Farsa patetyczna
Wpisał: Mirosław Dakowski   
04.06.2009.

Farsa patetyczna
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=801

Felieton  ·  Radio Maryja  ·  2009-06-04  |  www.michalkiewicz.pl
Szanowni Państwo!

Historia się powtarza, ale nigdy tak samo. Niekiedy historyczne dramaty, a nawet tragedie powtarzają się w postaci farsy. Dzieje się tak między innymi wtedy, gdy do odgrywania wielkich historycznych dramatów zabierają się ludzie mali. Nie mówię tu oczywiście o wzroście, bo na przykład Napoleon też był niski. Mówię o niewielkim wymiarze moralnym, o mężykach stanu, w rodzaju tego, którego Adam Bień nazwał „człowiekiem drobnych krętactw”. Tych człowieków drobnych krętactw bardzo się ostatnio namnożyło, o czym mogliśmy przekonać się przy okazji kampanii agitującej do statystowania w wyborach do Parlamentu Europejskiego, która na szczęście dobiega już końca.

Ale mniejsza o kampanię, bo znacznie ciekawsze są sposoby, w jakich powtarza się historia. Jak wspomniałem, prawdziwe dramaty, a nawet tragedie historyczne powtarzają się niekiedy w postaci farsy. Czasami bywa to nawet zabawne, czasami żenujące, ale zawsze żenujące i śmieszne są próby zrobienia jakiegoś dramatu z farsy. A właśnie z taką próbą mamy dzisiaj do czynienia, kiedy to z rocznicy wydarzenia będącego następstwem umowy funkcjonariuszy komunistycznego wywiadu wojskowego z gronem zaufanych osób o podziale władzy nad narodem polskim, próbuje się stworzyć nową świecką tradycję w postaci święta obalenia komunizmu. Z tej okazji odbyło się w Sejmie coś w rodzaju uroczystej akademii z udziałem między innymi przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, pana Potteringa.

W swojej książce „Gwałt na Polsce” Stanisław Mikołajczyk wspomina posiedzenie Sejmu zwołane po tak zwanych „wolnych i nieskrępowanych” wyborach w roku 1947. Na widowni zasiadł sowiecki ambasador Lebiediew – prawdziwy reżyser tego widowiska. Przyglądał się, czy wszyscy poprawnie odgrywają wyznaczone role, a jeśli któryś z aktorów-dygnitarzy zbytnio się zagalopował – nakazywał skreślić niewłaściwe fragmenty z sejmowych protokołów.

Pan Pottering wystąpił oczywiście w zupełnie innym charakterze, ale bo też historia nigdy nie powtarza się dokładnie. Inne formy dominacji preferował w latach 40-tych Józef Stalin, a inne preferowane są dzisiaj. Ale dominacja, bez względu na preferowane formy, nadal pozostaje dominacją. Najlepszą tego ilustracją są nie tylko dyrektywy, jakimi Komisja Europejska obsypuje Polskę w liczbie średnio więcej, niż jednej dziennie, ale również – decyzje, jakie unijni komisarze podejmują w istotnych dla Polski sprawach politycznych, gospodarczych, czy nawet – obyczajowych.

Te porównania można by mnożyć, ale nie o to przecież chodzi, tylko o nową, świecką tradycję, jaką rządzące Polską środowiska usiłują wytworzyć w momencie, gdy okres pieriedyszki, rozpoczęty przed 20 laty, właśnie powoli dobiega końca, przed kolejnym zlodowaceniem.

Tymczasem 4 czerwca 1989 roku odbyły się wybory „kontraktowe”, które w imieniu tak zwanej „strony rządowej” podyktował „stronie społecznej” generał Czesław Kiszczak. Generał Czesław Kiszczak reprezentował wówczas najtwardsze jądro komunistycznej władzy – wojskową razwiedkę, organicznie powiązaną z tajnymi służbami Związku Sowieckiego. Podobnie zresztą, jak generał Wojciech Jaruzelski, który – żeby było śmieszniej – w ramach „obalania komunizmu”, został wybrany – jak było ustalone – na stanowisko prezydenta Polski.

Generał Czesław Kiszczak, zeznając niedawno przed sądem powiedział, że całe to „obalenie komunizmu” zostało przeprowadzone przez niego. Pewnie dlatego ani on, ani generał Jaruzelski nie zostali zaproszeni na uroczystą akademię do Sejmu, żeby tak zwani legendarni bohaterowie transformacji ustrojowej mogli bez skrępowania się nadymać i opowiadać duby smalone o „obaleniau komunizmu”. Zresztą i pan Pottering mógłby być zakłopotany, gdyby, dajmy na to, generał Kiszczak zaczął przypominać sobie jakieś pikantne szczegóły, więc lepiej było nie ryzykować. Inna sprawa, że nieobecność generała Kiszczaka, czy generała Jaruzelskiego nie była taka absolutna. Na sali sejmowej siedziało przedcież mnóstwo jego dawnych, a zresztą – kto wie? – może wcale nie „dawnych”, tylko jak najbardziej aktualnych podwładnych, a także – utytułowanych konfidentów. W końcu Wojskowe Służby Informacyjne – to najtwardsze jądro systemu komunistycznego – przetrwały nietknięte całą sławną „transformację ustrojową” właśnie dlatego, że to one, przy pomocy swojej agentury i konfidentów ją przeprowadziły, stopniowo podporządkowując sobie cały kraj tak samo, jak pasożyt podporządkowuje sobie organizm swojego żywiciela.

Kto raz był królem, ten zawsze zachowa majestat – powiadają Francuzi. Kto przez całe dziesięciolecia wysługiwał się obcemu państwu, ten mentalności okupanta zmienić nie może i musi komuś się wysługiwać bez względu na okoliczności. Dlatego dzisiaj ci sami ludzie i te same środowiska, które kiedyś próbowały przerabiać nas na „ludzi sowieckich”, teraz jednym susem wskoczyły do awangardy „Europejczyków” i nikomu nie pozwolą się wyprzedzić w służbie nowym panom. Aleksander Kwaśniewski, Danuta Huebner, czy Włodzimierz Cimoszewicz, to już drugie pokolenie, a przecież w kolejce czekają już następni kandydaci. Co tu dużo mówić; pan Pottering, podobnie jak nasza Katarzyna Wielka, czyli pani Aniela, mogą sobie wybierać-przebierać, niczym w korcu maku.

Przedziwnym zrządzeniem losu dzień 4 czerwca przypomina dwa wydarzenia. Nie tylko „kontraktowe” wybory z roku 1989, będące następstwem umowy komunistycznej razwiedki z gronem osób zaufanych o podziale władzy nad narodem polskim, ale również – obalenie rządu premiera Jana Olszewskiego z powodu próby ujawnienia komunistycznej agentury w strukturach państwa. Rząd premiera Olszewskiego został obalony wspólnie i w porozumieniu przez obydwie strony umowy okrągłego stołu. Dlatego właśnie tak trudno uznać nową, świecką tradycję, jaka w ramach polityki historycznej nasi figuranci usiłują nam narzucić, przy okazji nadymając się aż poza granice przyzwoitości.

Próby nadawania sprokurowanej przez komunistyczną razwiedkę farsie monumentalnych i patetycznych cech, zawsze będą budzić zdumienie i niesmak tak samo, jak budziłaby zdumienie i niesmak operacja denazyfikacji w Niemczech, gdyby ich pierwszym prezydentem został, dajmy na to, Adolf Hitler.

Mówił Stanisław Michalkiewicz