Wirtualne epidemie w gazetach wielonakładowych - odra.
Wpisał: dr J. Jaśkowski   
18.04.2014.

Wirtualne epidemie w gazetach wielonakładowych - odra.

 


Instytut Leków co miesiąc wydawał biuletyny, w których lekarz mógł zapoznać się z informacjami o możliwości wystąpienia powikłań po określonych preparatach.


Teraz
są przypadki karania lekarzy za „nadmierne zgłaszanie powikłań” przez lokalne san-epidy.

 

dr J. Jaśkowski


Od kilku ładnych lat, tj. od czasu zmonopolizowania rynku wydawniczego w Polsce przez koncerny zachodnie, coraz częściej słyszymy o wybuchach epidemii. Typowym przykładem jest tutaj Gazeta W., czy Rzeczpospolita. Straszenie w różnych zestawieniach epidemiami jest powszechnie. Przykładem jest chociażby p. Małgorzatka Kossobudzka i jej artykuły. Gazeta W posunęła się nawet do tego, że tworzy ekspertów, jak np. p. dochtor magister Ewa
Krawczyk.[GW 31.01.2014.17.36] dochtor magister

Problem z takimi świeżymi, nie tylko wiekowo, ekspertami jest taki, że nie można np. nazwiska tej pani znaleźć w spisie lekarzy polskich, ani w miejscu jej pracy w USA. Jest co prawda takie nazwisko i imię na wymienionym uniwersytecie, ale osoba ta figuruje jako logopeda. W piśmiennictwie naukowym pojawia się z kolei podobne nazwisko, ale jako biologa, zajmującego się HPV [czyli nieistniejącym medycznie, lub istniejącym ekonomicznie problemem], czyli osoby niewiele mającej wspólnego z leczeniem dzieci, czy z epidemiologią.

Skoro jednak GW poświęciła tej osobie pierwsze strony wydania internetowego, to znaczy, że musi to być ktoś ważny albo opłacony w dziale reklamy przez przemysł szczepionkarski. Przedstawione tam bowiem wykresy posiadały wszelkie cechy autentyczności, z wyjątkiem prawdziwych faktów.

 

Po prostu wystarczyło odpowiednio manipulować skalą i dodać dodatkowe linie na danych oficjalnych. To czysta robota dla przeciętnego znawcy „fotoszopa”.
Tak więc Szanowny Czytelniku, musisz sam dokonać wyboru, który z podanych przez mnie wariantów, w tym konkretnym przypadku, jest prawdziwy. Najciekawsze, że pani ta prowadzi polskojęzyczną stronę o szczepieniach. Za czyje pieniądze?

Wypada także polskim rodzicom podać dane dotyczące liczby powikłań po szczepieniach, które to dane są skrzętnie ukrywane przez naszych rodzimych „ekspertów”, najczęściej pracujących na dwóch etatach, tj. w państwowych placówkach i prywatnych, związanych z przemysłem szczepionkarskim.
I tutaj także musisz sam, Drogi Czytelniku, wyciągnąć wnioski, dlaczego np. taka pani magister profesor Lidia Brydak, czy prof. K.Simon, nigdy nie podają powikłań po szczepieniach. Przecież dla osoby zajmującej się nauką, a nie handlem, zarówno efekt pozytywny jak i negatywny jest odkryciem. To handlarze reklamują, oczywiście same dobre rzeczy.


System ten przypomina zupełnie program CIA z lat 1940-tych, zwany MK Ultra, masowo stosowany we wszelkiego rodzaju działaniach handlarzy, np. przez firmę Amway. Przypomnę, że proces o dopuszczenie filmu przedstawiającego sposoby manipulacji ludźmi do dystrybucji, dzięki sztuczkom prawnym firmy Amway,  ciągnął się kilkanaście lat. W filmie ani razu nie pada nazwa firmy Amway. A mimo to, niezawisły sąd zabraniał premiery.


Masowe pranie mózgów dotyczące szczepień odbywa się na poziomie pielęgniarskim i samorządowym. Te grupy społeczne, a ze względu na ich liczebność, można śmiało mówić, że są to grupy społeczne, żyją na koszt podatnika i dysponują olbrzymim majątkiem w skali kraju. Majątek ten rozdzielany jest po uważaniu, na mniej, lub bardziej przemyślane inwestycje w rodzaju stadionów, czy ścieżek rowerowych.

 

To wszystko realizuje się w sytuacji, gdy ok. 10 % społeczeństwa utrzymuje się za 5 złotych dziennie. Zrozumiałym staje się więc, że ta grupa jest bardzo podatna na odpowiednie zabiegi propagandowe. Proszę zauważyć, że przeciętni radni niewiele mają wspólnego ze zdrowiem, najczęściej są to ludzie z wykształceniem średnim. Nawet jak są w śród nich lekarze, to bardziej reprezentują urzędników, aniżeli medyków. Po prostu nie daje się pogodzić leczenia z badaniami medycznymi i śledzeniem literatury medycznej, a dodatkowo ze stratą czasu na zebraniach propagandowych. Doba ma tylko 24 godziny i w żaden sposób nie daje się jej wydłużyć, chociaż byli tacy, którzy mówili o względności czasu.
Tak więc biorąc pod uwagę monopolizację czasopism medycznych przez przemysł - w Polsce np. zdecydowana większość czasopism naukowych wydawana jest przez firmę Elsevier, znaną w kraju pod nazwą Urban & Partner, czy np. Medycyna Praktyczna, finansowana przez GSK & Company, czołowych producentów szczepionek na świcie - trudno przeciętnemu czytelnikowi znaleźć potrzebne, wiarygodne materiały.

Wracając do tematu powikłań poszczepiennych. Otóż niedawno, 8 marca 2014 roku, ukazał się chiński raport o powikłaniach, wymagających pobytu dzieci w szpitalu. Okazało się, że aż 42,5% hospitalizowanych z powodu powikłań dzieci, to dzieci po szczepieniach!!!


Dane obejmowały rok 2009 i dotyczyły Szanghaju. Populacja mieszkańców Szanghaju liczy ponad 17 milionów, czyli nieco mniej aniżeli 50% mieszkańców Polski. Jest więc w miarę porównywalna. Innymi słowy, budżet państwa wydaje na leczenie tych powikłań w Polsce dwa razy więcej, aniżeli w Szanghaju.
Najciekawsze jest jednak to, że powikłania te zgłaszali aż w 52% lekarze. Jest to ewenement, ponieważ w Polsce lekarzy wręcz zmuszono ustawowo w 2012 roku do niezgłaszania powikłań.


Linki:


http://childhealthsafety.wordpress.com/2013/04/17/wakefield-answers-uk-government-allegations-over-measles/

http://childhealthsafety.wordpress.com/graphs/

http://childhealthsafety.wordpress.com/2009/06/14/juliawinsmmrcase/
 

Historycznie, od 1964 roku lekarze byli ustawowo zobowiązani do zgłaszania powikłań po lekach, a w szczególności po szczepieniach. Jak jednak pamiętamy, nikt tego obowiązku nie egzekwował. Instytut Leków co miesiąc wydawał biuletyny, w których każdy chętny lekarz mógł zapoznać się z informacjami o możliwości wystąpienia powikłań po określonych preparatach i w ten prosty sposób poszerzyć swoją wiedzę.
Od początku przemian w 1990 roku Instytut zmuszony został do zaprzestania tej wysoce pożytecznej dla lekarzy i pacjentów, a szkodliwej dla przemysłu farmaceutycznego działalności. Obecnie żaden lekarz nie otrzymuje informacji o powikłaniach po lekach.


Ustawowo zobligowany do rejestracji takich powikłań PZH, jak można się przekonać na jego stronie internetowej, zupełnie nie przejmuje się tą ustawą. Nawet znamy przypadki karania lekarzy za „nadmierne zgłaszanie powikłań” przez lokalne san-epidy.


Tak więc zgłaszanie powikłań po szczepieniach przez lekarzy chińskich zasługuje na głęboki podziw i uznanie. Szczególnie, że nadal jest to państwo komunistyczne, a nie demokratyczne, tak  jak Polska.
Sprawę jawności danych medycznych dodatkowo naświetla fakt, że kolejne 24.27% zgłoszeń o powikłaniach wpłynęło od farmaceutów, od innych pracowników służby zdrowia następne 15.46%, a tylko 2.52% od rodziców. Jest to rewelacja w odwadze cywilnej społeczeństwa chińskiego i bardzo dobitnie świadczy o pacyfikacji od 80 lat społeczeństwa polskiego. Lud kraju nad Wisłą przyjął azjatycką zasadę „tisze jediesz dalsze budziesz”. Oznacza to w prostej linii zwycięstwo cywilizacji azjatyckich nad łacińską [F.Koneczny].

Tak wiec, jak podałem, aż 42.5% powikłań było spowodowanych przez szczepionki. Rozbiór danych jest jeszcze ciekawszy. Częściej powikłania występowały u chłopców, aniżeli u dziewczynek. Jest to zrozumiale, ponieważ w chińskiej kulturze syn jest priorytetem i rodzice większą uwagę przywiązują do zdrowia chłopców. Aż 65% powikłań poszczepiennych natomiast wystąpiło u dzieci do 6 roku życia, a ponad 52% zgłosili lekarze. Liczba zgonów stanowiła 0.34%. Znacznie więcej powikłań było u dzieci, które były szczepione kilkoma szczepionkami, aniżeli wśród tych, które otrzymały jedną szczepionkę.
Aż 65% powikłań było wśród dzieci do 5 roku życia, a prawie 40% [39,46%] u dzieci pomiędzy 2 miesiącem, a 2 rokiem życia. Najwyższy odsetek powikłań odnosi się do dzieci pomiędzy 0 - 1 miesiącem życia. Jest to okres, w którym nasi rodzimi ”specjaliści” wciskają dziecku aż 3 szczepionki.


W sumie  zanotowano 1790 [40 %] powikłań u dziewczynek i 2640 [60%] u chłopców. Jest to ok. 10 razy więcej, w przeliczeniu na liczbę mieszkańców w Polsce, aniżeli oficjalnie podaje PZH.


Jak podałem, koszt leczenia tych chorych obciąża budżet państwa, czyli jest pokrywany z naszych podatków, nazywanych ubezpieczeniem zdrowotnym. Czy widzisz Szanowny Czytelniku ten absurd? Najpierw zmuszają ciebie do płacenia podatku zdrowotnego, a potem przeznaczają go na leczenie powikłań, które sami spowodowali, szczepiąc zdrowe dzieci! Oczywiście, pieniądze za szczepionki idą do prywatnej kieszeni, a koszt leczenia musisz ponosić Ty, a nie durny urzędnik, który to szczepienie wprowadził.


Koszt leczenia tych co najmniej 10 000 poszkodowanych dzieci w Polsce, to kilkanaście, do kilkudziesięciu milionów złotych. A jak twierdzi NFZ, brakuje pieniędzy na podstawowe leczenie dzieci.


Musisz się sam zastanowić PT Czytelniku, dlaczego tak się dzieje, i dlaczego polscy pediatrzy tego nie widzą i nie zgłaszają tych powikłań.


Podsumowując, raport podaje, że aż tyle powikłań jest spowodowanych liczbą podawanych dzieciom szczepionek, która wynosi 15 w tym okresie życia. Porównywalnie w Indiach i Wietnamie podaje się tylko 7 szczepionek, a w Tajlandii 9.
Natomiast bezwzględnym rekordzista spośród 33 najbogatszych państw na świecie są Stany Zjednoczone, które wymuszają podawanie aż 26 szczepionek niemowlętom i dzieciom w omawianym okresie. 


Także USA posiada bezapelacyjne pierwsze miejsce w ilości notowanego autyzmu. W USA notuje się już 1 przypadek autyzmu na 88 porodów [ u chłopców 1:50]. Przed stosowaniem przymusu szczepień, jeden przypadek autyzmu występował w USA na 10 000 porodów.
Tylko dlaczego krajowi eksperci cały czas dążą do rekordu USA, mówiąc, że to postęp i nowoczesność?
Proszę zauważyć, że polscy konsultanci, czy eksperci rządowi, nigdy nie ocenili wpływu liczby podawanych szczepionek na stan zdrowia dziecka. Żaden nie splamił się pracą, która by analizowała związek liczby szczepień, ze stanem zdrowia dziecka. Nie ma żadnych prac naukowych przeprowadzonych przez tych „ekspertów”, na które mogliby się powołać, wypowiadając uwagi na temat szczepień.


Żadna z osób reklamowanych jako specjalista, nie podaje np. jakie są skutki tzw. polipragmazji, czyli jednoczesnego podawania kilku leków, czy szczepionek - a szczepionka lekiem nie jest, nikogo nie leczy -  jednocześnie.
Tak wiec można powiedzieć z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, że szczepienia, nie wiadomo z jakiego powodu, są nazywane ochronnymi, ponieważ jest dokładnie odwrotnie. Nie można nazwać ich nawet symboliczną  „woda święconą”, ponieważ liczba powikłań, ze śmiercią włącznie, jest zastraszająca.

Niedawno u mnie na blogu pojawił się komentarz lekarza, który chciał uczciwie i zgodnie z praktyką lekarską raportować działania niepożądane szczepionek do sanepidu. Efekt? Zastraszanie i zwolnienie z pracy: za Jarek Kefir w dniu 17 Styczeń 2013. Cytuję: “Myślisz że tak łatwo lekarzom rzetelnie przedstawiać pacjentom wiedzę o szczepieniach. Jestem lekarzem i z tego między innymi powodu musiałam zmienić miejsce pracy – z powodu szczepień, zaczęłam rozpoznawać powikłania, wysyłać na konsultacje itp. Niestety procedura jest taka, że idzie to przez sanepid. I jak moja szefowa otrzymała pismo zwrotne z sanepidu to jej wody odpłynęły, od następnego dnia zostałam odsunięta od szczepień, a ponieważ nie byłam zatrudniona na stałe to przyszedł czas na mnie i nie przedłużono ze mną umowy, bez tłumaczenia. W ostatnim miejscu mam zapowiedziane, że jak będę zniechęcać (a to dzięki pacjentom niestety którzy od razu poszli skonfrontować informacje ode mnie z szefową) zostanę odsunięta po raz kolejny od szczepień. Łatwo jest krytykować ale nie jest to takie proste. Lekarze są przestraszeni. Pozdrawiam.” koniec cytatu

PS. 2. Jest jeszcze jeden problem z zakresu Zdrowia Publicznego. Dlaczego specjaliści z tego zakresu nie informują kolegów lekarzy oraz społeczeństwa o nowej chorobie, jaka pojawiła się ok. 20 lat temu w związku z eksperymentami związanymi z walką z rzekomymi zmianami klimatu. Od 20 lat w piśmiennictwie medycznym USA, a także Rosji istnieje pojęcie choroby MORGELLONS. Choroba ta związana jest z rozsypywaniem tzw. trwałych smug na niebie. W Polsce rozpoczęto rozsypywanie tlenków baru, aluminium i strontu na niebie w 2003 roku. Dlaczego w Ministerstwie Zdrowia, NFZ, GIS i wśród wszelkiej maści specjalistach od Zdrowia Publicznego panuje cisza? .
Piśmiennictwo w drugiej części.

Rozpowszechnianie wszelkimi sposobami jest zalecane, szczególnie pozostawianie w przychodniach lekarskich.

Kontakt: jerzy.jaskowski@o2.pl 

Zmieniony ( 18.04.2014. )