głęboka nieznajomość tekstu”.
Cóż – na taką diagnozę pozostaje mi tylko się podpisać – Mirosław Dakowski PS . W lutym 2007 r. dowiedzieliśmy się, że już wyrośnięty chłopak grający Harrego „sprawdza się” w teatrze. Gra w sztuczce, gdzie wydziera oczy koniowi i na golasa współżyje z tym koniem. Jego partnerka (ludzka) miała opory w tym graniu. Przekonao ją. |
|
Zmieniony ( 28.04.2007. ) |