Zakonnice w obozach pracy w PRL-u
Wpisał: Małgorzata Glabisz-Pniewska   
27.01.2014.

Zakonnice w obozach pracy w PRL-u

 

Zarządził premier Józef Cyrankiewicz decyzją z 30 lipca 1954 r. Decyzję uzasadniono argumentem oskarżającym siostry o  rewizjonizm  niemiecki.

M. Zając: Kryptonim "X-2", Wrocław 2004.

P. Raina: Losy sióstr zakonnych w PRL 1954-1965, Pelplin 2004.

 

W 1954 r. pod pozorem walki z wpływami niemieckimi komuniści zamknęli w obozach pracy ponad 1500 zakonnic

 

W sierpniu 1954 r. władze PRL rozpoczęły jedną z najbrutalniejszych akcji skierowanych przeciwko Kościołowi. W ramach operacji o kryptonimie X2, której datę rozpoczęcia zatwierdził sam premier Józef Cyrankiewicz, ze Śląska, Dolnego Śląska oraz Opolszczyzny wywieziono do obozów pracy ponad półtora tysiąca zakonnic. Zlikwidowano 400 domów zakonnych. Majątek skonfiskowano na rzecz państwa. Przeprowadzenie akcji było tym łatwiejsze, że od września 1953 r. w odosobnieniu przebywał kardynał Stefan Wyszyński, prymas Polski. Biskupi byli zdezorientowani i nie bardzo wiedzieli, co robić.

 

Zwłaszcza że akcję przeprowadzano głównie na Ziemiach Odzyskanych pod pretekstem likwidacji rzekomych wpływów niemieckich w zgromadzeniach zakonnych. Antyniemieckie nastroje były w ówczesnym polskim społeczeństwie bardzo silne. W archiwach Instytutu Pamięci Narodowej zachowały się meldunki z tamtej akcji. Jeden z agentów UB donosił o reakcjach ulicy na aresztowanie zakonnic: „[...] Łoś Jan z gromady Gościce, pow. Nysa, w czasie przesiedlenia zakonnic doszedł do robotnika Słonecki[ego] Kazimierz[a] i powiedział, że się »źle robi, zabierają zakonnice, walczy się z bogiem [sic!], przyjdzie czas, że i księdza nam zabiorą«". Będąca przy tym żona jego tłumaczyła mu, że nie jest tak źle jak on mówi. „Zakonnice biły służącą, o czym sama miała meldować na Milicję, chodziły po domach i narzekały, że im bieda, a teraz okazuje się, że nie mogły pomieścić na samochodzie tak dużego majątku. Jeśli mają być zakonnice, to niech będę, ale polskie, nie niemieckie".

Komunistyczne obozy pracy sióstr zakonnych w Polsce − forma represji osób zakonnych zorganizowana przez komunistyczne Służby Bezpieczeństwa, polegająca na internowaniu 1400 sióstr zakonnych w obozach pracy w latach 1954-1956.

W wyniku akcji służb bezpieczeństwa pod kryptonimem "X-2", mającej na celu likwidację życia konsekrowanego na terenie Górnego i Dolnego Śląska w obozach pracy znalazły się siostry z sześciu zgromadzeń:

·                    Siostry Służebniczki Śląskie

·                    Siostry Elżbietanki

·                    Siostry Marianki

·                    Siostry Ubogie Pielęgniarki III Zakonu św. Franciszka

·                    Siostry Służebnice Najświętszego Serca Jezusowego

·                    Siostry Franciszkanki od Chrześcijańskiej Miłości

 

Akcja została przeprowadzona na mocy decyzji Prezesa Rady Ministrów Józefa Cyrankiewicza z 30 lipca 1954 r. Decyzję uzasadniono argumentem oskarżającym siostry o rewizjonizm niemiecki. Zakonnicom nie przysługiwało żadne odwołanie. Akcję przeprowadzono w dniach 27-29 lipca 1954 przesiedlając siostry do tzw. "klasztorów scentralizowanych", które utworzono poza Śląskiem, w klasztorach z których wcześniej wysiedlono innych zakonników: w Stadnikach, Wieliczce, Otorowie, Kobylinie, Gostyniu, Dębowej Łące i dwa w Staniątkach.

W sumie represjonowanie w ramach akcji "X-2" objęło około 1400 sióstr. Siostry przebywające w warunkach więziennych, bez możliwości opuszczania tych miejsc, zostały zmuszone do pracy na akord np. na rzecz wojska (prace krawieckie). Poddane ścisłej inwigilacji, nieustannie były nakłaniane do współpracy lub do porzucenia życia zakonnego. W wyniku zawartego porozumienia między rządem a episkopatem 8 grudnia 1956 siostry mogły powrócić do swoich macierzystych domów zakonnych. W rzeczywistości jednak wiele z tych domów już władze skonfiskowały i przeznaczyły na inne cele.

===========================

·         Zakonnice w obozach pracy

·          

     Z siostrą dr hab. Agatą Mirek autorką nagrodzonej tytułem "Historycznej książki roku" pracy "Siostry zakonne w obozach pracy w PRL w latach 1954-1956", rozmawia Małgorzata Glabisz-Pniewska

 

     Od którego momentu datuje się otwarta walka komunistów z Kościołem po II wojnie światowej?

     Po roku 1945, kiedy cały kraj odbudowywał się ze zniszczeń wojennych, posługa Kościoła była wręcz pożądana. Zgromadzeniom zakonnym bardzo szybko udało się na nowo zorganizować placówki oświatowo-wychowawcze i opiekuńcze. Władza rozprawiała się przede wszystkim z przeciwnikiem politycznym. Natomiast po 1948 r., kiedy już uporano się z wrogami ustroju, rozpoczęto zmasowany atak na Kościół.

 

     Na pierwszej linii walki z Kościołem znalazły się zakony. Tak już chyba bywało w historii?

    Kościół był od wieków ostoją polskości, a zakony w sposób szczególny dawały oparcie broniącym niepodległości. Władze carskie po powstaniu styczniowym skasowały wszystkie klasztory. Po II wojnie światowej wysocy urzędnicy komunistyczni namawiali wręcz do tego, aby władza czerpała wzorce z XIX-wiecznych kasat carskich.

 

     Jak to się stało, że akurat zakonnice z Ziem Zachodnich zostały w 1954 r. poddane brutalnej akcji wysiedleńczej?

     Był to przemyślany atak, do którego przygotowywano się długo i starannie, o czym świadczy ogromna ilość materiałów zachowanych w archiwum IPN. Ziemie odzyskane stanowiły teren, na którym najłatwiej było stanąć do otwartej walki z Kościołem. Argumentem wysuwanym w czasie przeprowadzania Akcji X-2 - bo taki miała kryptonim - był rewizjonizm niemiecki. Ponieważ bano się reakcji społeczeństwa na przesiedlenia zakonów, rozpoczęto działania od ziem odzyskanych, gdzie społeczeństwo było bardzo rozdrobnione. Siostry - ogromnie zżyte z miejscową ludnością, używające zarówno języka polskiego jak i niemieckiego - przedstawiane były zwłaszcza przesiedleńcom zabużańskim jako osoby, które stanowią zagrożenie dla ich polskości. Ziemie odzyskane miały być dla władz swoistym poligonem doświadczalnym.

 

     Czy znaczy to, że tereny Ziem Zachodnich stanowiły zaledwie początek akcji?

    Tak, akcja miała objąć cały kraj. Do dziś zachowały się materiały dotyczące kolejnej akcji, która miała być przeprowadzona w roku 1956, jednak wydarzenia z czerwca i z października sprawiły, że działania te nie doszły do skutku. Niemniej jednak, tak jak przy pierwszej akcji, bardzo dokładnie rozpisano sposób przesiedlenia sióstr. Zatem akcja X-2 z 1954 r. nie była w zamierzeniach władz jednostkowa, ale pilotażowa.

 

     Usuwanym zakonnicom dawano zwykle od kilku do kilkunastu godzin na spakowanie rzeczy i opuszczenie domu. Jak mówiły siostry, nawet "władze niemieckie postępowały bardziej przychylnie, gdyż nakaz o wysiedleniu dostawałyśmy przynajmniej dzień wcześniej".

     Cała akcja była ukrywana przez władze i objęta ścisłą tajemnicą. Władze wiedziały o dużym autorytecie społecznym sióstr i o tym, że społeczeństwo może stanąć w ich obronie, dlatego też działano z zaskoczenia. Zwykle około godziny 4 czy 5 nad ranem walono do drzwi i wręczano nakaz o przesiedleniu. Mało tego, władze podstępnie twierdziły, że wszystko odbywa się w majestacie prawa, za zgodą władz kościelnych i zakonnych.

 

     Władze chciały to uczynić rękami Kościoła. Z jakim skutkiem?

     Akcje przesiedlenia sióstr w taki właśnie sposób udała się tylko w jednym przypadku. Narzuceni administratorzy diecezji wrocławskiej - na przykład ks. Lagosz - i opolskiej rzeczywiście złożyli swoje podpisy pod decyzją o likwidacji domów i kaplic zakonnych. Jeśli zaś chodzi o władze zakonne, to żadna z przełożonych wyższych takiej decyzji nie podpisała.

 

     Funkcjonariusze zajmujący się akcją przesiedleńczą podkreśli, że dużą pomocą służyli im tzw. "pozytywni księża" czyli "księża patrioci". Jak duża była skala ich wpływów?

     Rola i udział księży patriotów rzeczywiście uwidoczniły się w momencie przesiedlenia sióstr. Zdarzało się, że księża tacy czekali już na siostry w obozach pracy, witając je i przedstawiając im możliwość realizowania powołania w nowym miejscu. Kapelani, którzy towarzyszyli siostrom, w większości byli zamianowani przez władze kościelne, ale na wniosek władz państwowych. Mieli dokonywać swoistej reedukacji sióstr i kształtować ich właściwe postawy komunistyczne.

 

     Jak byli przyjmowani przez siostry?

    Myślę, że tutaj zadziałała kobieca intuicja, która pozwalała zakonnicom wyczuć, kto jest osobą nasłaną przez władze i chce nimi sterować. Bardzo szybko siostry tworzyły duży dystans. Nigdy żadna siostra nie zostawała sama i nawet jeśli udawała się do pokoju, gdzie władze czy księża przeprowadzali z nimi rozmowy, to zawsze druga zakonnica szła razem z nią. Pozwalało to na skuteczną obronę przed takimi właśnie manipulacjami.

 

    Dokąd zwykle przesiedlano siostry z ich domów zakonnych?

     Szukano takich miejsc, które były dużymi klasztorami, położonymi daleko od skupisk ludzkich, gdzie był trudny dojazd. Wysłannicy władz robili wcześniej wizję lokalną i sprawdzali, które klasztory byłyby najbardziej odpowiednie na obozy pracy.

 

 Jakiego rodzaju były to obozy?

     W obozach pracy utworzono głównie szwalnie, gdzie siostry ciężką pracą musiały zarabiać na swoje utrzymanie.

 

     Przesiedlane siostry nie wiedziały dokąd jadą? Liczyły się nawet ze śmiercią?

     Trudno nam to sobie dzisiaj wyobrazić, że przychodzi ktoś nad ranem, wręcza pismo z nakazem natychmiastowego pakowania rzeczy i wyjazdu. Nie było w tych pismach ani powodu, ani czasu, ni miejsca wysiedlenia. Musimy też pamiętać, że zaledwie kilka lat wcześniej skończyła się II wojna światowa, a siostry w większości miały za sobą bardzo trudne przeżycia wojenne. One po prostu bały się powtórki z historii i były gotowe nawet na śmierć... Były przewożone w autobusach z napisem "Wycieczka"! W ciągu dnia autobusy stały w lasach, żeby nie zwracać uwagi miejscowej ludności. Zdarzało się, że siostry szukając pomocy wyrzucały przez okna autobusu karteczki z napisem "Jedziemy na śmierć, ratujcie nas".

 A czy władzom bardziej zależało na szykanowaniu sióstr, czy też chodziło im o to, żeby występowały z zakonów? We wszystkich obozach pracy sióstr pojawiali się funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa, którzy przeprowadzali z nimi rozmowy, proponując im opuszczenie zgromadzenia, odpowiednią pomoc, wspaniałą pracę czy też wymarzone studia. Działania władz szły w dwóch kierunkach; jeden to doprowadzenie do tego, by jak najwięcej sióstr zrezygnowało z życia zakonnego. Drugi, bardzo perfidny cel, to mieć wśród sióstr osoby, które będą chętne do współpracy.

 

     Jak wiele sióstr rezygnowało z życia zakonnego lub godziło się na współpracę?

     Jeżeli chodzi o opuszczenie zgromadzenia, były to jednostki, które wcześniej przeżywały różnorakie problemy związane z powołaniem. Podobnie jeśli chodzi o zmuszanie sióstr do współpracy. Pierwszego dnia, kiedy siostry były przywożone do obozów pracy i dawano im do podpisania deklaracje współpracy, niektóre z nich, zalęknione i nie bardzo wiedzące, co się dzieje, podpisywały taką deklarację. Jednak na kolejnym spotkaniu wycofywały się z tego, bo o wszystkim informowały swoją przełożoną. W archiwum krakowskiego oddziału IPN zachowało się bardzo dużo protokołów z takich rozmów, w których urzędnicy z wielką irytacją i ostrymi epitetami komentowali postawę sióstr odmawiających współpracy.

 

     Na ile sytuacja zmieniła się po roku 1956?

   Kiedy władze państwowe zwolniły kardynała Stefana Wyszyńskiego z więzienia w Komańczy i prosiły go o powrót do Warszawy, Prymas postawił władzom kilkanaście warunków. Jednym z nich była likwidacja obozów pracy i możliwość powrotu sióstr na Ziemie Zachodnie. Prymas Wyszyński był bardzo przejęty dramatycznym losem sióstr, chociaż sam w tym czasie przebywał w więzieniu. Władze przystały na ten warunek, jednak siostrom udało się wówczas odzyskać zaledwie połowę z odebranych im placówek. Na przykład Zgromadzenie Franciszkanek od Chrześcijańskiej Miłości, które w Polsce liczyło wówczas zaledwie 14 sióstr, po 1956 r. nie miało gdzie wrócić. Ich klasztor został zaanektowany i przeznaczony przez władze państwowe na inny cel. Siostry więc wyjechały do swojego Domu Generalnego do Wiednia i tam już zostały. Z kolei Siostry Służebniczki Śląskie do swojego macierzystego domu w Porębie - z którego wcześniej wyrzucili je Niemcy - założonego jeszcze w XIX w. przez Edmunda Bojanowskiego, wróciły dopiero w latach 90.

 

     Jakie znaczenie dla współczesnych zakonnic ma znajomość tamtych wydarzeń?

    Kiedyś Tertulian powiedział, że krew męczenników jest posiewem chrześcijan. Myślę więc, że ciężkie doświadczenia sióstr, które przeszły przez obozy pracy, są przede wszystkim świadectwem realizacji - w każdych warunkach - swojego ideału życia zakonnego. W obozach pracy siostry wkładały wiele trudu w to, żeby przy tak wielu nowych obowiązkach nie ucierpiało ich życie duchowe. Siostry, z którymi udało mi się porozmawiać, choć pozostało ich niewiele, wspominają to jako czas szczególnego doświadczenia i umocnienia wiary. Myślę, że współczesnym zakonnicom historia prześladowania sióstr może pokazać, że łaska wybrania i powołania jest najcenniejszym darem. Jest perłą, którą się chroni i pielęgnuje nawet w najbardziej dramatycznych okolicznościach.