Nigdy bym nie przypuszczał, że coś takiego istnieje i to zaledwie kwadrans od miejsca, gdzie miesz | |
Wpisał: ks. Pius Nanthambwe FSSPX | |
06.02.2014. | |
Nigdy bym nie przypuszczał, że coś takiego istnieje – i to zaledwie kwadrans od miejsca, gdzie mieszkam.
Wywiad z ks. Piusem Nanthambwe FSSPX
2014-01-30 http://www.bibula.com/?p=73045
Jak informowaliśmy, 21 grudnia 2013 r. bp Bernard Tissier de Mallerais udzielił święceń wyższych klerykom studiującym i formowanym w seminarium duchownym Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X w La Reja w Argentynie – jednym z nich był pochodzący z Zimbabwe ks. Pius Nanthambwe.
Poniżej prezentujemy wywiad, którego ks. Nanthambwe udzielił w 2011 r. redakcji biuletynu „Jesus Christus”, wydawanego przez południowoamerykański dystrykt FSSPX.
Minęło kilka miesięcy, odkąd wraz z innymi klerykami z seminarium Matki Bożej Współodkupicielki w La Reja w Argentynie rozpoczął Ksiądz kurs teologii; wcześniej przez trzy lata studiował Ksiądz duchowość i filozofię w seminarium Świętego Krzyża w Goulburn w Australii. Jednak nie pochodzi Ksiądz ani z Oceanii, ani z Ameryki Południowej, ale z Zimbabwe – państwa leżącego na południu kontynentu afrykańskiego. Kwitnący dziś przeorat FSSPX pw. św. Józefa w Harare w Zimbabwe został założony przed 25 laty – czy również Ksiądz wzrastał pod opieką tej misji? – Niezupełnie. Zostałem tam ochrzczony w 2005 r. przez ks. Paskala Gendrona. Wybrałem imię Pius i odtąd używam go na cześć św. Piusa X – mojego patrona i patrona Bractwa.
A w jaki sposób zetknął się Ksiądz z katolickim ruchem tradycjonalistycznym? – Było to w czasie, gdy studiowałem na uniwersytecie w Harare – stolicy Zimbabwe. Kiedyś szedłem na wykłady i po drodze zobaczyłem ogłoszenie informujące o celebracjach tradycyjnej Mszy św. W tamtym czasie nie wiedziałem zbyt wiele o katolicyzmie i po prostu założyłem, że jest to jakiś eksperyment z zakresu inkulturacji lub coś podobnego. Ignorowałbym to ogłoszenie w nieskończoność, ale pewnego dnia – nie mam wątpliwości, że poruszony łaską (a możliwe, że też i ciekawością), postanowiłem zapukać do bramy i czegoś się dowiedzieć. Na początku miałem do czynienia z ochroniarzem. Był dobrze zorientowany, gdy chodzi o kwestie ogólne i nieco zaskoczony faktem, że nie zadowoliłem się tym, co przeczytałem na tablicy zawierającej ogłoszenia o porach celebracji. Dlatego też wezwał dwie parafianki, odciągając je od ich obowiązków. To były świeckie kobiety, które w ciągu tygodnia pomagały gotować i sprzątać w przeoracie. Upewniwszy się co do moich intencji, te dwie miłe panie w końcu otworzyły dla mnie bramę.
Udało się wówczas Księdzu porozmawiać z którymś z kapłanów? – Jak najbardziej! Zostałem przyjęty przez Amerykanina, ks. Ludwika Alessio, który oprowadził mnie po przeoracie odpowiadając na moje liczne pytania – szczególnie dotyczące stosowania łaciny. Ksiądz Alessio zaprosił mnie na niedzielną Mszy św., wyjaśnił, jak powinienem się ubrać, ofiarował książkę i pożegnał. Od dawna nie byłem tak podekscytowany.
I jakie wrażenie wywarła na Księdzu niedzielna Msza św.? – Byłem naprawdę bardzo zaskoczony, ale w dobry sposób. Sam z siebie nigdy bym nie przypuszczał, że coś takiego ma miejsce w moim kraju – i to zaledwie kwadrans od miejsca, gdzie mieszkam. Tym, co uderzyło mnie najbardziej, było piękno ceremonii i pełna czci atmosfera, nie wspominając już o tym, jak pięknie kapłan zaśpiewał tę Mszę.
Czy Ksiądz i Księdza rodzina byli już wtedy katolikami? – W tym czasie nie byłem katolikiem, moja rodzina również – i nawet dziś nie jest. Moja matka i siostra są prezbiteriankami, ojciec był nim kiedyś, a mój brat i ja nie należeliśmy do żadnej wspólnoty religijnej. Ja byłem wówczas od niedawna wpisany na listę katechumenów w katolickiej kaplicy uniwersyteckiej podległej archidiecezji Harare.
W takim razie kiedy został Ksiądz ochrzczony? – Musiałem najpierw przejść dwuletni czas probacji, uczyć się katechizmu i wyrobić w sobie dobre katolickie nawyki. Potrzebowałem na to dużo czasu, ale było to konieczne! Ks. Gendron wciąż przekładał termin mojego chrztu. W końcu poszedłem do niego i zdecydowanie zażądałem udzielenia sakramentu. Zrozumiał, że moja determinacja była bardziej wynikiem Bożej łaski niż mojej własnej woli. Wreszcie w wigilię Bożego Narodzenia 2005 r. dostąpiłem łaski chrztu św. Zaledwie kilka godzin później, podczas pasterki, po raz pierwszy przyjąłem Komunię świętą.
Minęło zaledwie sześć lat i już jest Ksiądz klerykiem studiującym teologię! – Tak, dzięki Bożej dobroci! Trzy miesiące po przyjęciu chrztu odbyłem moje pierwsze rekolekcje ignacjańskie i wówczas zacząłem zadawać sobie pytanie, czy mam powołanie do kapłaństwa. Wygląda na to, że to samo pytanie towarzyszyło księżom, bo wkrótce zaproponowali mi wstąpienie do prowadzonego w przeoracie przedseminarium. Półtora roku później, po okresie nauki i rozeznania, z błogosławieństwem kapłanów wyjechałem do seminarium.
Gdzie rozpoczął Ksiądz studia? – W 2008 r. odbyłem roczny kurs duchowości w seminarium Św. Krzyża w Australii, a następnie przez dwa lata studiowałem filozofię – wiele się w tym czasie nauczyłem. Później zostałem wysłany do seminarium w La Reja w Argentynie.
Czy może Ksiądz nieco opowiedzieć o swoim kraju? Jak mają się katolicy w Zimbabwe, zwłaszcza tradycjonaliści? – W Zimbabwe mieszka około milion katolików, co stanowi ok. 7% populacji. W niedziele kościoły – czy to katolickie, czy inne – są na ogół pełne, co wynika z naturalnej religijności ludu. Obecnie większość Zimbabwejczyków nie wie nic o kryzysie w Kościele, to znaczy nie dostrzega go jako takiego. Mimo to niekiedy słychać, jak osoby ze starszego pokolenia mówią, że „w ich czasach sprawy wyglądały trochę inaczej”. Jeśli chodzi o obecność tradycjonalistów, to, o ile mi wiadomo, teraz w Zimbabwe jedynie kapłani Bractwa Św. Piusa X odprawiają tradycyjną Mszę św.
Nie tak dawno temu można było usłyszeć, że ci księża zostali zmuszeni do opuszczenia kraju. Czy może Ksiądz to wyjaśnić? – O ile wiem, to ten wyjazd nie został spowodowany jakimiś zastrzeżeniami dotyczącymi tych konkretnych kapłanów – po prostu rząd, zresztą całkiem słusznie, jest raczej ostrożny, gdy chodzi o przyznawanie długookresowych wiz pobytowych i udziela ich bardzo wstrzemięźliwie. Właśnie dlatego księża Bély i Picot musieli w Wielki Czwartek 2011 r. opuścić Zimbabwe. Od tego czasu do przeoratu – zgodnie z przepisami emigracyjnymi – w każdym miesiącu przyjeżdżają kapłani z RPA, starając się wówczas wykonać trzymiesięczną pracę w trzy tygodnie!
Polecam mój kraj modlitwie Czytelników.
Źródło Interview with Rev. Mr. Pius Nanthambwe, „Catholic Tradition in Africa” nr 12/2013 |