WOJSKO CIERPIAŁO NA MDŁOŚCI (2 MCH 9,9) | |
Wpisał: Ks. Stanisław Małkowski | |
08.11.2013. | |
WOJSKO CIERPIAŁO NA MDŁOŚCI (2 MCH 9,9)
Ks. Stanisław Małkowski
Warszawska Gazeta 8 – 14 listopada 2013 r. KOMENTARZ TYGODNIA
W warszawskiej archikatedrze odprawiane są co miesiąc Msze święte w intencji ojczyzny, boleśnie zranionej i poniżonej przez zamach smoleński 10 kwietnia 2010 roku. W imię prawdy, pamięci i nadziei głoszone jest słowo Boże, które podnosi na duchu modlących się wiernych. „Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy, co nam obca przemoc wzięła, mieczem słowa odbijemy”. Prawda głoszona z odwagą tworzy przestrzeń wolności, podczas gdy kłamstwo połączone z przemocą wolność niszczy. Tak było w czasie stanu wojennego 30 lat temu, tak jest i teraz. Prorocki sprzeciw bł. ks. Jerzego wobec kłamstwa zaowocował męczeństwem. Cena śmierci bywa wciąż zapłatą za pszeniczne ziarno prawdy. Patron archikatedry św. Jan Chrzciciel został uwięziony i poniósł męczeńską śmierć za to, że publicznie bronił małżeńskiego ładu moralnego wobec ówczesnego władcy króla Heroda Antypasa. Współcześni władcy ostentacyjnie łamią prawo moralne, wynosząc swoją politykę ponad prawdę i dobro, lekceważąc przykazania dekalogu, a zarazem deklarując katolicyzm, co ma miejsce w III RP. Popieranie in vitro stawia katolika w sytuacji ekskomuniki, która może być cofnięta tylko w razie publicznego nawrócenia. Katolik ekskomunikowany popełnia więc świętokradztwo, przyjmując Komunię świętą, a duchowny, który udziela komunii, wiedząc o postawie polityka, grzeszy i sieje zgorszenie. Tak było i jest w przypadku prezydenta Bronisława Komorowskiego i zaprzyjaźnionych z nim księży. Przyjaźń nie zwalnia od moralnej odpowiedzialności za swoje decyzje i czyny. „Amicus Plato, sed magis amica veritas”. Gdy ks. Abp Henryk Hoser powiedział o ekskomunice związanej ze zgodą na in vitro prezydent arogancko oświadczył, że taka ewentualność byłaby anachronizmem i zaszkodziłaby relacjom państwa i Kościoła. Ta sama archikatedra św. Jana Chrzciciela – symbol wierności Bogu, Honorowi i Ojczyźnie – była miejscem występów satanisty i celebracji pogrzebu masona. W tych dniach dokonał się w niej niedzielny ceremoniał uczczenia przejścia do wieczności jednego z architektów transformacji PRL-u w III RP. Dawniej rządzili Polską niewierzący, a teraz rządzą „wierzący i praktykujący”, których papież Franciszek nazywa „salonowymi chrześcijanami”. Kościół jednak nie jest i nie może być salonem, w którym względy towarzyskie przeważają nad szacunkiem dla prawdy i czcią dla prawa Bożego. Ewangelia czytana 8 listopada mówi o roztropności i sprycie synów tego świata, którzy wiedzą, jak pozyskać sobie ludzkie poparcie (Łk 16, 1-8). 9 listopada czytamy o wypędzeniu przekupniów ze świątyni (J 2, 13-22). W niedzielę 10 listopada słyszymy o zmartwychwstaniu, które jest Bożym potwierdzeniem godności i świętości ludzkiego ciała, tak profanowanego w dzisiejszej pseudo-kulturze i pseudo-sztuce. A w dniu 11 listopada Jezus mówi o zgorszeniu i upomnieniu. W tym też dniu wspominamy św. Marcina z Tours. W średniowiecznej „Złotej Legendzie” znajdujemy opis uzdrowienia za przyczyną św. Marcina dwóch żebraków – chromego i ślepego. Obaj przyzwyczaili się do swojego kalectwa, czerpali z niego korzyści, cudu nie chcieli, a jednak cud się stał. Zwykle warunkiem cudu jest wiara i chęć. Tej wiary i chęci w Polsce trzeba, gdyż sprowadzenie ojczyzny do ślepoty i chromego kalectwa z perspektywą na żebranie jest drogą donikąd. Czy Polacy chcą widzieć i chodzić? Wielu nie chce. Jeżeli więc chcą i wierzą, to cud się stanie, wskrzeszona Polska powstanie, by żyć. Jeżeli zaś nie uwierzymy we wszechmocną i zwycięską miłość Chrystusa Króla, nie ostoimy się.
Słowa braci Machabejskich, wypowiedziane przed męczeństwem do króla Antiocha IV Epifanesa „w duszy podobnego do dzikiego zwierza” (2 Mch 5,11) – „Ty zbrodniarzu, odbierasz nam to doczesne życie. Król świata jednak nas, którzy umieramy za Jego prawa, wskrzesi i ożywi do życia wiecznego” (7,9), „dla ciebie nie ma wskrzeszenia do życia” (7,14) są przestrogą dla bezbożnych u władzy. W końcu „tego, któremu przedtem wydawało się, że dotyka gwiazd na niebie, nikt nie mógł znieść, tak nieznośnie silny był zaduch, aż całe wojsko cierpiało na mdłości” (9,10 i 9).
„Każdej rzeczy końca patrzaj”, mówi polskie przysłowie. |