Degenerał : "Zrób coś, żeby on przestał szczekać"
Wpisał: Wojciech Sumliński   
30.05.2014.

Degenerał :Zrób coś, żeby on przestał szczekać”

 

Pomysłodawcy zbrodni na Ks. Jerzym chowani z honorami

 

Wojciech Sumliński Pomysłodawcy 29.5.14

 

 

Zrób coś, żeby on przestał szczekać” - tymi słowami, jak wynika z podsłuchiwanych rozmów oficerów SB oraz rodzin oprawców księdza Jerzego Popiełuszki, miał zwrócić się generał Wojciech Jaruzelski do generała Czesława Kiszczaka. W efekcie tego żądania zainicjowana została operacja opatrzona kryptonimem „Popiel”, w której jedynym figurantem był ksiądz Jerzy Popiełuszko - operacja, która doprowadziła do męczeńskiej śmierci Kapelana Solidarności.

 

Nie łudzę się, że obecny Prezydent Polski, Bronisław Komorowski, i inni podobni mu „działacze opozycji solidarnościowej” zreflektują się i jednak w ostatniej chwili zrezygnują z udziału w uroczystościach pożegnalnych „wielkiego Polaka” -zmarłego Prezydenta Polski. Nie łudzę się, jak nie łudziłby się nikt, kto przez równie długi czas miałby wątpliwą przyjemność przyglądania się wydarzeniom z udziałem jednego bądź drugiego prezydenta, skrytych przed opinią publiczną za prawie szczelną kurtyną. A jednak mimo to chciałbym przypomnieć obecnemu Prezydentowi i podobnym mu działaczom Solidarności - tak dziś rozczulającym się nad losem zmarłego Prezydenta -o naprawdę Wielkim Polaku, do zamordowania którego przyczynił się generał Wojciech Jaruzelski. Mowa o Błogosławionym Księdzu Jerzym Popiełuszce, którego rocznicę święceń kapłańskich obchodziliśmy w dniu wczorajszym, którego rocznicę beatyfikacji obchodzimy za dni kilka (6 czerwca),a którego 30 rocznicę śmierci obchodzić będziemy w październiku tego roku.

 

W kontekście tych wydarzeń warto przypomnieć, że zamordowanie Kapelana Solidarności było nie tylko zbrodnią założycielską III RP - o czym wielokrotnie przypominał, szeroko to uzasadniając, ks. Stanisław Małkowski, dzięki czemu jest to fakt powszechnie znany - ale też - i o tym już wiele osób nie wie - zbrodnią dotąd niewyjaśnioną.

 

Oficjalną wersję zbrodni, tzw.„wersję toruńską” podważył prokurator Andrzej Witkowski, który z gronem współpracowników dokonał ustaleń całkowicie zmieniających dotychczasową wiedzę o zabójstwie ks. Popiełuszki oraz o jego zleceniodawcach i nadzorcach. W śledztwie prokurator od początku napotykał przeszkody, decyzją zwierzchników dwukrotnie w kluczowych momentach śledztwo przerywano i ostatecznie Witkowskiemu odebrano. W efekcie choć od zbrodni minęło prawie 30 lat, tajemnica śmierci kapelana Solidarności do dziś nie została wyjaśniona. Wersja Witkowskiego, jedyna istniejąca obok „wersji toruńskiej”, opinii publicznej jest niemal zupełnie nieznana, ponieważ jej szczegóły opatrzono klauzulą najwyższej tajemnicy.

 

By zrozumieć, dlaczego tak się stało, trzeba przedstawić - choć skrótowo - zapis dokonań Andrzeja Witkowskiego, który rozpoczął śledztwo wiosną 1990 r. W tamtym czasie Witkowski miał opinię prokuratora specjalizującego się w wyjaśnianiu najpoważniejszych przestępstw, zwłaszcza zabójstw. Na jego plus przemawiała statystyka – nigdy nie poniósł procesowej porażki. Już pierwsze miesiące potwierdziły zasadność pytań o wiarygodność Waldemara Chrostowskiego. Śledczy zdawali sobie sprawę, jak ważne jest wyjaśnienie tych wątpliwości. Jako bohater i jedyny świadek zbrodni Chrostowski położył fundamenty pod ustalenia procesu toruńskiego. Podważenie jego wiarygodności podważało de facto ustalenia tego procesu i rozpoczynało historię od początku. Uzyskana wiedza upoważniała prokuratorów do stawiania tezy, że rola Chrostowskiego w tragedii ks. Jerzego była inna, niż dotąd przyjmowano. Wątpliwości wywołały reakcję łańcuchową: jeżeli ta rola mogła być mistyfikacją, to ustalenia procesu toruńskiego, oparte o zeznania Chrostowskiego, mogły być nieprawdziwe.

 

Prokuratorzy skupili się na dociekaniu, jak naprawdę wyglądało uprowadzenie kapelana Solidarności i co naprawdę wydarzyło się w październiku 1984 r.. Po kilku miesiącach śledztwa prokuratorzy uzyskali dowody, że jesienią 1984 r wysiłki decydentów skupiły się nie na wyjaśnianiu tego, co się naprawdę wydarzyło, a na ukrywaniu i fałszowaniu faktów. Kulminacyjny punkt operacji zafałszowywania prawdy miał miejsce nocą z 25 na 26 października 1984 r. Z zeznań świadków i dokumentów wynikało, że w nocy z 25 na 26 października 1984 r. zwłoki ks. Jerzego zostały wrzucone z tamy w nurty Wisły, a następnego dnia, po otoczeniu terenu milicyjnym kordonem, odnalezione przez nurków.

 

 Informacja o tym fakcie wydostała się poza kordon i dotarła do Seminarium we Włocławku oraz do Warszawy. Fakt wrzucenia zwłok ks. Jerzego do nurtów Wisły w nocy z 25 na 26 października 1984 r. oznaczał, że oprawcy księdza skazani w procesie toruńskim musieli mieć nieznanych dotąd wspólników, ponieważ sami przebywali w areszcie już od 23 października. Witkowski i jego współpracownicy dotarli do świadków i dokumentów wskazujących na fakt, że wszystko to, co stało się 19 października 1984 r. było reżyserowaną przez kogoś misterną grą.

 

Okazało się, że na miesiąc przed zbrodnią ktoś „przewidział” skład przyszłej ławy oskarżonych nakazując objęcie obserwacją Adama Pietruszki, Grzegorza Piotrowskiego, Waldemara Chmielewskiego i Leszka Pękali. Obserwacje prowadzili funkcjonariusze Wojskowych Służb Wewnętrznych (poprzednik WSI). Taką decyzję mógł podjąć tylko ktoś z najwyższego szczebla władz państwowych.

 

Prokuratorzy dowiedzieli się, że także tragicznego wieczora 19 października 1984 r. Piotrowski i jego współpracownicy byli obserwowani przez sześciu funkcjonariuszy WSW. To oznaczało, że było sześciu nieznanych dotąd świadków uprowadzenia ks. Jerzego. Witkowski i jego współpracownicy poznali ich nazwiska i poddali przesłuchaniu. Trzech z przesłuchiwanych zadeklarowało wolę współpracy z prokuratorami, stawiając jeden warunek: gwarancje bezpieczeństwa dla siebie i rodzin. Gdy Witkowski dotarł z tą informacją do ministra sprawiedliwości, został odsunięty od śledztwa, które zostało skazane na zapomnienie.

 

Wraz z powstaniem IPN zrodziła się możliwość powrotu do sprawy. Śledztwo zostało przywrócone Witkowskiemu, któremu częściowo udało się reaktywować grupę współpracowników. Przez 10 lat śledztwo stało w martwym punkcie, Witkowski przeciwnie. Osiągnął wiele sukcesów, miał już opinię wybitnego prokuratora. Był nie tylko bardziej doświadczony, ale też ostrożniejszy. Przystąpił do wznowionego śledztwa ostrożnie, zostawiając najważniejsze wątki na przyszłość. Odkrywając kolejne elementy tajemnicy prokuratorzy poznali smutną prawdę o osamotnieniu ks. Jerzego w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Relacje przyjaciół ks. Jerzego pozwoliły na zrozumienie ogromu tragedii, która zaczęła się na długo przed zbrodnią.

 

Osaczony przez SB, opuszczony przez własne środowisko, zdradzony przez współpracowników ks. Jerzy samotnie zmierzał ku swemu przeznaczeniu. Pomysłodawcy zbrodni nic nie pozostawili przypadkowi, nie tylko w aspekcie uprowadzenia księdza, ale także później. Wszystko, od najdrobniejszego elementu śledztwa po wybór składu sędziowskiego, a nawet dobór publiczności podczas procesu, było realizowane zgodnie ze scenariuszem, który powstał w MSW. Transmitowany w radio proces toruński był pierwszym polskim realisty show.

 

Jesienią 2003 r., współpracownicy Witkowskiego dotarli do taśm i stenogramów z lat 1984 - 1990, opatrzonych klauzulą najwyższej tajności. Nagrania pochodziły z podsłuchów rodzin oraz przyjaciół funkcjonariuszy SB skazanych w procesie toruńskim. Z treści rozmów rysował się obraz „spreparowania sprawy” przez kierownictwo MSW z uwypukleniem roli gen. Jaruzelskiego i Kiszczaka. Kluczową rolę w sprawie miał odegrać Wojciech Jaruzelski, który żądał od Kiszczaka „uciszenia” ks. Popiełuszki. „Zrób coś, żeby on przestał szczekać” - tymi słowami, jak wynika z podsłuchiwanych rozmów oficerów SB oraz rodzin oprawców księdza Jerzego, miał się zwrócić się generał Wojciech Jaruzelski do generała Czesława Kiszczaka. I natychmiast po tym żądaniu została zainicjowana operacja opatrzona kryptonimem„Popiel”, w której jedynym figurantem był ksiądz Jerzy Popiełuszko. Dla prokuratora Andrzeja Witkowskiego informacje uzyskane z podsłuchów stanowiły kropkę nad „i” dla przekonania o kierowniczej roli, jaką w sprawie odegrali Kiszczak i Jaruzelski.

 

Sześćset godzin zachowanych rozmów stanowiło ułamek podsłuchów prowadzonych przez MSW w ramach operacji o kryptonimach „Teresa”, „Trawa”, „Robot”, już jednak ten fragment pokazywał skalę przedsięwzięcia: pełną inwigilację blisko stu osób prowadzoną przez 6 lat przez kilkuset funkcjonariuszy i tajnych współpracowników SB. Uzyskane nagrania były dowodem, że „scenariusz” ukrywania i fałszowania prawdy zaczęto realizować bezpośrednio po zbrodni i realizowano dużo dłużej, niż do czasu przemian z 1989 roku. Witkowski i jego współpracownicy dotarli do świadków i ściśle tajnych dokumentów MSW wskazujących, że uprowadzenie i zamordowanie ks. Jerzego poprzedziło szereg przygotowań, odnośnie których decyzja musiała zapaść na najwyższym szczeblu.

 

Prokuratorzy zdobyli dowody, że uprowadzenie Kapelana Solidarności było zaplanowane w oparciu o kombinację operacyjną, której celem było nie tylko zamordowanie ks. Jerzego, ale też próba przerzucenia odpowiedzialności za zbrodnię na wybranych, szczególnie niewygodnych z punktu widzenia reżimowych władz, przedstawicieli opozycji i duchowieństwa. Na ostatnim etapie śledztwa pojawiły się sygnały o planowanym rozbiciu zespołu śledczego Witkowskiego. Jedyną szansą na odwrócenie trendu było przyspieszenie sprawy, postawienie zarzutów i wywołanie reakcji łańcuchowej. W październiku 2004 akt oskarżenia był gotowy. Wśród oskarżonych o współudział w zbrodni bądź w okolicznościach z nią związanych miało się znaleźć kilkanaście osób, w tym m.in. reżimowi przywódcy PRL. Do przekazaniu aktu oskarżenia nie doszło nigdy.

 

14 października 2004 r., niemal dokładnie w dwudziestą rocznicę zbrodni, szef pionu śledczego IPN ogłosił, że misja Witkowskiego została zakończona. Po odebraniu śledztwa Andrzej Witkowski zrezygnował z pracy w IPN i poprosił o przeniesienie do Prokuratury Powszechnej. Na dzień przed odejściem z IPN Witkowski uzyskał kolejny wyrok skazujący dla funkcjonariuszy SB, którzy w latach 80 prześladowali przedstawicieli opozycji. Tym samym podtrzymał pasmo sukcesów trwające nieprzerwanie od 30 lat, w trakcie których oskarżając w ponad 300 sprawach nie poniósł ani jednej procesowej porażki. Sprawa zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki jest jedyną, której nie udało mu się dokończyć.

 

Do dziś sprawa zamordowania ks. Popiełuszki, uważana za najbardziej tajemniczą zbrodnię polityczną PRLi zarazem zbrodnię założycielską III RP, nie została wyjaśniona.

Wojciech Sumliński

Zmieniony ( 30.05.2014. )