RENE GUENON . Logika i moralność dla wysoko wtajem­niczonych.
Wpisał: Epiphanius   
02.08.2014.

RENE GUENON . Logika i moralność dla wysoko wtajem­niczonych.

 

NEW AGE A DOKTRYNA TEOZOFICZNA.

 

[Dla naiwnych zwolenników Evoli i Guenona – wpisuję

z książki UKRYTA STRONA DZIEJÓW Masoneria i tajne organizacje, Epiphanius, str. 455, wyd. ANTYK . W oryginale wszystkie odnośniki do literatury. MD]

 

 

Alice Bailey, która mając 26 lat cierpiała - jak sama przyznaje - na poważne zaburzenia psychiczne, była uważana przez swoich uczniów za medium; miała rzekomo przekazywać myśli wielkich mistrzów okultyzmu - których lubiła okre­ślać inicjałami, np. D.K. ("Tybetańczyk") - i Koota-Hoomi'ego. Zdaniem Guenona są to wymyślone postacie, wzorowane na Niewidzialnych Zwierzchnikach doby Oświecenia. Guenon domyśla się w nich raczej "żywych ludzi, posiadających pewne transcendentne, nadprzyrodzone właściwości"- nie starając się tego bliżej sprecyzować. Ci "Mistrzowie" mieliby przygotowywać świat na "ponowne przyjście Chrystusa" (do czego nawiązuje wprost tytuł jednej z książek A. Bailey napisanej w latach 1940), przy czym sami określają niekiedy owego "Chrystusa" mianem "mistrza Maitreya" lub "Wielkiego Planetarnego In­struktora", który wprowadzi ludzkość w Nową Erę. Dla nadania spójnej struktury naszemu studium, wydaje się teraz konieczne nakreślenie doktryny, jaka stoi za tą "super-religią" - z jej dogmatami, eschatologią i liturgią.

                                                                                                                        

Teozofia czerpie swe podstawy eschatologiczne przede wszystkim z doktryn Wschodu, które kładą nacisk na ,,niezbędną, stałą korelację" między porządkiem kosmicznym a porządkiem ludzkim. Skoro tak, z obserwacji naturalnych faz przy­rody (czyli przemienności pór roku, cyklów księżyca, a wreszcie z ludzkiego życia) można wywieść istnienie jakiegoś kosmicznego cyklu opartego na czterech fazach, który skądinąd - zdaniem wtajemniczonych - znajduje odzwierciedlenie we wszystkich tradycjach ludów Ziemi. W starożytnym świecie grecko-rzymskim fazy te określano jako: epoka złota, srebra, brązu i żelaza. Z kolei w tradycji hinduskiej noszą one nazwę "Yuga". Następują one naprzemiennie, cyklicznie. Kosmos, czyli ludzkość, muszą również je przechodzić, powracając stale do punktu wyjścia.

 

Guenon, który jest jednym z najwybitniejszych współczesnych znawców ezo­teryzmu, naucza, że wyznacznikiem trwania jednego cyklu jest - zgodnie z doktrynami Wschodu - astronomiczny okres precesji równonocy ziemskiej, wy­noszący 25 695 lat. Należy tu przypomnieć, że precesja równonocy wynika z te­go, iż oś Ziemi podczas okrążania Słońca znajduje się w pozycjach, które nie są względem siebie równoległe: podlega ona bowiem oscylacjom powodującym po­zorny ruch nieba w kierunku przeciwnym do ruchu Zodiaku. Okres przechodzenia Ziemi przez każdy z 12 gwiazdozbiorów Zodiaku wynosi ok. 2140 lat (25 695 : 12). Oznacza to, że jeżeli dziś (dajmy na to: w marcu) mówimy, że Słońce w swej rocznej wędrówce na tle gwiazdozbiorów jest w znaku Barana, to w rzeczywisto­ści - z powodu precesji równonocy - znajduje się ono "w korespondencji" z gwiazdozbiorem Ryb, który jest dziś tam, gdzie 2140 lat temu znajdował się gwiazdozbiór Barana. Na wielkiej elipsie leżącej w płaszczyźnie ruchu okrężnego Ziemi wokół Słońca dochodzi więc do "opóźnienia Słońca" wynoszącego ok. 2000 lat. Teozofowie nazywają każde takie "opóźnienie" Erą. I tak mamy kolejno: Erę Byka, Barana, Ryb, Wodnika itd.

 

W każdej Erze, traktowanej jako "pod-cykl", również wyodrębnia się cztery fazy, z punktem szczytowym, po którym następują kolejne fazy, związane ze zbli­żaniem się do najniższego punktu: punktu chaosu. Znanym na Wschodzie symbo­lem owej "właściwości czasu" jest koło. Nie ma jednak obiektywnych przesłanek, które - wobec braku koincydencji między gwiazdozbiorami - pozwoliłyby jedno­znacznie stwierdzić, że jesteśmy akurat w Erze Wodnika, a nie np. w Erze Skor­piona czy też Wagi. Wiemy jedynie tyle, że po upływie mniej więcej dwóch tysiącleci "ruch wsteczny nieba" wynosi ok. 30o, co jest wartością zbliżoną do tzw. odległości kątowej dla długości ekliptycznej odpowiadającej jednej fazie Zo­diaku. Twierdzenie, że wkraczamy w Erę Wodnika, implikuje, że arbitralnie przy­jęliśmy pewien punkt wyjściowy. Otóż założenia, w oparciu o które został on wyznaczony w kosmogonii teozoficznej nie są do końca jasne.

 

Teozofowie, bazując na absurdalnych zgoła dywagacjach na temat epok i ras ludzkich (por. "Tajna Doktryna" H.P. Bławatskiej), dzielą "fazę historyczną" ludzkości na trzy Ery. Pierwszą z nich jest Era Byka, zbiegająca się w czasie z cywilizacją Starożytnego Egiptu. Z nią właśnie łączą kult Mithry, jak również ży­dowski kult złotego cielca; notabene w świetle tej koncepcji był on dużym błę­dem, gdyż w międzyczasie Słońce wstąpiło w znak Barana. Symbolem tej kolejnej Ery miał być biblijny baran, uwikłany rogami w zaroślach, którego zna­lazł Abraham, dzięki czemu mógł ofiarować go Bogu. Następna era - Era Ryb­miałaby być erą chrześcijańską, gdyż Chrystus powołał apostołów spośród ryba­ków, aby stali się rybakami ludzi. Jednak niedługo Słońce opuści ten gwiazdo­zbiór, co zgodnie z ową logiką ma zwiastować koniec chrześcijaństwa - które odejdzie tak, jak przeminął kult Mithry i złotego cielca. Warto zatem przyjrzeć się bliżej, w jakiej fazie cyklu sytuują się obecnie teozofowie.

 

Rene Guenon spieszy z wyjaśnieniami: "na podstawie wskazówek zawartych we wszystkich tradycjach wiemy, że żyjemy już w czasach "Kali-Yuga" (ostatnia, mroczna faza cyklu), a nawet że jesteśmy już w bardzo zaawansowanym stadium - w tym mianowicie, które zostało opisane w "Puranie" (zbiorze mitologij hindu­skiej - przypisek redakcji), i to ze szczegółami, które w sposób. doprawdy zdu­miewający odpowiadają charakterystyce dzisiejszych czasów [...].

 

Reasumując, możemy już teraz powiedzieć, że wedle tych "tradycji" wszyst­kie wydarzenia - zarówno kosmiczne, jak i te, które składają się na dzieje ludzko­ści - są ze sobą ściśle powiązane i poddane determinującym je cyklom. Wtajemniczeni utrzymują, że na podstawie ich obserwacji są w stanie wydeduko­wać konkretne przyszłe wydarzenia. Jeśli chodzi o przebieg owego cyklu, Guenon (mimo swego wrogiego stosunku do Teozofów, w których doktrynie upatrywał konkurencję dla swojej "drogi metafizycznej") przedstawia go bardzo sugestyw­nie, porównując do "ciała w ruchu, które spada i którego prędkość w miarę upły­wu czasu wzrasta". W końcowej fazie, gdy nadejdzie wspomniana "mroczna era" (inaczej: epoka żelaza), ludzkość pogrąży się w chaosie. Słowem - nastąpi rozpad (masońskie "solve"), przy czym będzie to przebiegało - jak podkreśla Guenon - pod władzą odwróconej hierarchii, "na której czele stanie istota, która bardziej niż ktokolwiek inny otarła się o dno piekielnej otchłani. Będzie ona istnym wcieleniem "rozpadu" [...]. "Zelektryzowana 'piekielną' wolą, może ona stanowić najdoskonalsze uzewnętrznienie czegoś, co zbliżyło się do samych gra­nic rozpadu”.

 

To wizja wprost niewiarygodna, ale potwierdzona autorytatywnie przez Al­dousa Huxleya w jego książce pl. "Nowy Świat", w której zwiastuje narodom okrutny los, z kataklizmami jądrowymi, skażeniami i epidemiami osaczającymi zewsząd błąkające się widma, które zachowały już tylko zewnętrzne pozory istot ludzkich.

Ale, jak twierdzi Guenon, te rządy Antychrysta będą przejściowe: będą trwa­ły jedynie do "końcowego momentu obecnego cyklu", po czym nastąpi coś w ro­dzaju "odwrócenia biegunów", zawrócenia kosmicznego koła, co momentalni~ przywróci wszystkim rzeczom ich właściwe miejsce - dokładnie wówczas, gdy dzieło zniszczenia będzie wydawało się dopełnione. Od razu też nastanie "złoty wiek przyszłego cyklu, Nowa Era, czyli "Novus Ordo Seclorum" - jak głosi od 1935 r. dewiza umieszczona na dolarze amerykańskim.

 

Wynikałoby z tego, że najgorsze jest właśnie teraz - a więc później będzie już tylko lepiej. Przy okazji: wiele wskazuje na to, że tak myślał również Hitler. który był dyskretnie wtajemniczony w Teozofię i należał do Thule Gesellschaft­

tajnego bractwa niemieckiego będącego filią Golden Dawn, gdzie praktykowano magię ceremonialną. Póki co nic jednak nie wskazuje na to, abyśmy już wkroczyli w Złoty Wiek. To, co się dzieje dookoła, nasuwa raczej podejrzenie, iż wielu ludzi traktuje przedstawioną wyżej teorię całkiem serio, toteż dokładają wszelkich sta­rań, by pogłębiać chaos we wszystkich wymiarach naszego życia.

 

Co najbardziej frapujące w koncepcji Guenona, to owo błyskawiczne przej­ście od najczarniejszego koszmaru do najbardziej promienistej, dziewiczej bieli. Można rzec, że w tym punkcie rozważań logiczne myślenie wyparowało u niego mniej więcej tak, jak kropla wody, która spadła na rozgrzaną płytę pieca. Ale ta­kie czepianie się, to z pewnością efekt intelektualnego ubóstwa, tak typowego dla katolika, który trzyma się kurczowo dogmatów, co nie pozwala mu puścić wodzy wyobraźni tak, aby uleciała w rajską dziedzinę ezoterycznej mądrości.

 

Tyle, że nie sposób podejrzewać Guenona o taką umysłową dezynwolturę, czy po prostu naiwność. Błyskotliwe studia matematyczne i filozoficzne świadczą o tym, że logika nie mogła być jego słabą stroną. Był człowiekiem o nieprzecięt­nej inteligencji, a zarazem osobą niezwykle aktywną. Miał niewiele ponad 20 lat, kiedy doszedł do 30 stopnia w masonerii Rytu Szkockiego. Był słuchaczem u okultystycznego maga Papusa. Stał się ważną osobistością rytu Memfis-Misraim, założycielem zakonów inicjatycznych, biskupem gnostyckim martynizmu.

Potajemnie wyrzekł się katolicyzmu, przechodząc już w 1912 r. (czyli w wie­ku 26 lat) na islam. Jeszcze w latach 1920 wielu sądziło, że szczerze angażuje się w kult Najświętszego Serca Pana Jezusa. Tymczasem dążył do spenetrowania środowisk katolickich, aby móc oddziaływać na nie od wewnątrz. Guenon był bardzo płodnym pisarzem, wziętym autorem książek gnostyckich i artykułów. Je­go dorobek stał się w świecie wysoko wtajemniczonych ważnym punktem odnie­sienia. I tu właśnie dochodzimy do ważnego pytania: czy można oczekiwać od wysoko wtajemniczonego, że będzie rozpatrywał różne kwestie w kategoriach lo­gicznych, a więc opierając się na kryteriach prawdziwości i niesprzeczności? Na to pytanie odpowiada on sam w jednym ze swych dzieł:

"Logika jest tylko instrumentem eksponowania [...], czynnikiem zewnętrznym, który nie jest interesujący sam w sobie. [...] My bowiem przywiązujemy wagę wy­łącznie [...] do samego poglądu inicjatycznego; cała reszta jest dla nas zupełnie nie­istotna.

 

A Francesco Brunelli (1927-1982), wysoki dostojnik rytu Memfis­ Misraim, dodaje:

"Reguła inicjacji głosi i poucza: ŚMIERĆ ROZUMOWI. Dopiero kiedy ro­zum umrze, narodzi się nowy człowiek przyszłej Ery - prawdziwy wtajemniczo­ny.

 

Tu już rozpoznajemy niezawodnie, że inicjacja, to szaleństwo: wykolejenie umysłu, przetrącenie kręgosłupa moralnego, odżegnanie się od logiki, słowem ­zaparcie się prawdy. Czujemy tu lodowaty podmuch Lucyfera.

 

Skoro taki jest sposób myślenia wysoko wtajemniczonych, jaką moralnością ma się kierować człowiek "przyszłej Ery", zapowiadanego Złotego Wieku - New Age? Znów oświeci nas w tym względzie Rene Guenon. Moralność - twierdzi on - jest "sztuką społeczną" [...], pewnym szeregiem "założeń opartych na interesie­ niezależnie od tego, czy wynika on z preferencji natury sentymentalnej, czy z przesłanek pragmatycznych bądź czysto materialnych, czy też - jak to na ogół bywa - z kombinacji obu tych elementów. Wszystko polega tu zatem na indywi­dualnej ocenie i cała kwestia (dla dowolnej zbiorowości) sprowadza się do poszu­kiwania pól porozumienia, gdzie w jakiś sposób da się pogodzić owe wielorakie podejścia i oceny.

 

Słowem, jest to moralność pojmowana jako pewien zbiór konwencji uwzględniających aktualne realia społeczne. Teraz nieco lepiej rozumiemy sposób myślenia wysoko wtajemniczonych, którzy uważają, że są "ponad dobrem i złem". przy założeniu, że stałoby się to istotnie moralnym fundamentem Nowej Ery, Nowego Ładu Światowego, całkiem realne wydaje się urzeczywistnienie najwyższej zasady filozoficznej Masonerii, jaką jest "godzenie przeciwieństw"! Wystarczy postawić na tej samej płaszczyźnie dobro i zło, prawdę i fałsz, przy­znać jednakowy prestiż nauce i okultyzmowi, a wreszcie: wypromować światową religię, czyli dokonać syntezy wszystkich religii, gdzie to, co odwieczne i praw­dziwe zostanie dokładnie wymieszane z półprawdami i z każdą fałszywą nauką.

 

Trzeba tylko, ŻEBY INICJACJA ZATOCZYŁA JAK NAJSZERSZE KRĘGI, a przedostawszy się do mas, pogrzebała ostatecznie Prawdę katolicką, Prawdę Chrystusa - jedynego rzeczywistego wroga teozofów.

Zmieniony ( 02.08.2014. )