GUS: Jesteśmy skazani na wymarcie. [przez kogo?? MD] | |
Wpisał: Bartosz Marczuk | |
20.10.2014. | |
GUS: Jesteśmy skazani na wymarcie. [przez kogo?? MD] Bartosz Marczuk 20-10-2014, rp
Polska wyludniona i stara. Tak będziemy wyglądać w niedalekiej już przyszłości. „Demograficzna wizja kraju, jaka wyłania się z najnowszej prognozy, nie jest zaskoczeniem. Czeka nas dalszy stopniowy ubytek liczby ludności i znaczące zmiany struktury według wieku" – czytamy w najnowszej prognozie ludności na lata 2014–2050 sporządzonej przez Główny Urząd Statystyczny. I choć już trochę przywykliśmy do tych kasandrycznych wizji, to dokładniejsze wczytanie się w treść dokumentu musi budzić poważny niepokój.
Zniknie sześć miast GUS wskazuje, że w 2050 r. nad Wisłą będzie mieszkać 33,9 mln ludzi. To aż o 4,6 mln mniej niż obecnie. Trzeba sobie zatem wyobrazić, że z mapy Polski zniknie sześć największych miast – Warszawa, Kraków, Łódź, Wrocław, Poznań i Gdańsk. A trzeba pamiętać, że prognoza GUS jest sporządzona (o czym piszemy na pierwszej stronie) bez uwzględniania emigrantów. Jeśli urealnimy ją o kolejne 2 mln naszych rodaków żyjących już dziś za granicą, ubytek sięga już blisko 7 mln. To niemal 20 proc. obecnej liczby ludności. W prognozie GUS czytamy także, że „długotrwały spadek urodzeń zapoczątkowany po 1983 r. i utrzymujące się niskie natężenie urodzeń spowodowały, że w wiek prokreacji wchodzą coraz mniej liczne roczniki. Polska znalazła się w takim momencie rozwoju demograficznego, że nawet wzrost współczynnika dzietności do poziomu gwarantującego prostą zastępowalność pokoleń w krótkim okresie nie spowoduje odwrócenia tych procesów i nie powstrzyma zmniejszania się liczby ludności". Innymi słowy, GUS wskazuje, że nawet gdyby wskaźnik dzietności (mówi, ile dzieci urodzi kobieta w wieku rozrodczym) wzrósł z obecnego poziomu 1,25 do 2,1 (co jest ogromnie trudne), to i tak liczba Polaków będzie się kurczyć. Co gorsza, nasz kraj będzie się dramatycznie starzał. „Osoby w wieku 65 lat i więcej będą stanowiły w 2050 r. prawie 1/3 populacji, a ich liczba wzrośnie o 5,4 mln w porównaniu z 2013 r. Z kolei kobiety w wieku rozrodczym w 2050 r. będą stanowiły jedynie 62 proc. stanu z roku wejściowego" – zauważa GUS. – Pamiętajmy, że brak młodych ludzi to nie tylko problem z utrzymaniem systemu emerytalnego czy budżetu, ale także mniej innowacji, nowych projektów, pomysłów – zauważa Łukasz Hardt, ekonomista z Uniwersytetu Warszawskiego. Stanisław Kluza, ekonomista z SGH, były minister finansów, wskazuje, że przekroczenie pewnej granicy w kurczeniu się liczby ludności powoduje pułapkę. – Coraz więcej starszych osób domaga się określonych przywilejów, które muszą finansować młodzi, a tych jest coraz mniej. Obciążamy ich zatem ponad miarę, przez co wypychamy za granicę. I tak koło się zamyka – wskazuje Kluza.
Przebudować państwo Czy jest szansa, by ratować się przed tym czarnym scenariuszem? Tak, ale wymaga to ogromnego wysiłku. „Przy tak znacznym zniekształceniu struktury populacji proces odbudowy demograficznej jest procesem powolnym i wymaga konsekwentnych dziełań. Urząd podkreśla zatem to, o czym mówią eksperci. Możemy jeszcze próbować odwracać obecne trendy, ale wymaga to wprowadzenia bardzo poważnych zmian. I nie chodzi tu wyłącznie o politykę na rzecz wzrostu liczby rodzących się dzieci, ale także o zatrzymanie wyjazdów, spowodowanie, by przynajmniej część emigrantów wróciła do kraju, oraz rozważną politykę imigracyjną zachęcającą, zwłaszcza bliskie nam kulturowo nacje, do osiedlania się w Polsce. [O to ostatnie chodzi kierującym naszymi „rządzącymi” wrogom Polski i Polaków Mirosław Dakowski] By tak się stało, Polska musi stać się krajem przyjaźniejszym. – Po to, by Polacy chcieli mieć potomstwo i wracali do kraju, gospodarka musi tworzyć miejsca pracy, które pozwalają godnie żyć i zarabiać. To po pierwsze. Po drugie, państwo musi być przyjazne wobec obywateli, przekonać ich, że działa w ich interesie – mówi Michał Kot, ekspert Fundacji Republikańskiej. Tłumaczy, że w tej chwili tak nie jest. – Niemal każda dziedzina, za którą odpowiada państwo, działa w taki sposób, że obywatel czuje się w najlepszym razie niepewnie, w najgorszym jak ofiara lub wróg – mówi Kot. Prof. Krystyna Iglicka, demograf, rektor Uczelni Łazarskiego, wiceprezes Polski Razem, wskazuje, że chodzi o szeroko pojęte poczucie bezpieczeństwa. – Polacy, by rodzili dzieci i nie wyjeżdżali, muszą poczuć, że w Polsce są faktycznie u siebie. Chodzi o szeroko pojęte poczucie bezpieczeństwa, nie tylko socjalnego, ale także o przyjaznych urzędników i instytucje – mówi prof. Iglicka. |