Przegląd ataków „rządu” na Autonomię Uniwersytetów [długachne to, ale.... ”po dobrej stronie”... MD] http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20090407&id=my11.txt Prof. Jerzy Robert Nowak Antywolnościowa ofensywa rządu Donalda Tuska przerwana została wreszcie drastycznym fiaskiem. Premier, pod wpływem coraz powszechniejszej fali protestów, zmuszony został do odwołania haniebnej decyzji minister szkolnictwa wyższego Barbary Kudryckiej, godzącej w wolność nauczania na wyższych uczelniach. Jak wiadomo, pani minister, przypuszczalnie na życzenie premiera, postanowiła włączyć się osobiście w trwającą już od prawie dwóch tygodni nagonkę na "obrazoburczą" książkę Pawła Zyzaka o Lechu Wałęsie. Nagonka uderzała głównie w IPN, mimo że nie miał on żadnych związków z tą książką. Postanowiono uzupełnić jednak nagonkę również o atak na promotora pracy magisterskiej Zyzaka - prof. Andrzeja Nowaka, jednego z najwybitniejszych współczesnych historyków polskich, redaktora naczelnego renomowanego dwumiesięcznika "Arcana". Warto tu dodać, że promowana przez niego 700-stronicowa praca magisterska Zyzaka jest nieprzeciętnym studium naukowym, wykazującym niebywały talent 24-letniego naukowca. Praca, napisana ze świetnym zmysłem syntetycznym, mająca 16 stron bibliografii, ok. 1000 źródeł, faktycznie mogłaby, po pewnych przeróbkach, być nawet broniona jako praca doktorska. Nie przeszkadza to jednak Stefanowi Niesiołowskiemu czy Januszowi Palikotowi w agresywnych atakach, całkowicie równających z ziemią wartość książki młodego naukowca. Znamienny jest fakt, że sam premier publicznie odciął się od decyzji minister Kudryckiej 4 kwietnia 2009 r., zaledwie dwa dni po wyrażeniu swego poparcia dla tejże decyzji, co dziś skwapliwie przemilcza. Odciął się, bo był do tego zmuszony powszechną krytyką łamania autonomii uniwersyteckiej przez Kudrycką, krytyką wychodzącą nawet ze środowisk PO i SLD. Cała sprawa nader wyraźnie publicznie odsłoniła krętactwo premiera Tuska, warto więc ją tym dokładniej przedstawić. Kompromitująca decyzja Trudno zrozumieć, dlaczego minister szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka postanowiła dołączyć do piętnujących książkę Pawła Zyzaka skrajnych warchołów życia politycznego. Pozostaje faktem, że 2 kwietnia minister podjęła skandaliczną decyzję administracyjną, godną czasów stalinowskich, a co najmniej nagonek administracyjnych po marcu 1968 roku. Szefowa resortu szkolnictwa wyższego ogłosiła, że zaleciła kontrolę na Uniwersytecie Jagiellońskim w związku z pracą magisterską Zyzaka. Jak napisała w liście do przewodniczącego Państwowej Komisji Akredytacyjnej prof. Marka Rockiego, "kontrola ma być przeprowadzona w związku z nieprawidłowościami metodologicznymi w procedurze przygotowania, zrecenzowania i obrony pracy magisterskiej pana Pawła Zyzaka na Wydziale Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego". Takie "przeprowadzenie kontroli w trybie nadzwyczajnym" miało się zdarzyć po raz pierwszy w historii polskiej nauki z powodu jednej pracy magisterskiej, która wzbudziła zastrzeżenia polityczne! Sprawa kontroli zarządzonej przez minister Kudrycką była tym bardziej szokująca, że zaledwie w grudniu 2007 roku Państwowa Komisja Akredytacyjna przyznała Wydziałowi Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego akredytację na pięć lat, z bardzo pochlebną opinią. Co najlepsze, minister Kudrycka, podejmując tę skandaliczną decyzję administracyjną, wymierzoną w autonomię Uniwersytetu Jagiellońskiego, przyznała w wywiadzie dla "Dziennika" z 4 kwietnia 2009 r., że w ogóle nie czytała książki Zyzaka! Wcześniej zaś wyjaśniła: "Skierowałam list do Państwowej Komisji Akredytacyjnej, aby zbadała funkcjonowanie Wydziału Historii UJ na podstawie informacji, które trafiły do mnie z mediów, że metodologia pracy pana Pawła Zyzaka nie była do końca prawidłowa" (cyt. za "Nasz Dziennik" z 3 kwietnia 2009 r.). "Gazeta Wyborcza" z 4-5 kwietnia br. zamieściła jeszcze ostrzejszą opinię minister Kudryckiej: "Nie może być sytuacji, że pozytywnie weryfikowane są prace, oparte na niewłaściwym przygotowaniu metodologicznym i o niskiej jakości merytorycznej". W świetle tego, co wiadomo o naprawdę wysokiej jakości merytorycznej książki Pawła Zyzaka, minister Kudrycka powinna jak najszybciej przeprosić za swój nieodpowiedzialny sąd zarówno autora książki, jak i promotora jego pracy prof. Andrzeja Nowaka. Niestety, nie była to pierwsza tego typu szokująca decyzja administracyjna Barbary Kudryckiej motywowana względami politycznymi. Już na początku swych "rządów" w resorcie szkolnictwa wyższego zapowiedziała nadzwyczajną kontrolę toruńskiej Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej, ale na skutek protestów musiała wycofać się z tej skandalicznej inicjatywy. Ciekawe, że w sprawie nagonki na książkę Zyzaka w pierwszej chwili nawet szef klubu PO Zbigniew Chlebowski zdystansował się od decyzji minister Kudryckiej, stwierdzając: "Jest to trochę niestosowne". Natychmiast jednak zmodyfikował swoją opinię po wystąpieniu Donalda Tuska, który 2 kwietnia publicznie uznał kontrolę na Uniwersytecie Jagiellońskim za uzasadnioną, mówiąc: "Ponieważ ta praca magisterska w ocenie niektórych jej czytelników była paszkwilem i politycznym atakiem, to wystarczające jest uzasadnienie, aby zastanowić się, w jaki sposób działa weryfikacja badań naukowych". Dodał przy tym, że choć wolność słowa i badań naukowych rozumie się także jako "prawo do publikowania rzeczy złych i niemądrych (...) nie oznacza to jednak, że nie będzie kontrolowane, na co wydane są publiczne pieniądze. Za publiczne środki nikt nie ma bowiem prawa kłamać, oczerniać Wałęsę ani psuć życia publicznego" (według Informacyjnej Agencji Radiowej z 2 kwietnia 2009 r.: http://www.polskieradio.pl/iar/wiadomosci/?id=93772). Nader szokujące w całej sprawie było zachowanie rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego, fizyka prof. Karola Musioła. Zamiast stanowczo sprzeciwić się próbom drastycznego łamania autonomii jego uczelni przez minister Kudrycką, rektor bez słowa protestu zaakceptował kontrolę, bezprawnie narzuconą jego uczelni i z całą potulnością powiedział: "Każdą kontrolę przyjmiemy jak przyjaciół. Rozumiem, że chodzi o sprawdzenie, czy nie popełniliśmy błędów. Pani minister, jeśli ma wątpliwości, ma prawo je wyjaśnić". Rektor dodatkowo uzasadnił decyzję Kudryckiej, atakując książkę Zyzaka: "Książka, która jest oparta na anonimowych źródłach, musi budzić emocje, w tym moje". Jego zdaniem, oparcie pracy na źródłach anonimowych jest "wpadką". Przypomnijmy, że wspomniany rektor UJ już rok temu "wsławił się" jakże niechlubnym udzieleniem gościny na UJ najskrajniejszemu polakożercy i katolikożercy Janowi Tomaszowi Grossowi. Protesty profesorów i polityków Radykalna próba naruszenia autonomii uniwersytetów przez minister Kudrycką wyraźnie przelała czarę goryczy z powodu niedemokratycznych działań rządu Tuska. Przeciw tej decyzji posypały się protesty z przeróżnych stron, nawet z PO i środowisk postkomunistycznych. Zarządzenie Barbary Kudryckiej uznano za wyraz swoistej "kontroli czystości ideologicznej" (wg komentarza ?ukasza Warzechy, Hucpa tygodnia, "Fakt" z 4-5 kwietnia 2009 r.). Szczególnie ostro zabrzmiał głos krytyczny różnych naukowców, profesorów historii. "To zamach na swobodę badań naukowych" - ocenił były dyrektor Instytutu Historii UJ prof. Piotr Franaszek (wg "Rzeczpospolitej" z 2 kwietnia 2009 r.). Inny historyk - prof. Tomasz Gąsowski, uznał tę decyzję za przejaw nadgorliwości Kudryckiej. Jego zdaniem, nie kieruje się ona troską o poziom prac magisterskich, lecz kalkulacją natury politycznej. Jak akcentował prof. Gąsowski: "Nie zdziwiłbym się, gdyby szef resortu nauki na Białorusi zagroził jakiejś uczelni kontrolą w razie opublikowania przez ich studenta pracy krytycznej o ?ukaszence, ale że w Polsce do takich rzeczy może dojść, tego nie zakładałem" (cyt. za: "Dziennik" z 4 kwietnia 2009 r.). W opinii prof. Katarzyny Chałasińskiej-Macukow, przewodniczącej Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich, "decyzja minister Kudryckiej jest niefortunna. (...) Jeśli w pracy magisterskiej były jakieś niedociągnięcia, to rozwiązaniem byłaby rozmowa z rektorem, która wyjaśniałaby sprawę. To, jeśli wierzy się w autonomię uczelni, powinno zamknąć sprawę" (por. tamże). 3 kwietnia 2009 r. socjolog, profesor Jadwiga Staniszkis w czasie audycji telewizyjnej potępiła decyzję minister Kudryckiej jako wyraz łamania autonomii uniwersyteckiej i uznała, że rektor UJ prof. Karol Musioł "źle się zachował w całej tej sprawie". Zaakcentowała, że częścią autonomii uniwersyteckiej jest prawo naukowców do poszukiwania, a nawet do błędów. Znamienne, że nawet tak mocno związany z Unią Wolności i "Tygodnikiem Powszechnym" historyk idei Marcin Król uznał działanie Kudryckiej za "bezprecedensową", "zaskakującą i nierozsądną interwencję". Co więcej, stwierdził on, że UJ powinien zaprotestować w obronie wolności badań naukowych. Profesor Król dodał: "Nie podoba mi się, że tego jeszcze tego nie zrobił. Gdyby powiedział, że sprzeciwia się naruszaniu jego autonomii i prosi inne uczelnie o wyrażenie solidarności, to na pewno by to nastąpiło" (cyt. za "Dziennik" z 4 kwietnia 2009 r.). Z krytyką decyzji Kudryckiej wystąpiła nawet minister edukacji w rządzie Leszka Millera, posłanka Lewicy dr Krystyna ?ybacka. Według niej: "Używanie komisji do doraźnej kontroli politycznej nie jest szczęśliwym posunięciem (...). źle jest, jeśli bieżące wydarzenia polityczne inspirują takie działania władz, tym bardziej że uczelnie mają autonomię". Z potępieniem decyzji Kudryckiej wystąpił czołowy polityk opozycji, szef PiS Jarosław Kaczyński, mówiąc: "To narusza wolność nauki i słowa. (...) To robienie z Polski zaścianka i Białorusi". Naruszanie autonomii uniwersyteckiej negatywnie ocenił w programie TVN poseł PiS Zbigniew Girzyński. Otwarcie skrytykował minister Kudrycką nawet reprezentujący PO szef sejmowej komisji edukacji Andrzej Smirnow, stwierdzając: "To było niepotrzebne. Po pierwsze, dotyczyło jednego z najlepszych uniwersytetów w kraju. Po drugie, ten tryb, trochę doraźny, może budzić złe skojarzenia". Z bardzo ostrą krytyką decyzji Barbary Kudryckiej wystąpił były polityk PO, a obecnie komentator "Dziennika" Jan Rokita. W numerze z 4 kwietnia 2009 r. wyszydził on próby narzucania politycznej woli władzom uczelnianym w tekście pt. "Linia władzy linią uniwersytetu". Stwierdził wprost: "Deprymująca jest skala upadku misji Kudryckiej: od wielkiego reformatora do wykonawcy brzydkich poleceń". Zdaniem Rokity, Kudrycka wiedziała, że "wysyłając do tej szkoły [UJ - przyp. J.R.N.] nadzwyczajną kontrolę jakości, naraża się na śmieszność. Musiała też zdawać sobie sprawę, że swoją decyzją podkopuje prestiż jednej z ważniejszych instytucji publicznych. (...) Winą Kudryckiej jest w końcu wzmocnienie trendu oportunistycznego na uczelniach (...). Przecież Kudrycka sama jest profesorem. Musi wiedzieć, że to jest gest zabijający prawdziwą naukę. Zagadką jest, po co Pani Profesor dała się ubrać w taką misję. Z reakcji premiera, zaskakująco życzliwie przyjmującego odpowiedzialność za jej decyzję, wolno sądzić, że Kudrycka wykonała nie przez nią wymyślone zadanie. Ale w każdej wersji zdarzeń jest to jej kompromitacja. Jeśli wykonywała polecenie, wzięła na siebie rolę bezwolnego narzędzia w ręku Tuska (...). Najciekawsze pytanie polityczne brzmi więc: po co Tuskowi cała ta nonsensowna chryja? Uniwersytet został zapewne trafiony ledwie odłamkiem pocisku artyleryjskiego wymierzonego w inny cel: IPN (...)". Gorzej niż w PRL Wielu liczących się publicystów wystąpiło z nader ostrą krytyką szokującej decyzji administracyjnej Kudryckiej. Niektórzy, jak redaktor Piotr Semka w "Rzeczpospolitej" (nr z 2 kwietnia 2009 r.), uznali, że decyzja minister przebija pod pewnymi względami nawet antywolnościowe działania w PRL. Jak pisał Semka w poświęconym Tuskowi tekście "Samozwańczy strażnik pamięci": "(...) Działanie podwładnej Donalda Tuska trzeba nazwać po imieniu. Decyzja Barbary Kudryckiej o przeprowadzeniu kontroli na Uniwersytecie Jagiellońskim, mającej sprawdzić okoliczności przyznania tytułu magistra Pawłowi Zyzakowi, autorowi książki 'Lech Wałęsa. Idea i historia', to skandal. Można ją uznać za próbę ukarania UJ za to, że nadał tytuł magisterski autorowi publikacji, która nie podoba się premierowi. Po bulwersujących pogróżkach wobec IPN tym razem naciskom rządu może zostać poddany uniwersytet. Nawet w czasach PRL władze starały się udawać, że szkoły wyższe nie podlegają ich bezpośredniej kontroli - u schyłku lat 80. milicja na teren uczelni wstępu nie miała. Wypada więc raz jeszcze wyraźnie powtórzyć: środowisko naukowe ma prawo do dyskusji nad pracą Zyzaka. Ale politykom od tego wara". Z głosami krytycznymi wobec decyzji Kudryckiej wystąpili również publicyści "Dziennika". Piotr Zaremba uznał tę decyzję za "białoruskie zagranie rządu wobec uczelni". Z kolei Piotr Gursztyn w tekście "Tusk traci głowę. Robi się niebezpiecznie" ("Dziennik" z 2 kwietnia 2009 r.) pisał m.in.: "Minister nauki zapowiada wysłanie kontroli na Uniwersytet Jagielloński, by sprawdzić tamże jakość obrony prac magisterskich. Premier grzmi i zapowiada zmiany w IPN. Chór klakierów i anty-IPN-owskich obsesjonatów bije gromkie brawa (...). Szef Państwowej Komisji Akredytacyjnej nie wie, jak się do tego zabrać [do kontroli - przyp. J.R.N.]. Marek Rocki, notabene senator PO, przyznaje, że nigdy czegoś takiego nie robiono. On raczej, mimo partyjnej lojalności, ma poczucie obciachu. Wszak był rektorem SGH i ma profesorski tytuł. Profesor nasyłający rewizję na innego profesora? Po co mu ta sława. A przy tej awanturze prawie wszyscy zapomnieli o czymś tak fundamentalnym, jak autonomia akademicka, to też znaczący szczegół. Po co nam te zabobony, gdy bijemy się o sondaże". Ostro napiętnował uderzenie w niezależność Uniwersytetu Jagiellońskiego Bronisław Wildstein w programie TVP Info z 3 kwietnia br. Do protestujących przeciwko decyzji Barbary Kudryckiej dołączył rzecznik praw obywatelskich prof. Janusz Kochanowski, publicznie pisząc w tej sprawie do niej m.in.: "Wysyłanie nadzwyczajnej komisji kontrolującej może budzić pewne zdziwienie, w szczególności w połączeniu z postawioną z góry tezą, dotyczącą nieprawidłowości w przygotowaniu konkretnej pracy magisterskiej" (por. "Rzeczpospolita" z 4 kwietnia 2009 r.). Ku zaszokowaniu rządu Tuska od decyzji minister Kudryckiej zaczęły się odcinać nawet najbliższe Platformie środowiska polityczne i kulturalne. Wyrazem tego był opublikowany 4 kwietnia 2009 r. w "Gazecie Wyborczej" artykuł Adama Leszczyńskiego: "Kontrolujcie IPN, a nie Uniwersytet". Autor "Wyborczej" stwierdzał m.in.: "Reakcje min. Kudryckiej, która odpowiada za poziom nauki w Polsce, można (...) zrozumieć. Wybrała jednak zły moment. Trudno uniknąć wrażenia, że próbuje wywrzeć nacisk na uniwersytet. Jego autonomia, która oznacza przede wszystkim zabezpieczenie przed naciskami politycznymi, choćby w słusznej sprawie, to fundamentalna wartość demokracji. Niestety, interwencja min. Kudryckiej zbiegła się z wypowiedzią wicemarszałka Sejmu Stefana Niesiołowskiego, który domagał się usunięcia z UJ prof. Andrzeja Nowaka, promotora Zyzaka. To postulat niedopuszczalny. Wolność nauki ma cenę, którą warto zapłacić (...). Wolność nauki oznacza też prawo do krytyki". Ze sprzeciwem wobec kontroli zarządzonej przez Barbarę Kudrycką wystąpiono nawet w postkomunistycznej "Trybunie" z 4 kwietnia 2009 roku. Krzysztof Lubczyński stwierdził, że "robienie z tej sprawy jakiegoś 'wielkiego halo'" to gruba przesada. Premierowi można pogratulować, że ma czas na zajmowanie się pracą magisterską. Pani minister Kudryckiej również. Może zamiast w te pędy wysyłać do Krakowa rewizorów z Warszawy, powinna poczekać na stanowisko Rady Wydziału Historii, która ma się niebawem zebrać". Protest w obronie wolności słowa 4 kwietnia 2009 r. na portalu "Rzeczpospolitej" ukazał się "Protest w obronie wolności słowa i swobody badań historycznych", podpisany przez blisko 100 osób ze świata nauki, kultury i mediów. Sygnatariusze protestu stwierdzili m.in.: "Wydana niedawno przez prywatne wydawnictwo 'Arcana' biografia polityczna Lecha Wałęsy autorstwa Pawła Zyzaka stała się przyczyną trwającej od kilku dni niebywałej histerii części mediów i polityków. Obiektem szczególnie brutalnego ataku stał się Instytut Pamięci Narodowej, tylko ze względu na fakt, iż autor książki, po jej złożeniu do druku, zatrudniony został w IPN w zastępstwie urlopowanego pracownika na stanowisku technicznym. IPN został bezpodstawnie obarczony odpowiedzialnością za wydaną pracę. W ślad za bezpardonowymi atakami i inwektywami wobec IPN i jego pracowników poszły zapowiedzi części polityków zupełnej likwidacji lub drastycznego ograniczenia swobody działalności Instytutu. Ponieważ wspomniana książka oparta została na pracy magisterskiej, obronionej wcześniej na Uniwersytecie Jagiellońskim, obiektem podobnych ataków stał się Uniwersytet Jagielloński, a szczególnie promotor tej pracy prof. Andrzej Nowak oraz jej recenzent, którego łączono z IPN, choć już od dawna w nim nie pracuje. Wkrótce, wobec tej jednej pracy magisterskiej, podjęta została w trybie nadzwyczajnym kontrola akredytacyjna Wydziału Historycznego UJ, na zlecenie Rządu RP, reprezentowanego przez Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Panią Barbarę Kudrycką. Dziwi to tym bardziej, że niedawno, w 2007 r., Komisja Akredytacyjna właśnie zakończyła kontrolę z wynikiem bardzo dobrym. Znakomita większość tych uczestników życia publicznego, którzy niezwykle brutalnie zaatakowali książkę, jak i obie instytucje (IPN i UJ), wzywając do wyrzucenia z pracy jej autora i jego opiekuna naukowego, likwidacji instytucji (IPN lub odcięcia im dofinansowania, jak sama przyznawała, nie zapoznała się z krytykowaną pracą, opierając się jedynie na powtarzanych przez część mediów, niezweryfikowanych zarzutach. Szczególnie niepokojące były głosy wzywające do ograniczenia swobody wypowiedzi i badań historycznych w imię interesów osób publicznych. Ta seria medialnych ataków, mających cechy nagonki, oraz idących w ślad za tym konkretnych politycznych działań, może świadczyć o próbach ustanowienia jednej, obowiązujących wszystkich wizji przeszłości. Wszystkie te fakty są bezprecedensowym w demokratycznym państwie przejawem prób ingerencji ze strony części polityków i sprzymierzonych z nimi mediów w gwarantowane przez Konstytucję Rzeczypospolitej prawo do wolności słowa, jedną z najważniejszych wartości wolnej, demokratycznej i niepodległej Polski oraz oparte na tym prawo do ustalania i weryfikowania prawdy w drodze swobodnej debaty publicznej i badań naukowych. Nie negując prawa do krytycznej oceny tej i innych książek historycznych, uważamy, że dyskusja na ten temat powinna odbywać się przy użyciu argumentów poddawanych weryfikacji, a nie inwektyw, pogróżek, publicznej nagonki, piętnowania i prób zastraszania. Dlatego protestujemy przeciwko próbom ograniczenia prawa do wolności słowa i swobody badań naukowych, zwłaszcza nad historią najnowszą, prowadzonych w tak ważnych i zasłużonych dla polskiej humanistyki instytucjach, jak UJ i IPN, bez względu na to, czyje interesy czy dobre samopoczucie spośród osób publicznych mogą one naruszyć". Wśród sygnatariuszy protestu znalazły się m.in. tak znane postacie, jak prof. Zdzisław Krasnodębski, prof. Jacek Trznadel, dr hab. Andrzej Zybertowicz, pisarz Leszek Elektorowicz, Bronisław Wildstein. Kolejne krętactwo Tuska Mimo tych protestów jeszcze 4 kwietnia 2009 roku rzecznik rządu Tuska poseł PO Paweł Graś w wywiadzie udzielonym dziennikowi "Polska" wyraził całkowite poparcie dla skandalicznej decyzji minister Kudryckiej. Twierdził: "To jest normalne działanie administracyjne. (...) Niech zajmują się tym odpowiednie instytucje państwowe (...)". Tego samego dnia szefowa resortu szkolnictwa została zmuszona do odwołania swej, coraz powszechniej krytykowanej decyzji i wycofania wniosku o kontrolę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Podczas konferencji prasowej 4 kwietnia br. premier Tusk stwierdził, że decyzja o kontroli UJ była "autorskim pomysłem pani minister", którego on nie zaakceptował (zaledwie dwa dni wcześniej mówił coś wręcz przeciwnego). Szef rządu zaakcentował również, że zwrócił się do minister Kudryckiej "z kategorycznym oczekiwaniem" na to, że podejmie ona decyzję o odwołaniu kontroli. Premier dodał: "Czasem na zło chcemy zareagować nadgorliwością i wtedy niektórzy urzędnicy błądzą. To był błąd. Dobrze, że pani minister skorzystała z mojej propozycji i szybko się z tego błędu wycofała". Publicznie zganiona przez premiera Kudrycka natychmiast dostosowała się do jego polecenia. Rzecznik Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego poinformował, że minister chce prosić Państwową Komisję Akredytacyjną o rezygnację z jej poprzedniego wniosku o dokonanie oceny jakości kształcenia na wydziale, ponieważ "autonomia uczelni i swoboda badań naukowych jest nadrzędną wartością". Jakoś o tym wcześniej "zapomniała". Sam premier Tusk "zapomniał" przyznać, że jeszcze dwa dni wcześniej publicznie udzielił całkowitego poparcia dla kontroli na UJ, zarządzonej przez minister Kudrycką. Dlaczego więc teraz, widząc totalną kompromitację tej decyzji, próbuje przesłonić swoją odpowiedzialność za poparcie tak haniebnej inicjatywy? Na pewno nie zmusiłby Kudryckiej do wycofania się z jej decyzji bez powszechnej krytyki łamania wolności nauczania na uczelniach. Mieliśmy więc do czynienia z kolejnym jaskrawym krętactwem Donalda Tuska, swymi kłamstwami coraz bardziej przypominającego bajkowego Pinokia. Wymuszony odwrót minister Kudryckiej z haniebnej decyzji w sprawie kontroli na UJ stanowi zarazem krańcową kompromitację rektora tej uczelni prof. Karola Musioła, który w odpowiednim czasie nie zdobył się na najmniejszy nawet protest przeciw tak drastycznemu naruszaniu wolności akademickiej na kierowanej przez niego uczelni. A nawet przeciwnie, wyraził zrozumienie dla tej decyzji! Wycofanie się z pomysłu kontroli na UJ publicznie pochwalił prezes PiS Jarosław Kaczyński w TVN 24 z 4 kwietnia 2009 r., mówiąc: "To dobra wiadomość". Dodał jednak, że jest to dobra wiadomość "dla wolności słowa", ale nie dla samej Kudryckiej. Jego zdaniem, "złamała ona Konstytucję" i powinny być wobec niej "wyciągnięte wnioski". Zapytany, o jakie wnioski chodzi, Jarosław Kaczyński wyjaśnił: "Ministrem nie może być osoba, która nie rozumie wolności nauki, nie rozumie tego pojęcia i która nie zna Konstytucji. Oczekujemy odwołania pani Kudryckiej po tego rodzaju, niebywałym w państwie demokratycznym, wyczynie". Storpedowanie wielce niebezpiecznej próby łamania wolności nauczania na wyższych uczelniach, którą chciał przeprowadzić rząd Tuska, jest bardzo znaczącym triumfem działań w obronie wolności słowa i nauki przeciwko antywolnościowej ofensywie platformersów. Jest to zarazem bardzo obiecująca zachęta dla wszystkich, którzy chcą walczyć przeciwko quasi-totalitarnym zapędom rządu Tuska. Niech to zwycięstwo posłuży jako impuls do jak najszerszej mobilizacji wszystkich środowisk patriotycznych w obronie niezależności IPN, który tak ochoczo pragnęliby skasować rzecznicy narzucanego odgórnie uniformizmu "poprawności politycznej".
|