Co tam panie na Majdanie #91: Łapiemy rosyjski desant
Wpisał: Zezowaty Zorro   
29.08.2014.

Co tam panie na Majdanie #91: Łapiemy rosyjski desant

 

Zezowaty Zorro

 

Co tam panie na Majdanie #91: łapiemy rosyjski desant

-
Nareszcie prawdziwy ruski agent!

 

W ostatnim zamieszaniu dostawa sprzętu na Ukrainę poszła nie całkiem według planu, bo całą kolumnę czołgów i transporterów opancerzonych, w asyście batalionu desantowego, okrążyły niezwyciężone wojaki ukraińskie, na fali entuzjazmu, który wlał w ich sterane wojną serca czekoladowy prezydent podczas właśnie omówionego pokrótce przemówienia w Odessie. Brak fonii, zastąpiony soczystym obrazkiem, został spowodowany usterkami technicznymi, bowiem - naturalnie całkiem przypadkowo - ministerstwo prawdy kijowskiej miało nieoczekiwane kłopoty z dźwiękiem...

Tymczasem niezwyciężona armia naszego nowego sojusznika, co to go czekoladowy prezydent zapisał do NATO oraz do Ojrokołchozu, czemu da wyraz właśnie rozwiązany parlament, czy kto tam zostanie do ratyfikacji Anschlussu, o którym zezowaty jako o fakcie dokonanym pisał już wiosną panie dzieju, zaraz po skończeniu wakacji, czyli we wrześniu wyznaczony, pojmała w tym rozgardiaszu prawdziwą kolumnę całkiem oryginalnych ruskich czołgów z prawdziwymi, oryginalnymi ruskimi sołdatami na okrasę.

Tu mamy żołnierza zawodowego, prowadzącego batalion desantowy, Smirnowa. Jako rasowy specnazista, zeznaje on swoim nieprzyjaciołom to, czego go nauczono i to, co uznaje w danej chwili za właściwe, czyli miesza prawdę z kłamstwem w całkiem niezłej proporcji 80/20%.


Interrogation of captured...


Co najbardziej nieprawdopodobne, Smirnow zeznaje, że prowadził swój batalion jako ubezpieczenie konwoju sprzętu wojskowego - ciężarówki, czołgi, transportery, działa - pod rozkazami SZKOLENIA. Rzekomo nie miał pojęcia o zadaniu przerzutu sprzętu przez granicę rosyjsko-ukraińską, bo trafił na jej terytorium NIEŚWIADOMIE. O prawdziwej misji i bieżącej lokalizacji wiedział natomiast jego przełożony, podpułkownik ...., który przezornie pozostał w punkcie dowodzenia, zabierając jeszcze bardziej przezornie żołnierzom wszystkie dokumenty.

Żeby opowiadanie było bardziej wiarygodne, Smirnow otwarcie przyznaje, że w celach szkoleniowych - dla niepoznaki - zamalowali wszystkie dystynkcje, numery itp. sprzętu, jak to się przecie rutynowo w pobliżu terenu objętego wojną czyni.

Czy to jest możliwe, że zawodowy komandos rosyjski nie wie, że wkroczył z konwojem sprzętu na teren wojny domowej, bo nie wiedział, dokąd go dowódca posłał? Może podręcznik rosyjskich komandosów tak każe zeznawać, w każdym razie Smirnow wykuł kwestię na blachę i nawet okiem nie mrugnął, tak dobrze zapamiętał. Wojak mimo wszystko nie potrafi kłamać, za to potrafi zabić dwa razy cięższego przeciwnika gołymi rękami.

Warto zapamiętać ze słów Smirnowa szczere wyznanie: wojna to jedno wielkie oszustwo. Wysłali go w konwoju sprzętu, to pojechał, bo wykonuje rozkazy, a mówi to, co ma napisane w podręczniku i basta!

Krótko mówiąc, wojna to nie je bajka, a z wojakami Putina na pewno. Co na to powie pan Siemoniak, czy Jurek Obciach Siemak, zupełnie mnie tymczasem nie interesuje, bo koledzy Smirnowa tę całą kolorową zgraję z Kijowa mogą rozgonić w dwa dni, a trzeciego przenocować nad Wisłą. I to jest naprawdę zła wiadomość i całkiem nie do śmiechu.