Jego Oświetleniowość
Wpisał: Marcin B. Brixen   
30.09.2014.

Jego Oświetleniowość

 

Marcin B. Brixen 2014-9-29 http://naszeblogi.pl/49719-jego-oswietleniowosc

 

 

- No dobra, mam tu łatwe zadanie z fizyki... - zaczął zmęczonym głosem Łukaszek. Reszta rodziny Hiobowskich usiłowała profilaktycznie opuścić pokój, ale okazało się, że Łukaszek był jeszcze bardziej profilaktyczny, bo zamknął drzwi na klucz.
- Powiedziałem: łatwe - powtórzył Łukaszek i rozłożył zeszyt. - Dzięki komu mamy światło?
- Bóg - oświadczył z namaszczeniem dziadek.
- Idź, ty... - machnęła ręką babcia. - Oczywiście, chodzi o Gierka! Dzięki niemu światło wyszło spod burżuazyjnych sufitów i trafiło pod chłopskie strzechy!
- Edison - powiedziała powoli siostra Łukaszka z widocznym na twarzy wysiłkiem umysłowym.
- Joseph Wilson Swan - rzucił tata Łukaszka.
- Wszyscy się mylicie - oświadczyła radośnie mama Łukaszka. - To Jego Oświetleniowość!
- Kto? - zdumiała się babcia.
- To gej czy Żyd? - spytał spokojnie dziadek Łukaszka doprowadzając mamę Łukaszka do stanu wrzenia.
- Żaden gej!!! Żaden Żyd!!!
- No to pewno resortowe dziecko.
- Jakie dziecko?!!! On ma pięćdziesiąt lat!!!
- Coś słyszałem... - powiedział powoli tata Łukaszka. - To ten facet co rozdaje żarówki?
- Tak, to on - poświadczyła uroczyście mama Łukaszka. - To Jego Oświetleniowość! Rozdaje potrzebującym żarówki! Łukasz, chciałabym, żebyś był taki jak on!
- Nic prostszego - Łukaszek wstał, wyjął klucz z kieszeni, otworzył drzwi i wyszedł na korytarz. Po chwili pojawił się w drzwiach z wyjętym z szafy kartonikiem zapasowych żarówek i oznajmił:
- Idę rozdać.
Daleko nie zaszedł.
- Czyś ty oszalał?! - piszczała ze złością babcia Łukaszka. - Przecież to kosztuje!
- Mówiłaś kiedyś, że Gierek też rozdawał! - bronił się Łukaszek.
- Tak, ale nie swoje!
- To skąd on bierze te żarówki, które rozdaje?
- Hm... - zasępili się Hiobowscy, bo choć pytanie było proste, to odpowiedź była trudna.
- On ma tu na osiedlu taki sklep... - przypomniała sobie siostra Łukaszka.
- Idziemy - mama energicznie poderwała się z fotela.
- Ja nigdzie nie idę, muszę odrabiać fizykę - zaprotestował Łukaszek.
- Pójdziesz odrabiać tę swoją zakichaną fizykę i co?! - mamie zaczęła z gniewu skakać brew. - Jutro pójdziesz do szkoły, pokażesz, że odrobiłeś to co zadane, wrócisz do domu, a domu może już nie być! Pracę domową nie zawsze odrabia się w domu! Idziemy!

 

I poszli. Po krótkim marszu przez osiedle stanęli przed sklepem z napisem "Wtyczki - Osprzęt - Świetlówki - Przewody".
- To tu - mama Łukaszka pchnęła drzwi i weszli. A w sklepie był dwie osoby: jedna przed ladą i jedna za ladą. Za ladą stał łysy facet z żarówką w ręku. A przed ladą stała starsza pani prowadząca osiedlowy punkt kopiowania zwana Babcią Xero.
- Proszę wybaczyć, ale chciałam spytać, z czego pan żyje, z czego kupuje pan żarówki? - zapytała mama Łukaszka.
- Macie szczęście, że Jego Oświetleniowość jest katolikiem! - zawołała Babcia Xero. - Wybacza wam.
- To dobrze - westchnęła z ulga mama Łukaszka i już chciała wyjść.
- Zaraz, czy ja się dowiem skąd on bierze te żarówki? - zatrzymał ją Łukaszek.
- Po co ci ta wiedza? - chciała wiedzieć Babcia Xero.
- To nie dla siebie, robię zadanie z fizyki! Do szkoły!
- To żadna tajemnica - odrzekł łysy pan. - Właśnie po to założyłem ten sklep, żeby zarabiał na żarówki. Sto procent dochodów idzie na zakup żarówek!
- Zaraz, jak to sto procent? - zainteresował się tata Łukaszka. - Nic pan nie je? Nie pije? Nie płaci pan czynszu? nie ma pan samochodu?
- Jak śmiecie śmiecie go tak przepytywać! - natarła na niego z furią Babcia Xero.
- Proszę mnie nie wyzywać, to po pierwsze, a po drugie, uważam, że ten pan jest świnią, która oszukuje! To niemożliwe, żeby nie jadł, nie pił i tak dalej!
- O, przepraszam! - uniósł się łysy pan i trzykrotnie obraził werbalnie tatę Łukaszka. - A poza tym ja mam na wszystko kwity! Wszystko mogę udowodnić! O proszę, tu mam zestawienie za zeszły rok ile sprzedałem wtyczek, osprzętu, świetlówek i przewodów!
I pokazał kartkę wydartą z notesu z napisem "pińcet".
- A tu mam zestawienie ile w zeszłym roku rozdałem żarówek - i łysy pan pokazał stary rachunek ze sklepu rybnego, na którego odwrocie było napisane "500".
- Zgadza się - oznajmiła zadowolona mama Łukaszka.
- Nic się nie zgadza - burknął gniewnie tata Łukaszka. - Takie dokumenty to Łukasz potrafi zrobić w pięć minut. I to lepsze. Gdzie księgi? Gdzie rozliczenia? Gdzie kasa fiskalna?
- Do czego ta kasa? - rozzłościł się łysy pan. - Do rozdawania żarówek? Co pan chce, żeby ludzie mieszkali i robili wszystko po ciemku?
- Kasa do rozliczenia zarabiania! Nadal uważam, że pan oszukuje!
- No, może i oszukuje - przyznała nieoczekiwanie Babcia Xero. - Ale nie ma pan najmniejszych praw aby wyzywać go od świń!
Do sklepu zaczęli zaglądać ludzie zwabieni odgłosami awantury.
- Nic się nie stało - uspokajała ich mama Łukaszka. - To tylko mój mąż obraża Jego Oświetleniowość...