Oj Wacuś, Wacuś będziesz wisiał za cóś
Wpisał: Mirosław Kokoszkiewicz   
08.11.2013.

Oj Wacuś, Wacuś będziesz wisiał za cóś

 

Mirosław Kokoszkiewicz  - Wirtualna Polonia 2013-11-07

Odsłonięcie w Zakopanem pomnika Józefa Kurasia, słynnego „Ognia” po raz kolejny udowodniło, że nie ma już chyba ani jednego przywódcy polskiego antykomunistycznego zbrojnego powstania, który byłby i w obecnych czasach tak znienawidzony przez antypolskie środowiska i na temat którego działalności nawet dzisiaj gotowi się stawiać „świadkowie historii” z Podhala, by pluć na polskiego bohatera. Wygląda na to, że Józefowi Kurasiowi w III RP przypadła rola „przeklętego” wśród „wyklętych”.

Jednak jego bohaterska walka i śmierć będą dla mnie tylko pretekstem do poruszenia sprawy dla nas, jako Polaków bardzo wstydliwej, ale wyjaśniającej w dużym stopniu niechęć części Podhalan do legendarnego „Ognia”. 

Oto szczycimy się często tym, że w Polsce nigdy podczas okupacji nie doszło do masowej kolaboracji z niemieckim okupantem i nie wydaliśmy na świat kogoś w rodzaju Vidkuna Quislinga.

Niestety jeżeliby szukać jakiegoś przykładu największej polskiej kolaboracji z niemieckim okupantem to nasze oczy muszą się zwrócić właśnie na Podhale.

Już 7 listopada 1939 roku wjeżdżającego z wielką pompą do udekorowanego swastykami Krakowa, Hansa Franka, witał znany na Podhalu działacz ludowy, Wacław Krzeptowski w otoczeniu uroczyście wystrojonych góralek i górali.

Wiernopoddańcze przemówienie Krzeptowskiego przeszło do historii, jako „Hołd Krakowski”. Już pięć dni później przybyłego do Zakopanego Hansa Franka Krzeptowski i jego zwolennicy witali pod udekorowaną symbolami hitlerowskimi bramą Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS). Tak oto narodziła się na Podhalu idea Goralenvolk oraz rozpoczęła historia zdrady polegająca na współpracy z wrogiem i okupantem oraz na kłamstwie twierdzącym, że nasi górale to w prostej linii germanie.

W 1942 roku powstał Komitet Góralski w Zakopanem, którego przywódcą został Wacław Krzeptowski. Członkowie tego komitetu mieli stanowić bazę, w oparciu, o którą zbudowany zostanie przyszły rząd „państwa góralskiego” z „goralenführerem” Krzeptowskim na jego czele. W lutym 1942 roku Wacław Krzeptowski udał się do Ochotnicy i Tylmanowej by tam po głównych niedzielnych nabożeństwach zapowiedzieć utworzenie „Legionu Góralskiego SS” (Goralische Freiwilligen SS Legion), który będzie walczył u boku armii niemieckiej. Towarzyszyli mu w trakcie tych przemówień miejscowi kolaboranci, Jan Hamerski z Ochotnicy i Jan Barnaś z Tylmanowej.

Dzisiaj ocenia się, że niemieckie kenkarty dobrowolnie wzięło, czyli przynależność niemiecką zadeklarowało około 20 procent mieszkańców Podhala, co daje w przybliżeniu 30 tysięcy osób. Kolaboracyjny Komitet Góralski, swego rodzaju samorząd wraz ze współpracownikami i donosicielami to kilkaset osób najaktywniej zaangażowanych w kolaborację z okupantem niemieckim.

I teraz wrócimy do „Ognia”. Otóż jeszcze pod pseudonimem „Orzeł”, działając w Konfederacji Tatrzańskiej zwalczał on zaciekle rodzimych zdrajców z goralenvolk, za co ci z kolej w akcie zemsty dopomogli swoimi donosami Niemcom w straszliwym mordzie dokonanym na ojcu, żonie i maleńkim dziecku Józefa Kurasia, których spalono w ich własnej chałupie. To po przeżyciu tej traumy Józef Kuraś przyjął pseudonim „Ogień”, a na całym Podhalu coraz popularniejsza stawała się prorocza przyśpiewka na temat Wacława Krzeptowskiego, „Oj Wacuś, Wacuś będziesz wisiał za cóś”.

Wstydliwa historia kolaboracji na Podhalu przestaje być powoli tematem tabu, a niechęć wielu rodzin czy wręcz całych rodów góralskich do „Ognia” nie wynika bynajmniej z „terroru i strachu”, jaki siał w okolicznych wioskach i miasteczkach, ale ze zwykłego palącego ich do dziś wstydu.

Żywa jest na Podhalu pamięć o góralach i góralkach, którzy za przynależność do Goralenvolk otrzymali od żołnierzy Kurasia publicznie karę w postaci chłosty wykonywanej wyciorami od karabinów na gołe tyłki bez oglądania się na wiek czy płeć ukaranych.

Ból szybko minął, ale wstyd i hańba trwają do dzisiaj i towarzyszą kolejnym pokoleniom, co ułatwia twórcom „czarnej legendy” o „Ogniu” pozyskiwać kolejnych świadków jego „bandytyzmu” i „antysemityzmu”.

A co się stało z Wacławem Krzeptowskim?

Ukrywającego się w szałasie na Polanie na Stołach, zdrajcę pojmał oddział dywersyjny Armii Krajowej „Kurniawa” dowodzony przez por. Tadeusza Studzińskiego „Kurzawę” i po odczytaniu mu wyroku, spełniając proroctwo z góralskiej przyśpiewki, powiesił dnia 20 stycznia 1945 roku. Przy powieszonym odnaleziono list o treści:

“Ja niżej podpisany Wacław Krzeptowski urodzony 1897 roku dnia 24 czerwca w Kościeliskach przekazuję cały swój nieruchomy i ruchomy majątek uwidoczniony w księgach hipotecznych w Zakopanem na rzecz oddziału partyzanckiego Kurniawa grupy Chełm AK z własnej nieprzymuszonej woli, jako jedyne zadośćuczynienie dla narodu polskiego za błędy i winy popełnione przeze mnie wobec polskiej ludności Podhala w okresie okupacji niemieckiej od roku 1939 do 1945. Kościelisko, 20 stycznia 1945, 22.30″

Józef Kuraś niemal dokładnie o dwa lata przeżył kolaboranta, Wacława Krzeptowskiego. Ranny w zasadzce i odwieziony do szpitala w Nowym Targu popełnił samobójstwo 22 lutego 1947 roku. Co stało się z jego ciałem do dzisiaj nie wiadomo.

„Ciało w dziwny sposób zniknęło. Dlaczego miał nie mieć grobu? Jeśli był bandytą, niech ludzie plują na grób bandyty. Widać jednak nie. W tym życiu i śmierci musiało tkwić coś autentycznego, co było groźne. Trup mógł pewnego dnia ożyć”

Ks. Józef Tischner

Artykuł opublikowany w listopadowym numerze miesięcznika „Zakazana Historia”

Dla Wirtualnej Polonii nadesłał autor:

Mirosław Kokoszkiewicz