Szalone lata sześćdziesiąte. Kreacja kaskadowa.
Wpisał: Izabela Brodacka   
13.10.2014.

Szalone lata sześćdziesiąte. Kreacja kaskadowa.

 

Izabela Brodacka

2014-10-12 Tekst drukowany w numerze 41 ( 382) Gazety Warszawskiej

 

 

W czasie pracy przy komputerze zwykle słucham Bacha. Skusiłam się na Wariacje Goldbergowskie w wykonaniu Glena Goulda. I nigdy więcej. W pewnej chwili wariacje zastąpiły jakieś prostackie dźwięki. Okazało się, że koncert jest przerwany przez reklamę przepisu kulinarnego na polędwicę w pomarańczach. Raz na zawsze odechciało mi się Bacha z komputera.

To doskonała metafora współczesnego świata. Nie ma podziałów, nie ma świętości. Nie sposób się zabezpieczyć przed chamstwem, przed polędwicą w pomarańczach, przed podpaskami ze skrzydełkami, środkami na wzdęcia i przed jarmarczną tęczą. Doścignie cię nawet przed kościołem Zbawiciela.

Istotą kultury jest umiejętność rozróżniania. Nie chodzi o ustalanie hierarchii. Rozumiem, że każda hierarchia jest solą w oku i kamieniem obrazy dla lewicy. Nie da się jednak funkcjonować nie wiedząc czy jesteś w kościele czy w burdelu. Nie wiedząc czy za chwilę usłyszysz Bacha czy tatę Kazika - nie przesądzając nawet, który muzyk był lepszy. Jak ostatnio na festiwalu muzycznym „Sacrum i Profanum” w Krakowie.

Chciałabym odpowiedzieć sobie na pytanie - Jak to się stało? Jaki był udział nas wszystkich, którzy w szalonych latach sześćdziesiątych świetnie się bawiliśmy, w tym rozchwiewaniu wszelkich wartości?

Pewien mój znajomy przydźwigał wówczas do domu rękę manekina. Wolę nie dochodzić jak ją zdobył. Umieścił tę rękę w sedesie zaginając na brzegu muszli palce, tak jakby ktoś usiłował się z sedesu wydostać. Matka znajomego zasłabła. Potem ręka, ku radości gości, wisiała na łańcuszku i każdy musiał ją uścisnąć spuszczając wodę .

Inny znajomy miał w korytarzu Murzynka z puszką. Twierdził, że kupił go na giełdzie staroci ale najprawdopodobniej ukradł go w jakimś kościele. Kiedy wrzucało się do skrzynki monetę Murzynek kiwał głową. Znajomy nieźle na nim zarabiał. Musiał tylko trochę zainwestować w „płyny integracyjne”, a potem do Murzynka ustawiała się kolejka dobroczyńców. Tego Murzynka naprawdę mu zazdrościłam. Był tak ohydny, że aż piękny.

Do dobrego tonu należały prezenty takie jak gipsowy bocian z dzidziusiem na plecach tudzież krasnoludki i grzybki, które kupowało się na odpuście w Łowiczu. Zdobiły potem niejeden ogród. U mnie w domu do tej pory panoszą się rogi nieszczęsnego łosia zamordowanego przez jakiegoś pradziadka męża. Przez pewien czas wieszałam na nich korale z Jabloneksu. Czeska sztuczna biżuteria było to w tamtych czasach estetyczne dno dna. Korale miały podkreślić mój dystans do rogów i do rozrywek pradziadka. Potem doszłam do wniosku, że dość mizdrzenia się. Albo rogi wyrzucam albo przyjmuję je z dobrodziejstwem inwentarza . Rogi zostały. Z prawdziwą satysfakcją za to wyrzuciłam korale.

Te zachowania najprościej byłoby traktować jako rodzaj dekadencji - wczesne objawy przesilenia stuleci, objawy wielokrotnie przecież przewidywanego końca historii, końca sztuki, polityki i właściwie końca wszystkiego. Nowoczesność, szczególnie w jej zgrzebnym socjalistycznym wydaniu była dla nas niestrawna, dlatego uciekaliśmy w żart, w persyflaż. Tak hartowała się ponowoczesność. Uważam jednak, że to mizdrzenie się, podszywanie się, mimetyzm elit miał w Polsce o wiele poważniejsze podłoże.

Salony intelektualne jak już kiedyś wspominałam realizowały ideał „ the melting pot”- tygla. Spotykały się w nich może nie dosłownie ofiary z katami, ale dzieci ofiar z dziećmi katów. W tej sytuacji wiele tematów z oczywistych przyczyn było tabu, więc pozostawała do dyspozycji tylko „nieznośna lekkość bytu”.

Czy my wszyscy kultywując estetyczny żart byliśmy świadomi, że jesteśmy harcownikami świata à rebours, na wspak.? Istnieje powieść pod tym tytułem, której autorem jest Joris-Karl Huysmans.

O ile pamiętam bohater tej książki nawet odżywiał się na wspak, czyli przez lewatywę.

 

Dla mnie osobiście zdumiewające było gdy estetyczny żart nagle zmieniał swój status i stawał się dziełem sztuki. Mam na myśli hiperrealizm uprawiany przez Ewę Kuryluk. Artystka przemalowała ze zdjęcia scenę imprezy towarzyskiej, oraz scenę swojej kłótni z facetem na jakimś pomoście. Można było rozpoznać znajomych- prezentowali się „jak żywi”. Trudno mi uwierzyć, że ktokolwiek mógłby ten żart traktować poważnie. A jednak okazało się, że nie doceniłam ważnego prądu in statu nascendi. Po hiperrealizmie już nic w dziedzinie sztuki nie mogło mnie zdziwić. Ta sama Kuryluk rozwieszała na krzesłach brudne (niech będzie, nie pierwszej świeżości ) szmaty. Pięknie rozwieszała. Czy jej mistrzostwo w pięknym rozwieszaniu szmat miało coś wspólnego z pozycją polityczną jej ojca? Jakieś brzydkie sugestie? A jednak prawomocne.

W 1917 roku Marcel Duchamp zaszokował świat wystawiając w galerii pisuar. W ten ironiczny sposób zlikwidował wszelkie ograniczenia stawiane artyście. Zainaugurował również obyczaj wystawiania w galeriach różnych przedmiotów jako „readymade”- gotowe do podjęcia roli dzieła sztuki. Czym różni się zatem pisuar pozostawiony w galerii przez hydraulika naprawiającego toalety od pisuaru, który ustawił Duchamp? Różni go intencja. Duchamp kreuje dzieło sztuki mówiąc niejako do pisuaru: „stań się dziełem”. Czy hydraulik mógłby poważyć się na taki akt kreacji i czy byłby on skuteczny? Absolutnie nie. Hydraulik nie jest artystą i kropka, a sztuka jest to – z definicji - to co robią artyści. A skąd się biorą artyści? I tu jest pies pogrzebany! Artyści biorą się z ich uznania przez środowisko.

Nie będę małostkowa i przyjmę dla uproszczenia, że fakt wywodzenia się Duchamp'a z rodziny artystycznej nie miał wpływu na uznanie pisuaru za dzieło sztuki. W przypadku naszych rodzimych postmodernistów nie sposób jednak podobnego wpływu ignorować. Szmata pozostawiona przez sprzątaczkę i szmata Kuryluk to zupełnie inne byty. Jedna jest i pozostanie szmatą, druga będzie funkcjonować jako dzieło sztuki na mocy aktu „kreacji z niczego” przez artystkę wykreowaną też z niczego przez jej środowisko.

Kreacja kaskadowa – to najtrafniejsze określenie tego zjawiska.