Co łączy Polski Bus z czekoladkami Kinder Bueno? LGBT | |
Wpisał: Maja Narbutt | |
18.12.2013. | |
Co łączy Polski Bus z czekoladkami Kinder Bueno?
„Czarna lista sporządzona przez stowarzyszenia LGBT jest długa”
W końcu to kwestia smaku.
Maja Narbutt Wpolityce
Co łączy Polski Bus z czekoladkami Kinder Bueno? Odpowiedź brzmi: homofobia.
Tak uznali działacze LGBT tworząc czarną listę firm i produktów, które szanujący się gej i lesbijka powinni omijać szerokim łukiem. Zapewne zastanawiają się państwo, w jaki sposób czekoladki mogą być homofobiczne. Uściślijmy: homofobiczna jest podobno firma Ferrero Polska. Ku oburzeniu działaczy LGBT, koncern staroświecko upierał się, że „para ” oznacza kobietę i mężczyznę. Za nic nie chciał przyjmować na konkurs „maxi para” zdjęć dwóch czule patrzących się na siebie panów czy pań.
Wina Polskiego Busu jest inna. Jego właściciel przekazywał w Wielkiej Brytanii środki na rzecz organizacji walczących przeciw małżeństwom homoseksualnym i adopcji dzieci przez gejów.
Na czarnej liście stowarzyszeń LGBT znajdują się jeszcze inne firmy i osoby, które zrobiły lub powiedziały coś, co zostało uznane za homofobię.
Gdyby skonstruować obraz, który najsilniej wstrząsnąłby wrażliwym gejem, pilnie studiującym czarną listę, wyglądałby tak: do Polskiego Busa wsiada Wojciech Cejrowski. W jednej ręce ma kanapki z Nutellą (oczywiście Ferrero), w drugiej swoją książkę, wydaną w wydawnictwie Zysk i S-ka. W uszach słuchawki, z których sączy się muzyka Pawła Kukiza.
Czarna lista sporządzona przez stowarzyszenia LGBT jest długa, można by rzec, że mściwie odnotowuje się tam wszystkich, którzy niechętnie lub choćby bez entuzjazmu wyrazili się o marszach równości lub partnerskich związkach jednopłciowych. Słowo„mściwie” jest zapewne nie na miejscu —przecież wszelkie niskie uczucia, zdaniem środowisk LGTB, zarezerwowane są dla „homofobów ”. I oczywiście geje i lesbijki absolutnie nikogo swoją listą nie wykluczają, nie dyskryminują i nie pokazują swej nietolerancji — jedynie „dokonują świadomych wyborów konsumpcyjnych ”.
Jak łatwo się domyślić, co dla LGBT jest czarną listą, dla wielu innych może być listą chwały, a przynajmniej rekomendacji. Podobna historia zresztą już się w Polsce zdarzyła —gdański cukiernik Grzegorz Pellowski napisał list, ujawniając swe poglądy na nadmierną rolę homoseksualistów w życiu publicznym. Natychmiast został zasypany anonimami z wyzwiskami i pogróżkami, a na facebooku zorganizowano akcję „nigdy nie kupię u Pellowskiego”. A jednak całe zamieszanie nie tylko nie zaszkodziło jego interesom, ale sprzedaż „homofobicznych” bułeczek wręcz wzrosła.
Nie wierzę, że czarna lista LGBT zaszkodzi jakiejś firmie. Dopóki zresztą nie doszliśmy do sytuacji spotykanej na Zachodzie, kiedy za odmowę sporządzenia ślubnej wiązanki na ślub gejów można zostać uwikłanym w rujnujący proces, wszystko wydaje się w porządku.
W końcu każdy ma prawo do swoich konsumpcyjnych wyborów.
Na mojej liście zakupów nie ma od dawna piwa Lech. Nie mam złudzeń — nie zrujnuję tym Kompanii Piwowarskiej, bo moje roczna konsumpcja piwa jest raczej na poziomie, który niejeden z czytelników osiąga w udany piątkowy wieczór. Po prostu piwo tej marki przestało mi kompletnie smakować po kampanii reklamowej „Zimny Lech” .
To było lato 2010, napisałam w „Rzeczpospolitej ” artykuł o całej kampanii i gigantycznym bilboardzie wywieszonym naprzeciw Wawelu. Dostałam masę maili, których autorzy pisali, że wysyłają protesty do Kompanii Piwowarskiej i agencji reklamowej. Bilboard zdjęto, wszystkich, którzy poczuli się urażeni, przeproszono.
Ale nadal nie piję Lecha. Bez żalu. Charakteryzuje się nieprzyjemnym zapachem i nieaakceptowalnym smakiem - stwierdził rzecznik Kompanii o „Lechu free’, którego dużą partię musiano wycofać z rynku. W moim odczuciu dotyczy to w ogóle Lecha. W końcu to kwestia smaku. Maja Narbutt |