Pierwszy ambasador RP na Ukrainie: W obecnym kryzysie nie ma żadnych interesów ukraińskich
Wpisał: Dr Jerzy Kozakiewicz   
12.03.2014.

Pierwszy ambasador RP na Ukrainie: W obecnym kryzysie nie ma żadnych interesów ukraińskich

 [ani POLSKICH.. md]

 

Dr Jerzy Kozakiewicz  Dodane przez Zalewski kresy  8 marca 2014

 

Z pierwszym ambasadorem Polski w Kijowie - doktorem Jerzym Kozakiewiczem o stawce gry geopolitycznej toczonej na Ukrainie rozmawia Marcin Skalski (KRESY.PL)

 

- Panie Ambasadorze, kto właściwie rządzi teraz Ukrainą? Kto będzie rządził nią na przestrzeni najbliższych tygodni, czy obecna dynamika wydarzeń jest w ogóle możliwa do przewidzenia? 

Jak twierdzą analitycy z kanadyjskiego Institute of Global Research, Ukrainą rządzi dziś osadzony przy użyciu siły i mający polityczne poparcie Departamentu Stanu USA „rząd neo-nazistowski”. Analitycy  rosyjscy twierdzą to samo i w związku z tym odmawiają temu „rządowi” jakiejkolwiek legitymności. Wyłom w tej kwestii, co do państw zachodnich, uczyniła dziś BBC, która w notatce pt. „Neo-Nazi threat in new Ukraine(Groźba neo-nazizmu w dzisiejszej Ukrainie) twierdzi wręcz, że kijowski „rząd” jest całkowicie zależny od tych ugrupowań. Wprawdzie nie przypominam sobie, aby takie oceny znalazły się w oświadczeniach oficjalnych państw zachodnich, ale – o ile wiem – żadne z nich jednakowoż nie uznało legitymacji prawnej tego „rządu”. Zachód i Stany Zjednoczone skłonne są raczej stosować politykę faktów dokonanych, tzn. procedowania tego „rządu”, tak jakby był „legalny i legitymny”. Rosja stoi na twardym stanowisku, iż po całkowitym odrzuceniu „Porozumienia Czterech” z 21 lutego i wyborze przez opozycję działań nielegalnych, wiodących do zrealizowania siłą politycznego przewrotu, jedyną dziś legalną strukturą polityczną Ukrainy jest prezydent Janukowycz.

Taki jest wewnątrz-polityczny kontekst spraw ukraińskich. Ponieważ sytuacja jest bardzo dynamiczna, niezwykle trudno prognozować bieg spraw.

Inne elementy. Zapowiadane przez niektórych członków „rządu” rychłe przystąpienie Ukrainy do NATO jest całkowicie niemożliwe. „Rząd” wyraził zgodę na wszystkie warunki MFW, nawet najbardziej dla kraju niekorzystne i poniżające, dla uzyskania kredytu. Kraj jest już poza krytyczną granicą katastrofy ekonomicznej i socjalnej. Budżet narodowy (przychody) nie istnieje w 85%. Ludność zaczyna głodować. Grożą epidemie. Administracje rządowe i municypalne nie działają. Ogłoszono mobilizację, ale Ukraina nie posiada w rzeczywistości sił zbrojnych.

W takiej sytuacji decyzje co do przyszłości Ukrainy zapadać będą nie w Kijowie, ale gdzie indziej.

- Federacja Rosyjska ustami Władimira Putina odmawia legalności nowemu rządowi ukraińskiemu, twierdząc że powstało zupełnie nowe państwo nie posiadające stosunków z Rosją. Jak z języka dyplomacji przełożyć to na język praktyki politycznej? 

Putin stwierdził literalnie, iż odwoływanie się do „Porozumienia Budapeszteńskiego” z 1994 roku, na mocy którego po oddaniu przez Ukrainę swoich arsenałów nuklearnych gwarantami jej bezpieczeństwa są Wielka Brytania, Federacja Rosyjska i Stany Zjednoczone, jest bezprzedmiotowe w sytuacji, kiedy legalne struktury władzy Ukrainy zostały zniesione przez zbrojny przewrót polityczny. W tym sensie gwarancjami objęte było PAŃSTWO, które już przestało istnieć.

- Ukraina de facto nie kontroluje Krymu, a jego nowe władze planują referendum z opcją szerszej autonomii lub przyłączenia do Federacji Rosyjskiej. Czy to właśnie Krym jest celem Rosji na Ukrainie czy też należy się spodziewać sformułowania i realizacji przez Kreml ambitniejszych celów? 

Kijów nie kontroluje większości terytorium Ukrainy. Sytuacja obecna przypomina do złudzenia rok 1918 w Rosji, kiedy krajem „rządziły” uzbrojone bandy nieokreślonej proweniencji terroryzujące ludność. Ja myślę, że Kreml nie planuje przyłączenia Krymu do FR i że plan Kremla co do przyszłości półwyspu jest identyczny z planem co do całej Ukrainy. Wydaje mi się, że ewentualne przyłączenie Krymu do FR - przy pozostawieniu reszty Ukrainy w stanie chaosu - w żadnej mierze nie zmieniłoby pozytywnie sytuacji geopolitycznej Rosji, a raczej przeciwnie – pogorszyłoby ją.

- Popularne są głosy, że Ukraińcy tworzą teraz nowy, antyrosyjski mit założycielski. Czy taki czynnik może mieć jakikolwiek wpływ na międzynarodowe położenie Ukrainy? 

Pan wybaczy, ale to są propagandowe brednie

- Z drugiej strony mowa jest o tym, że nawet sam nacjonalizm ukraiński sięgający korzeniami do tradycji OUN-UPA zmienił wektor z antypolskiego na zdecydowanie antyrosyjski. Jest to uzasadniona teza? 

Nie. Jest to teza nieuzasadniona. Co miałoby za nią świadczyć? Ponawiane wezwania do odebrania Polsce „ukraińskich etnicznych terytoriów pod okupacją polską”? Czy może oświadczenie – urbi et orbi – oficjalnego przedstawiciela Ukrainy podczas posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ (kilka dni temu), iż twierdzenie o ounowsko -upowskich zbrodniach to zwykłe kłamstwo, gdyż ukraiński nacjonalizm i jego struktury nie mają żadnych zbrodni na sumieniu ani żadnej krwi na rękach? Że ukraiński nacjonalizm jest krystalicznie czysty, gdyż po pierwsze Trybunał Norymberski nie przedstawił w tej mierze żadnych zarzutów oraz że wszystkie te zarzuty to po prostu sowiecko-rosyjskie (i zapewne też polskie) kłamstwo?

Przypomnijmy, że ideologia ukraińskiego nacjonalizmu zbudowana jest na „teorii dwóch wrogów”. To że dziś wskazywany jest raczej tylko jeden z nich nie oznacza, że drugi zniknął. Nawet jeśli odgrywa żałosną rolę pożytecznego idioty.

- Czy obecne położenie Ukrainy, dezintegracja terytorium w postaci secesji Krymu i stan jej relacji z Rosją po Majdanie dało się przewidzieć? Czy Kremlem rzeczywiście rządzi działający nieracjonalnie nieobliczalny furiat, czy jednak mamy do czynienia z kimś wyrachowanym i działającym wedle konkretnego planu?

Secesja Krymu jak dotąd nie nastąpiła, więc nie uprzedzajmy wypadków. Według mnie, secesji i przyłączenia Krymu do Rosji nie będzie.

Co do Putina i Rosji (bo działa on przy nieomal jednomyślnym wsparciu rosyjskich politycznych środowisk) – gra toczy się (zresztą, niezmiennie od początku ukraińskiego kryzysu) o najwyższe geopolityczne cele; ze strony rosyjskiej o przełamanie jednobiegunowego ładu geopolitycznego, zaś ze strony amerykańskiej o wyeliminowanie Rosji jako głównej i jedynej groźby dla tego ładu.

Słowem – o panowanie nad światem, jeśli nazwiemy rzeczy właściwymi ich imionami. Najpoważniejsi polityczni i geopolityczni doradcy Putina twierdzą, że to właśnie ten moment, kiedy przełamanie amerykańskiej dominacji na świecie jest możliwe.

Tym, którzy skłonni są wierzyć, że to Putin właśnie jest – jak Pan elegancko nazwał – „działającym nieracjonalnie nieobliczalnym furiatem” zwróćmy uwagę, że przewrót polityczny na Ukrainie, to 31. przewrót polityczny w ostatniej dekadzie orkiestrowany przez USA, że to nie Rosja była realizatorem 14 „kolorowych, bezkrwawych rewolucji” oraz cyklu krwawych przewrotów, nazywanych „wiosną arabską”. 

Tak czy inaczej, należy wiedzieć, że w obecnym kryzysie ukraińskim nie ma żadnych interesów ukraińskich – ani państwowych, ani narodowych. Stawką tej geopolitycznej gry nie była i nie jest Ukraina. Stawką jest – oczywiście – Rosja.  Ukraina jest w tej grze jedynie terytorium walki gigantów, na którym używane są instrumenty ukraińskie oraz ideologie niby-ukraińskie. Scenariusz tego kryzysu był przygotowywany przez lata i jest identyczny ze scenariuszami wszystkich „wiosen” i „kolorowych rewolucji”. Budowali go zresztą ci sami ludzie.

Ukraina i jej realne sprawy są głębokim i mało ważnym dla Zachodu i Stanów Zjednoczonych tłem. Że propaganda mówi inaczej? Że to rzekomo „narodowa ukraińska rewolucja”? Nie należy słuchać propagandzistów, ale robić użytek z własnego rozumu.

- Proszę na koniec powiedzieć: Rosja przegrała na Majdanie czy też przeciwnie - najwięcej na nim skorzystała? 

To się jeszcze okaże, ponieważ gra geopolityczna nie jest jeszcze zakończona.

Można jednak powiedzieć z całą pewnością, że przegrała – i to z kretesem – Polska. Proszę zważyć, że – niezależnie od „sojuszniczego przymusu” (nazwijmy tak elegancko presję, której polskie elity władzy muszą się podporządkowywać bezwarunkowo) – wsparcie, jakie polskie władze udzielają dla przewrotu politycznego w Kijowie, ideologizowane jest głównie polską rusofobią. W tym dosyć tradycyjnym nurcie polskiej polityki wschodniej musimy wspierać Ukrainę, ponieważ jest to (albo może być) nasz naturalny sojusznik przeciw Rosji.

Niestety, jest to koncepcja politycznych idiotów i takie też skutki zazwyczaj przynosi. Bo, po pierwsze – nie ma żadnych ani historycznych, ani politycznych, ani mentalnych przesłanek, aby Ukraina takim sojusznikiem – zwłaszcza Polski!! – się stała; zaś po drugie polska polityka wschodnia oparta na fundamencie rusofobii to polityka samobójcza w każdym wymiarze. Czyżby jej entuzjaści naprawdę uwierzyli, że za trzy miesiące Rosji już nie będzie? Że już nie trzeba będzie z nią procedować?

A jeśli jednak Rosja będzie, to jakich narzędzi politycznych użyje Polska w sferze dwustronnych relacji polsko-rosyjskich wówczas? Kiedy dla Polski wszystkie drzwi będą na głucho i na długo zamknięte? Polskie elity obrażą się wtedy na Rosję i zwrócą się o polityczne i ekonomiczne rekompensaty do unijnych i amerykańskich protektorów? A oni nam pomogą? Wolne żarty, pozostaniemy w tym miejscu Europy i nikogo na Zachodzie nie będą interesowały nasze sprawy z Rosją. No, chyba żeby rzeczywiście już jej wtedy nie było.

Ale polska porażka ma jeszcze jeden wymiar. Bowiem, co będzie, jeśli Rosja spacyfikuje obecny chaos na Ukrainie i przywróci ten kraj do politycznego i społecznego ładu. Nie będzie to, rzecz jasna, ład neo-nazistowski ale zapewne jakaś forma twardych rządów autorytarnych, kontrolowanych w pełni i administrowanych z Moskwy. Czy taki scenariusz jest niemożliwy? Ależ możliwy najbardziej ze wszystkich.

Ma on tylko jedną alternatywę, jaką jest wojna nuklearna.

Jeśli założymy, że USA, Zachód i NATO w obliczu prawdziwego i realnego „wejścia” rosyjskich wojsk na Ukrainę i rozpoczęcia „porządkowania” chaosu nie zdecydują się na wariant wojny (nie pogróżek, nie cyber-wojny, nie wojny informacyjnej – ale WOJNY), to wtedy i na długo potem będziemy mieli ROSJĘ za naszą wschodnią granicą. Zapewne nie w kategoriach formalnych, ale realnie, bo przecież zewnętrzne atrybuty państwowości Ukrainy pozostaną. Jednak, o ile dotąd posiadała ona dosyć rozległe sfery samodzielności, to odtąd kontrola Rosji będzie ścisła i bolesna. Wtedy ci spośród polskich geopolityków-idiotów, którzy zamierzali „wyjąć” Ukrainę spod rosyjskiej kurateli, będą mieli Rosję pod bokiem. I to Rosję znacznie bardziej antypolską niż dotąd. Chyba niezbędne będzie harakiri, bo jak znieść coś takiego, do czego doprowadziło się poniekąd własnymi rękami i piórami?

Nie takich rezultatów wdania się Polski w „ukraińską awanturę” oczekują polscy neo-prometeiści? Mogą się  bardzo rozczarować.

Dziękuję za rozmowę.

Dr Jerzy Kozakiewicz - historyk, politolog i dyplomata. W 1991 został przedstawicielem dyplomatycznym RP w Kijowie jako specjalny wysłannik rządu, następnie zaś Ambasadorem RP. Funkcję tę sprawował do roku 1996. W kolejnych latach powrócił do pracy naukowej. Od 1997 do 2004 roku był pracownikiem naukowym Instytutu Studiów Politycznych PAN. Od 2004 r. jest wykładowcą w Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. Gościnnie wykładał w uczelniach polskich i zagranicznych. Zajmuje się problematyką transformacji politycznej w post-sowieckich krajach Europy Środkowo-Wschodniej.