A mi się marzy kurna chata...
Wpisał: Iza Falzmann   
30.07.2009.

A mi się marzy kurna chata...

IF

Oczywiście, że jestem zacofana, bo spędzam sporo czasu w bacówce pod Turbaczem, gdzie nie doprowadziliśmy elektryczności w obawie, że jakiś „cywilizowany” gość przywiezie nam telewizor, a na własnej łódce (to tylko stary Zefir, bez kabiny oczywiście -md), na której co rok żegluję po Jezioraku nie założyłam silniczka.

Nie mam natomiast i nie chcę mieć wpływu na to jak inni spędzają wakacje, jak urządzają mieszkania i jakiej słuchają muzyki. Nic mnie to nie obchodzi. Poza tym jestem zdecydowaną przeciwniczką indoktrynowania ludzi i narzucania im gustów. Jeżeli jednak ktoś wyrzuca na śmietnik na przykład cenny starodruk mam nie tylko prawo, lecz wręcz obowiązek zwrócić mu uwagę.

Przez kilka lat „przymierzałam” się do odkupienia od gospodarzy w Ochotnicy przepięknych góralskich szaf. Nie było mnie stać na zapłacenie właściwej ceny (około 8 tysięcy za sztukę), a nie chciałam górali oszukiwać ani urazić. Skończyło się tak, że nieświadomi rynkowej wartości mebli gospodarze porąbali szafy na opał i na ich miejsce kupili meblościankę z plastikowymi szybkami. Mój szacunek do cudzych gustów zaowocował tym, że wszyscy stracili. Ja okazję, a gospodarze kilka tysięcy.

Właściciele gospodarstwa agroturystycznego, w którym niedawno nocowałam nie mogli pojąć, dlaczego pomimo czystej pościeli, kafelków pod sufit i meblościanek na wysoki połysk nie mają klientów, natomiast wszyscy, w tym turyści z Niemiec, wybierają prymitywną chałupę, przy której właścicielka hoduje śmierdzące kozy. Próbowałam im wytłumaczyć (posługując się Heglem), że są jeszcze na etapie antytezy. W takiej śmierdzącej- ich zdaniem- chałupie wychowali się, więc cywilizują się (zaprzeczają swoim korzeniom) przez kafelki, sztuczne kwiaty i meblościanki. Turyści niemieccy kafelki mają w domu, a osiągnęli już etap syntezy. Chcą mieć czystą łazienkę w zabytkowej wiejskiej architekturze, malwy pod oknem oraz autentyczną wiejską ławę i skrzynię w pokoju. Moi gospodarze muszą pogodzić się z tym, że meblościanka z płyty paździerzowej jest passe. (Chyba, że postawią konsekwentnie na miłośników PRL, których też podobno nie brakuje.) Właścicielka drewnianego domku z kozami nie zdążyła się „ucywilizować” i w ten sposób z ariergardy stała się awangardą jak spóźniony biegacz na stadionie, który niespodziewanie zaczyna prowadzić bieg. To właśnie miałam na myśli opisując wrażenia z „zacofanej” Danii. Co to ma wspólnego z brakiem szacunku do własnego kraju ? Nie rozumiem niektórych komentarzy do moich tekstów. [komentarze sa tylko na Niezależnej, u mnie „nie przejdą”. MD]

Dobrze natomiast wie, co w branży turystycznej jest en vogue, pani Jadwiga ?opata, która wraz z sir Julianem Rose prowadzi w Stryszowie ekologiczne gospodarstwo. Wie, że obecnie istnieje wystarczająco dużo (aby można było z tego żyć) ludzi „zacofanych”, którzy za własne pieniądze chcą spędzić wakacje na prawdziwej wsi. Ekologiczna agroturystyka pozwala przetrwać małym gospodarstwom wiejskim, pozwala przechować tradycyjne receptury i stare sprzęty, które za kilka lat wzbogacą muzea.