Guru zerowego wzrostu (a OBECNA polityka w Polsce)
Wpisał: Mirosław Dakowski   
16.09.2009.

Guru zerowego wzrostu (a polityka w Polsce)

...jeżeli chodzi o Polskę, to sądzę, że macie zbyt duży przyrost ludności. 15 milionów ludzi gwarantowałoby równowagę. Dalej: Jeżeli chodzi o Polskę, widzę takie problemy – po pierwsze: właśnie zahamowanie eksplozji demograficznej, (...) Choćby poprzez podatki, poprzez utrudnianie nadmiernego wzrostu ludności środkami administracyjnymi.
D.L.Meadows, autor Raportu Rzymskiego, (fragment wywiadu w "Kulturze" warszawskiej z 1975 roku - reszta
poniżej [Umieszczam jako ważny dokument; Klub Rzymski, stowarzyszenie założone w 1968 r. z inicjatywy włoskiego... finansisty Aurelio Pecci dla sporządzania raportów na tematy związane z przyszłością Ziemi i człowieka był "sponsorem" tego i następnych "Raportów".  Przewidywania Meadows’ów okazały się zupełnie błędne, ich programy komputerowe prymitywne i pełne błędów; ale- „dyrektywy” tego związanego z Wielkim Wschodem gremium masońskiego są wykonywane teraz w Europie i w Polsce... MD]

Granice Prognozy

Wywiad z profesorem Dennisem L. Meadows.
Amerykanin profesor Dennis L. Meadows z Dartmounth College (Hanover, USA) jest jednym z autorów futurologicznego opracowania znanego pod nazwą bądź „Raportu Rzymskiego” bądź „Granice Wzrostu”. „Raport” wywołał w swoim czasie falę dyskusji, kontrowersji, nieporozumień.
Z polskiego punktu widzenia wiele tez i koncepcji rozwiniętych w „Raporcie” a zwłaszcza jego konkluzje mają charakter, co najmniej problematyczny.
Dzięki współpracy UNESCO z Ministerstwem Nauki, Szkolnictwa Wyższego i Techniki oraz Instytutem Organizacji i Kierowania PAN w grudniu 1974 roku odbyło się w Jabłonnie pod Warszawą drugie międzynarodowe seminarium poświęcone kierunkom modelowania matematycznego. Na seminarium to przybył również prof. D.L. Meadows.
Andrzej Bonarski: Od czasu wydania „Granic Wzrostu”, czy też „Raportu Rzymskiego”, jak niekiedy inaczej nazywa się tę prognozę dla świata, minęło prawie 3 lata. Jak dzisiaj odnosi się Pan do podstawowej konkluzji „Raportu”- do konkluzji i postulatu zarazem „zerowa stopu wzrostu”?
Prof. Dennis. L. Meadows: Jeżeli czytał Pan książkę, to wie Pan, co postulowaliśmy po wykonaniu badań. Uznaliśmy, że rozwój związany jest z pięcioma podstawowymi czynnikami: liczba ludności, produkcją żywności, wykorzystaniem zasobów naturalnych, produkcja przemysłową i zanieczyszczeniem środowiska.
W naszej grupie, której trzon stanowiło 16 osób tak czy inaczej związanych z Massaciusetts Institute of Technology udało się stworzyć model świata. Jak Pan pewnie wie oparliśmy się na koncepcjach rozwiniętych przez Jay W. Forrestera i jego Zespół Dynamiki Systemów. W początkach roku 1972 mieliśmy już wyniki. Uważam, że nie utraciły swojej aktualności.
A.B: To znaczy „wzrost zerowy”?
D.L.M.: Tak. Dalszy przyrost ludności, wzrost produkcji przemysłowej, coraz większe zużycie energii i zasobów naturalnych, zanieczyszczenie środowiska i coraz większy niedobór żywności – wszystko to jest niestety faktem.
Należy zmienić politykę wzrostu. Obecnie już ludność i zużycie – w najszerszym sensie znaczenia tego słowa – przewyższają zapasy. Grozi nam zawał.
I stąd: państwa powinny prowadzić taką politykę, która by gwarantowała stan stały – równowagę ludności, zużycia materiałów i surowców, energii i żywności.
Obserwujemy głód w Azji i dwukrotny wzrost kosztów utrzymania w krajach rozwiniętych. Obserwujemy zanieczyszczenie oceanu światowego, atmosfery i ziemi. Bezpośrednio głoduje kilkadziesiąt milionów ludzi. To chyba wystarczy.
Zdaje Pan sobie sprawę, że obecnie zmienność żadnego z pięciu istotnych parametrów modelu świata nie rokuje zmiany na lepsze. Więc nie zmieniłem swoich poglądów - myślę, że tylko „wzrost zerowy” może nas doprowadzić do stanu równowagi światowej. Owszem mogę dodać, że obecnie bardziej niż poprzednio liczę się z czynnikami o charakterze polityczno-społecznym.
A.B.: Jak to należy rozumieć?
D.L.M.: Między innymi mam na przykład na myśli nierównomierną dystrybucję żywności, inwestycji, kapitału. I tak dalej. Te czynniki o charakterze społeczno-politycznym jeszcze pogarszają sytuację.
A.B.: Zrobiliście - mówię o Panu i Pana kolegach - „Raport”, ale dla bogatych. Dla biednych i biedniejszych wydaje mi się czymś w rodzaju usprawiedliwienia dla koncepcji i praktyki, wybaczy Pan, neokolonializmu.
D.L.M.: To Pan powiedział. Zrobiliśmy „Raport” dla wszystkich. Również dla Bangladesz. I Bangladesz upada: bez względu na humanitarne chęci i poglądy tych czy innych.
A.B.: Dlaczego?
D.L.M.: Bowiem ludność Bangladesz wzrasta poza granice możliwości tego kraju. Ale dlaczego mamy mówić tylko o Bangladesz? Innym krajom również grozi upadek. Mogą się trzymać trochę dłużej, ale kryzys tak czy inaczej przyjdzie, o ile będzie się lekceważyć fakty, o których starliśmy się mówić możliwie dobitnie. O ile upadek Bangladesz związany jest z czynnikiem ludnościowym, o tyle kryzys krajów rozwiniętych związany będzie, i już jest, z czynnikiem energetycznym i surowcowym. Może mi Pan odpowiedzieć, że np. RFN dobrze się trzyma. Czy wierzy Pan w wieczny wzrost?
A.B.: A czy Pan nie wierzy w postęp?
D.L.M.: W swoim czasie opracowanie, które sporządziliśmy na zlecenie Klubu Rzymskiego nazwano ślepą opozycją wobec postępu, myślę, że jest to raczej opozycja wobec ślepego postępu.
A.B.: Wydaje mi się, że „Granice Wzrostu” nie uwzględniają różnic między typem gospodarki socjalistycznej i kapitalistycznej, że nie uwzględniają tego, co moglibyśmy nazwać socjalistyczną teorią wzrostu.
D.L.M.: Wolałbym odpowiedzieć nie bezpośrednio. Na przykład, jeżeli chodzi o Polskę, to sądzę, że macie zbyt duży przyrost ludności. 15 milionów ludzi gwarantowałoby równowagę. Dalej: Jeżeli chodzi o Polskę, widzę takie problemy – po pierwsze: właśnie zahamowanie eksplozji demograficznej, po drugie rozwijanie długofalowej polityki energetycznej opartej o własne surowce – w tym przypadku węgiel – z uwzględnieniem problemu ochrony środowiska.
A.B.: Jak wyobraża sobie Pan takie drastyczne zahamowanie rozrodczości?
D.L.M.: Państwo o ustroju socjalistycznym ma w tej mierze szczególne możliwości. Aparat administracyjny i społeczny może stworzyć warunki przeciwdziałające nadmiernemu przyrostowi ludności.
A.B.: Czy nie wydaje się Panu, że każda rodzina może chcieć kiedyś mieć dzieci i ma do tego prawo?
D.L.M.: Absurd.
A.B.: Nie sądzę, by dało się tak całkowicie lekceważyć tradycję i biologię.
D.L.M.: ?atwo je zmienić.
A.B.: A więc odmawia Pan ludziom prawa wolności posiadania potomstwa.
D.L.M.: Sądzę, że społeczeństwo – zwłaszcza wasze – winno rządzić się logiką. Społeczeństwo winno mieć wpływ na siebie samo. Choćby poprzez podatki, poprzez utrudnianie nadmiernego wzrostu ludności środkami administracyjnymi. Można stworzyć całą politykę sterującą rozrodczością.

A.B.: Wciąż mi się zdaje, że nie chce Pan widzieć, czy też nie widzi Pan różnic między tym, co zbiorczo i ogólnie nazywamy kapitalizmem i socjalizmem.
D.L.M.: W sprawie granic wzrostu nie. Są oczywiście inne różnice. W ustroju socjalistycznym może działać więcej skutecznych mechanizmów hamujących nadmierny wzrost. Mogą działać mechanizmy sprzyjające równomiernemu podziałowi dóbr. W państwach kapitalistycznych po prostu dyskryminuje się biednych. Ale społeczeństwa - także wasze - przywiązują niestety coraz większą wagę do konsumpcji indywidualnej. W jakiej mierze jest to bliskie ideologicznemu pierwowzorowi, pozostaje waszą sprawą. Na przykład uważam, że rozwijanie w Polsce przemysłu samochodowego i motoryzacji spowoduje – poza innymi szkodliwymi skutkami – podział na bogatych i biedniejszych.
A.B.: Wybaczy Pan, ale mówi Pan z pozycji człowieka bogatego. Samochód nie wydaje mi się grzechem socjalizmu, po prostu daje człowiekowi swobodę poruszania się.
D.L.M.: Bardzo łatwo jest ignorować konkluzje „wzrostu zerowego”. Zwłaszcza łatwo czyni się to przed wzbogaceniem się, które wiedzie do kryzysu. Jeżeli Polska w ciągu najbliższych pięcioleci wzbogaci się drogą nie kontrolowanego wzrostu, znajdzie się w tych samych kłopotach, co dzisiejsi najbogatsi.
A.B.: Pozwoli Pan, że pozostanę innego zdania.
D.L.M.: Polska jest w położeniu osobliwym i szczęśliwym: ma dość jedzenia, dość zasobów naturalnych, byłoby mi przykro gdybyście nie wykorzystali własnych możliwości i w niedługim czasie stanęli wobec drastycznych krajów rozwiniętych.
A.B. „Raportowi” i chyba bez kozery, zarzucano to, że nie uwzględnia czynnika ludzkiego, humanistycznego. Czy sądzi Pan, że „wzrost zerowy” przyniósłby człowiekowi szczęście, albo wyrażając się minimalistycznie: mniej nieszczęść?
D.L.M.: Wierzę, że „wzrost zerowy” wcześniej czy później stanie się faktem. Wynika to z analizy modelu świata. Może ten model jest jeszcze niedoskonały, ale nie jest zupełnie zły.
Zerowy wzrost” da człowiekowi satysfakcję, to pewne. Jeżeli zignorujemy to, czegośmy się już dowiedzieli, czeka nas świat nierówności i centralizacji. Czy sadzi Pan, że byłby to świat szczęśliwy?
A.B.: W tych zagadnieniach jestem o wiele mniej kompetentny od Pana, nie mniej wydaje mi się, że społeczeństwa oparte na innych niż zachodnie, fundamentach ekonomicznych i społecznych, inaczej będą rozwiązywać swoje dylematy wzrostu i jego kontroli.
D.L.M.: Czułbym się źle, gdybym kurtuazyjnie, jako wasz gość zgodził się z Panem. Nie mniej żadne prognozowanie nie jest pewne.
Rozmawiał  Andrzej Bonarski

Zmieniony ( 19.09.2009. )