Grzegorz Braun o obradach izraelskiego parlamentu w Polsce | |
Wpisał: Rabin Ovadija Josef | |
20.01.2014. | |
Grzegorz Braun o obradach izraelskiego parlamentu w Polsce
Rabin Ovadija Josef: „Goje, jak zwierzęta, od tego są, żeby służyć Żydom”.
20 Styczeń 2014 http://ksd.media.pl/aktualnosci/1792-grzegorz-braun-o-obradach-izraelskiego-parlamentu-w-polsce Pozytywne odniesienie się do obrad Knesetu na terenie Rzeczypospolitej „może iść w jednym szeregu i pod rękę albo z głupotą (to wersja optymistyczna), albo z agenturą (to wersja realistyczna) – co na jedno wychodzi, co do praktycznych konsekwencji” - wyjaśnia Grzegorz Braun w wywiadzie udzielonym Katolickiemu Stowarzyszeniu Dziennikarzy. Znany reżyser filmów dokumentalnych podkreśla, że izraelska elita hołduje silnym antypolskim resentymentom, co stawia pod znakiem zapytania możliwość zachowania jakiejkolwiek partnerskiej równowagi i równoprawności we wzajemnych stosunkach. Braun dodaje, że „do zapewnienia profesjonalnej ochrony tego kwiatu elity państwa położonego w Palestynie, który w najbliższych dniach wyląduje nad Wisłą, musiał tu już zawczasu zjechać kontyngent tamtejszego wojska i bezpieki w sile co najmniej dywizji”. Z Grzegorzem Braunem rozmawia Agnieszka Piwar.
27 stycznia br., odbędą się w Polsce (!) obrady Knesetu. Po raz pierwszy w historii izraelski parlament zorganizuje swoje obrady poza terytorium państwa Izraela. Co to dla Polski oznacza, że izraelscy parlamentarzyści postanowili – za przyzwoleniem polskich władz – obradować właśnie tutaj? To jest, jak mniemam, kolejna faza oswajania tubylczej ludności z kolejną „transformacją”, której efektem mają być istotne zmiany w formule zarządzania tym post-sowieckim, neokolonialnym tworem quasi-państwowym, jakim jest obecna atrapa państwa polskiego. Po „happeningu” artystki Bartany „RUCH RENESANSU ŻYDOWSKIEGO W POLSCE”, po urągającym prawdzie historycznej scenariuszu ekspozycji Muzeum Żydów Polskich, że o operacji „Jedwabne” nie wspomnę - to kolejny balon próbny, który przetestować ma z jednej strony odporność patriotów, a z drugiej spolegliwość kolaborantów. Ci ostatni prześcigają się w zgadywaniu życzeń faktycznych suwerenów – czego świeżą manifestacją jest ustawa 1066. Bez niej nie dałoby się wszak legalnie przeprowadzić tej operacji propagandowej, o którą Pani pyta – wszak do zapewnienia profesjonalnej ochrony tego kwiatu elity państwa położonego w Palestynie, który w najbliższych dniach wyląduje nad Wisłą, musiał tu już zawczasu zjechać kontyngent tamtejszego wojska i bezpieki w sile co najmniej dywizji. W niektórych środowiskach, określających się jako patriotyczne spotkamy się z opinią, że „nie mamy czego się obawiać”; lub też „posiedzenie Knesetu (...) to dla Polski dobre wydarzenie, (...) dlatego, że odbywa się pod hasłami polskiego filosemityzmu (...)”, co – zdaniem niektórych – przyczyni się do pozbycia łatki antysemityzmu. Czy Pana zdaniem pozytywne odniesienie się do obrad Knesetu na terenie Rzeczypospolitej może iść w jednym szeregu z patriotyzmem? Może iść w jednym szeregu i pod rękę albo z głupotą (to wersja optymistyczna), albo z agenturą (to wersja realistyczna) – co na jedno wychodzi, co do praktycznych konsekwencji. Nie jest wielkim odkryciem, że Polską zarządzą konsorcjum służb reprezentujących racje stanu różnych państw, z których żadne nie jest polskie. Główni udziałowcy, to rzecz jasna Rosjanie i Niemcy; pakiecik kontrolny zachowują Amerykanie; tradycyjnie trzymają ręce na pulsie Anglicy i Francuzi; mocne karty mają Ukraińcy; penetrują Chińczycy – to wiadomo, ale chyba tylko służby państwa położonego w Palestynie czują się u nas do tego stopnia swobodnie, by na długo przed ustawą 1066 bez krępacji na co dzień obnosić się u nas z bronią i podejmować działania połączone np. z czasowym zamknięciem stołecznego lotniska (sic). Szkoda czasu na dywagacje o jawnych zaprzańcach i sprzedawczykach, którym ten stan rzeczy bardzo odpowiada – bo po prostu innego sobie nie wyobrażają. Działalność partii ruskiej (np. Komorowski, Palikot, Pawlak i inni tzw. postkomuniści), czy partii pruskiej (np. Tusk, Graś et consortes) przynajmniej nie nastręcza większych problemów intelektualnych. Problem w tym, że po stronie p.o. patriotycznej, prawicowej, nominalnie konserwatywnej, a także wśród „niezależnych” i „niepokornych” dziennikarzy również dominuje filozofia klientelizmu – tyle że zorientowana na inne stolice (i może inne, choć wcale nie koniecznie, loże). Obowiązuje np. dogmat, że Polskę można wygrać wyłącznie pozostając niezłomnym sojusznikiem Imperium Amerykańskiego – tego zaś nieodzownym warunkiem jest lojalność wobec Izraela. Problem w tym, że tamtejsza elita hołduje silnym antypolskim resentymentom, co stawia pod znakiem zapytania możliwość zachowania jakiejkolwiek partnerskiej równowagi i równoprawności we wzajemnych stosunkach. Są to resentymenty albo zadawnione, ugruntowane na rasistowskiej plemiennej, bałwochwalczej ideologii, której prominentnym wyrazicielem był np. zmarły niedawno guru ortodoksji talmudycznej, rabin Ovadija Josef – przypomnę dla porządku jego złotą myśl: „Goje, jak zwierzęta, od tego są, żeby służyć Żydom”. Albo też płyną owe resentymenty z wychowania opartego na świeckiej quasi-religii Holokaustu, której integralnym, konstytutywnym elementem jest urzędowe propagowanie wśród izraelskiej młodzieży kłamstw na nasz temat – czego popis dał przed dziesięciu laty generał Amir Eshel: „800 lat słuchaliśmy Polaków i więcej już nie musimy”. Jak z takimi ludźmi, którzy najwyraźniej w najlepszym przypadku szczerze nami pogardzają, robić jakąś wspólną politykę – to jest zagadka, której rozwiązania nie przyniosą gołosłowne zapewnienia panów Sikorskiego, Bartoszewskiego, ani nb pana Waszczykowskiego. Poza wszystkim, jak zauważył jeden z moich przyjaciół: „Do sojusznika nie wysyła się komornika”. A tymczasem pan Bobby Brown szef zespołu HEART (tj. specjalnej agendy państwa Izrael ds. rewindykacji majątkowych – tj. zuchwałych wymuszeń, patrząc z perspektywy polskiej racji stanu) ocenił swą wizytę w Polsce (blisko rok temu całkowicie przemilczaną przez media głównego ścieku) jako „przełomową”. Na czym owa „przełomowość” polegała – tego dowiemy się pewnie dopiero po fakcie. Tj. po tym, jak najpierw wezmą nas pod włos – np. ogłaszając w Krakowie, że nieładnie mówić „polskie obozy koncentracyjne”. Nb w Krakowie to akurat żadna nowina – wiemy jak było – a na rezonans tej nowiny w szerokim świecie zanadto bym nie liczył. Głośnym echem odbiła się cenzorska reakcja redaktora naczelnego portalu Fronda.pl, który jak tylko dostrzegł na swojej stronie przedruk felietonu red. Stanisława Michalkiewicza - nawiązujący do obrad Knesetu w Polsce - natychmiast go usunął. Co więcej, swoją decyzję opatrzył komentarzem zapowiadającym, że w przyszłości na łamach Frondy.pl nie opublikują więcej tekstów red. Michalkiewicza. Pan również zareagował i w odpowiedzi na cenzurę red. Terlikowskiego zażądał usunięcia z portalu Fronda.pl przedruku wywiadu jaki udzielił Pan KSD. Co Pana zdaniem skłoniło red. Terlikowskiego do takiej cenzury? Czy tak desperackie zachowanie mogło być spowodowane jakimiś naciskami 'z góry' ? Nie podejmuję się psychoanalizy wymienionego przypadku – który wygląda na kliniczny, mocno zaawansowany, kto wie, czy nie wręcz beznadziejny. Warto jednak zauważyć, że „Fronda” figuruje na liście interesów dotowanych przez aktualną władzę ludową – i to chyba dość, by zrozumieć, że nie mamy do czynienia z wolnymi ludźmi. Inna rzecz, że trudno pewnie najżarliwszym nawet katolikom utrzymać pion, skoro i niektórzy pasterze, ba nawet arcypasterze potrafili się tymczasem dokumentnie pogubić. Ze zgrozą czytam np., że jeden [JE bp Ryś w tzw. dniu judaizmu 2014] naucza o „judaistycznych korzeniach chrześcijaństwa”, a inny [JE abp Gądecki podczas wizyty w Izraelu 2013] oświadcza, że wszelkie problemy w przeszłości „zawinione były przez młodszą wspólnotę”, przy czym z kontekstu najwyraźniej wynika, że ma na myśli Kościół (sic). Skoro zdarzają się nawet tak dalece niedoinformowani pasterze to nie ma się co dziwić, że ludzie świeccy hołdują teologicznym absurdom kiełkującym na gruncie ignorancji historycznej. Nb przy okazji polecam dobre antidotum – pożyteczną lekturę, np.: prof. Jana Iluka, Żydowska politeja i Kościół w imperium rzymskim u schyłku antyku – Tom II, Żydowska antyewangelia (Gdańsk 2010) i prof. Israela Yuvala, „Dwa narody w twoim łonie. Wzajemne postrzeganie żydów i chrześcijan w późnym antyku i średniowieczu” (Berkley 2006) – to są naukowe prace potwierdzające fakt kształtowania się judaizmu talmudycznego, jako negacji Dobrej Nowiny. Całkowicie błędnym jest więc mniemanie, że religia żydowska w jej współczesnych przejawach jest tożsama z religią w której wychowywali Pana Jezusa Jego Najświętsi Rodzice. Niestety ten właśnie fałsz rozpowszechniony jest dziś bardzo szeroko – także, jak widać na załączonych przykładach, wśród katolików. Wymieniony wyżej dziennikarz jest najwyraźniej jedną z licznych ofiar tego opłakanego stanu rzeczy. Co do nagonki na Michalkiewicza, to przypuszczam, że mamy po prostu do czynienia z „czyszczeniem przedpola” propagandowego przed wspomnianą hucpą w Oświęcimiu i Krakowie, a także przed tym wszystkim, co ma później nastąpić. Sprawę felietonu red. Michalkiewicza natychmiast opisała „Gazeta Wyborcza”, na łamach której możemy przeczytać taką wypowiedź red. Terlikowskiego: „Tekst Michalkiewicza był sprzeczny z naszą linią redakcyjną, Fronda ma zdecydowanie proizraelskie nastawienie. W czwartek opublikowaliśmy komentarz o tym, że posiedzenie Knesetu w Polsce to dobre wydarzenie dla naszego kraju. W związku z zaistniałą sytuacją nie będziemy już publikować na Frondzie żadnych tekstów Stanisława Michalkiewicza.” Czy w obecnej sytuacji, kiedy wiemy jak bardzo okrutny los państwo Izrael zgotowało prawowitym mieszkańcom Ziemi Świętej – Palestyńczykom, wśród których są także chrześcijanie – osoba określająca swoje nastawienie jako „zdecydowanie proizraelskie” ma w ogóle prawo nazywać się katolikiem, a kierowany przez siebie portal poświęconym? Oczywiście żenujące jest zapewnianie z góry, że się nie będzie sięgać po teksty jednego z najwybitniejszych felietonistów w dziejach dziennikarstwa polskiego (i literatury polskiej - ! – co stwierdzam jako patentowany polonista). Z drugiej strony, to przecież dobrze, że się koledzy i koleżanki tak wyraźnie określili; dzięki temu sytuacja od razu stała się bardziej klarowna – dla tych, ma się rozumieć, którzy zechcą samodzielnie asocjować fakty. Stosunek katolików do „kwestii bliskowschodniej” – cóż, to jest właśnie sprawa kluczowa. Czy Polska będzie bezpieczną przystanią dla katolików, państwem gwarantującym prześladowanym wiernym z całego świata, że tu między nami mogą być bezpieczni, a ich dzieci nie będą narażone np. na molestowanie moralne w naszych szkołach – ? – czy też może raczej Polska posłuży za bazę na stałym lądzie dla elit planujących ewakuację, a przynajmniej częściowe przeniesienie aktywów z jednostki flagowej wiecznie zagrożonej, szwankującej, jaką jest niewątpliwie państwo Izrael. Wszak w 2012 roku Henry Kissinger, którego możemy podejrzewać o różne rzeczy, ale nie o brak życzliwości wobec państwa położonego w Palestynie, zapowiedział, że w ciągu 10 lat Izrael przestanie istnieć. Istotnie, państwo żydowskie (w jego dotychczasowym kształcie geopolitycznym) przegrywa wyścig z czasem – przegrywa np. z własną demografią, z którą nie ma najmniejszych problemów zarówno całe nieprzyjazne otoczenie, jak i Palestyńczycy zamieszkujący w granicach Izraela. Zdaje się, że ewakuacja Żydów sowieckich ćwierć wieku temu (w ramach transformacji przełomu ll. 80./90.) odsunęła tylko w czasie to, co nieuchronne – i co dla elity żydowskiej od dawna oczywiste. Jaki ma być zatem przyszły kształt geopolityczny państwowości żydowskiej - ? – być może część odpowiedzi przynosi m.in. właśnie szeroka akcja propagandowa, akcje policyjne i akty polityczne, których świadkami będziemy w najbliższych dniach w Krakowie i w Oświęcimiu. Niestety jest jeszcze jeden możliwy element tego scenariusza: prowokacja. Trudno wykluczać, że to spiętrzenie przejawów aroganckich i zaczepnych działań, z którymi mamy do czynienia prowadzić ma właśnie do wywołania jakiś niepokojów, być może nawet aktów desperacji, których stłumienie i publiczne napiętnowanie posłuży do ostatecznej kompromitacji Polski na szerokiej arenie międzynarodowej. Niewątpliwie byłby to efekt pożądany przez zakulisowych planistów, ponieważ legitymizowałby wobec opinii międzynarodowej dalszą erozję, demontaż polskiej państwowości do czego preludium mogłoby być np. żądanie eksterytorializacji terenu obozu Auschwitz Birkenau; skoro okaże się, że władze warszawskie nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa tego światowego dziedzictwa w obliczu „zagrożenia faszystowskiego”, o którego rozreklamowanie na Zachodzie zawczasu już przecież postarał się Adam Michnik. Dziękuję za rozmowę. |