Gdzie się podziała reszta polskiego złota? | |
Wpisał: Wojciech Surmacz | |
02.09.2014. | |
Gdzie się podziała reszta polskiego złota?
11 ton zatrzymała Wielka Brytania, ale gdzie się podziała reszta?
Lista podejrzanych jest długa…
Wojciech Surmacz Marucha w dniu 2014-9-1
W 1939 r. majątek Banku Polskiego został wywieziony z okupowanego kraju. Na zawsze. Do dziś nie wiadomo, w czyje ręce trafiło 1208 drewnianych skrzynek wypełnionych po brzegi sztabkami i workami monet ze złota. Mały tankowiec „Eocene”, należący do amerykańskiej kompanii naftowej Socony Vacuum, zawinął do portu w Konstancy 14 września 1939 roku. Kapitan statku, 33-letni Brytyjczyk Robert Brett, został wciągnięty w wir dziwnych wydarzeń, które niespełna rok później opisał w londyńskim „Sunday Dispatch”. Niezwykłą przygodę kapitana gazeta opatrzyła sensacyjnym tytułem: „Porwałem Hitlerowi 21 mln funtów szterlingów”. Nigdy nie mogłoby mi nawet przyjść na myśl, że pewnego dnia będę miał w lukach mego statku »Eocene«, tankowca o 4216 tonach wyporności, więcej złota niż jakikolwiek inny statek przedtem i prawdopodobnie – potem. Na tankowiec załadowano dorobek II Rzeczypospolitej: 1208 niedużych drewnianych skrzynek. Opasywały je żelazne taśmy. Nie wszystkie miały uchwyty, co utrudniało noszenie. Każda ważyła 60 kilogramów. W środku znajdowały się albo sztaby złota wielkości wydłużonej cegły, albo worki ze złotymi monetami. – W Banku Polskim były sztaby rozmaitego pochodzenia i rozmaitych prób. Wśród nich także sztaby ze skarbca dawnych Austro-Węgier. Posiadały próbę 1000, a więc złoto zupełnie czyste, bez domieszki – relacjonował w 1966 r. na antenie Radia Wolna Europa (RWE) Władysław Bojarski z eskorty złotego transportu. Zygmunt Karpiński, który zakładał w 1924 r. Bank Polski, a potem zasiadał w jego zarządzie aż do jego likwidacji, w książce „Losy złota polskiego podczas II wojny światowej” bardzo szczegółowo opisał bankowe zasoby w dniu wybuchu wojny. Polskie złoto było wtedy ogółem warte 463,6 mln zł (ok. 95 ton), czyli około 87 mln ówczesnych dolarów amerykańskich. Złoto wartości nieco ponad 100 mln zł (ok. 20 ton) było zdeponowane za granicą, głównie we Francji, Anglii, Szwajcarii i USA. Większość znajdowała się jednak w Polsce. Złoto wartości 193 mln zł (ok. 38 ton) przechowywano w skarbcu w Warszawie, zaś sztaby warte 170 mln złotych (37 ton) spoczywały w oddziałach w Brześciu, Lublinie, Siedlcach i Zamościu. Pierwszy transport złota z Warszawy wysłano do Brześcia 4 września 1939 r. autobusami Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych. Z publikacji „Wojenne losy polskiego złota” dr. hab. Janusza Wróbla z łódzkiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej wynika, że tego dnia u premiera Felicjana Sławoja-Składkowskiego zjawiło się trzech pułkowników: Ignacy Matuszewski i Adam Koc oraz były minister handlu Henryk Floyar-Rajchman. Oficerowie odpowiedzialni za nadzór i koordynowanie akcji otrzymali zgodę na wywiezienie z Polski całego bankowego złota. 13 września w Śniatyniu przy granicy z Rumunią zebrano całość złota „w sumie ok. 75 ton kruszcu” – pisze dr Janusz Wróbel. „Z wyjątkiem 3,8 ton złota wartości ponad 22 milionów złotych, które pozostawiono w Dubnie do dyspozycji rządu polskiego” – wylicza historyk IPN. W nocy z 13 na 14 września złoto załadowano do 9 wagonów towarowych, pociąg przekroczył granicę i ruszył w kierunku Konstancy. Wtedy doszło do pierwszej sytuacji kryzysowej. Na miejscu okazało się, że Niemcy wpadli na trop polskiego złota i chcą je natychmiast przejąć. Niemiecki ambasador w Bukareszcie Wilhelm Fabricius na spotkaniu z Grigore’em Gafencu, ministrem spraw zagranicznych Rumunii, złożył protest przeciwko łamaniu przez ten kraj neutralności. Niemiec zażądał, by Rumuni potraktowali polskie złoto jak materiał wojenny. Rumuński minister uratował skarb Rzeczypospolitej, udając, że nie ma pojęcia o transporcie, ale obiecał przeprowadzić śledztwo w tej sprawie. W ten sposób dał Polakom czas na zorganizowanie transportu z Konstancy. Wtedy na horyzoncie pojawił się właśnie kpt. Robert Brett. Był przekonany, że czeka go rutynowy załadunek paliwa, tymczasem odwiedził go konsul brytyjski, który poprosił o zabranie kilkudziesięciu ton polskiego złota. Płynąc do Stambułu i dalej koleją przez Bejrut, a potem znowu drogą morską, złoto dotarło do Tulonu, tym razem na pokładach dwóch szybkich niszczycieli. Na początku października 1939 r. skarb Rzeczypospolitej znalazł się pod kontrolą rządu polskiego. Złoto przewieziono do Nevers nad Loarą w środkowej Francji. Spoczęło w podziemnym skarbcu tamtejszego oddziału Banku Francji. Sytuacja zaczęła się wymykać spod kontroli, gdy okazało się, że Francuzi przegrywają wojnę. 22 maja 1940 roku polski rząd poprosił Anglików o wyznaczenie statków polskich, które podejmą się misji przewiezienia skarbu banku do Ameryki. Skrzynie wydobyto ze skarbca w Nevers i znowu załadowano do wagonów towarowych. Złoto dotarło do portu Lorient na krążownik „Victor Schölcher” 16 czerwca 1940 roku. Tego dnia rząd francuski zdecydował się na kapitulację. Polskie złoto konwojował już wtedy tylko jeden Polak, dyrektor warszawskiego oddziału Banku Polskiego Stefan Michalski. Był święcie przekonany, że statek płynie do Stanów Zjednoczonych. Szybko okazało się jednak, że okręt przybił do portu w Casablance, a po kilku dniach złoto wyruszyło w dalszą podróż – do Dakaru. W tym czasie władze polskie przeniosły się do Londynu. W sprawie złota generał Władysław Sikorski interweniował u premiera Winstona Churchilla, który obiecał, że brytyjska marynarka wojenna zatrzyma francuski transport z polskim skarbem. Problem polegał na tym, że nikt nie wiedział, gdzie złoto zaginęło. Dopiero 30 czerwca dotarła do Londynu depesza dyrektora Michalskiego nadana w konsulacie angielskim w Dakarze z informacją, że w porcie tym rozładowano skarb Banku Polskiego. Francuzi, obawiając się ewentualnej próby odzyskania złota przez marynarkę brytyjską, wysłali je w głąb kraju. Skrzynie wywieziono 800 km w głąb afrykańskiego lądu i złożono w budynku administracyjnym przy dworcu kolejowym miasteczka Kayes (obecnie Republika Mali). Złota nie przejęli Niemcy, znalazło się jednak w rękach rządu Vichy, który współpracował z III Rzeszą i nie chciał się narażać. Polskie państwo de facto straciło skarb. – Nie widzę możliwości odzyskania złota – irytował się gen. Sikorski podczas rozmowy z płk. Adamem Kocem, odpowiedzialnym za los polskiego skarbu, który osobiście relacjonował to spotkanie we wspomnianej audycji RWE. Wtedy oficer wpadł na pomysł, żeby w Stanach Zjednoczonych złożyć pozew przeciwko rządowi francuskiemu i doprowadzić do zatrzymania francuskiego złota zdeponowanego w amerykańskich bankach w ramach zabezpieczenia polskich interesów. Stronę polską reprezentowała kancelaria Sullivan & Cromwell. Doprowadziła do tego, że Amerykanie zgodzili się, by dostęp do francuskiego złota został zablokowany w banku federalnym w Nowym Jorku. Rząd marszałka Pétaina na pozór nie ulegał sądowej presji, ale nie wydał Niemcom polskiego skarbu. Dopiero Francuski Komitet Narodowy gen. Charles’a de Gaulle’a w październiku 1941 roku zawarł z rządem gen. Sikorskiego układ, w którym Francuzi zobowiązywali się do zwrotu kruszcu. W styczniu 1944 r. polscy urzędnicy bankowi dotarli do Dakaru, a wkrótce do położonej w głębi kraju miejscowości Kayes, gdzie w pilnie strzeżonym budynku administracji kolei przechowywano skarb Banku Polskiego. Wkrótce skrzynie złota przewieziono do fortu w Dakarze, komisyjnie przejęli je Polacy. Po czterech latach złoto wróciło do prawowitych właścicieli. Rząd na uchodźstwie zdecydował, żeby skarb Banku Polskiego podzielić na trzy części i rozlokować w Nowym Jorku, Ottawie i Londynie. Wydawać by się mogło, że w tym miejscu burzliwe losy złota II RP się kończą, ale tak nie jest. Nie wiadomo bowiem, jak skarb Banku Polskiego został podzielony i co się z nim tak naprawdę stało. Lektor Radia Wolna Europa, które w 1966 roku nadało trzyczęściowe słuchowisko dokumentalne o losach polskiego złota w czasie II wojny światowej „Epopea polskich argonautów”, lakonicznie stwierdził, że ok. 80 ton w sztabach i monetach nie powróciło nigdy do Polski. Według RWE pozostało ono w bankach zachodnich, aby jego równowartość w różnych formach służyła odbudowie zrujnowanego wojną kraju. Natomiast 11 ton złota zatrzymała Wielka Brytania jako pokrycie wydatków łożonych przez nią podczas wojny na cywilne potrzeby polskie. Według dr. Janusza Wróbla z IPN złotem Banku Polskiego „zaopiekowali się” polscy komuniści. Za pomocą różnych operacji przejęli majątek II RP na rzecz Skarbu Państwa, co w końcu doprowadziło do całkowitej likwidacji w 1952 r. Banku Polskiego. Jego funkcję przejął utworzony przez komunistów Narodowy Bank Polski. Rolę głównego dysponenta złotego skarbu odgrywał Hilary Minc, jeden z najbliższych współpracowników Bolesława Bieruta i główny spec od gospodarki. Ale ile wydał i na co dokładnie? Nie wiadomo. Część dokumentacji przekazania tego skarbu do komunistycznej Polski znajduje się w Archiwum Akt Nowych w Warszawie. Ale jak twierdzi Krzysztof Kopeć, prowadzący portal poświęcony gospodarczej historii Polski, nie jest to „inwentarz kartkowy bez ewidencji’’. Jego zdaniem z tej dokumentacji wynika, że przywłaszczone przez komunistów złoto stanowiło zaledwie ułamek skarbu (ok. 10 proc.) zdeponowanego w Dakarze. Co z resztą? Nie wiadomo. Nie wiadomo też, co się stało z 20 tonami złota Banku Polskiego, które znajdowało się w depozytach zagranicznych przed wybuchem II wojny światowej. Na co zostały wydane 3,8 ton złota, które pozostawiono w 1939 roku w Dubnie do dyspozycji rządu polskiego? Historia złota Banku Polskiego wciąż pozostaje niedokończona i czeka na gruntowne badania naukowe, oparte na pracach archiwalnych. Nie tylko w Polsce. Wojciech Surmacz, tekst ukazał się w miesięczniku „Forbes” |