Parada farmazonów - ale kibli jest za mało...
Wpisał: Izabela BRODACKA   
25.07.2014.

Parada farmazonów - ale kibli jest za mało...

...odpowiadać: „ nie, nie, nie”

 

Izabela BRODACKA 2014-7-25

 

Kilka miesięcy temu zaczepiła mnie na ulicy Marszałkowskiej miła dziewczyna z dokumentami Greenpeace. Zapytała czy nie martwi mnie fakt, że w Polsce giną pszczoły? Odpowiedziałam uprzejmie i zgodnie z prawdą, że bardzo mnie martwi. Następnie, czysto teoretycznie, zapytała czy byłabym skłonna poświęcić na ochronę pszczół 10 złotych miesięcznie. Odparłam też uprzejmie i zgodnie z prawdą, że nie ma to znaczenia, gdyż wyszłam na chwilę, bez torby i dokumentów i nic nie mogę poświecić, nawet gdybym chciała. Na to panienka wyciągnęła deklarację i zażądała żebym własnym podpisem poświadczyła gotowość stosownej miesięcznej wpłaty na konto jej organizacji.
         „My w banku dojdziemy jaki jest pani numer konta i wszystko dalej sami załatwimy”- powiedziała.

Na takie dictum wstąpił we mnie lew i w kilku uprzejmych słowach wyjaśniłam panience niestosowność jej propozycji. Miałam  zamiar powiadomić Greenpeace jakich metod używają akwizytorzy tej organizacji, ale mi się odechciało, choć poczułam się bardzo urażona.

Zgodnie z zasadami wiktymologii ofiara jest w jakiś sposób odpowiedzialna za to co ją spotyka. Na przykład kuso ubrana dziewczyna sama prowokuje zaczepki.

Jak sądzę muszę wyglądać na wyjątkową idiotkę, bo nie omija mnie żaden farmazon. Zaczepia mnie na ulicy każda Cyganka proponująca wróżenie z kart, każdy akwizytor sprzedający pastę do zębów i każdy żebrak. A może to tyko – pocieszam się - kwestia wieku? Zaczepia mnie również każdy cudzoziemiec pytający o drogę, a nie wyglądam przecież na poliglotkę.

„ Czy chciałaby pani mnie sponsorować?' zapytał mnie kilka dni temu jakiś chłopak.

„Przykro mi, nie jest pan w moim typie”- odparłam jak zwykle uprzejmie, ale też mnie to ubodło.

To ja otrzymuję na telefon następujące wiadomości jak ta sprzed kilku dni z nr 7362:

„ Koniec czekania, na twój numer padła Nagroda Gwarantowana w grze o 100 000 złotych. Po prostu pisz OK na darmowy 8064 aby potwierdzić odbiór! Gratuluje! Tele Quiz.pl”. Oczywiście wykasowałam wiadomość bez odpowiedzi. Nie interesują mnie nagrody i wolę nie sprawdzać co się za tą wiadomością kryje.

Tym razem niczym nie zawiniłam, nie biorę udziału w żadnych konkursach, nie uczestniczę w zbiórkach pieniędzy przez telefon. Na jakiej podstawie umieszczono mnie na liście idiotów?

Może ktoś handluje- pocieszam się- bazami danych z numerem pesel.
Pomagałam niedawno znajomej wywikłać się z umowy na zakup książek, rzekomo zawartej przez telefon. Adwokat, którego zatrudniłam powiedział, że na przyszłość ta osoba ( jak każda inna) powinna zapomnieć o zasadach dobrego wychowania i na telefon akwizytora odpowiadać: „ nie, nie, nie” po czym odkładać słuchawkę. Szczególnie groźne są grzecznościowe odpowiedzi w rodzaju: „ zastanowię się” i używanie w jakimkolwiek kontekście słowa „ tak”. To słowo można wmontować w nagrywaną odpowiedź i okazuje się, że wcale tego nie chcąc, zawarliśmy przez telefon umowę kupna sprzedaży, od której odstąpić możemy w ciągu 10 dni. Ale nie odstępujemy bo nie wiemy, że ją zawarliśmy.

Żyjemy w czasach gdy -jak się okazuje- zdawkowa rozmowa przez telefon może mieć nieobliczalne skutki prawne. W czasach gdy został całkowicie zerwana relacja pomiędzy pracą i dochodami, która była podstawą, przynajmniej teoretycznie, etosu biznesu. Pieniądze robi się na oszukiwaniu bliźnich. Kto może - stara się trafić do struktur, gdzie gwarantowany jest udział z zysków w instytucjonalnym oszustwie.

Na przykład do firm ubezpieczeniowych, które nie wypłacają odszkodowań, do rad nadzorczych, które nikogo nie nadzorują, do firm doradczych które mają zapewnione zamówienia rządowe na doradztwo prywatyzacyjne. Kto nie może - sprzedaje na ulicy pastę do zębów i parasole, zbiera na Owsiaka, albo na Greenpeace, ewentualnie pracuje w telemarketingu.

Szerzy się bezrobocie, realne dochody maleją, a płace średnie rosną. Wynika stąd, że rośnie liczba kraników do których można się podłączyć jak do kroplówki, żeby- jak to mówi lud- zarobić ale się nie narobić.

Doskonałym sposobem na życie okazuje się być instytucjonalna opieka nad cudzymi dziećmi. Mnożą się nowe, płatne funkcje opiekuńcze. Utworzono niedawno instytucję asystenta rodziny.

Asystent rodziny, jak sama nazwa wskazuje, ma asystować rodzinie w jej problemach. Praktycznie wygląda to tak, że do niezamożnej rodziny uginającej się pod ciężarem biedy , niespłaconych kredytów, zaległości czynszowych przyłazi regularnie jakaś paniusia ( która dodajmy sama nie potrafiła znaleźć sobie lepszej pracy) i zmusza tę rodzinę do obmyślania tak zwanych „strategii życiowych”, albo uczy dziergania serwetek i lepienia pierogów.

Rodzina, objęta na ogół nadzorem kuratora, nie może pozwolić sobie, żeby pogonić paniusię gdzie pieprz rośnie. Muszą udawać, że wszystko jest w porządku, słuchać niechcianych, idiotycznych porad życiowych i tracić czas na wycinanie serwetek. A podatnik za to płaci.

Bardzo mi trudno zrozumieć jak ktoś może godzić się na pracę w oszukańczym telemarketingu, albo na rolę asystenta rodziny. Wolałabym szorować kible. Ale – jak ktoś mi słusznie powiedział- kibli jest za mało i dla nas wszystkich nie wystarczy.