Kwestia smaku - rolnictwo
Wpisał: Mirosław Dakowski   
23.07.2009.

Iza Falzmannowa

Kwestia smaku

Koniec czerwca spędziłam na szczegółowym zwiedzaniu polskiego Polesia poczynając od okolic Włodawy i Sobiboru. Chciałam na własne oczy zobaczyć jak wygląda słynna „ściana wschodnia”, zgodnie z obiegowymi opiniami opustoszała, biedna i opóźniona cywilizacyjnie.

Obiegowe opinie- jak to często bywa -okazały się mitem. Miasteczka i wsie są czyste i zadbane. Domy wyremontowane, przed domami wykoszone trawniki, kwiaty i ozdobne rośliny, altany i huśtawki. We wszystkich domach eleganckie łazienki, przed domami samochody. To wiadomość dobra- teraz pora na złą. Przejechawszy wzdłuż granicy 900 kilometrów (oczywiście krążąc) zobaczyłyśmy nie więcej niż 5 krów. Wspaniałe niegdyś łąki nad Bugiem są zupełnie puste. Nie koszone i nie wypasane porastają mietlicą, ostami, krzakami. Koni nie ma wcale. Nikt nie hoduje kur, ani świń. Działalność rolnicza podobno się nie opłaca, ceny skupu są niskie. Na przykład cena 20 groszy za kilogram jabłek przemysłowych rzeczywiście nie zachęca do zbioru.

Rolnictwo upadło, ale rolnicy mają się świetnie”- skomentował właściciel gospodarstwa agroturystycznego, w którym nocowałyśmy. Choć ma dopiero 40 lat, żyje z renty zdrowotnej i dopłat unijnych. Podobno boli go czasem kręgosłup. Jego żona i teściowa też mają renty. Obie cierpią na bóle głowy. Jak prawie cała wieś prowadzą leniwe życie rentierów. Koszenie trawnika, pielenie róż, drzemka na leżaku. Najważniejsze urządzenie to pilot do telewizora, którego gospodarz nie wypuszcza z ręki. Dokładnie to samo obserwowałyśmy w każdej wsi i miasteczku.

Moja reakcja na to jest podręcznikowym przykładem ambiwalencji uczuciowej. Z jednej strony cieszy mnie, że ludzie, z którymi rozmawiałam prowadzą - jak to sami mówią- godne życie. Nie głodują, nie harują, dbają o swoje domy i ogrody. Z drugiej strony nie podobają mi się te domy ani ogrody i wolałabym malwy pod oknem. Ale to kwestia smaku. Jestem poza tym świadoma, że system, w którym tak wiele osób w wieku produkcyjnym uzyskało uprawnienia do rent i świadczeń socjalnych musi się zawalić. Według oficjalnych statystyk Polska przoduje w ilości rent zdrowotnych przypadających na określoną liczbę mieszkańców. Przyczyną tego jest nie tylko zły stan zdrowia obywateli naszego kraju, lecz traktowanie renty zdrowotnej jako formy zasiłku socjalnego- szczególnie dla ludności wiejskiej. Ciekawe, który rząd odważy się na weryfikację tych rent oraz na likwidację KRUS, bez której nie jest możliwa reforma systemu opieki zdrowotnej. Bardzo trudno odbierać raz uzyskane przywileje, szczególnie w sytuacji permanentnej kampanii wyborczej, która jest dominantą życia politycznego w naszym kraju.

O tym samym pisze Rafał Ziemkiewicz w 28 numerze GP niestety nie do końca słusznie. To prawda, że na początku transformacji spacyfikowano wieś za pomocą łatwego dostępu do rent zdrowotnych, KRUSu i przywilejów podatkowych. Gdyby nie to „rolnicy z Marszałkowskiej” nie zdołaliby skupić w swych rękach ogromnych areałów, za które teraz ciągną pieniądze z UE, a raczej od nas za pośrednictwem UE. Parcie prawdziwych rolników na zakup ziemi byłoby o wiele silniejsze.

 W ciągu kilku lat udało się w ten sposób zmienić rolników, niezależnych, ciężko pracujących ludzi w rentierów za trzy grosze (świadczenia nie są wielkie ), którym „nie karkuluje” się uprawianie marchewki w ogródku, bo można ją kupić w najbliższym supermarkecie wraz z chipsami, kolą i podobnie zdrową żywnością. Udało się zdemoralizować wieś, która najskuteczniej opierała się przecież komunizmowi, realnemu socjalizmowi, czy jak tam to paskudztwo nazwać. Wyhodowano kolejne już pokolenie żałosnych sybarytów- młodych ludzi, którym śmierdzi wiejskie podwórko, którzy spędzają czas przed telewizorem żyjąc z rent babć, cioć i rodziców i kombinują jak załatwić rentę dla siebie.

 „Wystarczy sobie tylko wyobrazić, co by było gdyby ta rzesza ludzi żyjących nie wiadomo z czego nagle stała się normalnymi bezrobotnymi, z takimi samymi prawami jak pozostali.”- twierdzi Ziemkiewicz akceptując niejako wiejski – jak pisze – skansen.

Ja twierdzę, że trzeba koniecznie to sobie wyobrazić i to jak najszybciej. Trzeba przede wszystkim uszczelnić system przyznawania świadczeń. Inaczej polska wieś zacznie funkcjonować podobnie jak murzyńskie dzielnice w Stanach, gdzie nieróbstwo i nieprzystosowanie społeczne stały się dziedziczne. Niezbędne jest również zlikwidowanie KRUS. Jak wszyscy wiemy z ubezpieczenia w KRUS korzystają na równych prawach niezamożni rolnicy, właściciele wielkich gospodarstw i miejscy, dobrze sytuowani cwaniacy, którzy zainwestowali w zakup ziemi aby uzyskać ten przywilej. Wśród nich jest na przykład Janusz Korwin Mikke. [niedawno chwalił się tym publicznie –MD] Świadome korzystanie ze złego prawa nie podlega oczywiście osądowi prawa. To tylko kwestia smaku.