Co roku wywożonych jest z Polski około 100 mld zł.
Wpisał: Wojciech Błasiak   
09.10.2014.

Co roku wywożonych jest z Polski około 100 mld zł.

Wyprzedaż w ręce obcego kapitału

 

A warunkiem wyjściowym kontrofensywy w tej przegrywanej obecnie z kretesem wojnie, jest pozbycie się agresora wewnętrznego. Pozbycie się kompradorskich elit politycznych naszpikowanych rodzimą i obcą agenturą wpływu, z ich ideową, intelektualną i moralną nędzą.

 

-------------------------------

Tu i teraz (październik 2014) – niejaki Szczurek opowiada, że 3 mld straty na przyszły rok to niedużo. Ma chłop rację, zna się, tu są dowody: Co roku wywożonych jest z Polski około 100 mld zł.

------------------------------

 

Z książki: Wojciech Błasiak „SIEDEM DNI ze STANEM TYMIŃSKIM . Codzienność z szokową transformacją w tle”

 

[odnośniki do literatury – w książce. Tu pomijam. MD]

Wydawca Wojciech Błasiak, Dąbrowa Górnicza 2014 [cena 32. - z wysyłką.  md] , siedemdni97@gmail.com

 

Wyprzedaż w ręce obcego kapitału polskiego przemysłu i bankowości doprow­adziła do stałej już sytuacji wywozu części polskiego dochodu narodowego za granicę. Z Polski wywozi się zyski, dywidendy i inne dochody z tytułu zagranicznej własności. Obrazuje to różnica pomiędzy polskim produktem krajowym brutto, a polskim dochodem narodowym brutto w postaci tzw. "dochodu z zagranicy”. I tak w 2007 roku, przy wielkości polskiego PKB 1 bln 177 mld zł, tzw. "dochód z zagranicy” wykazywał deficyt 42 mld zł. W 2010 roku to ujemne saldo wyn­iosło już 47 mld zł. Oznacza to ujemny bilans transferów finansowych z tytułu właśnie własności narodowej zysków i wynagrodzeń. Jest to stały wywóz części polskiego PKB. Wykazuje on stale deficyt rzędu ponad 40 mld zł rocznie.

Roczniki statystyczne GUS nie podają niestety obu stron tego bilansu. Transfer polskiego PKB jest jeszcze wyższy, gdyż trzeba uwzględnić również głównie pomniejszający go przywóz dochodów pracujących za granicą Polaków oraz polskich firm. Prawdopodobnie jest to wielkość nie mniejsza niż 10 mld zł. Poza tym jest to tylko wynik oficjalnych transferów finansowych. Do rejestrowanego wywozu zysków, dywidend i docho­dów z tytułu obcej własności, trzeba by jeszcze doliczyć nierejestrowany wywóz ukryty w cenach produktów i usług transferowanych między zagranicznymi fir­mami-matkami a krajowymi firmami-córkami. Osiąga on prawdopodobnie równ­owartość transferu oficjalnego, a więc około 50 mld zł rocznie.

Tak więc co roku wywożonych jest z Polski około 100 mld zł. Jest to jeszcze jedna cena wyprzedaży w obce ręce polskiego majątku gospodarczego.

Kraje zachodnie, a szczególnie Niemcy, świadomie wykorzystały szokową trans­formację Polski, a w mniejszym lub większym stopniu również pozostałych krajów Europy Środkowo-Wschodniej, do eksportu swego bezrobocia poprzez deficytową dla tych krajów wymianę handlową. Mieczysław Kabaj nazwał tę strategię eko­nomiczną, za jednym z ekonomistów amerykańskich, "polityką zubożenia sąsiada”.

 Polegała ona, jak wynika z analizowanego przez M. Kabaja studium niemieckiego instytutu badań ekonomicznych, na przejściu w wymianie handlowej krajów UE z krajami środkowoeuropejskimi (bez państw byłego ZSRS) z deficytu przekracza­jącego 1,2 mld USD w 1990 roku, do nadwyżki przekraczającej 8 mld USD w 1995 roku. Już w pierwszej połowie lat 90. XX wieku, kraje środkowoeuropejskie utraciły dzięki szokowej transformacji międzynarodową konkurencyjność w wielu ówcześnie nowoczesnych podsektorach, jak przemysł maszynowy, elektronika, chemia, a nawet w artykułach rolno-spożywczych, wykazując zaś nadwyżki handlowe z kra­jami zachodniej Europy w podsektorach nisko przetworzonej produkcji wyjściowej lub wysoce pracochłonnej jak węgiel, odzież, skóry, drzewo i meble, stal i metale kolorowe, czy szkło.

Studium zawierało również prognozę rosnącej nadwyżki w wymianie hand­lowej między ówczesną UE, a krajami Europy Środkowo-Wschodniej, która miała się zwiększyć docelowo do 25-30 mld USD rocznie, choć jak zauważa M. Kabaj już w 1998 roku nadwyżka ta osiągnęła poziom 25 mld USD. Za zwiększającą się nad­wyżką w wymianie handlowej idzie wszakże "eksport bezrobocia" czy też "import miejsc pracy”, co pozwoliło 15-tu krajom ówczesnej UE zasadniczo zwiększyć zatrudnienie.

W okresie lat 1951 - 1995, a więc w ciągu 45 lat, liczba pracujących w 15 krajach należących obecnie do UE zwiększyła się o 14 mln osób, tj. o 31 tys. rocznie. W okresie zaś lat 1996 - 2004 czyli 9 lat liczba pracujących wzrosła o prawie 20 mln. A więc średnioroczny wzrost zatrudnienia w tych krajach był w okresie 1996 - 2004 70-krotnie większy.  "Był to swoisty cud gospodarczy".

Ten cud polegał na eksporcie bezrobocia nade wszystko do Polski, z wszystkimi tego dla Polaków konsekwencjami. "W latach 1990 - 2005 zlikwidowano 5 mln miejsc pracy (podkr. -W.B.)- jak to wyliczył M. Kabaj - a ludność w wieku produkcy­jnym zwiększyła się o ponad 2 mln osób".

Efektem jest zniszczenie milionów miejsc pracy i trwałe zubożenie milionów Polaków. Do oficjalnie rejestrowanego bezrobocia w wysokości 2,3 mln osób, trzeba doliczyć jeszcze około 1 miliona ukrytego bezrobocia na wsi oraz 2 mln Polaków, którzy wyjechali zarobkowo za granicę. Razem daje to już na dzień dzisiejszy około 5,3 mln osób, dla których nie ma pracy w Polsce. A to już jest dokładnie 33% Polaków zdolnych do pracy. Jedna trzecia siły roboczej.

To już jest rozmiar klęski narodowej i bezpośrednie zagrożenie narodowej egzystencji biologicznej, gdyż każdy pracujący utrzymuje jeszcze 4,5 inne osoby - od rencistów i emerytów, przez dzieci i młodzież, po tych, którzy utrzymują się z pomocy i opieki społecznej. Fak­tycznie więc te 5,3 mln brakujących miejsc pracy trzeba przemnożyć jeszcze przez 4,5 osoby, co daje blisko 24 mln zbędnych w kraju Polaków. A to oznacza, że opty­malna liczba ludności w Polsce wynosi już dzisiaj tylko 14 mln ludzi. Reszta jest zbędna.

W 1975 roku D. L Meadows, jeden z autorów "Raportu Klubu Rzymskiego” w wywiadzie dla warszawskiej "Kultury” oszacował optimum ludnościowe dla Polski, jako kraju faktycznego zaplecza energetyczno-surowcowego zachodniej Europy, na 15 mln ludzi. "Rządy ‘post-solidarnościowe' - alarmował w 1993 roku Balcerek - które likwidują nawet przemysł węglowy, spychają to ,optimum' poniżej postulowanej przez Meadows'a granicy 15 mln". I skutecznie zepchnęły.

 

Polska cofnęła się, i to zasadniczo, w jakościowym rozwoju przemysłowym. W przemysłowej strukturze gospodarczej Polski nastąpił bowiem względny, a nawet bezwzględny regres. Udział najbardziej nowoczesnych przemysłów wysokiej techniki, takich jak przemysł informatyczny, sprzętu telekomunikacyjnego, elektroniki profesjonalnej, urządzeń dla elektrowni, aparatury pomiarowej i nau­kowo-badawczej, przemysłu farmaceutycznego, biotechnologii, środków ochrony roślin i przemysłu lotniczego, nie uległ zwiększeniu, a udział wyrobów innowacy­jnych spadł. Jak dowodzą autorzy raportu Polskiego Lobby Przemysłowego, Polska posiada współcześnie największy potencjał przemysłowy w tych dziedzinach, które są pozbawione długookresowych perspektyw rozwoju, zaś specjalnością pol­skiego eksportu przemysłowego stały się produkty podwykonawcze zewnętrznej produkcji finalnej, produkty jedynie montowane z importowanych części oraz pro­dukty przemysłów surowcowych jak miedź, srebro i koks. "Zamiast wzrostu orien­tacji na bardziej innowacyjną produkcję - twierdzą autorzy raportu Polskiego Lobby Przemysłowego - w całym dwudziestoleciu występowała u nas silna tendencja do dominacji w strukturze produkcji surowców, prymitywnych półfabrykatów i pros­tych usług kooperacyjnych, a wreszcie do montowania wyrobów z części impor­towanych w przemyśle maszynowym czy też konfekcjonowania wyrobów z impor­towanych surowców w przemyśle chemicznym".

Skutkiem finansowym jest stale narastające zadłużenie zagraniczne, które osiągnęło poziom zagrażający katastrofą ekonomiczną. Według Narodowego Banku Polskiego na dzień 27 marca 2012 roku zadłużenie zagraniczne Polski osiągnęło łącznie wielkość 249,1 mld euro, w tym sektora publicznego w wysokości 89,1 mld euro, sektora bankowego 51,1 mld i sektora przedsiębiorstw ("sektor pozarządowy i pozabankowy") 105,0 mld euro.

Polska przegrała z kretesem wojnę ekonomiczną z Zachodem, przed konse­kwencjami której ostrzegał w 1990 roku Tymiński. Polacy w ogóle nie zauważyli, że ich kraj był przedmiotem bezprzykładnej i bezwzględnej zachodniej agresji eko­nomicznej na niebywałą skalę.

Przekazanie ponad 50% najlepszego majątku prze­mysłowego i 75% kluczowego sektora bankowego za kilka procent jego wartości ekonomicznej, a często za dopłatą, w ręce zagranicznego kapitału, jest pierwszym przypadkiem w historii cywilizowanego świata, aby przyzwoliło na to formalnie suwerenne państwo. Doprowadzenie do zniszczenia kilku milionów. miejsc pracy i pozbawienie podstaw egzystencji ekonomicznej kilkunastu milionów własnych obywateli w warunkach istnienia własnego suwerennego państwa, jeszcze się w historii współczesnej wcześniej nie zdarzyło. I to bez przegranej krwawej wojny i narzuconych warunków przymusowej kapitulacji. Czegoś tak niebywałego jeszcze w historii współczesnego cywilizowanego świata nie odnotowano.

Ten rozbiór gospodarczy Polski można porównać historycznie tylko z roz­biorami państwa I Rzeczypospolitej w XVIII wieku. I ta zewnętrzna agresja nigdy nie byłaby możliwa, gdyby nie istniał współpracujący z Zachodem współczesny agresor wewnętrzny, owa gospodarcza Targowica. Tym agresorem wewnętr­znym była pierwotnie komunistyczna grupa prowadząca szokową transformację, przekształcona wtórnie w postkomunistyczną oligarchię polityczno-finansową. Tym agresorem było postkomunistyczne środowisko polityczne. Tym agresorem było postsolidarnościowe środowiska polityczne grupy Wałęsy i "Gazety Wyborczej”.

Za kilka dekad, a może nawet dużo wcześniej, polscy historycy będą łapać się za głowy ze zdumienia jak do czegoś takiego mogło dojść. Za kilka dekad bowiem odejdą ostatecznie z aktywnego życia społecznego zdezorientowane terapią szo­kową pokolenia Polaków oraz grupy realizujące szokową transformację polskiego komunizmu. A nazwiska twórców gospodarczej Targowicy, przejdą do historycznej encyklopedii hańby narodowej, na równi z nazwiskami Stanisława Szczęsnego Potockiego, Józefa Kazimierza i Szymona Kossakowskich, Franciszka Ksawerego Branickiego czy Seweryna Rzewuskiego. Tyle, że nasi historycy będą mieli duży problem z ustaleniem tylko kilku głównych nazwisk. Skala bowiem zdrady naro­dowej i zdrady stanu w ramach szokowej transformacji nie ma analogii w całej histo­rii polskiej państwowości.

Ale ta wojna ekonomiczna trwa nadal. Nie da się jej przerwać. I aby w niej przetr­wać jako niepodległy naród i narodowe państwo, to w perspektywie najbliższej dekady polskie społeczeństwo musiałoby podjąć kontrofensywę gospodarczą. Kontrofensywę dla odzyskania milionów miejsc pracy, dla jakościowego postępu przemysłowej struktury gospodarczej i dla odbudowy narodowego przemysłu i bankowości.

A warunkiem wyjściowym takiej kontrofensywy w tej przegrywanej obecnie z kretesem wojnie, jest pozbycie się agresora wewnętrznego. Pozbycie się kompradorskich elit politycznych naszpikowanych rodzimą i obcą agenturą wpływu, z ich ideową, intelektualną i moralną nędzą.

Zmieniony ( 09.10.2014. )