Wywiad, który się nie ukazał (Filipski)
Wpisał: Mirosław Dakowski   
20.09.2009.

Wywiad, który się nie ukazał

Opublikował/a Marucha w dniu 2009-09-17

Szanowny Panie Redaktorze!

W „Magazynie Parafialnym” w Komorowie miał się ukazać wywiad udzielony przez Ryszarda Filipskiego; wywiad tuż przed wydaniem wrześniowego numeru został wycofany. W Polsce podobno nie ma cenzury, ale głupota i tchórzostwo w dalszym ciągu szaleje. Na skutek interwencji byłej redaktor naczelnej „Magazynu Parafialnego”, której poglądy – jak się łatwo domyśleć – są zbliżone do kół związanych z gazetą „Wyborczą” i resztą polskojęzycznej niemieckiej prasy w Polsce – wywiad wycofano.

Przyjrzyjmy się tej sprawie bliżej! Jakież to treści w wywiadzie mogły zbulwersować, pono patriotyczną część redakcji pisemka, że aż posłużyła się cenzorskimi nożycami. Nie chciałabym wysuwać daleko idących wniosków, ale jak widać o twórcach stalinizmu w Polsce ani w ubiegłym, ani w tym wieku mówić prawdy – nie wolno!

Lusia Ogińska

Oto pełna treść wywiadu:

Rozmawiamy Ryszardem Filipskim w przededniu 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej i tak się składa, że właśnie Pan wcielił się w postać jednego z największych bohaterów tamtego okresu majora Henryka Dobrzańskiego. Zanim jednak zapytam o tą rolę, proszę powiedzieć jakie są Pana osobiste wspomnienie z tamtych dni, na ile Pan je pamięta?
- Przeżycia z II Wojny Światowej, tragizm okupacji niemieckiej na zawsze wyryły się w mojej pamięci. Najszczerszy, najlepszy film nie odda tego co się wtedy działo, co przeżywali ludzie. Głód, wszechobecna bieda, zaszczucie – to są pojęcia, które coraz częściej dotyczą i współczesnych Polaków. Byliśmy ofiarami w tej wojnie na równi z Żydami, z tą jednak różnicą, że to my Żydów a nie Żydzi nas – ratowali! Dziś robi się z Polaków – katów i kto to robi?… Ci którzy ponoszą pełną odpowiedzialność za wojenne zbrodnie.

Po wielu latach zagrał Pan tytułową rolę w filmie Bohdana Poręby pt. „Hubal”, w którym przedstawiona została historia oddziału dowodzonego przez charyzmatycznego majora Dobrzańskiego, który jako jedyny nie złożył broni i walczył do końca. Czym była dla Pana ta rola i osobiste doświadczenia z czasów wojny miały wpływ na kreowaną postać?
- Zagranie postaci naszego bohatera narodowego mjr Henryka Dobrzańskiego – Hubala, dla mnie wtedy blisko 40-letniego, już doświadczonego aktora, było szansą na stworzenie czegoś co wejdzie na stałe nie tylko do historii polskiego kina, ale i do historii kultury polskiej. Film ten także miał szansę przeciwstawienia się tzw. „szkole polskiej”: wajdowskiej i munkowskiej koncepcji tzw. „bohaterszczyzny” – i to się udało. Do dziś inaczej ogląda się „Hubala” a inaczej „Piszczyka”.

W czasie kiedy kręcony był „Hubal” filmy o tematyce wojennej były dość popularne, chociaż nie pokazywały pełnej prawdy o tamtych czasach. Oficjalna propaganda komunistyczna zwłaszcza kampanię wrześniową przedstawiała jako klęskę, za którą obarczano sanacyjny rząd, pomijając kompletnie fakt agresji Związku Sowieckiego. Dlatego o bohaterach z tamtych czasów też na wszelki wypadek mówiło się niewiele. Jak zatem doszło do powstania tego filmu? Czy może powiedzieć coś Pan o jego kulisach. Podobno nawet Pańską kandydaturę na rolę Hubala zatwierdzał Komitet Centralny.
- Nikt nie zmieni historycznego faktu, że rząd sanacyjny uciekł przez Rumunię na Zachód. Nie da się również zapomnieć, że to Roosevelt z Churchilem oddali Stalinowi pięćdziesiąt kilka procent terytorium Polski. Nóż w plecy od Rosji jest również faktem historycznym, ale tylko wszystkie te fakty połączone razem i przedstawione rzetelnie mogą dać prawdziwy obraz Polski z 1939 r. Nie można mówić tylko o „nożu w plecy” milcząc o tym jak nas potraktowali alianci.

A czy były jakieś sceny, które usunięto lub chciano usunąć, bo były niewygodne dla ówczesnych decydentów? Pamiętam, że dla mnie najbardziej przejmująca, a zarazem najpiękniejsza była scena jak oddział Hubala wkroczył do kościoła podczas pierwszej wojennej Pasterki. Az dziwne, że wówczas można było to tak pokazać.
- Scena w kościele dlatego robiła takie wrażenie, bo wyszła naprzeciw pragnieniom wierzącego, katolickiego narodu. Pani mówi „aż dziwne, że wówczas można było to tak pokazać”, wówczas byli jeszcze artyści, którym zależało na Polsce, było wielu wierzących twórców, takich jak Jan Dobraczyński, Zofia Kossak, Karol Bunsch.. A dziś, to właśnie dziś nie można by było pokazać takiej sceny, w innym kontekście niż obrazoburczym, to dziś opluwa się kościół w sztuce, w kulturze, w narodzie. I paradoksalnie więcej było wiary w tamtych filmach – niż w dzisiejszych, współczesnych!

Symbolem polskiego oficera tamtych czasów były takie wartości jak Bóg, honor, ojczyzna. Na ile w Pańskim życiu były one i są nadal obecne?
- Wartości te zawsze było obecne w moim życiu! A na ile… to można ocenić po owocach!

Dziś, mimo że już 20 lat żyjemy w wolnej Polsce doczekaliśmy jedynie nielicznych ekranizacji o wydarzeniach z II wojny światowej. Wśród nich kompletnie zabrakło rzetelnego potraktowania Kampanii Wrześniowej czy Powstania Warszawskiego. Co zdaniem Pana jest przyczyną takiej sytuacji? Czy współcześni twórcy boją się podejmować takich tematów czy może chodzi o coś zupełnie innego?
- Proszę Pani, nie tylko zabrakło filmów z Kampanii Wrześniowej czy Powstania Warszawskiego, ale nigdy nie doczekamy się filmów z okresu lat 50., „twórcy” nie przedstawią nam historii kazamat na UB. Trzeba by było pokazać kto był sędzią, oprawcą, katem a kto ofiarą. Na to nie stać współczesnych filmowców, być może dlatego, że zbyt wielu z nich swoich dziadków musiałoby pokazać w nieciekawym świetle! Z tego powodu dziś też nie żyjemy w wolnej Polsce!

Z drugiej strony nie tak dawno dość głośno było wokół scenariusza filmu Westerplatte, w którym miały pojawić się sceny delikatnie mówiąc dość kontrowersyjne. Co Pan jako nie tylko aktor, ale i reżyser sądzi o takim potraktowaniu tematu. Czy to jest sposób na zdobycie widza?
- Pisząc taki scenariusz, realizując taki film, trzeba być wyjątkowym plugawcem, człowiekiem bez honoru, aby chodząc po polskiej ziemi, w którą wsiąkło tyle krwi polskiego żołnierza – tak bezcześcić jego pamięć.

Ma Pan za sobą długoletnie doświadczenie aktorskie. Czy z perspektywy czasu dzisiaj łatwiej czy trudniej być dobrym aktorem? Czy aktorowi z określonym dorobkiem artystycznym wypada grać w reklamie?
- Aby być dobrym aktorem trzeba mieć talent i długo się tego zawodu uczyć, dzisiaj patrząc przede wszystkim na aktorskie wyczyny w telewizji i filmie, mam wrażenie, że praca współczesnego aktora dzieli się na trzy etapy: nauczenie się tekstu na pamięć, wymruczenie tego tekstu na planie i pokonanie drogi do kasy. Z tego wielkich kreacji oczekiwać nie należy!

I na koniec jeszcze jedno pytanie: Jakie są dalsze Pana plany artystyczne?
- Mam tak dużo lat, że mogę jedynie planować, czy w trumnie łatwiej mnie będzie skadrować en face, czy z profilu!

Dziękuję za rozmowę.  M.G.   Myśl Polska Nr 38 (20.09.2009)

Zmieniony ( 20.09.2009. )