NIEWYGODNA PRAWDA O ŚMIERCI KSIĘDZA
Wpisał: Leszek Pietrzak   
14.11.2013.

 

 

 

NIEWYGODNA PRAWDA O ŚMIERCI KSIĘDZA

za:   

http://niezlomni.com/?p=344

 

 

Sprawa zamordowania ks.  Jerzego Popiełuszki – kapelana podziemnej „Solidarności” – największego ruchu wolnościowego w  powojennej Europie pozostaje nadal nie wyjaśniona. Pomimo upływu ponad 20 lat od  tamtego jakże dramatycznego dla wszystkich Polaków wydarzenia,  nadal nie znamy pełnej prawdy o  kulisach tej  zbrodni i  jej głównych zegarmistrzach.  Dwukrotne próby wyjaśnienia okoliczności tej  zbrodni i  ustalenia rzeczywistych sprawców morderstwa księdza przez prokuratora Andrzeja Witkowskiego niestety nie zakończyły się całkowitym sukcesem. Prokurator Witkowski dwukrotnie odsuwany był od  tego śledztwa, zazwyczaj wtedy gdy  udawało mu się zebrać nowy materiał dowodowy. Jednak pomimo niedokończenia śledztwa, A. Witkowskiemu udało ustalić wiele nowych faktów dotyczących przebiegu zdarzeń w  wyniku których  doszło do  śmierci księdza.

Wszystkie ustalone przez Witkowskiego fakty w  sposób fundamentalny podważają   całą dotychczasową wiedzę na  temat śmierci ks.  Jerzego.


OBRAZ ZNIEKSZTAŁCONY PRZEZ PROPAGANDĘ KOMUNISTYCZNĄ

Z  zebranego przez prokuratora materiału wyłania się  pierwszoplanowa rola w  całej sprawie kierownictwa MSW i  gen. Czesława Kiszczaka.  Tym samym ustalone przez Witkowskiego fakty wskazują nieodparcie, że  sprawę morderstwa ks.  J. Popiełuszki należy wyjaśnić ponownie i  w  sposób całościowy. Śledztwo jest nadal prowadzone przez prokuratorów IPN, jednak nadal nie jesteśmy w  stanie oficjalnie poznać prawdy na  temat tej  zbrodni. Przez wiele lat obraz tego zdarzenia kształtowany był przez komunistyczną propagandę, w  rezultacie czego, nieprawdziwy obraz zdarzeń w  wyniku których  miał zginąć ksiądz Popiełuszko, został głęboko zakorzeniony w  świadomości polskiego społeczeństwa jako obraz prawdziwy. Nic zresztą dziwnego, skoro za  propagandowym obrazem tej  zbrodni stały ustalenia przeprowadzonego przez aparat ścigania śledztwa i  wyrok Sądu Wojewódzkiego w  Toruniu wobec czterech zatrzymanych funkcjonariuszy Departamentu IV MSW.  Opinia publiczna  do  końca istnienia PRL poprzez zaplanowane działania MSW,  pozbawiona była możliwości zweryfikowania oficjalnej wersji na  temat tego zdarzenia.   Tymczasem oficjalna wersja śmierci ks.  J.Popiełuszki była wersją całkowicie skonstruowaną przez aparat władzy a  ściślej, jego zbrojne ramię czyli Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.

Zacznijmy jednak od  scenariusza zdarzeń, a  w  szczególności od  motywów uprowadzenia i  zamordowania księdza. Na  scenie politycznej PRL ks.  J. Popiełuszko pojawił się w  latach 1981-1982 jako duszpasterz wyjątkowo aktywnie wspierający strajkujących robotników „Solidarności”. Swoim prostym   pasterskim słowem elektryzował tłumy, które przybywały na  odprawiane przez niego msze za  ojczyznę. Niebawem kościół św.  Stanisława na  Żoliborzu stał się prawdziwą „mekką” patriotyzmu.



SŁOWA MOCNIEJSZE OD CZOŁGÓW I PAŁEK

Jednak  na celowniku Służby Bezpieczeństwa ks.  J. Popiełuszko znalazł się dopiero we  wrześniu 1982 r., gdy  Wydział IV Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych (SUSW) w  Warszawie zaczął prowadzić sprawę o  krypt. „POPIEL”  w  ramach której  zaczęto operacyjnie rozpracowywać jego osobę.  Jednak początkowe efekty prowadzenia sprawy były mizerne. SB-kom nie udawało się zdobyć „interesujących” informacji na  temat działalności księdza. Było lato 1983 r., msze za  ojczyznę – odprawiane w  kościele na  Żoliborzu stały się już na  dobre kanonem manifestacji patriotycznych. Kazania księdza Popiełuszki coraz mocniej ukazywały obłudę i  zakłamanie komunistycznego systemu.

Gdy  w  lipcu 1983 r.  zrelacjonowano  gen. W. Jaruzelskiemu  jedno z  kazań księdza, wygłoszone przez niego w  trakcie mszy za  ojczyznę, gen. W. Jaruzelski, zazwyczaj opanowany, wpadł w  istną furię. Zrozumiał bowiem, że  społeczeństwa nie można zdobyć za  pomocą „dywizji” uzbrojonych w  czołgi i  karabiny, pałki i  gaz łzawiący. Uświadomił sobie, że  od takiego oręża znacznie bardziej skuteczne jest słowo, a  taką właśnie bronią dysponuje ks.  J. Popiełuszko. Z  perspektywy gen. W. Jaruzelskiego należało zatem księdza albo zneutralizować, albo odsunąć od  wpływu na  „masy”.  Gen. W. Jaruzelski natychmiast wezwał do  siebie szefa MSW – gen. Cz.  Kiszczaka i  w  trakcie ożywionej rozmowy na  temat księdza oznajmił mu wprost:

Zrób  coś z  nim, niech przestanie szczekać.

Jest to  udokumentowane w  aktach sprawy   ”TRAWA” jakie znajdują się w  IPN.  Kiszczak potraktował te słowa jako służbowe polecenie przełożonego. Natychmiast po  powrocie do  MSW zwołał naradę z  udziałem m.in.  gen. Z. Płatka, gen. Ciastonia  i  innych wysokich funkcjonariuszy swojego ministerstwa. Poinformowany o  małej efektywności dotychczasowych działań w  prowadzonej wobec księdza sprawie POPIEL natychmiast polecił opracowanie planu   operacyjnego „dotarcia” do  bezpośredniego otoczenia księdza i  wypracowania dogodnej sytuacji operacyjnej do  dalszych działań wobec ks.  J. Popiełuszki. W  trakcie wspomnianej narady zebrani uznali także, że  istnieje konieczność podjęcia wobec księdza wspomagających działań dezintegracyjnych, licząc na  jego ewentualne nerwowe załamanie.

Od tego momentu sprawa działań operacyjnych wobec ks.  J.Popiełuszki jako priorytetowa dla resortu znalazła się pod  bezpośrednim nadzorem szefa MSW   gen. Cz.  Kiszczaka, który  na bieżąco miał być informowany o  wszystkich szczegółach.  Taki cele  wyłaniają się ze  szczegółowej  analizy dokumentów  archiwalnych w  archiwach IPN, jakie zostały odnalezione przez zespół kierowany przez Prokuratora Witkowskiego.

Formalnie sprawę działań wobec księdza przejęła wówczas od  SUSW w  Warszawie  grupa kpt. G. Piotrowskiego z  Wydziału VI Departamentu IV MSW, odpowiadającego za  dezinformację i  dezintegrację w  kościele.



ANIOŁ STRÓŻ KSIĘDZA

Poza operacyjnymi działaniami nękającymi księdza jak np.  podrzucenie mu nielegalnej literatury i  amunicji do  prywatnego mieszkania oraz  wielu innymi tego typu akcjami, znacznie ważniejsze było ulokowanie informatora w  bezpośrednim otoczeniu księdza. Gdy  w  lutym 1984r. funkcjonariuszom SB udało się zarejestrować jako „Desperata” w  ewidencji operacyjnej osobistego  kierowcę  księdza  Waldemara Chrostowskiego, sprawa zaczęła rokować jakiś postęp. W. Chrostowski mógł bowiem dać SB to  czego od  dawna oczekiwała, czyli „świeżych” informacji o  działalności księdza, a  przede wszystkim mógł pomóc w  realizacji strategicznych planów jakim był werbunek księdza. Nikt bowiem nie przyjął w  MSW prostego i  nie wymagającego skomplikowanych działań planu zabicia księdza natychmiast.

Idea realnego zwerbowania ks.  J. Popiełuszki jako informatora SB pojawiła się dopiero wiosną  1984 r.  Gen. Cz.  Kiszczak jako „spec” od  pracy operacyjnej, wszak w  przeszłości był szefem wywiadu wojskowego był przekonany, że  zwerbowanie księdza, o  ile zakończyłoby się sukcesem, zneutralizuje go, a  być może dzięki werbunkowi uda się go skanalizować w  kierunku wykorzystania jego osoby w  rozgrywkach z  opozycją w  przyszłości.  Latem 1984 r. w  trakcie spotkań z  przedstawicielami Episkopatu Polski gen. Cz.  Kiszczak uznał, że  inną koncepcją rozwiązania problemu ks.  J. Popiełuszki, która  mogła by  zostać zaakceptowana zarówno przez stronę rządową jak i  przez Episkopat było wysłanie księdza za  granicę. I  tutaj właśnie w  naturalny sposób pojawiła się koncepcja wyjazdu księdza na  studia do  Rzymu.



GENERAŁ KISZCZAK NA TROPIE

Jednak gen. Cz.  Kiszczak uznał, że  optymalnym rozwiązaniem „operacyjnym” byłoby połączenie obu koncepcji dotyczących księdza w  jedną koncepcję   bardzo perspektywiczną dla resortu. Taki obraz „filozofii”  działania resortu wyłania się zwłaszcza z  dokumentacji powstałej w  wyniku inwigilacji skazanych na  procesie toruńskim SB-eków i  ich rodzin.

Rodzi się w  tym miejscu jedno zasadnicze pytanie.  Co dla szefa MSW dawało zwerbowanie księdza?

Otóż wysłanie zwerbowanego uprzednio księdza do  Rzymu dawało gen. Cz.  Kiszczakowi bardzo wiele. Po  pierwsze byłby to  rzeczywiście ogromny sukces operacyjny – ważny polski duchowny – kapelan „Solidarności” w  najważniejszym wówczas miejscu dla wszystkich wywiadów komunistycznego bloku – w  samym centrum kościoła katolickiego.  I nieważne byłyby jego rzeczywiste możliwości operacyjne w  Rzymie i  to, czy ks.  J. Popiełuszko miałby rzeczywisty dostęp do  Jana Pawła II lub do  jego najbliższego otoczenia. Ważne było przede wszystkim to, że  taki sukces operacyjny na  pewno wzmacniałby pozycje polskich służb w  komunistycznym bloku. Gen Cz.  Kiszczak mógłby się pochwalić się nim przed  towarzyszami radzieckim, co niewątpliwie umacniałoby również jego pozycję na  Kremlu, na  czym mu niezmiernie zależało. Pamiętać trzeba, że  gen. Cz.  Kiszczak  rywalizował z  nadzorującym aparat bezpieki z  ramienia BP  KC PZPR – gen. J.  Milewskim, którego  pozycja na  Kremlu nadal wydawała się mocna. Werbunek ks.  J. Popiełuszki przed  jego wyjazdem do  Rzymu był strategiczny także dlatego, że  KGB pomimo podejmowania usilnych starań nie posiadało wartościowej agentury w  Watykanie, a  problem ten ujawnił się w  szczególności, w  trakcie roboczych rozmów strony radzieckiej z  przedstawicielami polskiego MSW, jakie miały miejsce na  przełomie 1982-1983. W  archiwach IPN istnieje dokumentacja na  ten temat.



PRYMAS GLEMP UZNAJE POMYSŁ GENERAŁA ZA SWÓJ

Te wszystkie aspekty były niesłychanie ważne dla szefa MSW w  planowaniu wszystkich działań wobec osoby ks.  J. Popiełuszki.   Niezależnie od  działań SB zmierzających do  wypracowania „pozycji werbunkowej”  gen. Cz.  Kiszczak postanowił sam zainspirować możliwość wysłania księdza do  Rzymu.  W jednej z  rozmów z  arcybiskupem warszawskim  B.  Dąbrowskim  gen. Cz.  Kiszczak „niezobowiązująco” wyszedł z  pomysłem wysłania ks.  Popiełuszki do  Rzymu jako projektem najlepszego rozwiązania problemu księdza, sugerując, że  taki ruch ze  strony kościoła na  pewno polepszyłby atmosferę wokół relacji rząd – episkopat.

Kiszczak świadomie nie  naciskał w  tej sprawie a  przedstawił swój pomysł   jako jedną z  możliwych dróg. Abp. B.  Dąbrowski pomysł ten przedstawił prymasowi J. Glempowi, który  nie zaakceptował go, ale  i  nie odrzucił. Jednak z  biegiem czasu sam zaczął rozważać takie posunięcie. Efektem subtelnej „inspiracji” gen. Cz.  Kiszczaka było to, że  jesienią 1984 r. zarówno abp. Dąbrowski jak i  prymas J. Glemp zaczęli skłaniać się ku decyzji o  wysłaniu ks.  J. Popiełuszki do  Rzymu. Wyrażony przez ks.  J. Popiełuszkę opór w  przeprowadzonych z  nim przez hierarchów rozmowach na  ten temat, a  przede wszystkim złożona przez księdza deklaracja pozostania ze  swoją „owczarnią”, w  relacjach kościelnych mogły być jedynie potwierdzeniem, ze  rzeczywiście należy go wysłać za  granicę.  Polski kościół w  relacjach z  państwem zakładał raczej bierny opór niż otwarte demonstrowanie politycznego sprzeciwu wobec tego państwa. Stąd wielu  „radykalnych” politycznie księży naraziło się swoim hierarchom,  uważającym bierność wobec oporu za  najlepszą formę przetrwania komunistycznej dyktatury.

Tak więc należy jeszcze raz podkreślić, że  polskie MSW samo w  sobie nie przyjęło planu zabicia księdza. W  jego interesie było jedynie zwerbowanie księdza i  wysłanie go do  Rzymu. Oczywiście kierownictwo MSW zdawało sobie sprawę z  tego, ze  zwerbowanie ks.  J.Popiełuszki może być niezwykle trudne. Wiedział to  też sam gen. Cz.  Kiszczak, stąd dopuszczał w  planowanych działaniach werbunkowych sytuację, w  której  ksiądz zostanie doprowadzony do  stanu „bliskości śmierci”, ale  mimo wszystko zachowa życie. Fakt ten został potwierdzony w  zeznaniach funkcjonariuszy byłego Departamentu IV,    gdy  po raz  pierwszy podjęto śledztwo.



GŁOWA KSIĘDZA NA URODZINY KISZCZAKA

Zbliżał się październik 1984 rok. Realizująca pierwszoplanowe zadania operacyjne grupa kpt. G. Piotrowskiego z  Wydziału VI Departamentu IV MSW jest coraz bardziej zdeterminowana.

   

Wszystkie zrealizowane wobec księdza działania dezintegracyjne nie „zmiękczyły go”.  Jego hart ducha i  odwaga zadziwiły nawet esbeków. Nie potrafili zrozumieć źródła jego „nadprzyrodzonej” siły. 

Zbliżały się urodziny ministra  Kiszczaka – 19 października.   Kpt G. Piotrowski  wiedział doskonale, że  sfinalizowanie werbunku księdza byłaby  znakomitym prezentem urodzinowym dla szefa MSW  - Cz.Kiszczaka.  Przełożony kpt G. Piotrowskiego – gen.  Z. Płatek  w  odnalezionym przez prokuratora Witkowskiego swoim kalendarzu służbowym zapisał wówczas:  Nadchodzi 19, a  oni chcą.

Był to  język, który  był  doskonale rozumiany przez  kierownictwo MSW – nikt już nie pytał o  co chodzi, sprawa ks.  J. Popiełuszki była priorytetowa.    Kpt. G. Piotrowski wybrał tą właśnie datę, on sam i  jego ludzie poczuli, że  nadchodzi dla nich   czas próby.



GRA W CHOWANEGO SŁUŻB: PIOTROWSKI ŚLEDZI POPIEŁUSZKĘ, A KISZCZAK PIOTROWSKIEGO

Nie zdawali sobie sprawy, że  ich ulubiony minister nakazał już kilka tygodni temu inwigilowanie całego zespołu przez grupy operacyjne WSW.

Gen. Cz.  Kiszczak już od  dawna nie miał zaufania do  kpt. G. Piotrowskiego,  nie bez podstaw podejrzewając go o  konsultowanie swojej „działalności” operacyjnej z  KGB, zwłaszcza po  jego spotkaniach z  przedstawicielami KGB w  Bułgarii i  we Lwowie. Dla gen. Cz.  Kiszczaka szczególnie podejrzane były kontakty z  gen. Michajłowem, rezydentem KGB w  Warszawie, odpowiedzialnym za  sowieckie działania w  Polsce. Kpt. G. Piotrowski co prawda wiedział od  swojego kolegi Kościuka z  Biura Techniki MSW, że  jest śledzony, jednak nie bardzo chciał dać wiarę informacjom swojego kolegi, który  niebawem właśnie za  tą informację zakończy swoją karierę w  polskiej bezpiece i  zostanie skazany za  ujawnienie tajemnicy państwowej.



KRĄG WOKÓŁ KSIĘDZA ZACIEŚNIA SIĘ…

Wreszcie nadszedł 19 października 1984. Grupa kpt. G. Piotrowskiego wiedziała kilka dni wcześniej, że  ksiądz zamierza pojechać do  Bydgoszczy, gdzie odprawi mszę w  intencji ojczyzny w  Kościele Braci Męczenników Polskich.

W  ostatniej chwili kierowcę księdza J. Popiełuszki  Jacka Lipińskiego zamienił„Desperat”, który  bardzo chciał jechać razem z  księdzem. Od  kilku miesięcy pomimo różnych „zgrzytów” pomiędzy nim a  księdzem nie odstępował go na  krok. Od  momentu wyjazdu z  Warszawy kpt. G. Piotrowski był informowany o  miejscu znajdowania się księdza i  na bieżąco kontaktował się z  Dyrektorem Departamentu IV – gen. Zenonem Płatkiem, który  z  kolei na  bieżąco informował ministra Kiszczaka o  sytuacji.

Gdy  wieczorem Ks.  Jerzy odprawiał mszę,  kpt. G. Piotrowski z  kompanami siedzieli w  stojącym w  pobliżu kościoła wysłużonym służbowym Fiacie 125p czekając na  podróż powrotną księdza do  Warszawy.  Decyzja o  podjęciu akcji wobec księdza została przekazana Piotrowskiemu przez gen.  Z. Płatka,  co zresztą potwierdził później Piotrowski.  Kilkadziesiąt metrów od  kościoła,  w  którym ks.  Jerzy odprawiał swoją ostatnią mszę,  znajdowały się samochody z  ubranymi po  cywilnemu żołnierzami WSW prowadzącymi inwigilację grupy kpt. G. Piotrowskiego. Fakt ten na  początku lat 90 -tych potwierdził jeden z  szefów WSI prokuratorowi A. Witkowskiemu udostępniając dzienniki prowadzonych przez WSW inwigilacji.



SB UDERZA W POPIEŁUSZKĘ, „DESPERAT” „CUDOWNIE” OCALONY

Gdy  ks. Jerzy po  zakończeniu mszy wsiadł do  swojego Volkswagena Golfa, za  kierownicą którego  siedział  „Desperat”,  miał realną szansę uciec czyhającym na  niego SB-kom. Tak się jednak nie stało. Na  trasie do  Warszawy Volkswagen księdza pomimo jego sprzeciwu zatrzymał się przed  jadącym za  nim Fiatem 125p. Poszturchiwania księdza i  uderzenia pałką przez kpt. G. Piotrowskiego i  jego kolegów doprowadziły do  wepchnięcia księdza do  bagażnika samochodu SB- eków. Tymczasem  „Desperat”  z  założonymi kajdankami wsiadł do  środka samochodu sprawców, lokując się obok kierowcy. Po  drodze w  trakcie jazdy udało mu się nie ponosząc żadnych obrażeń „wyskoczyć” z  pędzącego samochodu, pomimo, że  jak później zeznał, był szarpany za  połę marynarki. Według ustaleń dokonanych prok. A. Witkowskiego kajdanki były spiłowane i  umożliwiały wyzwolenie się z  nich , zaś uszkodzona w  trakcie skoku z  samochodu poła marynarki jaki ustalili biegli, została odcięta ostrym narzędziem.  Sam skok z  samochodu po  przeprowadzeniu wizji lokalnej przez prokuratora Witkowskiego okazał się niewykonalny przy prędkości wskazanej na  procesie toruńskim przez „Desperata”.  Kaskader biorący udział w  wizji lokalnej złamał rękę i  odniósł poważne potłuczenia.



ESBECY „ROZMIĘKCZAJĄ” KSIĘDZA

Tymczasem auto SB-eków z  szamocącym się w  bagażniku księdzem jechało dalej. Pierwszy postój zaplanowano w  ruinach zamku, gdzie w  trakcie śledztwa odnaleziono różaniec jakim posługiwał się ksiądz, jednak ten jakże ważny dowód ukryto w  śledztwie. Tutaj rozpoczęło się „zmiękczanie” księdza za  pomocą pałki przez głodnego operacyjnego „sukcesu” kpt. G. Piotrowskiego.  Następny większy postój zaplanowano w  jednym ze  starych bunkrów wojskowych w  rejonie Kazunia. Tutaj grupa G. Piotrowskiego kontynuowała swoje działania, jeszcze bardziej brutalnie. Nad  ranem półprzytomnego księdza przejęła inna grupa operacyjna.  Kpt. G. Piotrowski ze  swoimi kompanami wracał do  Warszawy wściekły z  powodu „operacyjnego” niepowodzenia i  pełen obaw co do  dalszych losów przedsięwzięcia.  Tymczasem ksiądz znalazł się w  rękach drugiej grupy operacyjnej.  Czy była to  jakaś grupa z  kontrwywiadu l wojskowego, czy była to  inna grupa operacyjna MSW?  Poszlaki uzyskane w  śledztwie wskazują na  „wojskowych”, którzy  na prośbę gen. Cz.  Kiszczaka śledzili wszelkie działania grupy kpt. Piotrowskiego  i  od momentu mszy w  kościele pilotowali G. Piotrowskiego i  jego kompanów.



DZIAŁANIA POZOROWANE WŁADZ ZE ŚLADEM KGB W TLE

Jak wyglądały losy księdza w  dniach następnych i  kto dalej się nim „zajmował”? Na  pewno kontynuowano brutalny proces werbunku księdza nie stroniąc od  bicia i  szantażowania go śmiercią.  Poszlaki śledcze wskazują także, że  w  dniach 20 – 25 października ksiądz mógł przebywać na  terenie jednej z  sowieckich jednostek w  rejonie Kazunia, gdzie była m.in.  ekspozytura KGB.  W tym czasie kilkadziesiąt tysięcy ludzi resortu przeczesywało okoliczne tereny, mając do  dyspozycji wszelkie środki, jakimi dysponowało wówczas MSW. Trwały akcje poszukiwawcze o  krypt. „Przeszukanie” i  „Sutanna”. Gęste kordony Milicji i  ZOMO uniemożliwiały przedarcie się „przysłowiowej myszy”. Komunikaty radiowe i  telewizyjne informowały o  zaginięciu księdza i  trwających poszukiwaniach, tak jakby władza całkowicie nie wiedziała, co się stało.  W  dniu 20 października  organa ścigania szukały księdza i  sprawców jego porwania, gdy  tymczasem późniejsi skazani poruszali się w  gmachu MSW przy ul.  Rakowieckiej.  Był to  pierwszy element kłamstwa ze  strony MSW i  gen. Cz.  Kiszczaka.



NIE TYLKO PIOTROWSKI I KOMPANI TORTUROWALI KSIĘDZA

Jak wyglądała styczność księdza z  radzieckimi towarzyszami z  KGB, tego nie wiemy i  prawdopodobnie się już nie dowiemy. Odnalezione a  następnie ujawnione ciało księdza jednoznacznie wskazywało, ze  ks. Jerzy był fizycznie maltretowany znacznie dłużej, niż mógłby to  robić kpt. G. Piotrowski ze  swoimi kompanami.  A więc zdecydowanie nie mógł tego robić kpt. Piotrowski i  jego dwaj kompanii. Dotychczasowe ustalenia wskazują, że  25 października 1984 r. ks.  jeszcze żył. W  tym właśnie dniu u  lekarza leczącego ks.  Jerzego pojawiło dwóch osobników z  MSW z  zapytaniem, jakie leki brał ksiądz i  jakie dawki, sugerując zarazem, że  wszystko jest w  porządku z  księdzem. Przerażona pani doktor zaskoczona wieczorową porą udzieliła niezbędnych informacji tajemniczym osobnikom.

Kiedy więc ksiądz zakończył życie? Wiele poszlak wskazuje, że  miało to  miejsce w  25 października 1984 r.

Wątpliwości mogą dotyczyć jedynie godziny zgonu. Prof.  Andre Horve z  jednego uniwersytetów paryskich sugeruje również datę po  25 października 1984 r. opierając swój pogląd na  podstawie zdjęć z  oględzin zwłok księdza, sprzedanych później francuskiemu „Paris Match”. Prof.  A. Horve wskazuje jednocześnie na  wiele innych obrażeń księdza, których  nie podano w  oficjalnych komunikatach z  przeprowadzonych oględzin. Krótko mówiąc jego opinia kwestionuje ustalenia prof.  Marii Byrdy, która  prowadziła oględziny medyczne zwłok księdza. Prof.  A. Horve swoje niezwykle cenne spostrzeżenia publikuje we  francuskiej prasie.



JAK SŁUŻBY „ZNAJDUJĄ” I „GUBIĄ” CIAŁO KSIĘDZA

26 października ludzie gen. Kiszczaka lokalizują zwłoki w  Wiśle po  raz pierwszy.   Fakt ten   potwierdza zeznanie jednego z  prokuratorów, któremu  wydano polecenie wyjazdu i  przeprowadzenia czynności na  miejscu zdarzenia.  W  dniu 26  października zwłoki księdza zostają wydobyte z  wody i  poddane oględzinom przez medyka, czego nie ujawniono na  procesie toruńskim, następnie z  powrotem wrzucone do  Wisły.  Szef Biura Śledczego MSW – płk Z. Pudysz konsultuje sprawę publicznego ujawnienia zwłok księdza i  dalszych szczegółów związanych z  kierunkiem śledztwa.  W  dniu 30 października gen. Kiszczak przylatuje helikopterem na  tamę we  Włocławku  wraz ze  swoim orszakiem i  buńczucznie oznajmia do  zebranych ekip poszukiwawczych:  Dziś musi się znaleźć.

Do  akcji ruszają płetwonurkowie, którzy  mają ujawnić i  wydobyć zwłoki.  Lokalizacja i  wydobycie zwłok księdza w  dniu 30 października 1984 r. są również scenariuszem skonstruowanym przez MSW nawet w  detalach.  Wystarczy wspomnieć, że  inna ekipa nurków ujawniła zwłoki księdza w  wodzie, a  inna je wydobyła. Jeszcze przez wiele lat biorący udział w  akcji płetwonurkowie będą poddawani naciskom ludzi gen. Cz.  Kiszczaka. Nawet po  1989 r. wielu z  nich będzie się bało złożyć zeznania przed  prokuratorem prowadzącym śledztwo obawiając się o  swoje życie. Wersję odnalezienia zwłok księdza uzupełnia fakt, że  ani Piotrowski ani jego koledzy nie byli w  stanie na  procesie toruńskim precyzyjnie określić miejsca ich porzucenia.



SZUKANIE KOZŁA OFIARNEGO

Równolegle do  akcji poszukiwań księdza i  przygotowań do  ujawnienia jego zwłok w  wąskim kierownictwie MSW prowadzone były intensywne rozmowy sztabowe z  udziałem  gen. Kiszczaka w  sprawie „sprecyzowania” osób winnych śmierci księdza. Gen. Cz.  Kiszczak miał świadomość tego, że  w  odbiorze społecznym to  kierowane przez niego MSW faktycznie odpowiada za  mord księdza i  że ta sprawa może w  konsekwencji doprowadzić do  niepokojów społecznych i  destabilizacji w  kraju. Z  perspektywy MSW należało zatem sprawę winy odpowiednio „ukierunkować”. Było to  o  tyle możliwe,że to  MSW „produkowało” dowody zbrodni dla prokuratury i  nieuchronnego procesu sprawców. Zatem  MSW nie mogło oskarżać samego siebie.  Zdecydowano się na  ograniczenie winnych do  jedynie grupy kpt. Piotrowskiego wzmacniając ją osobą wicedyrektora Departamentu IV MSW – płk Adama Pietruszki.  Poświęcenie czterech funkcjonariuszy mogło w  przekonaniu Kiszczaka uratować cały resort.  Takie założenie, z  jego punktu widzenia wydawało się najbardziej racjonalne.

Grzegorz Piotrowski, Leszek Pękala i  Waldemar Chmielewski  nie mieli w  zasadzie wyboru, jednak ich wiedza i  potencjalna możliwość jej ujawnienia przed  sądem była zagrożeniem dla MSW.  Co by  się bowiem stało, gdyby  zeznali pod  rygorem odpowiedzialności karnej, ze  przekazali księdza innej ekipie i  nic nie wiedzą o  jego dalszych losach. Sam kpt. Piotrowski po  zatrzymaniu go w  MSW napisał 70-stronicowy elaborat szczegółowo opisujący bieg zdarzeń, wskazując w  nim na  wiele faktów kompromitujących gen. Kiszczaka. Jednak Kiszczak

za  obietnicę pomocy oskarżonym „gdy się sytuacja uspokoi” zażądał od  nich by  w  trakcie procesu „nie brnęli w  głąb”. Kpt. G.Piotrowski uwierzył w  zapewnienie Kiszczaka  i  zgodził się z  sugestiami Kiszczaka   i jego śledczych. Pękala i  Chmielewski przyjęli podobny  kierunek w  śledztwie. Najtrudniejszym orzechem do  zgryzienia był płk A.Pietruszka, który  nie mógł pogodzić się ze  statusem oskarżonego. Kiszczak w  osobistej rozmowie z  nim obiecał mu nawet szlify generalskie, o  ile zgodzi się na  status bycia oskarżonym. Zwrócił się do  niego wówczas wprost:  Generale Pietruszka trzeba się dać chwilowo zamknąć.

Pietruszka jednak nie mógł do  końca pogodzić się z  mianowaniem go wykonawcą zbrodni na  księdzu i  to on będzie wymagał po  procesie największej „opieki” ze  strony MSW.



OSKARŻONYCH JUŻ MAMY, PORA NA ZNALEZIENIE ODPOWIEDNIEGO SĘDZIEGO

Koncepcja czterech oskarżonych, działających poza wiedzą i  wbrew interesom MSW zwyciężyła z  czterema innym koncepcjami, jakie opracowały zespoły Biura Śledczego MSW.

Teraz należało przekuć spreparowany pod  kątem przyjętej koncepcji materiał dowodowy w  projekt aktu oskarżenia.

W  trakcie jednego posiedzeń Biura Politycznego KC PZPR gen. Kiszczak oznajmił wprost towarzyszom, że  sprawa jest już na  ukończeniu i  że w  chwili obecnej trwają prace nad  „doszlifowaniem” aktu oskarżenia, tak aby jak to  określił, „nie popełnić politycznego błędu”. Problemem było jedynie znalezienie odpowiedniego składu sędziowskiego, który  podobnie jak akt oskarżenia nie poszerzałby sprawy „w głąb”. Jednak i  tutaj Kiszczak był dobrej myśli. Zakładano, ze  proces zakończy się przed  końcem roku i  sprawa zostanie odsunięta od  MSW. Resort naciskał aby jak najszybciej skierować akt oskarżenia do  sądu i  jak najszybciej wyznaczyć termin pierwszej rozprawy . Kiszczak był tak pewien swojego scenariusza, że  na kolejnym posiedzeniu BP  KC PZPR odnosząc się do  sprawy ks.  J. Popiełuszki trywialnie oznajmił zebranym:  Nie ma tu żadnych nowych rewelacyjnych danych.[...] Na  razie sprawa kończy się na  płk Pietruszce.

Rozpoczęty w  grudniu 1984 r. proces G. Piotrowskiego, Pękali, Chmielewskiego i  Pietruszki był transmitowany przez telewizję i  szeroko nagłaśniany w  reżimowej prasie. O  ile udało się dość łatwo zneutralizować prokuraturę, serwując jej spreparowany w  MSW szkielet aktu oskarżenia, o  tyle trudniej było w  sądzie. Jednak presja resortu na  skład orzekający zrobiła swoje. Przewodniczącym składu orzekającego  sędzią Arturem Kujawą  zajął się osobiście sam szef Biura Śledczego MSW –  płk Zbigniew Pudysz.  Naciski wywierano także na  sędziego Juranda Maciejewskiego, który  swoją rolę na  procesie ciężko odchoruje popadając po  latach w  alkoholizm. Ludzie Kiszczaka skrupulatnie zajęli się również rolą pełnomocników – oskarżycieli posiłkowych reprezentowanych przez znanych adwokatów  Jana Olszewskiego, Edwarda Wendego, Krzysztofa Piesiewicza i  Andrzeja Grabińskiego.  Operacyjna kontrola wymienionych przez MSW w  trakcie trwania procesu przyniosła wiele strategicznych informacji, pozwalających na  przygotowanie „obrony resortu MSW” na  sali sadowej.



ODDECH ULGI GENERAŁA

Gdy  w  lutym 1984 r.  zapadł wreszcie  wyrok  Kiszczak odetchnął w  poczuciu przejścia najgorszego etapu sprawy. Sąd Wojewódzki w  Toruniu skazał sprawców na  kary :  G. Piotrowskiego na  25 lat, A. Pietruszkę na  25 lat Pękalę i  Chmielewskiego na  12 lat pozbawienia wolności.  Pozostawało jeszcze zatwierdzenie wyroku przez Sąd Najwyższy, ale  tutaj obawy resortu były znacznie mniejsze.

Co zyskał generał Kiszczak doprowadzając do  procesu toruńskiego?  Zyskał bardzo wiele. Przede wszystkim doprowadził do  procesu i  ukarania sprawców. Oddalił podejrzenia od  kierownictwa MSW a  tym samym pokazał „praworządność” w  komunistycznym państwie przynajmniej w  pozorach. Sam publiczny proces mógł dla wielu niezaangażowanych politycznie Polaków być przykładem jawności w  komunistycznym państwie o  którą walczyli ludzie „Solidarności”.  Koszta nie były wielkie, tylko 4 ludzi dla liczącego sto kilkadziesiąt tysięcy aparatu MSW.  A  przede wszystkim uniknięto na  kanwie tego wydarzenia zamieszek i  destabilizacji kraju.



KGB TRZYMA RĘKĘ NA PULSIE

Wątek rosyjski nie zakończył się wraz z  uprowadzeniem i  śmiercią  księdza.  Przedstawiciel radzieckiej rezydentury w  Warszawie od  początku interesowali się postępami MSW w  prowadzeniu śledztwa. O  dziwo, towarzysze radzieccy interesowali się nawet wynikami prac Laboratorium Kryminalistycznego zabezpieczającego i  badającego ślady związane z  uprowadzeniem i  zamordowaniem śledztwa. Po  latach potwierdzi to  ówczesny szef tego laboratorium. Ludzie gen. Michajłowa [z- ca szefa rezydentury KGB w  Warszawie] uspokoili się dopiero gdy  pewne było, ze  krąg osób oskarżonych został zamknięty i  dowiedzieli się , ze  resort MSW zrobi wszystko, aby nie poszerzać sprawy.



Jednak Centrala KGB w  Moskwie była wściekła. W  dzień pogrzebu księdza w  podwarszawskim Zalesiu, w  jednym z  obiektów należących do  MSW zorganizowano wspólną naradę przedstawicieli kierownictwa SB i  przedstawicieli radzieckiego KGB pod  roboczym tytułem: „Sprawa ks.  J. Popiełuszki i  jej skutki”, w  której polska strona przedstawiła różne aspekty operacyjne całej sprawy towarzyszom radzieckim.

Towarzysze radzieccy podsumowali całą sprawę jako „spartoloną robotę”.  Nie znamy jednak szczegółów wszystkich prowadzonych na  ten temat rozmów na  linii MSW – KGB. Pełną wiedzę na  ten temat zawiera z  pewnością archiwum KGB na  Łubiance.  Pewne jest jednak, ze  w  latach 80. istniała bardzo bliska współpraca pomiędzy Departamentem IV MSW a  Zarządem V KGB, co potwierdzają dokumenty archiwalne znajdujące się w  zasobie IPN. Wiemy również, że  wspólne działania na  tzw. Kierunku  kościelnym nie ograniczały się jedynie do  realizacji sprawy o  krypt., „TRIANGOLO” i  użyczania polskiej agentury ulokowanej w  kościele katolickim towarzyszom radzieckim. Przedstawiciele KGB wielokrotnie spotykali się w  tej sprawie z  polskimi kolegami z  Departamentu IV poza granicami Polski. To  dotyczyło między innymi szefa Departamentu IV MSW – gen. Z. Płatka jak i  jego zastępcy płk. A. Pietruszki.

Dzisiaj wiemy na  pewno, że  dla rosyjskiego KGB na  początku lat 80-tych sprawa pozyskania wartościowej agentury w  Rzymie bądź agentury, która  miałaby naturalny dostęp do  Kurii Rzymskiej była jednym z  priorytetowych kierunków.  Jednak w  tym wypadku radzieckie KGB musiało liczyć na  wsparcie służb z  bratnich krajówPolska bezpieka wydawała się służbą która  miała największe możliwości w  tym zakresie. I  z  tej  właśnie przyczyny działania KGB w  sprawie ks.  J.Popiełuszki mają swoje racjonalne uzasadnienie.



ZACIERANIE ŚLADÓW

Wyrok Sądu Wojewódzkiego na  czterech funkcjonariuszach nie był końcem działań SB w  sprawie ks.  J. Popiełuszki. Scenariusz zdarzeń jaki został zarysowany na  procesie toruńskim należało utrwalić w  oczach opinii publicznej. Sprawić, aby większość Polaków uwierzyła w  samowolny „wybryk”, jak to  określił Kiszczak „młodych  nieodpowiedzialnych ludzi”. To  również zostało skrupulatnie przygotowane przez MSW.  Jeszcze w  okresie trwania śledztwa, w  ramach MSW powołano specjalną grupę operacyjną SGO II na  czele która  m.in. kierował ppłk Edward Janczura, która  m.in. podjęła działania zacierające ślady wcześniejszej działalności SB wobec osoby ks.  J. Popiełuszki.  Przede wszystkim należało „zabezpieczyć” wszelkie akta operacyjne dotyczące sprawy, jakie znajdowały się w  Departamencie IV, które mogłyby kompromitować resort.

W  ten sposób zabezpieczono akta dotyczące zarejestrowanego w  sprawie „Popiel”  „Desperata”, które w  końcu grudnia 1989 r.  zostały bezpowrotnie zniszczone  z  powodu jak to  określono w  urzędowym zapisie „braku jakiejkolwiek wartości operacyjnej”. Podobny los spotkał akta dotyczące samego ks.  J. Popiełuszki – jego akta operacyjne i  śledcze w  MSW zostały wybrakowane. Zniszczono także meldunki operacyjne dotyczące ks.  Jerzego, jakie opracowano w  Wydziale VI Departamentu IV – całościowo odpowiadającym za  działania dezintegracyjne i  dezinformacyjne wobec kościoła.

Dokumentacja Sprawy Operacyjnego Rozpracowania „POPIEL” poddana została skrupulatnej analizie. Z  liczących ponad 450 kart wybrakowano ponad 200 kart – zawierających doniesienia. W  tak wybrakowanej postaci akta te ocalały zawieruchę resortową z  lat 1989-1990, jednak nie ma ich w  zasobie IPN, który  prowadzi śledztwo i  nie podjęto nawet ich poszukiwań. Dokonano również zafałszowania wszelkiej ewidencji operacyjnej MSW w  odniesieniu do  wszystkich osób związanych ze  sprawa ks.  J. Popiełuszki.Wystarczy wspomnieć jedynie o  kartach ewidencyjnych  „Desperata”, które były wielokrotnie kreślone i  zmieniano naniesione wcześniej zapisy, co sprzeczne było z  obowiązującymi w  MSW przepisami w  zakresie prowadzenia ewidencji operacyjnej.



TAJEMNICZE ZGONY

Ginęli uczestnicy prowadzonego przez MSW śledztwa, którzy  posiadali cenną wiedzę na  temat „kuchni” tego śledztwa jak płk Stanisław Trafalski i  mjr Wiesław Piątek.  Czyszczono Departament IV  gen. Z. Płatek  wyczerpany nerwowo, podejrzewał nawet Kiszczaka o  próbę otrucia go – nie ufał nawet własnej sekretarce.    Gdy w  maju 1985 r. szefem Departamentu IV został ściągnięty z  Katowic płk. Zygmunt Baranowski, niebawem został znaleziony martwy za  biurkiem po, jak to  określone zostało w  dokumentach, rozległym zawale, a  jego ciało nigdy nie zostało wydane rodzinie.  Po  latach okaże się, że  płk. Z. Baranowski nigdy nie był leczony na  schorzenia mogące spowodować natychmiastowy rozległy zawał. Na  szczęście  zachowały się jego akta osobowe.



UTRWALANIE „PRAWDZIWEJ PRAWDY”

Jednak zasadnicze działania w  związku ze  sprawą śmierci ks.  J. Popiełuszki prowadzone były przez MSW w  ramach trzech spraw operacyjnych „ROBOT”, „TERESA”, „TRAWA”.

Ich zasadniczym celem było jak określono to  w  jednym z  dokumentów źródłowych „ochrona interesu resortu spraw wewnętrznych”, a  interesem tym było oczywiście utrwalenie scenariusza toruńskiego i  uniemożliwienie przedostania się do  opinii publicznej jakichkolwiek informacji mogących rzucić światło prawdy na  rzeczywista rolę resortu w  działaniach, które doprowadziły do  śmierci księdza. Formalnie prowadzenie tych spraw przejął Zarząd Ochrony Funkcjonariuszy MSW czyli nowo powstała wewnętrzna komórka w  MSW mająca uprawnienia kontrolne wobec funkcjonariuszy i  kierowana przez ściągniętego przez Kiszczaka ze  służb wojskowych płk Sylwestra Gołębiewskiego – jednego z  najbardziej jego zaufanych ludzi. Okres prowadzenia tych spraw to  listopad 1984 -kwiecień 1990.

W  realizację wspomnianych spraw zaangażowanych było kilka pionów MSW. Poza realizującym sprawy bezpośrednio Zarządem Ochrony Funkcjonariuszy działania prowadziły także Biuro Techniki, Biuro „W”, Biuro Obserwacji, Biuro Śledcze oraz  wojewódzkie Urzędy Spraw Wewnętrznych w  Łodzi, Rzeszowie, Wrocławiu. Minister MSW -  gen. Cz.  Kiszczak zalecił stosowanie w  ramach spraw TERESA, TRAWA i  ROBOT „wszelkich możliwych środków i  metod operacyjnych”.  Należy podkreślić, że  już w  samym założeniu kierownictwa MSW wspomniane sprawy rysowały się jako niezwykle kluczowe. Nigdy bowiem resort MSW, nawet wobec działaczy z  kierownictwa podziemnej „Solidarności”, nie angażował w  takim stopniu swojego potencjału.  Ale nie tylko to  świadczyło o  randze tych spraw w  resorcie MSW.

Wszystkie działania, jakie były prowadzone w  ramach sprawach TERESA, TRAWA i  ROBOT, osobiście nadzorował sam szef gen. Cz.  Kiszczak osobiście dokonując adnotacji na  dokumentach i  sugerując dalsze kierunki działań operacyjnych.

Po  co MSW po  prawomocnym procesie sprawców mordu ks.  J. Popiełuszki prowadziło tak szerokie działania i  to osobiście nadzorowane przez samego Ministra?

W  języku MSW zasadniczym celem wspomnianych spraw była „operacyjna ochrona interesu resortu spraw wewnętrznych przed  wrogimi działaniami skazanych w  procesie i  ich rodzin”. Przekładając to  na język bardziej zrozumiały, chodziło o  zagrożenia związane z  możliwością nagłośnienia rzeczywistego przebiegu zdarzeń, które doprowadziły do  śmierci księdza i  dokonaną przez MSW Manipulacją śledztwem i  procesem sądu w  Toruniu.

Kiszczak miał świadomości tego, że  wersja zdarzeń dotycząca uprowadzenia księdza, jego zabójstwa i  sprawców tego zabójstwa, jaka została utrwalona w  wyniku procesu toruńskiego jest fikcją i  wcale nie jest pewne, czy uda się ten scenariusz utrzymać przed  opinia publiczną.



WROGOWIE Z REAKCYJNEGO ZACHODU

Jeszcze większe obawy miał szef MSW wobec dziennikarzy zachodnich akredytowanych w  Polsce, których  opinie i  doniesienia prasowe w  zasadniczej mierze kształtowały obraz Polski na  arenie międzynarodowej. Kiszczak wielokrotnie stawiał problem przekazania informacji przez skazanych bądź ich rodziny właśnie dziennikarzom zachodnim. Problem ściśle kontrolowanych mediów krajów był bowiem bez znaczenia, tutaj była możliwość bezpośredniej ingerencji, inaczej było zaś w  przypadku źródeł informacji przedstawicieli zachodniej prasy.

Wróćmy jednak do  kontroli operacyjnej skazanych w  procesie toruńskim i  ich rodzin, jakiej dokonano w  ramach spraw TERESA TRAWA i  ROBOT.



NAJSŁABSZE OGNIWO – PŁK PIETRUSZKA

Kluczowe działania podejmowane były wobec płk. A. Pietruszki i  kpt. G. Piotrowskiego.

Kierownictwo MSW wiedziało, ze  największe zagrożenie może wiązać się z  postawą płk A. Pietruszki i  jego rodziny, nie akceptujących roli jaka Kiszczak wyznaczył mu w  śledztwie i  na procesie toruńskim. Resort cały czas sprawował opiekę nad  przebywającym w  więzieniu na  Rakowieckiej a  następnie w  ZK w  Barczewie płk A. Pietruszką. Początkowo usiłowano wpłynąć na  postawę płk A. Pietruszki poprzez jego żonę Różę Pietruszka oferując jej pomoc finansową MSW i  syna – proponując mu kolei wyjazd do  Szwajcarii. Propozycje te nie zostały przyjęte przez Pietruszków. Gdy  ludzie Kiszczaka uzyskali poszlaki wskazujące, że  rodzina płk. A. Pietruszki może być w  posiadaniu ważnych kompromitujących resort dokumentów dotyczących sprawy ks.  Jerzego, nie zawahano się nawet dokonać włamania i  przetrząśnięcia mieszkania Pietruszków. Podsłuch, kontrola korespondencji, ograniczenie kontaktów z  rodziną, wywieranie presji psychicznej na  Pietruszkę i  jego żonę, zwolnienie Jarosława Pietruszki z  MSW to  tylko niektóre elementy z  bogatego wachlarza działań wobec Pietruszków. MSW chciało mieć wyprzedzające informacje odnośnie planowanych przez Pietruszków prób  nagłośnienia sprawy ks.  J. Popiełuszki, rewizji wyroku toruńskiego i  wznowienia procesu. W  ten sposób Kiszczak wiedział o  wysyłanych przez żonę pułkownika – Różę Pietruszka pismach do  Prokuratury Generalnej, Rzecznika Praw Obywatelskich Ewy Łętowskiej czy próbach dotarcia w  marcu 1989 r. do  uczestników obrad „okrągłego stołu” i  prof. Adama Strzembosza. MSW kontrolowało również kontakty R. Pietruszki z  szefem powstałej we  wrześniu 1989 r. Nadzwyczajnej Sejmowej Komisji do  Zbadania Działalności MSW – posłem Janem Rokitą, chcąc wiedzieć, czy wspomniana komisja może zająć się sprawą rzeczywistej roli resortu w  sprawie ks.  J. Popiełuszki.



PIOTROWSKI PRZESTAJE UFAĆ OPIEKUNOM

O  ile podejmowane przez MSW działania wobec płk A. Pietruszki cechuje destrukcja,, o  tyle działania wobec skazanego kpt. G. Piotrowskiego są bardziej elastyczne, zmierzające do  odpowiedniego ukształtowania zachowania Piotrowskiego i  jego rodziny, zachowania określanego jako „zgodne z  interesem resortu spraw wewnętrznych”. Początkowo skazany w  Toruniu G. Piotrowski traktował swój pobyt w  więzieniu jako tymczasowy, nadal głęboko wierząc w  „opiekę” Resortu, z  którym się nadal identyfikował. Nieprzypadkowy był również gryps Piotrowskiego do  Pietruszki w  więzieniu na  Rakowieckiej „Jak długo zamierza Pan tu siedzieć”.

Problem kpt. Piotrowskiego zaczął się dopiero w  następnych latach, gdy  złożona wcześniej Piotrowskiemu przez Kiszczaka obietnica wyjścia z  więzienia zaczęła się w  przekonaniu Piotrowskiego oddalać.



W  końcu 1988 r. w  trakcie prowadzonej inwigilacji, MSW uzyskało informacje, że  kpt. G. Piotrowski miał przygotować w  więzieniu kilka dokumentów dotyczących sprawy ks.  J. Popiełuszki i  roli w  sprawie kierownictwa MSW, które miał zdeponować u  osób trzecich za  pośrednictwem swojej żony – Janiny Pietrzak. MSW zdecydowało się wówczas na  podjęcie z  G. Piotrowskim specyficznego dialogu operacyjnego za  pośrednictwem jego żony. Kiszczakowi chodziło o  wysondowanie przede wszystkim tego, jak zamierza dalej zachowywać się G. Piotrowski, jak mógłby się zachowywać po  ewentualnym wyjściu na  wolność oraz  jakiej ewentualnie pomocy spodziewa się od  MSW. W  takcie prowadzenia wspomnianego dialogu operacyjnego MSW z  jednej strony usiłowało wpłynąć na  jego w  taki sposób, aby „nie wracać do  spraw minionych”, z  drugiej zaś strony w  pełni kontrolowało jego plany i  zamierzenia w  zmieniającej się sytuacji politycznej.

Gen. Kiszczak liczył, że  kształtując postawę Piotrowskiego wpłynie on również na  postawę dwóch pozostałych skazanych czyli W. Chmielewskiego i  L. Pękali, dla których  Piotrowski nadal był autorytetem. Elastyczność tych działań była uzależniona od  aktualnej sytuacji. Wystarczy wspomnieć, że  MSW jednym razem oferowało pomoc w  uzyskaniu paszportu dla żony Piotrowskiego, z  drugiej zaś strony straszyło ją konsekwencjami ujawnienia tajemnicy państwowej przez nią lub jej męża w  sytuacji, gdyby  ujawnione zostały nowe informacje lub dokumenty odnośnie sprawy ks.  J. Popiełuszki. Gama działań wobec płk Pietruszki i  kpt. Piotrowskiego była szeroka.

Omówione działania MSW to  tylko niektóre z  nich. Resort MSW podejmował także działania wobec pozostałych skazanych w  procesie toruńskim, czyli L. Pękali i  W. Chmielewskiego, nad  którymi roztoczono skrupulatnie „opiekę” nawet wówczas, gdy  opuścili więzienie i  trafili na  wolność.



DŁUGIE MACKI MSW

Kontrola MSW nie ograniczała się jedynie do  skazanych w  Toruniu funkcjonariuszy MSW i  ich rodzin, ale  objęła wszystkich którzy  mieli bądź mogli mieć jakikolwiek związek ze  sprawą ks.  J. Popiełuszki. Krąg tych ludzi obejmował m.in.  adwokatów – oskarżycieli posiłkowych na  procesie czyli E. Wendego, J. Olszewskiego, A. Grabińskiego i  K. Piesiewicza. Szczególną „opieką” otoczono mecenasa Grabińskiego, który  już w  trakcie procesu toruńskiego zapowiedział złożenie apelacji. Pewne poszlaki wskazują, że  morderstwo tłumaczki literatury angielskiej Anny Grabińskiej w  Warszawie na  Saskiej Kempie, jakiego dokonali nieznani sprawcy, mogło mieć związek z  działaniami resortu właśnie wobec mecenasa A. Garbińskiego i  jego rodziny.  Interesowano się również rodziną i  bliskimi znajomymi księdza.



MSW WYNAGRADZA CHROSTOWSKIEGO

Z  kierowcą księdza Waldemarem Chrostowskim zawarto w  dniu 31 sierpnia 2007 r.  [ugoda pomiędzy pomiędzy mecenasem E. Wende reprezentującym W. Chrostowskiego a  Skarbem Państwa reprezentowanym przez MSW]  ugodę, co nigdy nie było praktykowane w  MSW.  W  świetle cytowanej ugody MSW wypłaciło W. Chrostowskiemu niebotyczną jak na  owe czasy sumę 1  650  000 zł za  straty materialne i  w  ramach jednorazowego odszkodowania, zamykając drogę do  ewentualnych roszczeń w  przyszłości, jak zostało to  zaznaczone w  tekście ugody.  Kuriozalne jest to, że  nawet gdyby  MSW chciało naprawiać szkody, to  w  pierwszej kolejności tego typu ugodę powinno zawrzeć z  rodziną ks.  Jerzego pogrążoną na  zawsze w  bólu i  cierpieniu po  starcie ukochanego syna. Tymczasem propozycja rzekomego naprawienia szkód fizycznych i  moralnych została wystosowana jedynie wobec kierowcy księdza.

Ocena takiego postępowania MSW może być tylko jedna, otóż zawarta pomiędzy Chrostowskim a  MSW ugoda nie była ona forma zadośćuczynienia, ale  nagrodą za  milczenie w  sprawie księdza.  Zacieranie śladów przez ekipę gen. Kiszczaka trwało do  ostatnich dni jego pobytu w  MSW, czyli do  lipca 1990 r.



PROKURATOR WITKOWSKI NIEWYGODNY POMIMO UPŁYWU LAT

Gdy  w  1990 r. prokurator Witkowski wraz z  innymi prokuratorami podjął śledztwo dotyczące istnienia związku przestępczego w  strukturach MSW, pojawiła się realna szansa na  wyjaśnienie sprawy morderstwa księdza i  roli w  tym kierownictwa MSW. Jednak jego odsunięcie od  sprawy zahamowało dalsze postępy w  sprawie. Istniejący wówczas klimat polityczny i  obowiązująca  filozofia „grubej kreski”  utopiły proceduralnie to  śledztwo, podobnie jak wiele innych, w  których przedmiotem były czyny przestępcze mające związek z  działaniami resortu spraw wewnętrznych.



Gdy  w  1999 zaczęto organizować  IPN,  ponownie pojawiły się szanse powrotu do  sprawy ks.  Jerzego. Jeszcze bardziej stało się to  realne gdy  w  2001 r. sprawę podjęli prokuratorzy Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni w  Lubelskim Oddziale IPN. Wszystko wskazywało, że  tym razem sprawa zostanie doprowadzona do  końca, zwłaszcza, ze  merytoryczny nadzór nad  nim sprawował prokurator A. Witkowski.  Jednak i  tym razem, podobnie jak w  1991 r., gdy  ustalono szereg niezwykle istotnych faktów i  rozważane było przedstawienie zarzutów Gen. Cz.  Kiszczakowi, A. Witkowski został odsunięty a  sprawę przekazano prokuratorom IPN z  Katowic a  następnie prokuratorom IPN w  Warszawie.  Nic nie wskazuje, że  i  tym razem uda się sprawę śmierci księdza wyjaśnić do  końca. Czy i  tym razem prawda przegra, a  śledztwo utonie w  proceduralnych zaułkach?

Bez tej  prawdy nie będziemy mogli jednak zrozumieć istoty komunistycznego systemu, jego brutalności, zakłamania i  deptania godności człowieka, a  więc tak naprawdę nie będziemy mogli poznać tragicznej historii Polski doby komunizmu. Wreszcie tylko poprzez prawdę możemy oddać hołd człowiekowi który  swoje życie poświęcił głosząc ją i  za nią ginąc.



Leszek Pietrzak („Polska The Times”, 19 października 2008 r.)