Co tam panie u Chińczyka?
Wpisał: Zezowaty Zorro   
18.03.2014.
Spis treści
Co tam panie u Chińczyka?
Strona 2

Co tam panie u Chińczyka?

 

 

[Nie rozumiem tych prime dealers czy funduszy hedgingowych. Czyli: nie musimy tego żargonu wymyślonego przez banksterów rozumieć, by sens ich operacji pojąć. Całość artykułu - jest udatna i przydatna.. MD]

 

Zezowaty Zorro o 18:00 17 marca 2014

-


...Trzyma się mocno...

Niestety w Państwie Środka nic nie wygląda tak, jak się potocznie przyjmuje, bowiem nasza wiedza na ich temat jest dość ograniczona, by się wyrazić oględnie.

 

Mit pierwszy: dzikusy się demokratyzują

Jeśli spojrzeć na historię, to Chiny są obecnie najdłużej istniejącym nieprzerwanie od tysiącleci państwem. W dodatku nie jest to nadal naród, ale w istocie konglomerat narodowości i języków, a nawet kultur, w jednym, stabilnym organizmie państwowym. Nawet krwawa rewolucja komunistyczna nie zmieniła w tym wiele, poza samym szczytem władzy, więc dawne instytucje cesarskie trwają nadal w odrobinę odnowionej, bądź przykrytej rewolucyjnym werniksem postaci.

Kiedyś Państwo Środka było - zgodnie ze swym tytułem – naprawdę centrum świata i potrafiło wystawiać największe ekspedycje zdobywcze, na największych okrętach, dorównujących rozmiarami obecnym gigantom mórz, na wyprawy dookoła świata, na długie stulecia przed Kolumbem. Ich gospodarka była dosłownie największą i najnowocześniejszą na świecie, tak bardzo że odczuwali potrzebę odgrodzenia się od barbarzyńców skutecznym murem, który stoi do dziś, będąc widomym świadectwem nie tylko ogromu ich zamierzeń, ale zwłaszcza umiejętności ich wykonania.

Patrząc z tej dłuższej perspektywy trudno się dziwić, że Chińczycy czują swe powołanie do odzyskania roli Państwa Środka i wiele wskazuje na to, że nie tylko mają po temu umiejętności i tradycje, ale już od dziesięcioleci nad jego realizacją spokojnie pracują. Nie znaczy to jednak, że już jutro, czy pojutrze ten historyczny sen się spełni, bo w historii imperia tracące swą wiodącą rolę niezmiennie traciły ją bezpowrotnie. Chiny w tej prawidłowości musiałyby być wyjątkiem, co w końcu też nie jest wykluczone.

Komunistyczne Chiny w perspektywie odradzania wielkiego państwa wobec tego nie dziwią, podobnie jak obecny twór o komunistycznej, egalitarnej frazeologii, gdzie jest więcej miliarderów, niż w Europie. Chińczycy są zwyczajnie pragmatyczni i realizują swoją politykę bez lęku. Komunistyczni aparatczycy w stylu Breżniewa bogacą się na potęgę, pilnując jednocześnie, aby czujne oko bezpieki wyłapywało wszystkich dysydentów, a cenzura nie przepuszczała krytycznych publikacji. Wolność słowa? Jak najbardziej. Każdy Chińczyk ma dziś komórkę i prawie każdy internet. Ale mało który odważy się coś powiedzieć otwarcie, bo wie, że tak nie wypada.

Nic na razie i w najbliższej przyszłości stabilności komunistycznej monopartii w Chinach nie grozi. Wojsko i policja polityczna sprawnie poradzi sobie z każdym śmiałkiem, któremu przyśni się demokracja, a przedsiębiorcy unikają polityki jak ognia, wiedząc że jest to siedlisko zła i nieszczęście w interesach. Inaczej mówiąc, dopóki w Chinach nie będzie poważnych problemów z bezrobociem, bądź głodem, nie widać możliwości „demokratyzacji” w rozumieniu zachodnim. Zresztą i sami Chińczycy takiej demokracji nie znają i nie rozumieją, zatem nie jest im do niczego potrzebna, jak piąte koło u wozu.


Mit drugi: dzikusy podbiją świat

Co prawda wielcy „analitycy” od publicystycznych pojęć typu Chimerica, od lat wieszczą że Chiny zapanują nad światem, ale jak na razie nie widać, jak by to miało się stać. Owszem, Chiny wyrosły nagle na drugą gospodarkę globu i tu zakręciło się analitykom w głowach. Co teraz?

Ano nic teraz. Bo przyszedł kres wzrostu, koniec koniunktury nakręcanej kredytem z Ameryki, koniec snów o potędze. Nagle okazało się, że nie da się produkować i sprzedawać więcej, niż ktoś zechce kupić, a kupić nie może, bo ma akurat kryzys. Kółko się zamknęło i Chiny nie są żadnym cudem, który się z reguł rachunku może wymigać. Ich eksport realnie nie rośnie od kilku lat, bowiem na świecie nie rośnie ani liczba, ani zasobność portfeli ich klientów. Aby ratować swoje miejsca pracy Chiny, niewolniczo wręcz zależne od swego gospodarczego cudu, zbudowanego na eksporcie, rzuciły ogromne ilości pieniądza na swój rynek, nieporównanie więcej od gospodarek zachodu [programy QE], pompując w firmy ponad bilion dolarów.

Oczywiście duża część tego kredytu znalazła końcowe miejsce w sieci autostrad donikąd, gigantycznych miastach widmach, pustych lotniskach itp. fantasmagoriach, dając tymczasem pracę [i zysk] w miejsce słabnących wpływów eksportowych. Jednak te tymczasowe rozwiązania trzeba zacząć przestawiać na normalne tory, bo nie da się dłużej stawiać tych mostów i osiedli bez całkowitej katastrofy finansowej.


Mit trzeci: Yuan podbija świat, już jest walutą rezerwową

Oczywiście fajnie jest postraszyć barany, że zły Chińczyk ma półtora biliona dolców rezerw i zaraz wykupi, albo gorzej – zbankrutuje Amerykę, bo jak Banana się nie będzie słuchał, to mu towarzysz gensek sprzeda te wszystkie obligacje i będzie koniec lollara.

Pisałem o tym, że koniec lollara jest już co prawda postanowiony, ale odbędzie się to niestety nie na warunkach Pekinu. Nagły sabotaż dolara ze strony Chin jest – do momentu otwartej, gorącej wojny – całkowicie wykluczony, bowiem największą szkodę wyrządziłby samym Chinom. Dlatego chiński bank centralny jest jedynym na świecie, który ma bezpośredni dostęp do rynku pierwotnego amerykańskiego Departamentu Skarbu. Nie wiedziałeś/aś? Nic dziwnego, to nie jest informacja z pierwszej strony gazet, niemniej prawdziwa i symptomatyczna.

Jeśliby Chiny chciały zawalić dolara, mogą to zrobić w każdej chwili. Dosłownie. Tyle że nie chcą. Mają przez internet dostęp do aukcji długu publicznego Stanów [operacje otwartego rynku obligacji], gdzie mogą swobodnie, wraz z innymi dealerami rynku pierwotnego [kilka największych amerykańskich banków] kształtować ceny obligacji. Zauważ, że robią to przed wszystkimi innymi, bo proces rynkowy jest dwuetapowy: najpierw obligacje od rządu kupują za gotówkę dealerzy [prime dealers], a dopiero następnie tymi obligacjami handlują między sobą i klientami na otwartym rynku.


Zmieniony ( 19.03.2014. )