Taka mała siostra Mariam - Arabka | |
Wpisał: Marcin Jakimowicz | |
12.06.2014. | |
Taka mała siostra Mariam - Arabka Marcin Jakimowicz 2014-6-5 http://gosc.pl/doc/2033741.Taka-mala/2
Mówiła o sobie: „jestem małym nic”. Śpiewała… unosząc się nad lipami. Żyła mimo poderżniętego gardła i przebitego na wylot serca. Widziała Ducha Świętego. Zdradził jej sekret: jest ratunek dla kapłanów. Kim była? Opisanie w kilkudziesięciu zdaniach absolutnie niezwykłego życiorysu Palestynki jest niewykonalne i grozi skrótem myślowym w stylu szkolnego streszczenia „Władcy Pierścieni”: „Pewien hobbit musi wrzucić pierścień do pewnej dziury. Idzie w tym celu przez trzy kolejne tomy, aż w końcu mu się to udaje”. Życie Małej Arabki obfitowało w niezwykłe wydarzenia, a ilością darów i charyzmatów, jakimi została obsypana, można by z powodzeniem obdzielić wszystkie grupy modlitewne w Europie Środkowo-Wschodniej. Sama mówiła o sobie: „Jestem małym nic”, a znajomemu kapłanowi radziła: „Proszę być małym, by nie wchodzić samotnie do nieba. Proszę być małym, a zdobędzie ksiądz dużą liczbę dusz”. – Niespotykana w przypadku innych świętych „inwazja nadprzyrodzoności” w życiu Małej Arabki jest świadectwem istnienia innego świata, świadectwem, któremu trudno się oprzeć, trudno je zanegować, świadectwem budzącym zakłopotanie sceptyków, zdumienie agnostyków, irytację ateistów – opowiada Rafał Tichy, scenarzysta świetnego filmu „Mała Arabka i Matrix”. – Już narodziny Mariam Baouardy miały znamiona cudu. Przyszła na świat między Nazaretem a Hajfą, w małej i ubogiej wiosce Aberin. Jej rodzice w kolejnych latach małżeństwa musieli pogrzebać dwanaścioro dzieci zmarłych w kołysce z niewyjaśnionych przyczyn. Udręczeni postanowili pójść z pielgrzymką do oddalonego o 170 km Betlejem, by tam w grocie Bożego Narodzenia prosić Maryję o dziecko. Zostali wysłuchani. 5 stycznia 1846 roku urodziła się im córka, której na chrzcie nadali imię Mariam. Poderżnięte gardło Po śmierci rodziców dziewczynka trafiła do Aleksandrii do wuja. Gdy jako 12-latka odrzuciła zaaranżowane przez rodzinę zaręczyny, wybuchł skandal. – Zalana łzami, zamknęła się w pokoju i padła przed ikoną Matki Bożej – opowiada Tichy. – Praktycznie całą noc pozostała na modlitwie. Zasnęła nad ranem. We śnie ujrzała Maryję, która szepnęła: „Mariam, posłuchaj natchnienia, a ja ci pomogę. Nie lękaj się niczego”. Demonstracyjne zerwanie zaręczyn rozwścieczyło wuja i zgorszyło całą rodzinę. Mariam uciekła. Od znajomego, u którego szukała pomocy, usłyszała propozycję, by została muzułmanką, wyszła za niego i przyłączyła do jego rodziny. Odpowiedziała zaskoczona: „Zostać muzułmanką? Nigdy! Jestem córką Kościoła katolickiego i mam nadzieję, że pozostanę nią na zawsze”. Mężczyzna wpadł w furię. Wyciągnął kindżał i podciął dziewczynie gardło, a przekonany, że zmarła, zawinął ją w białe prześcieradło i porzucił w jakimś ciemnym zaułku. – Ślad podciętego gardła pozostał u Mariam do końca życia – wyjaśnia Tichy. – Była to blizna 10-centymetrowej długości, szeroka na centymetr. Po wielu latach życia Mariam w Karmelu lekarz ateista stwierdził, że ma uszkodzonych kilka kręgów tchawicy i że osoba z tego typu raną nie mogła przeżyć. Było to dla niego tak zaskakujące, że uznał to za dowód na istnienie jakiejś ponadnaturalnej rzeczywistości. Dziewczyna została porzucona na ulicy z poderżniętym gardłem. I wówczas nastąpił splot wydarzeń, wobec których nauka jest całkowicie bezradna. Mariam wspomina, że gdy straciła przytomność, znalazła się w obliczu aniołów. Ujrzała rodziców, wielu świętych, a nawet całą Trójcę Świętą. Kiedy ocknęła się, spostrzegła, że znajduje się w jakiejś nieznanej grocie, a tuż obok niej krząta się tajemnicza, ubrana w lazurową suknię kobieta. Mała Arabka często wspominała, że jej opiekunka gotowała zupę tak smaczną, jakiej nigdy w życiu nie spożywała. Kiedy pewnego razu dziewczynka prosiła o kolejne dokładki, usłyszała: „Mariam, pamiętaj, zadowalaj się zawsze tym, co konieczne. Nie proś o więcej. Bóg ci zawsze da to, co niezbędne, ale nie jesteś w stanie przyjąć całego oceanu”. Nie prosi o więcej. Tajemnicza opiekunka zaprowadziła dziewczynę do kościoła i odeszła. Mariam zaczęła pracować jako służąca. Ukrywała się przed rodziną. W maju 1863 r. trafiła do Marsylii. Dwa lata później została przyjęta do postulatu sióstr św. Józefa. Rada zgromadzenia jest bezradna wobec ogromu nadprzyrodzonych darów, którymi zostaje obsypana Palestynka. 21-letnia Mariam zamyka się za murami Karmelu. Przyjmuje imię Maria od Jezusa Ukrzyżowanego. Walka o ogień Potężny głos muezina budzi senne uliczki Betlejem. Za wysokim murem straganiarze otwierają swe sklepy z kardamonem i oliwkami. Nad domami górują minarety 86 meczetów, a z wypłowiałych plakatów spoglądają twarze zabitych islamskich chłopaków. Wchodzę do spalonego słońcem betlejemskiego klasztoru karmelitanek. Wygląda jak solidna, warowna twierdza. Jego położenie, konstrukcja zapisane były w odgórnych planach, a Mariam pilnowała, by zrealizować co do joty założenia Głównego Architekta. Gdy trafiła do Ziemi Świętej, usłyszała: „W kolebce ojca mojego, Dawida, postawisz mi dom”. W czasie modlitwy ujrzała w Betlejem na wzgórzu przeciwległym do wzgórza bazyliki Bożego Narodzenia stado gołębi. „To tam zbudujemy klasztor” – zawołała. Mniszki nie miały dotąd pojęcia, że miejsce to od wieków jest nazywane wzgórzem Dawidowym, bo znajduje się na nim grota, w której Dawid został namaszczony na króla. Na spieczonej słońcem ziemi wyrasta klasztor, swym kształtem przypominający wieżę Dawidową. – Pod ołtarzem (wejście od strony klauzury) znajduje się grota, gdzie Dawid był namaszczony na króla – s. Maria Lucyna od Krzyża oprowadza nas po Karmelu. – Tu gdzieś stał dom Jessego! Mariam proroczo to widziała. Widziała też, że dokładnie w tym miejscu odpoczywała Maryja, zanim porodziła Jezusa, że tu przychodził sam Jezus przed 40-dniowym postem. To miejsce walki. Dawid przebywał tu przed walką z Goliatem, Jezus przed zmaganiem z demonem na pustyni… – Już we francuskim Karmelu Mariam doświadczyła daru lewitacji. Pewnego dnia, gdy siostry jadły kolację, przeorysza z mistrzynią nowicjatu zauważyły, że Mariam zniknęła. Gdzie się podziała? – zachodziły w głowę. Szukały jej po całym klasztorze. Nagle usłyszały dobiegające gdzieś z ogrodu: „L’amour, l’amour” – „O miłości, o miłości”. Wybiegły na zewnątrz i przetarły oczy ze zdumienia. Mariam unosiła się nad potężnymi lipami. We Francji powtórzyło się to tylko osiem razy – uśmiecha się s. Maria Lucyna. – Co to oznacza? Że ta dziewczyna była tak porwana przez miłość, że wszelkie prawa natury pryskały jak mydlana bańka. Pozwalała się unieść miłości. Jedną z łask nadprzyrodzonych, otrzymanych przez Palestynkę, były stygmaty oraz przeżywanie wydarzeń z Golgoty. „Całe jej ciało przeszywały wstrząsy i drżenia. Sam ten widok rozdzierał nam serca. Często powtarzała słowa: »Boże mój, nie opuszczaj mnie; Boże mój, wszystko Tobie składam w ofierze«. Kwadrans po drugiej po południu zaczęła się agonia; wszystkie siostry zgromadziły się wokół cierpiącej. Nogi jej zesztywniały z wyciągniętymi stopami, założonymi jedna na drugiej. Ręce, rozwarte w kształcie krzyża, podtrzymywane były przez dwie siostry. Klatka piersiowa nadęła się, a z ust wypływały westchnienia niejako oddające duszę” – notowały karmelitanki. Mariam wielokrotnie przechodziła przez piekło. Doświadczała na własnej skórze bolesnych lekcji oczyszczenia. Demon chciał usłyszeć sączące się z jej ust bluźnierstwo. Bezskutecznie. Sponiewierana mniszka mdlała wyczerpana atakami z piekła rodem, ale nigdy nie przeklęła Baranka. Koło ratunkowe Jej relacja z Duchem Świętym zawstydzała otoczenie. Widziała Go, rozmawiała z Nim jak z bratem. – Dziś rano – opowiadała 14 listopada 1871 r. – Cierpiałam, ponieważ nie czułam Boga. Moje serce było jakby z żelaza. Nie mogłam myśleć o Bogu, wezwałam Ducha Świętego i powiedziałam: „To Ty dajesz nam poznać Chrystusa. Apostołowie pozostawali długo razem z Nim, nie rozumiejąc Go, ale jedna kropla Ciebie wystarczyła, aby Go zrozumieli. Kropla Ciebie wystarczy mi, byś pokazał mi Jezusa takim, jakim jest”. – Pan pokazał mi wszystko – opowiadała. – Widziałam przede mną Synogarlicę, a nad nią przelewający się kielich, tak jakby było w nim źródło. To, co wylewało się z kielicha, zraszało Synogarlicę i obmywało ją. Usłyszałam głos, który wychodził z tego wspaniałego światła. Powiedział: „Ktokolwiek będzie wzywał Ducha Świętego (…) znajdzie mnie przez Niego. Jego świadomość będzie delikatna jak polny kwiat. Jeżeli będzie to ojciec lub matka, to pokój zapanuje w jego rodzinie. Pokój będzie w jego sercu zarówno w tym, jak i w przyszłym świecie. Nie umrze w ciemności, ale w pokoju. Żarliwie pragnę, byś powiedziała, że wszyscy kapłani, którzy odprawią raz w miesiącu Mszę świętą o Duchu Świętym, uczczą mnie. A ktokolwiek mnie uczci i będzie uczestniczył w tej Mszy świętej, będzie uczczony przez samego Ducha Świętego; i będzie miał w sobie światło; w głębi jego duszy będzie pokój. To On przyjdzie uleczyć chorych i obudzić tych, którzy śpią. Na dowód tego ci wszyscy, którzy będą odprawiać tę Mszę świętą, albo będą w niej uczestniczyć, i którzy będą wzywać Ducha Świętego, nie wyjdą z tej Mszy świętej, nie doznawszy tego pokoju w głębi swej duszy. I nie umrą w ciemnościach”. Konkretne koło ratunkowe. Jedna Msza w miesiącu. – Widziałam tyle rzeczy na temat tego nabożeństwa, że można by napisać grube tomy – opowiadała Mała Arabka – ale ja nie potrafię o tym mówić. Jestem nieuczona, która nie umie ani czytać, ani pisać. Pan odkryje to światło temu, komu zechce... Dlaczego nie mielibyśmy uwierzyć jej na słowo? |