Logika kartezjańska a pragmatyzm : O energetyce
Wpisał: Mirosław Dakowski   
23.05.2009.

Logika kartezjańska a pragmatyzm : O energetyce

 [doczekaliśmy się recenzji książki O Energetyce dla użytkowników i sceptyków. Sądzę, że przeczytanie recenzji Czytelnikowi niczym nie grozi. Sporo osób zdaje się uważać, że przeczytanie TAKIEJ książki jest niebezpieczne (?) MD]

2009-05-11 http://www.infopol.lt/pl/naujienos/detail.php?ID=1801  Lech L. Przychodzki

Dwu ludzi, dwa uzupełniające się podejścia. Problemem, z jakim przyszło się zmierzyć profesorom – Mirosławowi Dakowskiemu (fizyk-atomista) i Stanisławowi K. Wiąckowskiemu (ekolog), jest… energetyka. Dziedzina niewątpliwie mająca za sobą długą przeszłość, deprymującą teraźniejszość i zupełnie nieznaną przyszłość. W dodatku, odkąd istnieje, wpływająca na losy ludzkości, jak niewiele innych. Tym, co różni omawiany tom od wielu popularnych kompendiów, które pojawiły się po roku 1989, jest… metodologiczny sceptycyzm. Obaj uczeni nie tylko starają się wykazać współzależność pomiędzy dostępem do źródeł energii i polityką – ale też omawiając zastosowanie przeróżnych paliw, próbują ocenić zarówno ich zalety jak wady. Co istotne, przekonywująco (przynajmniej dla mnie) opisują związki pomiędzy nauką, przemysłem a sferą polityczną. Uważny czytelnik dostrzeże bez trudu, jak wiele w trendach rozwojowych zależy od tego, KTO zamawia badania. Wyniki prac na ten sam temat potrafią bowiem diametralnie się różnić i trudno zwalać ów fakt na karb „błędu statystycznego”.

Przełom XX/XXI wieku jawi się z kart książki jako okres wojny o paliwa, w którą zaangażowani są bezwiednie wszyscy mieszkańcy globu. Polityka energetyczna tak mocarstw, jak państw im uległych, daleka jest od prostych i tanich rozwiązań. Podlega naciskom koncernów, wojska, elit władzy. Które wszak przenikają się, tworząc dla entuzjastów nauki w służbie społeczeństwa mur nie do przebicia. Cząstkowe hipotezy nabierają wówczas mocy paradygmatów, a niezależne ośrodki badawcze nie znajdują ani funduszy, ani przełożenia na media. Tak przecież ma się obecnie sprawa planowanych przez rząd Platformy Obywatelskiej elektrowni atomowych. Ich przeciwnicy są przedstawiani jako ludzie zacofani, niedouczeni lub zastraszeni pamięcią Czernobyla. Media masowe publikują jedynie zgodne z oczekiwaniami „liberałów” opinie i raporty, które energetykę jądrową określają jako „tanią, ekologiczną i bezpieczną”. Ten prasowy bełkot praca obu polskich uczonych zdecydowanie podważa.

Najpierw o wojnach. Konflikty współczesne to już nie waśnie religijne ani grabieżcze wyprawy po złoto, zamorskie przyprawy czy niewolników. „Pierwsza wojna światowa może być uznana (poza innymi celami grup, które ją zaplanowały) za pierwszą globalną wojnę o panowanie nad źródłami węglowodorów”. (s. 10). Podobnie z wojną wtórą, przegraną przez Hitlera m.in. dlatego, iż nie zdążył zdobyć terenów roponośnych nad Morzem Kaspijskim.

Autorzy przypominają też, iż wojna Yom Kippur (6.X.1973) przyniosła 4-5-krotny wzrost cen ropy, potrzebny, by uratować kurs dolara wobec marki niemieckiej. „Światowe banki, kontrolujące przepływ węglowodorów umocniły swoje pozycje. Kraje „Trzeciego Świata” i (powstałego przez to) „Czwartego Świata” wpadły w kryzysy gospodarcze, musiały zamrozić swe budowane już inwestycje przemysłowe. Straciły wiec szanse na rozwój i na dogonienie innych. (…) H. Kissinger nazwał to skrótowo: „recykling strumieni petro-dolarów”. (s. 12). A wszystko to zaplanowano dokładnie w maju roku 1973 na prywatnej szwedzkiej wyspie, należącej do rodu Wallenberg-Saltsjoebaden (Engdahl F. W., A Century of war, Boettinger Verlag, GmbH, 1994).

Gdy w marcu 1990 r. Kuwejt wbrew decyzji OPEC obniżył cenę swej ropy z 19 do 13$ za baryłkę, USA pozwoliły Saddamowi Husseinowi na przyłączenie szejkanatu do Iraku tylko po to, by rozpocząć „wojnę w Zatoce” (sierpień 1990) i umocnić swe wpływy w roponośnym terenie Bliskiego Wschodu.

Można tak bez końca, pamiętając o zasobach Morza Kaspijskiego, ku któremu dążył wszak już Wehrmacht. Nie na darmo podczas I wojny czeczeńskiej (1995-96) OBIE strony konfliktu chroniły rafinerie i rurociągi. II wojna czeczeńska wybuchła dopiero wówczas, gdy rosyjskie firmy znalazły inne drogi transportu gazu i ropy. Kreml nakazał wówczas zniszczenie wszystkich rafinerii i nitek rurociągów, co wojsko bez wahania wykonało. Iczkerię pozbawiono dopływu gazu, a lasy, gdzie wieśniacy szukali zastępczego opału – Rosjanie zaminowali. Autorzy nie bez kozery wspominają też o charakterystycznej, cywilizacyjnej, cesze Rosji, która nie umie pogodzić się z faktem, iż jakakolwiek terytorialna zdobycz z przeszłości może trwale wymknąć się jej z rąk. (Czy inaczej jest z Niemcami – to pole dla długich rozważań).

Inwazja USA na Irak, z Polakami w charakterze nieproszonych „gości”, przedstawiana była medialnie jako walka z „potworem” (S. Hussein), który grozi porządkowi świata użyciem broni bakteriologicznej czy atomowej. Tymczasem tuż przed agresją z 20. marca 2003 r. „Allan Murray, redaktor „Wall Street Journal”, powiedział w dyskusji w TV o „przyszłym podziale łupów”, szczególnie pól naftowych. Była to szczerość zapewne przedwczesna, ale jakże charakterystyczna”. (s. 28). Równie charakterystyczna dla jankeskiej „wrażliwości” jest inna wypowiedź notabla z Washingtonu. „James Woolsley, były dyrektor CIA, a potem doradca Pentagonu, udzielił wywiadu „Spieglowi”. Na pytanie: „Dlaczego Saddam jest dla Amerykanów, takich jak pan, wcieleniem wszelkiego zła? Dlaczego Stany Zjednoczone mimo to koncentrują się na Iraku?” – Woolsley odpowiedział: „Dlatego, że działamy pragmatycznie. To nie jest zadanie z zakresu logiki kartezjańskiej”. (s. 19).

Czerpiąc z doświadczeń historii, łatwo przyjąć tezę, iż pragmatyzm krajów wielkich jeszcze niejednokrotnie zniszczy małe, a zasobne w surowce, państwa. Które – oskarżone o szerzenie terroryzmu, sianie niepokoju, mocarstwowe ambicje, deptanie praw człowieka etc. – pozostaną samotne wobec rakiet powietrze-ziemia, napalmu i pocisków ze zubożonym uranem.

Choć – ku przestrodze przyszłym najeźdźcom – dodać trzeba, iż z partyzantką nie wygrały nigdy nawet największe i najlepiej wyszkolone armie świata. Tak było podczas marszu Napoleona na Moskwę, tak podczas II wojny światowej, w Wietnamie, Afganistanie, Iczkerii… Tak wciąż JEST w Iraku.

*

Nie jest żadną tajemnicą, iż dostęp - a co za tym idzie wydobycie – surowców energetycznych zależy od wielu czynników. Występują wszak w różnych warunkach środowiskowych – pokłady są łatwe do eksploatacji lub trudne. Jedne dadzą się eksplorować już teraz, na wydobycie z innych trzeba poczekać do czasu opracowania nowszych technologii. Poza tym, co wykazali autorzy, wielką rolę odgrywają czynniki: geopolityczny oraz ekonomiczny.

Różnie bywa też ze zużyciem surowców. USA pochłania najwięcej ropy na świecie, posiadając jedynie 4% globalnych jej zasobów. Większość militarnych i gospodarczych sojuszników Washingtonu musi ropę importować - Japonia np. w 100%.

Niepokój profesorów Dakowskiego i Wiąckowskiego budzi sytuacja RP. „W dziedzinie importu i handlu ropą i produktami ropopochodnymi nastąpiła w Polsce w latach 90. Dominacja niejawnych powiązań i wpływów, szczególnie dawnych i nowych struktur szpiegowskich i agenturalnych. Wskazują na to afery korupcyjne i kryminalne, związane z firmami, powiązanymi (szczególnie niejawnie) z gigantami rosyjskimi”. (s. 24). Wiele rosyjskich przedsiębiorstw upodobało sobie Cypr i Szwajcarię jako kraje, w których najlepiej prowadzi się pół-legalne interesy. Tam rejestrowane są różne fasadowe spółki energetycznych potentatów Moskwy.

Autorzy pozytywnie wyrażają się o gazie ziemnym. Posiada on sporą wartość opałową, spala się bez powstawania SO2, dymu i popiołu. „Wielu ekspertów uważa gaz ziemny za pomost, potrzebny na okres jeszcze 10-20 lat, do czasu, gdy znajdzie się nowe źródła energii”. (s. 25).

Polska jak dotąd nie umie zróżnicować dostawców gazu. Możliwości stwarzają nam zasoby Morza Północnego, Norwegii (Pol-Pipe przez Polskę do Czech i na Słowację), gaz algierski poprzez Włochy i przewóz specjalnymi zbiornikowcami, tzw. LNG (gazu skroplonego) z Afryki. W latach 1993-97 Warszawa podpisała z Rosją umowę na gazociąg jamalski (Jamał-Niemcy), który wg założeń dostarczać ma RP w r. 2010 do 14 mld m3 surowca.

Niestety, źle rozegrano sprawę udziałów – 48% akcji ma Polska, drugie tyle Gazprom, zaś 4% REKOMENDOWEANE PRZEZ GAZPROM firmy A. Gudzowatego, gdzie np. PGNiG było w momencie podpisywania porozumień zadłużone u państwa. W dodatku skonstruowane przez odpowiednie lobby nowe Prawo Energetyczne wprowadza pojęcie „dostępności trzeciej strony”, czyli możliwość bezpośrednich umów pomiędzy fabrykami w RP a firmami dostawczymi z Rosji.

Za dalekowzroczne posunięcie gospodarcze uważają twórcy „O energetyce…” wykorzystanie metanu w kopalniach węgla kamiennego. Rocznie marnujemy go, bagatela, 2 mln m3, a ogólne możliwości wydobywcze sięgają ok. 5 mld m3. Dopiero niedawno przystąpiono w Mogilnie i Wierzchowicach (Wielkopolska) do budowy 2 ogromnych zbiorników gazu, o łącznej pojemności 4,2 mld m3.

Zauważają też autorzy konsekwencję, z jaką tak koncerny paliwowe jak Ministerstwo Środowiska lansowały w l. 90. gaz i LPG jako paliwa „ekologiczne”. Ogromna ilość polskich gmin, szpitali czy szkół uzyskała wówczas tanie kredyty lub dotacje, byle tylko chciały budować (przebudowywać) kotłownie na gaz czy olej opałowy.

Manifestacja IAN w Warszawie„Czy rzeczywiście te paliwa są ekologiczne – zastanawiają się profesorowie Dakowski i Wiąckowski? (…). Prawdziwa alternatywa jest inna! Albo paliwo kopalne (drogie oraz importowalne) albo miejscowe paliwo odnawialne i tanie. (…). Zdarzało się, że wójt planujący kotłownie na odpady drewna z np. 100 tys. zł, rezygnował z tych planów, bo dostał obietnicę dotacji na kotłownię na gaz, w wysokości 50% od sumy 560 tys. (…). Zdarzało się (…), że gmina dostawała kotłownię za darmo, byle tylko była to kotłownia na gaz czy olej. Na (…) uwagę, że przecież koszt paliwa szybko przewyższy dochody gminy, odpowiadano, że pierwszą dostawę paliwa też nam obiecano gratis. I teraz, w zimie 2005 r., widzimy w TV, że szpitale są zadłużone na miliardy, że co najmniej setki kotłowni szkolnych i gminnych na te ekologiczne paliwa są nieczynne, a dzieci w klasach siedzą w płaszczach i marzną. (…) A jeszcze w marcu 2005 słyszymy wysokich urzędników, powtarzających slogany o ekologicznym gazie czy ropie!”. (s. 27).

Tę książkę powinni przeczytać też wszyscy, którzy chcą dowiedzieć się, jakie machinacje RODZIMYCH lobbystów i polityków wyparły z rynków europejskich polski węgiel kamienny.

Brak zainteresowania (lub zainteresowanie negatywne) ekip w Warszawie doprowadziły wreszcie do krytycznej sytuacji, jeśli chodzi o samowystarczalność energetyczną RP. „Stopniowo traciliśmy samowystarczalność energetyczną: w roku 1960 wynosiła ona 118%, w 1975 – 113%, w 2000 – 85% a na rok 2020 planuje się 60% (Sokołowski, Zimny, Kozłowski, 2005). Jest to sprzeczne z interesami Polski (…). Polityka kolejnych rządów, począwszy od 1989 roku musiała doprowadzić do zapaści gospodarczej naszego kraju a społeczeństwo do skrajnego ubóstwa”. (ss. 32-33).

Wobec nachalnej propagandy energetyki jądrowej (o czym wspomniałem na początku tekstu), jaką na rzecz francuskiej Arevy rozwija rząd Platformy Obywatelskiej, Czytelnik pewnie ciekaw jest zdania polskich uczonych na ten temat. Proszę bardzo: „Elektrownie jądrowe na świecie produkują ok. 14% energii elektrycznej, zużywając 90% środków, przeznaczonych w skali światowej na rozwój energetyki. W energii pierwotnej dla świata, udział elektrowni jądrowych wynosi w 2005 r. jedynie 6%”. (s. 37). Jak się to ma do polityki „liberała” Donalda Tuska, skoro „prywatni inwestorzy, którzy muszą ponosić odpowiedzialność finansową za swoje decyzje – trzymają się od nich z daleka”. (s. 35).

Nic dziwnego, skoro dzięki długiemu (9-13 lat) cyklowi budowy założone koszta budowy wzrastają minimum dwukrotnie. Stąd też energia, uzyskana w EA, jest droższa od innych. O kwestiach bezpieczeństwa zapominać nie należy, a nazywanie reaktorów typem „III” czy „IV” generacji nie zmieni faktu, iż mamy do czynienia z technologią, od której CYWILIZOWANY Zachód (oprócz Francji, która widocznie jest jakby mniej cywilizowana) odchodził już w l. 70. XX w.

Okres użytkowania to tylko 34-40 lat, teren EA skażony MINIMUM na 100 lat, zaś koszt rozbiórki to ½ kosztów budowy. Do tego NIE ROZWI?ZANE do dziś kwestie odpadów, skażenia atmosfery napromieniowaną parą wodną czy szkodliwą jonizacją powietrza.

Toteż w samych tylko Stanach Zjednoczonych po roku 1970 odłożono na później lub wstrzymano już rozpoczęte budowy PONAD 100 EA! Tendencja rezygnacji z atomu zaznaczyła się jeszcze PRZED katastrofą w Czernobylu, nie zaś po niej, jak to wmawiają rządowi eksperci wszędzie tam, gdzie Francuzi chcą upchnąć swoją technologię. Nie jesteśmy Azją z jej aspiracjami. Polsce, Białorusi czy Litwie „ekologiczne” elektrownie jądrowe potrzebne nie są. Chwała Niemcom za odejście od energetyki nuklearnej czy Austriakom, którzy zagwarantowali NIE WZNOSZENIE EA nawet w swojej Konstytucji.

Szkoda, że książka jest trudno dostępna (być może poprzez stronę www.dakowski.pl). Jej „gęstość” – nasycenie FAKTAMI i DANYMI – poraża. I zmusza Czytelników do stawiania – sobie i politykom – pytania: O co tu, panowie (panie) NAPRAWD? chodzi?

Dakowski M., Wiąckowski St. K., O energetyce dla użytkowników oraz sceptyków, Fundacja Odysseum, Warszawa 2005

Lech L. Przychodzki specjalnie dla Infopolu