Rozpad państwa na przykładzie Ministerstwa Zdrowia.
Wpisał: dr J.Jaśkowski   
29.06.2014.

Eksperymenty medyczne na polskich dzieciach.



Rozpad państwa na przykładzie Ministerstwa Zdrowia.



dr J.Jaśkowski


W świecie, który utracił Wiarę,
nie można tracić „wiary” w medycynę.



Na marginesie cyrku medialnego z taśmami.

Czy zauważyliście, Szanowni Czytelnicy, że wszelkiej maści komentatorzy, czy blogerzy, starają się usilnie zmienić temat? Wszystkie dyskusje skupiają się na taśmach, a nie na słowach: POLSKIE PAŃSTWO ISTNIEJE  FORMALNIE.

 

Powiedział to nie byle kto, ale jedna z osób najbardziej kompetentnych w tych sprawach, bo Minister Spraw Wewnętrznych. A on wie, co mówi, z racji funkcji.
Żadna „opozycja” nie porusza tego tematu, a przecież, jeżeli polskie państwo istnieje formalnie, a mówi to minister tego rządu, to oczywistym jest pytanie, dlaczego mamy, jako społeczeństwo, płacić tym osóbkom?


Dlaczego mamy utrzymywać kilkadziesiąt tysięcy darmozjadów administracji państwowej?
I żadne blogi, szeroko głoszące wartości patriotyczne, nawet nie zająkną się o tym problemie. Dlaczego?
Pt czytelniku! Musisz sam sobie odpowiedzieć, czy minister miał rację i jakie są dla ciebie wnioski z tego stwierdzenia, na przykład odnośnie brania udziału w cyrku, zwanym wyborami.


================================

Przechodząc do tematu pisma Ministerstwa Zdrowia, potwierdzającego powyższą tezę.


Zawsze powtarzałem studentom, że wiara dotyczy religii, a w medycynie powinna dominować wiedza. Niestety, jak widzimy w życiu codziennym, w medycynie coraz bardziej dominuje „wiara”, a nie wiedza. Typowym przykładem jest pismo Ministerstwa Zdrowia, podpisane przez p. Cezarego Rzemka, podsekretarza stanu w tym Ministerstwie.

Pan ten zapomniał, że od 1997 roku można się odwoływać bezpośrednio do zapisów Konstytucji, nie zwracając uwagi na rozmaitej maści, mniej lub bardziej tajne procedury, zmieniające lekarzy w trybiki maszyny big-farmu, czyli sprzedawców wszelkiego rodzaj procedur.
Aktualnie typowym takim przykładem jest nagonka na p. prof. Chazana, za jego odmowę wykonania ministerialnej procedury. Gdyby jednak wykonał tą procedurę, to prawdopodobnie byłby oskarżony o współudział w „nielegalnym interesie” uśmiercania ludzi. Jak wiadomo, płody takie są potrzebne przemysłowi kosmetycznemu, czy spożywczemu.


Czyli, jak nie kijem, to pałką.

Jak podałem w części pierwszej, artykuł 31 Konstytucji brzmi;
 „Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa, lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw.”
Natomiast art. 39 Konstytucji mówi wprost:
„Nikt nie może być poddany eksperymentom naukowym, ani medycznym, bez dobrowolnie wyrażonej zgody”

Otóż, bez wątpienia, podawanie dzieciom szczepionek w pierwszej dobie, czy nawet w pierwszym roku życia, jest eksperymentem.


Wyjaśnienie dla Czytelnika nie obeznanego z biologią i medycyną, dlaczego szczepienie tak młodych organizmów jest typowym eksperymentem i dlaczego w literaturze światowej porównuje się te zabiegi do eksperymentów słynnego doktora Mengele z obozów koncentracyjnych.

Po pierwsze: nie wykonuje się żadnych badań potwierdzających, lub zaprzeczających, posiadaniu przez dziecko tzw. wrodzonej odporności.

 

Każde dziecko otrzymuje z krwią matki pewien zasób przeciwciał. Niestety, z uporem godnym lepszej sprawy, konsultanci rządowi i różnego rodzaju eksperci medialni, pomijają ten podstawowy fakt milczeniem. Można tutaj podać konsultantów z neonatologii, czy konsultantów z pediatrii , gastrologii itd. prof A Radzikowskiego.
Trudno odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak postępują,  może z niewiedzy, a może inne są motywy ich działania.
Mało tego, żaden z obecnych profesorów pediatrii nie protestuje przeciwko takiemu barbarzyństwu.


Jeśli bowiem niemowlak posiada przeciwciała przeciwko danej chorobie, to przeciwciała te będą zwalczały dopiero co wstrzyknięty zarazek, czyli powstaje normalna choroba.

Każdy student medycyny już od 3. roku wie, że z mlekiem matki niemowlak uzupełnia swój zasób przeciwciał. Trwa to przeważnie do 6-9 miesiąca życia. Czyli podawanie w tym okresie jakiejkolwiek szczepionki jest normalnym błędem medycznym. Albo mówiąc wyraźniej, jest działaniem na szkodę pacjenta.

Twierdzę  z całą odpowiedzialnością, że jest to działanie na szkodę niemowlaka, ponieważ  nie wykonano wcześniejszych badań, które mogłyby powiedzieć, czy szczepienie jest potrzebne, czy też nie. Jednocześnie nie prowadzi się żadnych badań, jakie powinny być prowadzone w czasie eksperymentu. To znaczy, nie ma prac oceniających, co się z takimi dziećmi dzieje w ciągu następnych 10, czy 20 lat; czy chorują częściej, na jakie choroby itd.
Tak więc Ministerstwo popełnia pospolity grzech zaniedbania. Na całe szczęście, w innych krajach takie badania się przeprowadza i możemy wykazać, że dzieci szczepione chorują wielokrotnie częściej, aniżeli dzieci nie szczepione.


Tabela 1
[domagać się u Autora MSD]

 

Dlaczego tej powszechnej wśród specjalistów wiedzy nie posiadają współpracownicy podsekretarza stanu? Musisz sobie także na to pytanie sam odpowiedzieć, Drogi Czytelniku. Chyba, że założysz, że ktoś wpuścił pana wiceministra w przysłowiowe pokrzywy.
W związku z faktem, że lekarzy przymusza się do tych procedur, strasząc karami finansowymi, całą odpowiedzialność za prowadzenie tego rodzaju nieudolnych eksperymentów spada na urzędników Ministerstwa Zdrowia i podległe mu instytucje.
Pomimo, że od 30 lat głosi się hasło medycyny opartej na dowodach, urzędnicy Ministerstwa wciąż ignorują wszelkie dowody na szkodliwość szczepionek.


Zalecają szczepienie dzieci przeciwko grypie, pomimo faktu, że szczepionka ta zawiera rtęć, w koncentracji 25 000 razy większą, aniżeli dopuszczalne stężenie rtęci w wodzie pitnej.
I tą rtęć wstrzykują bezpośrednio do mózgu dzieci, pomimo powszechnej wiedzy studenckiej, że bariera krew - mózg do 3 roku życia jest przepuszczalna dla toksyn.


Tak więc dwa podstawowe warunki nielegalnego eksperymentu zostały spełnione. Gwoli przypomnienia powtórzę je:
Nie bada się odporności - obecności przeciwciał u niemowlaka przed szczepieniem.
Nie wykonuje się żadnych analiz  u dzieci przed szczepieniami. Po prostu traktuje się dzieci jak stado baranów, którym należy za wszelką cenę, łącznie z karaniem rodziców, wstrzyknąć coś, czego skład chemiczny nie jest podawany. Wystarczy sprawdzić to na stornie tzw. Narodowego Instytutu Zdrowia 
Pomimo tego wstrzykuje się dziecku zarówno drobnoustroje jak i toksyny: formaldehyd, rtęć, aluminium,  Polisorbat 80 i wiele innych.
 Co powoduje aluminium świat medyczny wie od co najmniej ćwierć wieku:

Aluminium w szczepionce jest neurotoksyną uszkadzającą synapsy w mózgu.
Aluminium wspólnie z rtęcią zawartą w szczepionkach zwiększa wielokrotnie toksyczne działanie na mózg. Tak jest w szczepionkach przeciwko grypie.
Aluminium u osób starszym przyspiesza demencje mózgu oraz chorobę Alzheimera.
Aluminium ma niekorzystny wpływ na ekspresję genów, które wpływają na układ nerwowy i mogą być przyczyną nadciśnienia samoistnego. Obserwuje się występowanie nadciśnienia tzw. samoistnego w coraz młodszym wieku.
Aluminium wpływa na  powstawanie raka piersi. Wysoki poziom aluminium jest związany z zaburzeniami chorób nowotworowych. Występuje w takich przypadkach wysoki poziom cytokin zapalnych oraz innych substancji pro-zapalnych
Aluminium  powoduje zaburzenia neurologiczne oraz makrofagię myofasciitis.
Aluminium jest wydalane przez nerki w sposób ograniczony. Niewydalone aluminium posiada powinowactwo do odkładania się w komórkach śródbłonka naczyń mózgowych, synapsach, co zaburza przekazywanie informacji, a klinicznie objawia się zaburzeniami funkcji poznawczych.
Aluminium  w większej dawce powoduje aż trzykrotne zwiększenie ryzyka występowania cukrzycy.
Udowodniono związek aluminium z rakiem piersi u kobiet.
Aluminium zakłóca wiązanie estrogenów, podstawowych hormonów kobiecych
Na wszelki wypadek nie badano wpływu aluminium na rozrodczość tak zatruwanych dzieci płci żeńskiej.
[Tabela 2 pokazuje zawartość trucizn w wybranych szczepionkach. [U autora md]

Nie śledzi się skutków takiej działalności. Żadna z dziewcząt szczepionych przeciwko brodawczakowi nie odstała dokumentu, potwierdzającego rodzaj szczepionki i jej skład chemiczny. Żadna szkoła nie prowadzi dokumentacji szczepionych dzieci. Żadne dziecko nie miało badań, czy już nie posiada tego wirusa. Jest to więc działanie na szkodę młodego organizmu. Ministerstwo nie dysponuje żadnymi pracami naukowymi, zezwalającymi na tego rodzaju działania. Trudno się zresztą temu dziwić, jeżeli za ekspertów przyjmuje się np. prof.mgr L.Brydak, czy prof. A.Radziszewskiego.

Przykładem konkretnym jest zalecane stosowanie szczepionek przeciwko brodawczakowi ludzkiemu, pomimo faktu i powszechnej wiedzy u ekspertów, że:
Po pierwsze, szczepionka ta niczemu nie zapobiega. Praktycznie 99 % zakażeń leczy się samoistnie. Hasło reklamowe, że jest to szczepionka zapobiegająca rakowi, nigdy nie zostało udowodnione i nawet teoretycznie będzie to można udowodnić dopiero za 30 lat. Przy braku dokumentacji tych chorych, będzie to jednak  niemożliwe.


Poza tym nie prowadzi się badań, czy dziecko nie jest już zakażone brodawczakiem, pomimo faktu, że w takim przypadku szczepienie jest zakazane.
I wreszcie, stosuje się tą szczepionkę w sytuacji powszechnej wśród specjalistów wiedzy, że 60 % wszystkich zgłoszonych zgonów związanych że szczepieniami dotyczy szczepionki Gardasil.

Dlaczego więc Ministerstwo nie tylko dopuszcza do sprzedaży w Polsce tego rodzaju preparaty, ale jeszcze zachęca i wydaje zgodę samorządom na szczepienia?
Kolejne pytanie, na które musisz sobie sam, Czytelniku, odpowiedzieć.


Podobnie wygląda sprawa ze szczepieniami przeciwko WZW B. W  USA zanotowano w sumie już ok. 1500 zgonów po szczepieniu  WZW B. Jest to rzadka choroba u noworodków. W USA na 3 900 000 urodzeń zanotowano tylko 54 przypadki żółtaczki B. Ale zaszczepiono prawie 4 miliony niemowląt. Jeżeli w POlsce proporcje są podobne, to przy ok. 300 000 urodzeń rocznie, jest ok. 5- 6 przypadków zachorowań. Ale z kasy społecznej do prywatnych kieszeni wypływa ok. 30 000 000 złotych rocznie. Jest się więc o co bić, nieprawdaż? I trzeba gnębić tych rodziców, którzy nie szczepią dzieci.
Najciekawsze jest to, że p. Cezary Rzemek jest z wykształcenia ekonomistą, mającym pilnować kasy Ministerstwa, a tutaj widać, jak lekką rączką wypuszcza do prywatnych firm miliony.


O tym, że szczepienie dzieci jest jednym wielkim eksperymentem, najlepiej świadczy brak jakichkolwiek instrukcji dla lekarzy, co należy robić, jeżeli wystąpią powikłania. Zauważ Szanowny Czytelniku, że Ministerstwo, poprzez swoje procedury, ingeruje w sposób leczenia, sprowadzając lekarzy do trybików w maszynie. Ale w przypadku występowania powikłań, zachowuje dziwną bierność. Aby nie być gołosłownym, podam kilka przykładów.
Sam producent stwierdza, że po najczęściej stosowanej szczepionce u dzieci mogą wystąpić takie powikłania, jak drgawki, przeraźliwy krzyk, wybrzuszenie ciemiączka itd. W takiej sytuacji niezbędne jest wykonanie analizy krwi na białko stanu zapalnego CRP i wykonanie EEG, czyli badania mózgu, w celu wykluczenia stanu zapalnego.
Proszę o mail od matki, jeśli jakikolwiek lekarz w ogóle opisał w badaniu stan ciemiączka u dziecka z powikłaniem poszczepiennym. Albo wykonał EEG.


I mamy kolejny problem.

Inne instytucje zajmujące się toksykologią ustanowiły, że dopuszczalna dzienna dawka aluminium wynosić może maksymalnie 25 mcg. Z jakiegoś bliżej nieznanego i ukrywanego przez szczepionkowców powodu, nigdzie nie wyjaśnia się, dlaczego w szczepionkach może być 10 do 20 razy więcej aluminium, czyli od 1000 do 2000 %. I ci ”eksperci” jeszcze twierdzą, że to nie jest szkodliwe?



Ps. Pamiętaj, Matko, że to jest Twoje dziecko i powikłania Ty będziesz musiała leczyć.
Oni chcą tylko Twoich pieniędzy, bezpośrednio, czy pośrednio, wszystko jedno.

jj



PS.2 Wśród piewców chwalących stosowanie szczepionek można podać takie nazwiska:
- prof.dr Jacek Wysocki – wykładowca i koordynator badań GSK,

- prof.dr Tomasz Niemiec – wykładowca i koordynator w firmie GSK, wykładowca w MSD,

- prof.dr Jan Kotarski – wykładowca i koordynator w firmie GSK i MSD,

- prof.dr Witold Kędzia – wykładowca i koordynator badań w firmie GSK i MSD,

- prof. dr Romuald Dębski – wykładowca w GSK,

- prof.dr Antoni Basta – wykładowca i koordynator badań w firmie GSK i MSD

- prof. dr Ewa Nowak-Markwitz – wykładowca w firmie GSK,

- prof dr Marek Spaczyński – wykładowca i koordynator badań w firmie GSK i MSD