LOBOTOMIA 3.0  PRYMAS [Zamordowanie księdza Jerzego Popiełuszki]
Wpisał: Wojciech Sumliński   
21.10.2014.
Spis treści
LOBOTOMIA 3.0  PRYMAS [Zamordowanie księdza Jerzego Popiełuszki]
Strona 2

LOBOTOMIA 3.0 – PRYMAS [Zamordowanie księdza Jerzego Popiełuszki]

 

Wojciech Sumliński Wojciech Sumlinski
 

Zamordowanie księdza Jerzego Popiełuszki było operacją zaplanowaną na najwyższych szczytach władzy, zainspirowaną w Moskwie przy udziale polskich i radzieckich wojskowych służb tajnych, WSW i GRU.

Panowie Witkowski i Sumliński? – Sekretarz księdza prymasa nie wydawał się zaskoczony naszym widokiem. Otworzył drzwi do gabinetu i wskazał na foteliki pod ścianą. – Jego Ekscelencja zaraz panów przyjmie.

Po kilku minutach drzwi do bocznego pokoju otworzyły się i stanęło w nich dwóch kościelnych hierarchów, prymas Józef Glemp i biskup siedlecki Zbigniew Kiernikowski.

·         Jestem rad z wizyty panów – powiedział z uśmiechem ksiądz prymas, jakby zawczasu starając się rozładować atmosferę. – Naprawdę, bardzo się cieszę. –

Wyciągnął do nas rękę na powitanie. Po nim to samo uczynił ksiądz biskup.

– Mam nadzieję, że podróż panów z Lublina minęła dobrze . – Prymas kontynuował wymianę grzeczności.

Zajęliśmy miejsca przy niewielkim mahoniowym stoliku.

Tak 7 października 2005 roku, późnym popołudniem, rozpoczynała się rozmowa, która miała dotyczyć opatrzonych klauzulą tajemnicy okoliczności śmierci księdza Jerzego Popiełuszki.

Tak naprawdę jednak przyjechaliśmy z prokuratorem do Pałacu Prymasowskiego, by uzyskać zapewnienie, że prymas nie będzie przeciwdziałał naszym staraniom o wyjaśnienie wszystkich okoliczności tej zbrodni.

Po tym, jak niemal dokładnie rok wcześniej, w październiku 2004 roku, prokuratorowi Andrzejowi Witkowskiemu odebrano to śledztwo, sprawa stanęła w miejscu. Dokumenty zostały wysłane z Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie do delegatury w Katowicach, skąd przesłano je do Torunia, a stąd ponownie trafiły do IPN w Warszawie. Ten rok dla śledztwa dotyczącego najgłośniejszej i zarazem najbardziej tajemniczej zbrodni PRL, to był zmarnowany czas.

Wszystko wskazywało na to, że powtarza się sytuacja z 1991 roku, gdy Witkowskiemu po raz pierwszy odebrano śledztwo w tej sprawie i gdy skutecznie zastopowano je na dziesięć lat. Tym jednak razem ani prokurator, ani także ja sam, nie zamierzaliśmy się poddać. Przegrana została potyczka, ale gra wciąż trwała.

Mieliśmy świadomość, że aby zachować szansę na wygranie całej batalii, nie możemy dopuścić, by prymas, w sposób jawny, wystąpił przeciwko nam. Gdyby do tego doszło i do głosów agentury służb specjalnych ulokowanej w kręgach Kościoła i Solidarności – vide ataki brylującego w mediach księdza Michała Czajkowskiego pseudonim „Jankowski”, czy dyrektora Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, księdza Andrzeja Przekazińskiego pseudonim „Kustosz” – dołączył krytyczny głos prymasa, „byłoby pozamiatane”. Po takim ciosie dalsza walka o prawdę w tej sprawie byłaby z góry skazana na porażkę.

Czy było możliwe, by ksiądz prymas Józef Glemp zanegował sens prowadzenia śledztwa w sprawie wyjaśnienia okoliczności śmierci księdza Jerzego?

By odpowiedzieć na to pytanie, trzeba wrócić do wydarzeń poprzedzających zamordowanie kapelana Solidarności.

Jesienią 1984 roku wokół kapelana Solidarności zaciskała się niewidzialna pętla, zbliżał się czas definitywnego „rozwiązania problemu Popiełuszki”. W zamyśle reżimowych władz ksiądz Popiełuszko osamotniony i zmarginalizowany przez własne środowisko, miał być łatwiejszym celem niż Popiełuszko wspierany przez kościelnych hierarchów. Żeby osiągnąć zakładany cel, Służba Bezpieczeństwa posłużyła się metodami szantażu i manipulacji. Prowadziły one do przedstawienia prymasowi księdza Jerzego przez osoby szantażowane przez SB lub stanowiące jej agenturę, w fałszywym świetle. Kilkanaście takich osób ze środowisk kościelnych i opozycyjnych, którym prymas Józef Glemp nie miał powodu nie ufać, realizowało wyznaczone im przez SB zadania i przedstawiało kapelana Solidarności w sposób jednoznaczny i spójny: Popiełuszko, to karierowicz, któremu chodzi wyłącznie o rozgłos i karierę, nie o dobro osób, którym rzekomo pomaga.

Prymas, który stał na stanowisku, że najlepszym rozwiązaniem w relacjach z władzami PRL jest unikanie napięć, a zatem siłą rzeczy był zwolennikiem prowadzenia polityki kompromisu w kontaktach z władzami, uwierzył w tę retorykę i w ten spreparowany przez SB, wizerunek. W efekcie traktował księdza Jerzego w sposób oschły i surowy.

Barbara i Wiesław Janiszewscy, mieszkający na warszawskim Żoliborzu przy ulicy generała Józefa Zajączka, przyjaciele księdza Jerzego, zapamiętali, że prymasowi udało się to, czego nie był w stanie dokonać generał Czesław Kiszczak – doprowadzić bohaterskiego księdza do rozpaczy.

„Ksiądz Popiełuszko był leczony w Szpitalu Kolejowym na Brzeskiej w Warszawie. Jego organizm nie przyswajał witaminy B12. Dostał specjalne zastrzyki z tą witaminą, z zagranicy, można mu ją było podawać tylko przez iniekcję. Zastrzyki robiła moja żona. Chciał ich unikać, ale moja żona była w dbałości o jego zdrowie nieustępliwa. Znała księdza Popiełuszkę od początku jego działalności w Warszawie, była zawsze bardzo blisko niego. Nawet ubecy nazywając księdza Jerzego >szefem< moją żonę określali, jako >szefową<” – zeznał przed prokuratorami Wiesław Janiszewski.

Kapelan Solidarności znalazł w Janiszewskich oddanych przyjaciół, zaś w ich mieszkaniu – azyl przed SB. Często przychodził tu dla odprężenia, odpoczywał, przygotowywał kazania, jadał, czasami się zwierzał. Martwił się, że nie znajduje zrozumienia w Kurii, opowiadał, że wspierają go tylko biskup Kraszewski i proboszcz Teofil Bogucki, ale Kuria zamknęła przed nim nie tylko drzwi, ale także drogę do papieża. Opowiadał, że miał być w asyście papieża podczas jego wizyty na Jasnej Górze w 1983 roku, ale w ostatniej chwili został z tej asysty przez kogoś skreślony. Nie rozumiał zachowawczości Kurii i bardzo z tego powodu cierpiał.

Jak wspominali Janiszewscy, kilkakrotnie po powrocie ze spotkań z prymasem, ksiądz Jerzy siadał w ich domu przy stole i pytał: czemu mój ojciec mi to robi? A gdy to mówił, z jego oczu na podłogę płynęły łzy...

Co takiego robił i mówił prymas, że aż doprowadzał księdza Popiełuszkę do takiej rozpaczy i skrajnego załamania?

Sadząc, że ten ostatni jest karierowiczem, prymas nie szczędził mu reprymendy i przykrych słów, począwszy od systematycznej krytyki homilii księdza, po groźby, że wyśle go na wieś bez prawa głoszenia kazań.

To nie kto inny, jak właśnie prymas zadbał o to, by ksiądz Jerzy nie spotkał się z Janem Pawłem II podczas jego wizyty w Polsce w 1983 roku, na czym zależało i księdzu Jerzemu i Ojcu Świętemu. To nie kto inny, jak prymas, wydał zakaz siostrom Loretankom z warszawskiego Rembertowa nie tylko uczestnictwa we Mszach Świętych za Ojczyznę odprawianych przez księdza Jerzego, ale także goszczenia u siebie kapelana Solidarności (obydwa te zakazy siostry Loretanki ostentacyjnie łamały). To nie kto inny, jak tylko prymas odebrał księdzu Jerzemu duszpasterstwo środowisk lekarskich 18 października 1984 roku, zaledwie na dzień przed uprowadzeniem, co ksiądz Jerzy przeżył bardzo boleśnie. A to tylko przykłady, bo podobnie przykre sytuacje ze strony prymasa w odniesieniu do księdza Jerzego w tamtym czasie powtarzały się systematycznie i stanowiły jednolity ciąg zachowań.

Reżimowe władze nie ograniczyły się tylko do deprecjonowania osoby księdza Jerzego w oczach prymasa, ale równocześnie przedstawiły sposób rozwiązania „problemu Popiełuszki” – sprawę miało załatwić wysłanie księdza do Rzymu.

Z dokumentów śledztwa S 70/01/Zk wynika, że takie rozwiązanie zaproponował arcybiskupowi Bronisławowi Dąbrowskiemu osobiście generał Czesław Kiszczak. Arcybiskup tak zapalił się do pomysłu, że przedłożył go prymasowi Józefowi Glempowi. Co ciekawe, pomysł ten przedstawił nie jako inicjatywę Kiszczaka, lecz jako własną koncepcję. Nie jest jasne, dlaczego arcybiskup Dąbrowski zgodził się zostać „pasem transmisyjnym” pomiędzy generałem Kiszczakiem a prymasem Glempem. Nie ma jednoznacznych dowodów, które wskazywałyby na drugie dno takiej gorliwości. Teczka operacyjna księdza Bronisława Dąbrowskiego podzieliła los tysięcy innych teczek i została przez SB zniszczona.

Prymas zaakceptował pomysł generała Kiszczaka przedstawiony przez arcybiskupa Dąbrowskiego. I choć nie zgadzał się z arcybiskupem, że trzeba wydać księdzu Jerzemu polecenia w zakresie wyjazdu (bo jak tłumaczył „co by ludzie powiedzieli ?”), to jednak mocno naciskał na kapłana, by ten „dobrowolnie” zdecydował się na wyjazd do Włoch. Rozwiązanie „problemu Popiełuszki” miało zatem nastąpić poprzez wysłanie księdza do Rzymu – po uprzednim zwerbowaniu – bądź poprzez stopniowe osaczanie i izolowanie kapłana – co miałoby poprzedzić „ostateczne rozwiązanie”.

Kluczowa – acz jak wiele na to wskazuje, zapewne nie uświadomiona – rola w realizacji tego zadania, przypadła prymasowi Józefowi Glempowi.

Mogło się wydawać, że było czymś niepojętym, iż w kontekście takiej wiedzy o wszystkich tych wydarzeniach dążyliśmy wraz z prokuratorem Andrzejem Witkowskim do spotkania z księdzem prymasem. Czemu mogło służyć takie spotkanie i czy w ogóle miało jakiś sens? A jednak za jego zorganizowaniem paradoksalnie przemawiały logiczne przesłanki.

Latem 2000 roku podczas Mszy Świętej odprawianej przy Grobie Nieznanego Żołnierza prymas prosił Boga o miłosierdzie za to, że nie udało mu się uratować życia księdza Jerzego. Ten publiczny akt skruchy nie zawierał prawdy o relacjach Przewodniczącego Konferencji Episkopatu z księdzem Jerzym, nie był niczym, co można by nazwać szczerym uderzeniem się w piersi czy wyznaniem winy. A jednak był to sygnał, że wydarzenia z przeszłości są dla hierarchy skrywanym wyrzutem sumienia. To z kolei dawało nadzieję, że prymas uprzedzony o intencji publikacji – w których miałem zaprezentować dowody wskazujące, że to, co publicznie mówiono o okolicznościach śmierci księdza Jerzego, poza miejscem i czasem jego uprowadzenia, jest kłamstwem – nie potraktuje artykułów, reportaży telewizyjnych i książki, jak ataku na siebie. Wystarczyłoby przecież, by prymas ogłosił, iż takie publikacje są inspirowane przez wrogów Kościoła i uderzają w proces beatyfikacyjny księdza Jerzego, by prawda o tej zbrodni została zamordowana raz na zawsze.