Czy trzeba głośno mówić ? Iza Brodacka 2014-5-4 Nie tak dawno recenzowałam wspomnienia Piotra Skórzyńskiego opublikowane przez wydawnictwo „Glaukopis” pod tytułem „Człowiek nieuwikłany, Wspomnienia z PRL”. Napisałam tam między innymi: „Pamiętnik Piotra to obrachunek z młodością człowieka, który żegna się z życiem. Nie ma w nim cienia pozy (tak widocznej u Gombrowicza), czy też pozorowanej szczerości pokrywającej zmyślenia ( jak u Rousseau). Jest to prawda, tylko prawda, niewygodna prawda i – jak sam pisze- niestety nie cała prawda. Ale uzupełnień, które autor obiecał już nie doczekamy.” Być może osoba zainteresowana losami Piotra nie będzie już w ogóle miała okazji zapoznać się z tą książką. Brat Piotra Jan S. i jego ojciec Zygmunt S. wystąpili do sądu o zakaz jej sprzedaży i reklamowania, a gdański sąd ich roszczenia zabezpieczył stosownym orzeczeniem. Czy posiadane egzemplarze staną się zatem bibułą i będą rozprowadzane prywatnym kanałami? Czy za ich posiadanie i rozpowszechnianie będzie można odsiedzieć jak w PRL, trzy lata? Są granice śmieszności i właśnie te granice szanowni panowie przekroczyli. To co napisał Piotr na temat jego relacji z rodziną jest i tak niezwykle delikatne wobec ponurej rzeczywistości. Roszczenia w sprawach majątkowych zgłaszają ludzie, którzy mu nie pomogli za życia choćby finansowo, którzy wpuścili z łaski jego prochy do rodzinnego grobu, nie zgadzając się na umieszczenie nawet najmniejszej tabliczki z jego nazwiskiem. Został zatem pochowany bezimiennie. Nawet na psim cmentarzu umieszcza się tabliczki z imionami ulubieńców. Większość osób dobrze znających historię tej rodziny i relacje miedzy jej członkami milczało. Tylko przez delikatność, przez dobre wychowanie. Czy Pan Jan uważa, że zdoła wszystkim zamknąć usta? Czy za znanym przykładem będzie wstępował na drogę sądową przeciwko każdemu kto wymówi jego nazwisko? Czy uważa, że należy do kasty niedotykalnych? Czytam właśnie pamiętniki Kisiela. Wypowiada się o wielu osobach o wiele ostrzej niż Piotr o swojej rodzinie. Nie słyszałam jakoś o sprawach sądowych. Weźmy również pamiętniki Iwaszkiewicza w których opisuje jak „chędożył Czesia Miłosza w celi Konrada”. Wydała je córka Iwaszkiewicza. Nie słyszałam, żeby rodzina Miłosza protestowała. A "Kronos", prywatny dziennik Witolda Gombrowicza wydany przez Wydawnictwo Literackie.? Zdecydowała się go opublikować Rita Gombrowicz. To zapiski niezwykle intymne. A jednak recenzenci i sama Rita uznali, ze będą przydatne w rozumieniu twórczości Gombrowicza. Jan S. wpisuje się w niechlubną tradycję osób, które usiłowały zamknąć usta prawdzie. Bardzo pouczająca jest kwestia praw autorskich do twórczości znanego pisarza Józefa Mackiewicza. Otóż wiele lat temu pewna dość młoda emigrantka z Polski Nina Karsov- Szechter wkradła się w łaski pary mieszkających w Monachium, starych schorowanych ludzi – Józefa Mackiewicza i jego partnerki życiowej Barbary Toporskiej. Pomogła im w wydaniu kilku pozycji. Potem założyła wydawnictwo „Kontra” honorując tą nazwą jedną ze znanych powieści wybitnego antykomunisty. Mackiewicz zmarł 31 stycznia 1985 roku. W 1985 roku, w marcowym numerze paryskiej „Kultury”, Barbara Toporska ogłosiła, że wszystkie nielegalne wydawnictwa w Polsce mają prawo do swobodnego przedruku dzieł Józefa Mackiewicza pod warunkiem powstrzymania się od korekty, adiustacji i jakichkolwiek komentarzy. Barbara Toporska zmarła 20 czerwca 1985 roku. Pozostawiła prawa autorskie Ninie Karsov na niekorzyść żyjącej córki Mackiewicza, Haliny. List Mackiewicza z 1982 roku, w którym potwierdza on przekazanie testamentem praw autorskich córce zaginął. Sądy nie uwzględniły zeznań wielu świadków, w tym Marka Nowakowskiego i Włodzimierza Odojewskiego, którzy czytali ten list. Nie uznały także za wiarygodne zeznań wielu innych świadków, którzy widzieli testament Mackiewicza w dwóch identycznych w treści wersjach- pisany odręcznie i na maszynie. Nie uwzględniły uprawnień przyznanych podziemnym wydawnictwom przez Toporską. Sądom nie przeszkadzało natomiast, że Karsov została złapana na ewidentnym kłamstwie i oszustwie. W Niemczech podawała się ona za naturalną córkę Barbary Toporskiej i na tej podstawie przejęła pozostawione przez Toporską dokumenty. Karsov jak mogła blokowała wydawanie książek Mackiewicza w Polsce i na świecie. Wytaczała wydawcom liczne procesy. W 1983 roku uniemożliwiła amerykańskiemu wydawcy ( Graham R. Core) wydanie luksusowej wersji dzieł wszystkich Mackiewicza. W 1997 roku sąd zablokował rozpowszechnianie wydrukowanej już w wydawnictwie „Antyk” pozycji „Katyńska zbrodnia bez sądu i kary”. Nie chodzi tu o banalne zjawisko wydziedziczenia rodziny przez samozwańczych spadkobierców. Działanie Karsov pozbawiło całą generację młodych polskich czytelników dostępu do tak ważnych literackich i historycznych pozycji jak książki Mackiewicza. A sąd skutecznie chronił własność ukradzioną. Jeszcze bardziej znamienna jest kwestia praw do twórczości Pawła Jasienicy (Lecha Beynara). Jego przyjaciółka, a krótko - żona Zofia Nena O’Breteny była agentką SB. Donosiła na pisarza przez cały czas ich znajomości i małżeństwa. Nie jest wykluczone, że wzięła ślub z Jasienicą na polecenie przełożonych. Ostatni jej donos dotyczył pogrzebu pisarza. Jasienica zmarł 19 sierpnia 1970 roku. Wdowa zabrała meble i mieszkanie. Po jej śmierci prawa do dysponowania twórczością Jasienicy, dzielił z córką pisarza Ewą Beynar-Czeczot, syn agentki Marek Obretenny. Wszelkie wydania dzieł pisarza w Polsce zostały zablokowane. Sądy kolejnych instancji, pomimo ujawnienia profesji Neny, z przyczyn formalnych nie chciały uznać, że powinna być ona pozbawiona spadku, jako osoba niegodna dziedziczenia. Po wielu perypetiach córce pisarza udało się jednak odzyskać prawa autorskie i książki Jasienicy pokazały się ponownie w księgarniach. Podobnie jak w przypadku Józefa Mackiewicza cała generacja dzisiejszych 30-latków została pozbawiona dostępu do twórczości pisarza. Czy Pan Jan S. chce pozbawić czytelników dostępu do twórczości jego brata Piotra? Powyższy tekst ukazał się rok temu. Sprawa praw autorskich do twórczości Piotra Skórzyńskiego jest w toku. Pan Jan S. ( piszę tak przez ostrożność procesową) wydaje się nie dostrzegać, że w źle rozumianej trosce o dobre imię rodziny sam prowokuje dziennikarzy do podjęcia tego tematu i ujawniania kolejnych szczegółów. Na przykład Piotr napisał o matce, że była niezbyt rozsądna i odpowiedzialna. Trudno uznać to za określenie obraźliwe biorąc pod uwagę fakt, że przez całe życie cierpiał z powodu bolesnych blizn, które wynikły z pozostawienia go bez opieki w domu. Wybuchł wtedy pożar. Mało brakowało, a dzieciak spaliłby się. Miał straszliwie poparzone nogi. Spędził dłuższy czas w szpitalach na przeszczepach skóry. Dziś matce odebrano by zapewne prawa rodzicielskie i odpowiadałaby za swój czyn karnie. Inna sprawa. Piotr i jego żona Joanna byli prześladowani przez sąsiada, byłego delatora SB. Pewnego dnia sąsiad wybił okno w ich parterowym mieszkaniu za pomocą jakiegoś „urządzenia strzelającego”. Była to- jak sądzę- rakietnica. Policja nie zainteresowała się tym faktem. Przybyły na miejsce patrol stwierdził, że to „ jakiś dzieciak rzucił kamuszek”, choć w mieszkaniu było pełno dymu i odłamków szkła. Byłam tego świadkiem. Joanna i Piotr wynieśli się na rok w okolice Łochowa. Osobiście zajmowałam się przewiezieniem ich rzeczy. Jedynym członkiem rodziny, który okazał pomoc w tej trudnej sytuacji była ciotka Piotra, pani Anna Radziwiłł, która dała mu pieniądze na zamianę mieszkania. Osobną sprawą były relacje Piotra z jego dziadkiem Krzysztofem Radziwiłłem. To podręcznikowy przykład ambiwalencji. Piotr dziadka kochał i nawet w jakiś sposób rozumiał i usprawiedliwiał. Nie mógł być jednak nieświadom, że notowania dziadka w środowiskach ziemiańskich są - delikatnie mówiąc- nie najlepsze. Zainteresowanych odsyłam do pamiętników Krzysztofa Radziwiłła. Mój ojciec zabronił mi o nich nawet wspominać w domu. Kiedyś w trakcie wizyty u Piotra zobaczyłam tom tych pamiętników na stole i chciałam coś w nich sprawdzić. Myślałam, że znajdę informacje na temat majątku Radziwiłłów Mankiewicze, koło Stolina sąsiadującego z naszym majątkiem Widyborem na Polesiu. W Mankiewiczach mieszkały moje ciotki i relacje były bardzo bliskie. Piotr zabrał mi książkę z ręki i wrzucił za szafę. „Tam jest jej miejsce” - powiedział. Nie oponowałam i straciłam ochotę do lektury. Współpraca Krzysztofa Radziwiłła z PRL jest publiczną tajemnicą. Pozostaje pytanie czy trzeba o tym głośno mówić, czy należy wypominać garbatemu jego garb? Powiem inaczej - wszyscy już dawno zapomnieli o tym garbie. Czy jest więc sens o tym przypominać przy okazji spraw sądowych ? Chyba , że- za przykładem Geremka- uważa się, że prawda to fakt prasowy i że można ją dowolnie kreować i reglamentować. Nie podejrzewam o to pana Jana S.
|