Przekazałem to, co sam otrzymałem!
Wpisał: Ks. Karol Stehlin   
09.08.2014.

Przekazałem to, co sam otrzymałem!


http://marucha.wordpress.com/2014/08/08/przekazalem-to-co-sam-otrzymalem/


Ks. Karol Stehlin


Drodzy Czytelnicy!

Myśląc o moim dotychczasowym życiu, a zwłaszcza o ostatnich 20 latach, spędzonych w Polsce, przychodzą mi na myśl dwie główne refleksje. Po pierwsze, przejmuje mnie wielki podziw dla Bożego miłosierdzia, jakiego sam doświadczyłem. Temu podziwowi towarzyszy zdumienie, że Bóg jest aż tak bardzo dobry dla tak nędznego grzesznika…

Podziw i wdzięczność

Świadom własnej niegodności, z każdym dniem coraz bardziej zdaję sobie sprawę z ogromnego wyróżnienia, jakie mnie spotkało.

Stworzył mnie Bóg, choć wcale nie musiał tego uczynić. Dał mi nieśmiertelną duszę, dał rozum jako narzędzie poznania spraw Bożych i ludzkich, w końcu dał wolę, jako narzędzie realizacji Bożej woli. To wszystko są wielkie dary, ale niewiele znaczą w porównaniu z faktem, iż Bóg powołał mnie do synostwa, chce abym stał się dziedzicem nieba, a w Chrystusie Panu przybranym Jego dzieckiem i świątynią Ducha Świętego. Tym samym Bogurodzica stała się moją najdroższą, niebieską Matką, rodząc we mnie życie Boże. Szczególnym wyróżnieniem jest łaska powołania kapłańskiego.

Pan Jezus pociągał mnie – niegodnego i grzesznego – do swego Serca, abym stał się drugim Chrystusem, Jego kapłanem na wieki. A jako kapłanowi, dobry Pan żniwa wyznaczył mi rolę misjonarza, chcąc przez moje ręce przyciągnąć wiele dusz do Siebie. Powtórzę więc, że świadom własnej niegodności, z podziwem i zdumieniem staję przed miłosierdziem i dobrocią Boga, jakich doświadczyłem.

Po drugie, noszę w duszy ogromną wdzięczność. Przede wszystkim dotyczy ona Osób Trójcy Przenajświętszej, później Maryi, a na końcu wszystkich narzędzi, którymi Opatrzność Boża się posługiwała, okazując mi swe łaski. Moi rodzice przez długie lata małżeństwa nie mieli dzieci. Po wielu latach zbliżał się do mojej Mamy czas, w którym kobieta już nie może począć życia. Wówczas moja Mama, za radą mojego prawujka ks. prałata Alberta Stehlina, ówczesnego prezesa Caritas na całe Niemcy, w intencji szczęśliwego poczęcia pielgrzymowała do Lourdes. I została tam wysłuchana.

Zawsze uważała, że moje poczęcie jest cudem Niepokalanej. Z tego powodu zaszczepiła w mojej duszy głęboką miłość do Matki Bożej i od wczesnego dzieciństwa zamiłowanie do nabożeństwa różańcowego. Dzięki jej modlitwom bez większej szkody przeszedłem burzliwe lata dorastania. Gdy przygotowywałem się do przystąpienia do I Komunii świętej w 1970 roku, Mama domagała się od naszego proboszcza, żebym mógł przyjąć Pana Jezusa do ust, podczas gdy wszyscy inni już wtedy przyjmowali Ciało Pana Jezusa na rękę.

Seminarium, praca na misjach

W seminarium czekały na mnie kolejne łaski, za które nie sposób odpowiednio i wystarczająco podziękować. Choć uważam, że byłem nie dość gorliwym seminarzystą, to jednak Nauczyciel Prawdy wzbudził w moim sercu miłość do studiów teologicznych, a przede wszystkim do mariologii. Wtedy odkryłem wielkie prawdy dotyczące Maryi. Jednak dopiero po wyjeździe na misje zacząłem głębiej uświadamiać sobie ich znaczenie i wzniosłość. A stało się to w 1986 roku.

Wówczas wysłano mnie jako jeszcze diakona do Gabonu w Afryce Równikowej. Tam z rąk mojego przełożonego, ks. Patryka Groche’a otrzymałem wiele cennych rad potrzebnych młodemu kapłanowi. Natomiast mój współbrat, ks. Loic Duverger dał mi do czytania dzieła św. Ludwika Marii Grigniona de Montfort. Pokazał też najlepsze dzieła, opisujące objawienia Matki Bożej w Fatimie. Tym dwóm kapłanom jestem ogromnie wdzięczny, bowiem dzięki nim zacząłem w swoim duchowym życiu nowy okres. 31 maja 1988 roku, na miesiąc przed moimi święceniami kapłańskimi, przed figurą Niepokalanego Serca Maryi w kościele naszej misji w Libreville złożyłem akt oddania się w niewolę Maryi, według św. Ludwika Marii.

29 czerwca 1988 roku abp Marcel Lefebvre wyświęcił mnie w Ecône na kapłana. Myślę o tym dniu z drżeniem serca, gdyż – jak napisał św. Jan Chryzostom – „Bóg dał kapłanom taką moc, jakiej nie użyczył ani aniołom, ani archaniołom: tym, co mieszkają na ziemi, zlecił, by szafowali tym, co jest w niebie”. Wracając po święceniach do Gabonu razem z ks. Duvergerem, który trochę znał dzieło św. Maksymiliana Kolbego, założyliśmy dla dziewcząt Rycerstwo Niepokalanej.

Cała misja rozkwitła w sposób nieoczekiwany dzięki nabożeństwu do Niepokalanego Serca Maryi. Wtedy dopiero zacząłem głębiej rozumieć, że Maryja może być nie tylko tematem fascynującej medytacji, ale jest żywą Matką i Królową, która zawsze pomaga, gdy się Ją wzywa. Wielką radością było dla mnie przekazywanie tysiącom wiernych, zwłaszcza młodym, odwiecznych prawd, umiłowania Mszy Świętej Wszechczasów i nabożeństwa do Niepokalanej. Praca na misjach wymagała ode mnie dużego zaangażowania, ale mimo to uważam, że o wiele więcej sam otrzymałem, niż dałem z siebie.

Rosja czy Polska? Wizyta w Niepokalanowie

1 maja 1994 roku zostałem mianowany przełożonym dopiero powstającego apostolatu w Polsce i w Europie Wschodniej. Byłem najmłodszym wśród przełożonych tej rangi w całym Bractwie. Przy okazji mojej pierwszej wizyty w Polsce, pewna wierna pokazała mi Niepokalanów. Czekała tam na mnie wyjątkowa łaska. Otóż po nominacji zupełnie nie wiedziałem, jak rozpocząć apostolat na tak ogromnym obszarze. Do pomocy miałem tylko jednego współbrata.

Odradzano mi skupienie sił na Polsce, ponieważ spodziewano się dużych trudności. Mówiono mi, że Polacy są bardzo związani ze swoimi proboszczami, biskupami, a jeszcze bardziej z ich rodakiem – papieżem, więc nie przyjmą kapłana z Bractwa i do tego jeszcze z Niemiec. Dlatego, radzono, lepiej pójść dalej na Wschód i skupić się na tamtejszych krajach.

Te rozterki pomógł mi w Niepokalanowie rozstrzygnąć św. Maksymilian. Mianowicie wyjednał mi łaskę jasnego rozeznania sytuacji. Wyjechałem z Niepokalanowa z silnym przekonaniem, że wbrew wszystkiemu i mimo wszystko mam skupić główne siły na apostolacie w Polsce. Słyszałem w duszy wewnętrzny głos: „Tu masz zaangażować swoje siły”. Wcześniej już rozpocząłem naukę języka rosyjskiego. Od dnia wizyty w Niepokalanowie zacząłem się uczyć języka polskiego.

Mimo ogromnych trudności na początku, których ślady można znaleźć przede wszystkim w pierwszych numerach ZAWSZE WIERNI; mimo pewnej mojej naiwności i braku głębszego rozeznania w uwarunkowaniach i mentalności Polaków; mimo wielu niepowodzeń i pewnych bardzo przykrych wydarzeń, zacząłem z każdym dniem coraz bardziej odkrywać duchowe „serce” Polski – Niepokalaną Królową Polski oraz Jej wiernego syna i apostoła – św. Maksymiliana Kolbego. Im bardziej rozważałem jego pisma, tym głębszego nabierałem przekonania, że on był bardzo podobny do abpa Lefebvre’a, to znaczy, był zdecydowanym reprezentantem katolickiej Tradycji.

W życiu św. Maksymiliana zobaczyłem wyraźny rys antyliberalny, antyekumeniczny, wyraźny zmysł hierarchiczny i ducha zdobywcy. Arcybiskup Lefebvre założył Bractwo, a św. Maksymilian Rycerstwo Niepokalanej. Intencję mieli dokładnie tę samą: działanie na rzecz większej chwały Bożej i dobra dusz. Obaj podjęli walkę z największymi wrogami Kościoła, zwłaszcza z masonerią. Obaj zadeklarowali im wojnę na śmierć i życie, sięgając wyłącznie po oręż duchowy, opierając się tylko na środkach nadprzyrodzonych, a zwłaszcza odwołując się do pomocy Najświętszego Serca Pana Jezusa i Niepokalanego Serca Maryi.

Duch św. Maksymiliana, Rycerstwo i książki

Mając przykład abpa Lefebvre’a i św. Maksymiliana, nie zniechęcałem się małą liczbą wiernych w pierwszych latach. Nie zniechęcałem się także z powodu licznych krzyży, które traktowałem jako nieodłącznego „towarzysza” początków każdego Bożego dzieła. Nową łaską Bożą była, wydana w 2000 roku, zgoda naszego Przełożonego Generalnego na przywrócenie do istnienia Rycerstwa Niepokalanej w tradycyjnej formie, w tradycyjnej obserwancji. W ten sposób ponownie pojawiło się Rycerstwo Niepokalanej w takim kształcie, jaki nadał tej organizacji sam św. Maksymilian. Nie spowodowało to większego przełomu duchowego w samej Polsce, ale jednak zapoczątkowało wiele dobra w duszach pojedynczych wiernych.

Zapragnąłem wówczas upowszechnić na świecie idee, jakim służył św. Maksymilian. Stało się to inspiracją do napisania książki pt. Niepokalana nasz ideał. Wyraziłem w niej między innymi tę prawdę, że św. Maksymilian żył dokładnie tym samym tradycyjnym nauczaniem Kościoła, które po Soborze Watykańskim II uznano za przestarzałe i odrzucono je. Książka ta, przetłumaczona na różne języki, przyczyniła się do rozpowszechnienia ideałów Rycerstwa Niepokalanej Tradycyjnej Obserwancji – najpierw we Francji, potem w Stanach Zjednoczonych, a następnie w kilku innych krajach. Liczba rycerzy wiernych ideałowi św. Maksymiliana zaczęła rosnąć. Obecnie są ich już tysiące.

Kolejną ważną dla mnie inspiracją była inna dobra rada. Otóż nasz Przełożony Generalny, za co jestem Mu niezmiernie wdzięczny, przy okazji jednej z wizyt w Polsce, zachęcił mnie, abym podjął próbę napisania syntezy trzech wielkich duchowości maryjnych: montfortańskiej, fatimskiej i kolbiańskiej. W ten sposób powstała druga książka, nosi tytuł Kim jesteś, o Niepokalana?

Szkoły, internet, kolejna książka

Niewątpliwie duży wpływ na szybki rozwój naszego apostolatu miał list apostolski Summorum Pontificum papieża Benedykta XVI, przywracający prawa tradycyjnej Mszy świętej (2007) oraz dekret prefekta Kongregacji ds. Biskupów, zawierający deklarację o unieważnieniu ogłoszonych ponad 20 lat wcześniej ekskomunik (2009). Te dokumenty nieco ociepliły klimat, w jakim prowadziliśmy nasz apostolat. Udało się nam zbudować i założyć szkoły, a liczba wiernych w ciągu ostatnich lat w Warszawie potroiła się.

Jeszcze większe znaczenie dla rozwoju apostolatu, niż dokumenty Stolicy Apostolskiej, miało nasze coraz intensywniejsze nabożeństwo maryjne. Zaczęliśmy głosić rekolekcje montfortańskie. Dawały one wiernym możliwość dobrego przygotowania do złożenia uroczystego aktu oddania się Matce Najświętszej w duchową niewolę. Wierni gorliwie uczestniczyli w krucjatach różańcowych, ogłaszanych przez Przełożonego Generalnego. Coraz więcej osób uczestniczyło w czuwaniach całonocnych w pierwsze soboty kolejnych miesięcy.

W ostatnich latach w Polsce szybko zaczęło rozwijać się Rycerstwo Niepokalanej Tradycyjnej Obserwancji. Obecnie ma już ponad tysiąc członków. Własne pismo, strona internetowa (www.militia-immaculatae.org) oraz apostolat modlitwy wyjednują katolickiej Tradycji bardzo dużo łask. Z całego serca dziękuję wszystkim gorliwym rycerzom, którzy stali i stoją na pierwszej linii duchowego frontu i te dzieła wspierają swoimi siłami.

Szukałem cały czas nowych natchnień w kontynuacji dzieł św. Maksymiliana. Kiedy odkryłem wiele nowych dla mnie wątków, dotyczących tajemnicy Maryi, na moim biurku przybywało notatek z rozważań. W końcu powstała najnowsza książka o Niepokalanej pt. Immaculata – Sapientia, Misericordia, Caritas. Rozważania o Matce Bożej.Starałem się w niej ukazać Maryję jako uobecnienie mądrości i miłości Bożej oraz miłosierdzia Bożego na świecie. Podczas pracy nad tą książką doświadczyłem ze strony Niepokalanej cudownej, duchowej opieki, za co jestem Jej bezgranicznie wdzięczny.

Przyszłość należy do katolickich szkół

Wiedząc o miłości Niepokalanej, która jest ucieczką grzeszników, i przypisując tylko Jej wszelkie dobro, które stało się moim udziałem podczas 20 lat pracy kapłańskiej w Polsce, wzbudzam w sobie odwagę, aby za św. Pawłem i za abpem Lefebvre’em powiedzieć: „Przekazałem to, co otrzymałem”. Przekazałem tradycyjną, nieskażoną naukę Kościoła katolickiego, ukazywałem tajemnice naszej wiary, chciałem zawsze być dobrym pasterzem, który ostrzega powierzone sobie dusze przed niebezpieczeństwami.

Było i jest ich niemało, jak choćby tylko soborowe błędne teorie i posoborowe praktyki niszczące Kościół w postaci propagowania ekumenizmu, wolności religijnej itd. Starałem się wzbudzać u wiernych głębsze rozumienie Mszy Świętej Wszechczasów i miłość ku niej. Szczególnie młodemu pokoleniu, które nie znało Tradycji Kościoła z własnego doświadczenia, przekazywałem ten skarb za pomocą rekolekcji ignacjańskich i maryjnych, wykładów i artykułów.

Zdobyłem się na ogromny wysiłek budowy i założenia szkół, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, jak wielkie i trudne jest to wyzwanie. Gdybym wiedział, jakie trudności niesie ze sobą prowadzenie tego dzieła, to zapewne nigdy nie odważyłbym się na podjęcie tego dzieła.

Trzeba obiektywnie przyznać, że to od katolickich szkół zależy przyszłość Kościoła i Tradycji. Nasze szkoły potrzebują teraz ręki bardziej kompetentnej i zdecydowanej, niż moja. Wiem o tym i dlatego cieszę się z objęcia nad nimi kierownictwa przez mojego następcę ks. Łukasza Webera, który ma dużo wiedzy i doświadczenia w prowadzeniu szkół. Ja zaś pójdę za przykładem św. Maksymiliana szlakiem misyjnym, aby duszom w dalekiej Azji przekazywać to, co sam otrzymałem dzięki Niepokalanej.

Z serca proszę o wybaczenie…

I tu chciałbym podzielić się z Czytelnikami trzecią z zapowiedzianych na wstępie refleksji. Często prosiłem św. Maksymiliana o to, aby pomógł mi naśladować jego miłość do Niepokalanej i pracę dla dusz. Patrząc na jego oddanie, ufność, świętość, widzę, jak wiele przez te 20 lat apostolstwa w Polsce brakowało mi do ideału, jaki on osiągnął. On potrafił w każdej chwili „własnym kosztem wyniszczać się dla Niej”, zaś ja wiele chwil nie wykorzystałem, wielokrotnie brakło mi ufności, stygła moja gorliwość i narastała niecierpliwość.

Moi współbracia dobrze znają uchybienia i wady swojego przełożonego… Dziękuję im za wyrozumiałość i modlitwę. Proszę też z całego serca o przebaczenie tych, których z własnej winy zawiodłem. Chciałbym, aby wszyscy wiedzieli, że zawsze chciałem tylko dobrze. Czasem wynik był przeciwny, ale nigdy nie było to zgodne z moją intencją i moimi zamierzeniami. Czasem jakiegoś dobra nie mogłem realizować.

Czasem pewne moje decyzje okazywały się nietrafne, a w wyniku ich podjęcia ktoś poczuł się dotknięty. Zbliża się mój wyjazd na nową placówkę. Byłbym szczęśliwy, mogąc wyjechać z Polski ze świadomością, że nie zostawiam nikogo z poczuciem żalu czy krzywdy. Jeśli ktoś takie poczucie w sercu wobec mnie nosi, to raz jeszcze proszę o wybaczenie. Największym bólem dla kapłana jest świadomość, że mimowolnie przyczynił się do czyjejś krzywdy i zamiast zbliżyć dusze do Boga, to je od Niego oddalił. Jeśli tak się stało, to niech miłosierny Bóg okaże mi swoje przebaczenie i miłosierdzie.

Za wszystko wszystkim dziękuję!

Drodzy Czytelnicy! Strzeżcie w swych duszach, małżeństwach i rodzinach tych skarbów katolickiej Tradycji, jakie otrzymaliście i otrzymujecie od Bractwa. Niech towarzyszy Wam przestroga miodopłynnego św. Bernarda z Clairvaux: „Jeśli usuniecie Maryję, tę Gwiazdę Morza, to cóż zostanie, jak nie noc wokoło; jak nie cień śmierci i gęste ciemności?”.

Na miarę swoich możliwości bądźcie apostołami Tradycji w swoich środowiskach. Pozostańcie wierni duchowi Bractwa i tej drodze, jaką wskazał abp Lefevbre. Jest to katolicka droga szczęśliwie omijająca, z jednaj strony, skały liberalizmu i modernizmu w Kościele, a z drugiej – mielizny zuchwałych sądów sedewakantyzmu. Pamiętajcie o słowach abpa Lefebvre’a: „Nie istnieje inna religia, oprócz religii katolickiej. Nie mamy innego wyboru. To nie my stworzyliśmy tę religię, ale sam Bóg”.

Specjalne podziękowania składam naszym Dobroczyńcom i Ofiarodawcom, moim Współbraciom – kapłanom i braciom zakonnym, członkom Trzeciego Zakonu Bractwa Św. Piusa X. Bez nich nic bym nie zrobił. Skrywam Was wszystkich w moim kapłańskim sercu i zabieram z wdzięcznością wszędzie tam, gdzie Niepokalana mnie pośle.

Pozostańcie do końca wierni – zawsze wierni! Tylko jako Bogu zawsze wierni otrzymamy obiecany wieniec chwały!

Ks. Karl Stehlin FSSPX
http://gazetawarszawska.com