Tężec, dzieci, środki zaradcze a zbrodnicze ogłupianie.
Wpisał: dr J.Jaśkowski   
22.07.2014.

Tężec, dzieci, środki zaradcze a zbrodnicze ogłupianie.

 

Ogłupianie  PT Lekarzy przez Ministerstwo Zdrowia.

 

 

12 przypadków wśród  czternastu milionów rannych żołnierzy, leżących w błocie i własnych odchodach, ma być argumentem do szczepienia niemowlaków?

 

 

Z cyklu: "Pisma ministra Rzemka", cz.5

 

dr J.Jaśkowski

 

„Takich synów Polska ma, jakich jej

nauka sowiecka wykształcić pozwoliła.”

 

Wielokrotnie wspominałem o piśmie Ministerstwa Zdrowia, podpisanym przez p. mgr Cezarego Rzemka, podsekretarza stanu w tym  Ministerstwie, potwierdzającym powyższą tezę.

Pan Minister dokonuje ogromnego skoku intelektualnego, z artykułu Konstytucji, mówiącego o zapobieganiu chorobom zakaźnym, do własnego wyobrażenia na temat takiego działania. Twierdzi bowiem, powołując się na art. 31 Konstytucji Rzeczypospolitej, że konstytucyjne prawa wolności mogą być ograniczone w przypadku zwalczania chorób zakaźnych.

Pytanie, co rozumiemy pod pojęciem zwalczanie! Zwalczanie, to na przykład izolacja, higiena nie tylko osobista, podawanie właściwych lekarstw.

Tak więc co do tego zgoda, i takim sposobem jest program kwarantanny, znany i zaakceptowany na całym świecie od wieków.

Ale p.Cezary Rzemek wprowadza własną wizję walki z chorobami zakaźnymi, to jest sprzedaż szczepionek, jako „cel każdych kolejnych programów polityki zdrowotnej". Zupełnie nie wiadomo, na jakiej podstawie szczepienie niemowląt i małych dzieci ma być walką z chorobami zakaźnymi.

Podałem w poprzednim odcinku, że brak jest jakichkolwiek danych epidemiologicznych, uzasadniających związek szczepień ze spadkiem zachorowań na choroby zakaźne. Przedstawiłem, że jest dokładnie odwrotnie. Jedyne epidemie, jakie znamy w okresie ostatnich 200 lat, to epidemie poszczepienne. Samo wymuszanie szczepień jest związane ze straszeniem przed nieznanym.

 

Podam poniżej przykład straszenia rodziców, a przede wszystkim matek, zakażeniem bakteriami tężca. Propaganda lobby szczepionkowego: „tężec zabija wszystkie dzieci nieszczepione”, jest typowym przykładem prania mózgów z chęci zysku. Dlatego wymusza  się na rodzicach od urodzenia szczepienie przeciwko tężcowi szczepionką DiPerTe.

 

A jak jest prawda? Zupełnie inna, aniżeli ten zdeformowany z chęci zysku obraz, wbijany społeczeństwu, szczególnie lekarkom specjalności pediatrycznej.

 

Czy wiesz Szanowny Czytelniku, że tężec to była głównie choroba czasów Pierwszej Wojny Światowej? Jak wiadomo, antybiotyków w owym czasie nie znano, a żołnierze przez wiele miesięcy siedzieli w okopach, błocie i mierzwie końskiej. Niestety, żadnych danych statystycznych zdobyć w piśmiennictwie polskim z tego okresu nie można, ponieważ Polska nie istniała, a dokumentacja zaborców znajduje się w innych archiwach.

Trzeba więc sięgnąć do najlepszej dokumentacji, np. amerykańskiej.

 

Kto może posiadać najlepszą wiedzę o ranach, jak nie wojsko? I tutaj pierwsze zaskoczenie. W czasie pierwszej wojny Światowej żadnej szczepionki przeciwko tężcowi nie było. 

Zapoznając się z danymi statystycznymi Armii Amerykańskiej dowiadujemy się, że w tamtych czasach prawie 4 355 000  ludzi zmobilizowano na front. Ogarnia nas przerażenie. Amerykanie mieli ok. 947 000  rannych żołnierzy. Czyli co czwarty żołnierz amerykański na froncie był ranny. Świadczy to o zaciętości walk.

 

Ale z tężcem było dokładnie odwrotnie. Na ponad 947 000  rannych, w tych strasznych warunkach było tylko 70 - słownie- siedemdziesiąt przypadków tężca.

Skąd więc ta opinia o tężcu? Tężec był głównie chorobą koni. Śmiertelność wśród rannych koni wynosiła ponad 50%.  Prawie cały transport w owych czasach był konny. Żołnierze, oglądając padłe konie, widzieli to wszystko i byli przerażeni.

 

Jeszcze lepiej było w czasie II Wojny światowej. Armia amerykańska na wszystkich frontach na całym świecie, w tych strasznych warunkach bojowych, w błocie, mierzwie, temperaturze, na ok. 14 000 000 ludzi, zanotowała tylko 12 przypadków tężca.

Zapadalność wynosiła 0.44 na 100 000.

 

Mocium Panie!

O co chodzi!? 12 przypadków wśród  milionów rannych żołnierzy, leżących w błocie i własnych odchodach, ma być argumentem do szczepienia niemowlaków?

 

Każdy sądzi wg siebie, jak mówi stare przysłowie. Czy to znaczy więc, że urzędnicy Ministerstwa Zdrowia trzymają swoje dzieci w brudzie, lub leżą one w mierzwie i ulegają zakażeniu? Może to jakiś obyczaj urzędniczek Ministerstwa Zdrowia i jego ekspertów?

Osobiście, a pracowałem w dzielnicach tzw. lumpen-proletariatów, gdzie w ziemiankach, dosłownie, w jednej izbie  w każdym kącie leżał kto inny, a jedyne światło stanowiły reflektory pogotowia ratunkowego i świeczki, dziecko, jakoś dziwnie, zawsze było najczystsze i w miarę przyzwoicie zadbane. Nie miało kupnego łóżeczka, leżało na przykład w dużej skrzynce, ale matka starała się, aby skrzynka był czysta i wyłożona czystymi  szmatkami. To były lata 60-te ubiegłego wieku!

Od tego czasu minęło pół wieku, a nasi urzędnicy nadal są na poziomie wczesnego komunizmu.

Czyli dziecko leży w mierzwie końskiej, ponieważ tam najwięcej jest bakterii tężca, czyli beztlenowych?

 

Bo niby gdzie te dziatki mają „złapać" tego tężca? Chyba tylko p. minister Rzemek raczy wiedzieć. Koni teraz nawet na wsi już nie ma. 

 

Gwoli przypomnienia. Szczepionkę przeciwko tężcowi opracowano dopiero w 1924 roku, czyli 6 lat po wojnie. Nie udało się zbić interesu. Czyli te 70 przypadków można nazwać naturalnymi. Opracowywanie ran uległo zdecydowanej zmianie od tamtego czasu. Po 100 latach podchodzimy do leczenia ran zupełnie inaczej, aniżeli w czasie I Wojny światowej. Rany się odkaża, jak można i potrzeba opracowuje się je chirurgicznie, usuwa zmiażdżone tkanki. Oczywiście tego wszystkiego nie można było robić w okopach.

 

Po opracowaniu szczepionki, wciśnięto ją oczywiście wojsku. Zawsze wojsko było najlepszym odbiorcą wszelkiego chłamu,  od butów począwszy, a na żywności skończywszy. Warto wspomnieć słynne guziki cynowe armii Napoleona, które trzaskając na moskiewskim mrozie, skutecznie uniemożliwiały działania wojenne żołnierzy. Zamiast trzymać karabin, musiał taki biedak trzymać własne spodnie.

Tak więc opracowana szczepionka trafiła do armii. Po II Wojnie Światowej taki kolosalny interes nagle się zachwiał. Armia nie potrzebowała już takiej ilości szczepionek. Tutaj wre produkcja wielu milionów dawek rocznie, a teraz co? Fabryka wybudowana, a aparatura stoi i czeka.

Więc piorunem przekonano kogo trzeba i bez żadnych badań wprowadzono szczepionkę do kalendarza szczepień dzieci. W związku z posiadaną wiedzą, że u dzieci trudno udowodnić powikłania, zalecano szczepienie właśnie niemowlaków. 

A niby gdzie to dziecko ma chodzić po gnojowicy?! To już nie problem dilerów. Ich sprawą było przekonanie urzędników. Najlepiej się to udało w krajach bloku wschodniego. A wiadomo, czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. Po co robić badania? Ojciec dawał, syn dawał, to i wnuk będzie dawał. I tak to truje się niemowlaki już parę pokoleń.

 

Problem zaczął się, jak „niewierne Tomasze” zaczęły przeprowadzać badania. Okazało się, że tzw. miano przeciwciał nijak się ma do zachorowania na tężec. Wielkość miana nie miała nic do rzeczy z chorobą. Notowano przypadki ciężkiego, a nawet śmiertelnego tężca u osób z bardzo wysokim mianem przeciwciał.

Najlepszym dowodem na to, że szczepionka to mit, jest udokumentowany przypadek 29 letniego ochotnika, który był hiper-imunizowany, ponieważ był dawcą  surowicy do produkcji przemysłowej TIG. Był pod najlepszą kontrolą medyczną. Stężenie przeciwciał było 2500 razy wyższe, aniżeli uznawane za ochronne przed tężcem. Pomimo to, ów ochotnik zachorował i przez około 5 tygodni walczył ciężko o życie [ Crone &Reder 1992]. Jest zupełnie zrozumiałe, że praca o tym medycznym przypadku szybko została „zapomniana”. 

Okazało się, że przymus szczepienia niemowląt przeciwko tężcowi prowadzono na podstawie badania ludów pierwotnych, na przykład w Nowej Gwinei. Jaka jest różnica w porodzie kobiet w Nowej Gwinei, a w Polsce, niech posłuży poniższy opis.

 Matka odcina pępowinę około 2-3 centymetry od ściany brzucha. Narzędzia do odcinania, to kawałek szkła, żyletka, nóż. Nigdy to narzędzie nie było sterylizowane, czy nawet gotowane. Tak odciętej pępowiny nie zaopatruje się w żaden sposób. Dziecko kładzie się na kawałku miękkiej kory.”

Tak było w Nowej Gwinei jeszcze w latach 60-tych ubiegłego wieku.

Trudno się dziwić, że tak zmiażdżone tkanki mogły ulegać zakażeniu beztlenowcami. 

A co ten opis porodu może mieć wspólnego z naszymi szpitalami w XXI wieku?

A przecież nadal się u nas szczepi przeciwko tężcowi właśnie najmłodsze dzieci.

 

Co to w ogóle jest ten tężec?

Wywoływany jest przez bakterie beztlenowe z rodziny Clostridium. Jest ich ok.100 gatunków, a samego Clostridium Tetani około 11. Nie znalazłem żadnej informacji z jakich i z ilu gatunków jest przygotowywana szczepionka.

 

Używamy tych bakterii często,  szczególnie panie.

Clostridium Botulinum - to jest słynny BOTOX, tak modny obecnie przeciwko zmarszczkom. Często widać jego stosowanie w telewizji, na twarzach aktorek i prezenterek.

C. difficiles, żyjące normalnie w przewodzie pokarmowym. O tym, że tam istnieją, dowiadujemy się w przypadku uporczywej antybiotykoterapii. Antybiotyki powodują zniszczenie „dobrej” flory bakteryjnej i C.d.  może się spokojnie rozwijać, powodując rzekomobłoniaste zapalenie jelit.

C.Perfringens w określonych warunkach może powodować ciężka chorobę.

C.Tetanum, czyli nasz tężec, do którego jeszcze wrócę.

C.sordeli może spowodować wyjątkowo ciężką infekcję po aborcji. Dlatego między innymi lekarze nie chcą polecać kogoś, kto robi skrobanki.

 

Otóż człowiek może być normalnym nosicielem C.tetanum. Bauer i Mayer już w 1926 roku w Chinach stwierdzili nosicielstwo tej bakterii u 26 % badanej populacji. W Niemczech podobne nosicielstwo występowało aż w 40% przypadków, w USA średnio u 25% badanych osób. Potwierdza to teorię dr Bischopa o zakażeniu.

Badania wykonane w 1920 roku w San Francisco wykazały, że ponad 80% badanych ludzi miało różne poziomy aglutynin nawet 5 szczepów C.t., chociaż nie wykrywano anatoksyn w surowicy. Nie wykrywano także w kale obecności ani bakterii ani ich przetrwalników. Innymi słowy, bakterie przeszły przez przewód pokarmowy zostawiając po prostu ślad, bez wywołania choroby.

Na wszelki wypadek zaniechano dalszych badań.

 

W Polsce jeszcze w latach 70-tych, w przypadku jakichkolwiek problemów, takich jak  na przykład nagłe zgony powypadkowe, prokuratura zawsze na pierwszym miejscu stawiała pytanie, czy chory/zmarły dostał szczepionkę, surowicę przeciwtężcową. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie! Jak Państwo pamiętacie, antybiotyki już były.

Ale takie ciągłe „przypominanie - straszenie” zrobiło swoje. Obecnie nawet przy minimalnym skaleczeniu w Pogotowiu Ratunkowym podaje się surowicę p. tężcową. 

Jak udowodniono przed około 10 laty, surowica p.tężcowa i szczepionki zawierają przeciwciała HCG. Te przeciwciała powodują poronienia u kobiet. Podobno miały być stosowane tylko w Afryce?  A kto zagwarantuje, że „przez pomyłkę” seria nie trafiła do Polski? Takie przeciwciała powodują tzw. samoistne poronienia.

Obecnie gorzej jest z właściwym zaopatrzeniem rany.

No, a już panie Pediatryczki, w obawie przed piaskownicą, wymuszają to szczepienie w każdym przypadku. Tylko co to ma wspólnego z medycyną? Piaskownica jako dobrze wietrzona przez szpadelek dzieci jest miejscem małego prawdopodobieństwa występowania tężca.

 

Jeszcze raz przypomnę, że z powodu braku funduszy ginie rocznie ok. 3000 dzieci, z powodu braku pieniędzy tylko na operację serca. A p. Minister - ekonomista lekką rączką zakupuje za miliony złotych szczepionkę, aby uratować hipotetycznie 1- 10 dzieci?

 

Zalecenia:

Ponieważ bakterie tężca giną w kontakcie z powietrzem, powinno się ranę przemyć wodą utlenioną, a potem chlorheksidyną, lub betidiną. Jeżeli nie mamy pod ręką takich środków, to jodyna jest najlepsza i najtańsza.

Następnie zakładamy jałowy opatrunek w zależności od wielkości skaleczenia: plaster, lub gazę.

W przypadku jakichkolwiek wątpliwości zgłaszamy się do Poradni Chirurgicznej. Rany miażdżone powinny być opracowane chirurgicznie.

 

I  to by było tyle.

 

kontakt: jjaskow@wp.pl

Rozpowszechnianie wszelkimi możliwymi sposobami jest jak najbardziej wskazane.