Toksyczne uszkodzenie mózgu a Izby Lekarskie
Wpisał: dr Jerzy Jaśkowski   
21.01.2014.

Toksyczne uszkodzenie mózgu a Izby Lekarskie

 

Kolejna kompromitacja prawa w wydaniu Izb lekarskich

 

dr Jerzy Jaśkowski

cz.3

 

 

Cd analizy pisma p. Naczelnego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej,  lekarz Jolanta Ormowska-Heitzman

 

Od prawie 4000 lat w prawodawstwie całego świata, wszystkich cywilizacji, istnieje zasada, że rozporządzenie, akt prawny niższego rzędu, nie może być sprzeczny z aktem wyższego rzędu.

 

Mniej więcej od czasu rewolucji amerykańskiej, akty prawne są zebrane w jednolity zestaw, zwany konstytucją. Jak wiadomo pierwsza taka konstytucja w Polsce nosi nazwę Konstytucji 3 maja 1791 roku. Od ok. 20 lat Konstytucja w Polsce jest aktem prawnym, do którego można się bezpośrednio odwoływać i żaden akt niższego rzędu nie może podważać Konstytucji.

 

Co więc mówi na temat wolności wypowiadania się polska Konstytucja?

 

Art. 54 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej stwierdza:

Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.

 

Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie prasy są zakazane. Ustawa może wprowadzić obowiązek uzyskania koncesji na prowadzenie stacji radiowych, lub telewizyjnych.” 

 

Czyli żaden tam statut jakiegoś stowarzyszenia, czy organizacji, nie może być sprzeczny z tą ustawą zasadniczą. A także żadnemu urzędnikowi nie wolno się powoływać na akty niższego rzędu, jako dokumenty prawne. O tym już nawet mówiono w Trybunale Norymberskim. Nie wolno zasłaniać się poleceniem, ani rozkazem.

Jednocześnie Konstytucja ma dwa inne artykuły, posiadające znaczenie w omawianej sprawie. 

Art. 39 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej brzmi:

„Nikt nie może być poddany eksperymentom naukowym, w tym medycznym, bez dobrowolnie wyrażonej zgody.”

 

Zauważmy, że Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej,  lekarz Jolanta Ormowska-Heitzman, ani razu nie wystąpiła z jakimkolwiek zastrzeżeniem, w związku z testowaniem szczepionek na polskich dzieciach, na bezdomnych, czy na osobach starszych.

 

A przecież jest powszechnie wiadomym, że już ok. 50 % testów wykonują prywatne, bliżej nieznane firmy, „ręcami” służby zdrowia. 

 

O wartości tych testów najlepiej świadczy sprawa grudziądzka, białostocka, czy krakowska.

Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej,  lekarz Jolanta Orłowska-Heitzman nigdy nie zabrała głosu w sprawie tych testów, uważając zapewne, że albo „cisze jedziesz dalej budziesz” albo,  że nie warto się narażać. A tutaj, jeżeli się głośno o tym mówi, to pani Rzecznik  reaguje błyskawicznie. Budzi dziwienie, co powoduje taką nieadekwatną do sytuacji reakcję? Tym bardziej, że trwa ona od 15-20 lat. Od ok. 20 lat występuję przeciwko bezmyślnym szczepieniom dzieci.

 

Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej  w artykule 48 stanowi,  że to rodzice odpowiadają za wychowanie dzieci, zgodnie z własnymi przekonaniami. Nie odnosi się to tylko i wyłącznie do przekonań religijnych. Tak więc zupełnie niezrozumiała jest sytuacja, kiedy to urzędnik niskiego stopnia z san-epidu narzuca przymus szczepień albo taka, że w szpitalach położniczych wykorzystując sytuację matki po porodzie, natychmiast bezmyślnie szczepi się jednodniowe dzieci, wprowadzając toksyny do ich rozwijających się mózgów.

 

Brak reakcji Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej, jednoznacznie wskazuje, jakim celom służy ta instytucja.

Przecież wolność sumienia jest uznawana w medycynie. Lekarz ma prawo nie wykonywać zabiegu aborcji, czy też eutanazji. A dlaczego nie ma prawa odmówić wykonania zabiegu polegającego na toksycznym uszkodzeniu mózgu rozwijającego się niemowlaka? Czy dlatego, że jeżeli  bezpośrednio nie widać uszkodzenia, to znaczy, że ono nie występuje?

 

Czy też lekarz powinien być na tak niskim stopniu posiadania wiedzy medycznej, że nie może znać skutków działania trucizn, jakimi są np. metale ciężkie, czy formaldehyd?

 

Czy też to nie jego sprawa,  jest najemnikiem, który ma wykonywać plecenia starszych i mądrzejszych.

 

Przysięga Hipokratesa, na którą się tak często powołują ludzie nie związani z medycyną stanowi wyraźnie, że nigdy nikomu nie podam trucizny.!!

 

A nasza pani Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej,  lekarz Jolanta Orłowska - Heitzman  na podstawie sobie tylko wiadomych pism, prac twierdzi, że metal - aluminium, powodujący m.in raka piersi u kobiet, wywołujący chorobę Alzheimera  i uszkadzający neurony mózgowe nie jest trucizną?

Ale mówienie o tym głośno jest przestępstwem ściganym z mocy prawa? 

 

Co tam konstytucja jakiegoś tam kondominium. Przecież już w 1948 roku Trzecia Sesja Zgromadzenia Ogólnego Organizacji Narodów Zjednoczonych, obradująca w Paryżu w dniu 10 grudnia, uchwaliła Powszechną Deklarację Praw Człowieka. Jak podają znawcy przedmiotu, jest to bez wątpienia jedno z najważniejszych i najtrwalszych osiągnięć ONZ. Deklaracja ta została przetłumaczona na większość języków świata i uznana jest przez większość rządów. Ogłoszona uroczyście przed 66 laty Powszechna Deklaracja Praw Człowieka stanowi  w artykule 19:

„Każdy człowiek ma prawo do wolności opinii i wyrażania jej; prawo to obejmuje swobodę posiadania niezależnej opinii, poszukiwania, otrzymywania i rozpowszechniania informacji i poglądów wszelkimi środami, bez względu na  granice.”

 

No i mamy problem. Wszystkie państwa uznały Deklarację za jedno z najważniejszych osiągnięć ONZ, a „nasza” Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej,  lekarz Jolanta Orłowska-Heitzman uważa, że to bzdura i jej to nie dotyczy, ona może po swojemu.

Ponad pół wieku dokument istnieje w obrocie prawnym wszędzie na świecie, z wyjątkiem świadomości Naczelnego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej,  lekarza Jolanty Orłowskiej-Heitzman.

 

No ale co tam, to było dawno temu i niektórzy mogli już o tym zapomnieć. Niestety  nawet niespecjalnie lubiana przez mnie Unia Europejska, w swoim Dzienniku Urzędowym nr C 83/392 z 30.03.2010 roku,  stwierdza w artykule 11:

Wolność wypowiedzi i informacji.

Każdy ma prawo do wolności wypowiedzi. Prawo to obejmuje wolność posiadania poglądów oraz otrzymywania  i przekazywania informacji i idei, bez ingerencji władz publicznych i bez względu na granice państwowe. 

Uznaje się wolność i pluralizm mediów.

 

I znowu mamy podwójny kłopot. Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej,  lekarz Jolanta Orłowska-Heitzman jest jednocześnie przewodniczącą  stowarzyszenia, mającego w tytule pojęcie Prawa w Medycynie. Porównując te, jak do tej pory, nadrzędne akty prawne, należy postawić pytanie: jakie prawo promuje p. Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej,  lekarz Jolanta Orłowska-Heitzman?

 

Jak wiadomo, już od ok. 10 lat jesteśmy członkami Unii Europejskiej. W konstytucji RP jest wyraźny zapis, że jeżeli prawo Unii stanowi inaczej to jest ono nadrzędne.

W tej sytuacji wolności wypowiedzi, zarówno prawo lokalne - polskie, jak i nadrzędne – Unii, stanowią to samo. A Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej,  lekarz Jolanta Orłowska-Heitzman stwarza własne prawo. Trochę to przypomina film „Sami swoi” i występującą w nim  babcię  z dwoma granatami. Prawo prawem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Tylko jaką stronę reprezentuje Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej,  lekarz Jolanta Orłowska-Heitzman?

 

Ażeby było zabawniej, to wszystkie wymienione przez mnie akty prawne, obowiązując od ponad 50 lat,  stanowią o wolności zrzeszeń. Innymi słowy, sam przymus przynależności do Izb Lekarskich, jest niekonstytucyjny. Znam jednego lekarza z Łodzi, który dla samej zasady zgodności aktów prawnych skreślił się z listy członków Izb Lekarskich. Sprawę wyciszono, aby nie stwarzać wyjątku prawnego, który mógłby być zaraźliwy. Jak bowiem o tym piszę od wielu lat, nie po to zezwolono na tworzenie rozmaitego rodzaju organizacji, aby miały one wpływ na rządzących, ale dokładnie odwrotnie. Chodzi o to, aby rządzący mogli łatwo ingerować i kierować dołami. Dlatego powstał system grantów.

Szanowany ten Doktor twierdził, że jeżeli teraz, czyli po 1990 roku ma być jakieś prawo w Polsce, to powinno ono obowiązywać w każdym aspekcie, a nie tylko tym narzuconym z góry. Niestety nawet ta sprzeczność aktów prawnych ze Statutem Izb rozmywa sie w ...........

 

A wszystko zostało sprowadzone do indoktrynacji szkolnej. Już od 1974 roku, kolejne reformy oświaty mają jeden, jedyny cel, jakim jest obniżenie poziomu oświaty, aby przeciętny obywatel nie miał prawa kojarzyć dwu lub więcej faktów. Instrukcje mają być monotematyczne. Nastąpił  całkowity rozdział edukacji  na poziomie podstawowym, z edukacją na poziomie wyższym.

 

Programy edukacyjne szkól podstawowych i średnich zupełnie nie przygotowują uczniów do studiowania. Politechniki i uniwersytety robią kursy wakacyjne, aby student mógł chociaż częściowo zrozumieć program studiów wyższych. Jako nauczyciel akademicki z ponad 40 letnim doświadczeniem, nie mogę zrozumieć jak to możliwe, że od 1990 roku, zamiast podnosić programy nauczania, systematycznie się je obniża. Uniwersytety, w znaczeniu szkoły wyższe, przestały być miejscem dochodzenia do prawdy i miejscem debat. Obecnie tzw. pracownicy naukowi, jeżeli nie mają zajęć ze studentami to już o 14.00 znikają z uczelni. Jeszcze w latach 80-tych światło w budynkach paliło się do 23 - 24.00 i nie było to niczym dziwnym. Wiadomo, że jak się planuje doświadczenie, to nie zawsze wszystko wychodzi tak jak chcemy i musimy powtarzać. Nawet o północy zawsze można było znaleźć kogoś do pomocy. Obecnie o 16.00 jest pusto i ciemno.

Tzw. wykształcenie humanistyczne to dzisiaj substytut prawdziwej edukacji, jest tylko i wyłącznie pretekstem do indoktrynacji, której przyjęcie zapewnia pracę.

I to wszystko dokonało się dzięki współpracy tzw. Kolegiów Rektorskich i za ich zgodą. Albo dzięki nominacjom stanu wojennego, przypomnę, że już w pierwszym roku stanu wojennego, gensek Jaruzelsk alias Wolski alias Słucki czy inaczej, rozdał 1320 nominacji profesorskich.

 

Jedynym człowiekiem, który odmówił huncie, był śp. Prof. Jerzy Przystawa z Wrocławia. Cześć jego pamięci!!!. 

Kolegia nie chciały się narażać Ministerstwu. Pamiętam jak w latach 90-tych specjalne komisje Unijne z przewodnikiem ministerstwa jeździły po katedrach sprawdzać programy zajęć. Jakież było zdziwienie takiej komisji, że lekarzy uczymy termodynamiki i podobnych tematów. Żenujące było pytanie przedstawiciela Unii: a po co lekarzowi termodynamika? Ten biedny inaczej człowieczek, zupełnie nie rozumiał metabolizmu człowieka i np. metod leczenia choroby nowotworowej. Ale zarabiał ok. 10 razy więcej od nas i spokojnie wypełniał polecenia.

 

Widać wyraźnie, że profesorowie są opłacanymi kapelanami kultu świeckiego. A uczniowie są kształceni w nawyku służalczości psychicznej. Rozwój umysłowy studentów staje się bierny i zdezorientowany. W medycynie widać to wyraźnie nawet w gazetkach uczelnianych. Artykuły odnoszą się tylko do opisów wspaniałych karier w koncernach farmaceutycznych. Lub opisów wycieczek.

I to by było na tyle,

 

Ps.1 Ciekaw jestem bardzo, czy te wszystkie afery z księżmi w tle, te nauki tender, są w wykonaniu prawdziwych duchownych, czy też agentów służb specjalnych, pracujących pod maskirowką sutanny. Proszę zauważyć, że najbardziej bronił się przed dekomunizacją  tzw.  Katolicki Uniwersytet Lubelski, a pierwsze wykłady genderowskie także odbywają się na KUL-u. Czy to zbieżność przypadkowa? Przecież biskup lubelski Życiński, był TW służb specjalnych. Ilu jego wychowanków nadal działa? Ilu wypełnia rozkazy przełożonych? Czy nie czas już, aby IPN podał te fakty do publicznej wiadomości? Wiadomo jak się brudu nie wypierze, to zawsze się będzie kleił.

[----]

 

PS.2 Drzewiej, lekarze wymieniali uwagi na tematy medyczne, na stronach branżowych wydawnictw. Od ok. 20 lat brak polskich czasopism medycznych uniemożliwia taką wymianę. Jedynym sposobem poinformowania społeczeństwa jest internet. 

PS.3 od miesiąca maja 2012 roku, ginie w internecie całą masa publikacji - strona error, albo pojawiają się napisy “ W twoim kraju zabronione”. No ale oczywiście żadnej cenzury nie ma!

 

Rozpowszechnianie wszelkimi możliwymi sposobami jak najbardziej wskazane.


kontakt: jjaskow@wp.pl