Nauka wolności na drodze
Wpisał: Marcin B. Brixen   
23.10.2014.

Nauka wolności na drodze

 

Marcin B. Brixen - 21 Października, 2014

polityka

rodzina Hiobowskich

Łukaszek

- Drogie dzieci - rozpoczęła uroczyście lekcję pani pedagog. - Dzisiaj przyszedł do nas pan policjant.
- Znowu będzie o narkotykach - jęknęła Marysia, która zawsze odzywała się jako pierwsza. - Czy nie może pani zrozumieć, że nie wszyscy są tacy jak pani? My nic nie bierzemy!
Pani pedagog nawet nie drgnęła brew, tylko najpierw wpisała dziewczynce uwagę do dzienniczka, a potem oznajmiła jej, że nawet gdyby dziewczynka coś brała, to i tak nic by jej nie pomogło.
- Ciekawe w czym - zastanawiała się klasa trzecia a.
- Nie gadamy, idziemy - zakomenderowała pani pedagog i wszyscy udali się na ulicę przed szkołą. Czekał tam już na nich pan policjant i...
- To jest radiowóz??? - zdumiał się okularnik z trzeciej ławki. - Co to jest???
- Fiat Uno, ty nędzna fiucino - rzekł z pogardą Gruby Maciek. - Jak można nie znać się na samochodach!
- Jak można być tak grubym?! - odszczeknął się okularnik. - Jakby cię było dwóch!
I się pobili.

- Dlaczego macie stare Fiaty Uno jako radiowozy?  -spytał Łukaszek.
- Kiedyś próbowaliśmy zatrzymać Fiata Uno do kontroli - tłumaczył się zakłopotany pan policjant. - Pomimo tego, że strzelaliśmy w opony, to siedemnastolatek prawie nam uciekł, mimo, że strzelaliśmy w opony. Rozbił trzy radiowozy i... No, mniejsza z tym. W każdym razie komendant zabrała nam radiowozy i kupił Fiaty Uno. W sumie nawet fajnie, bo mniej na paliwo wydajemy. Ale ja nie przyszedłem po to, żeby się chwalić sukcesami, tylko, żeby porozmawiać z wami o wolności. Wiecie co to jest wolność?
- Że można pokazywać fujarę na ulicy - odparł bez namysłu okularnik.
- Mogę napluć na pana, ale jak pan jest gejem, to nie mogę - próbował zgadnąć Gruby Maciek.
- Chodzi o wolność na drodze. Chodzi o to, że kiedy jedziecie to macie wybierać wolność. Wolność zamiast szybkości. Bo szybkość zabija - to mówiąc pan policjant rozstawiał manekiny, rozwijał taśmy i przygotowywał scenę. - Wyobraźmy sobie, że jedziemy pięćdziesiąt kilometrów na godzinę. A tu nagle ktoś wyskakuje nam na jezdnię i kładzie się na niej. Co robimy? Hamujemy. I proszę, nasze auto zatrzymuje się akurat tuż przed leżącym. On żyje! Ratujemy go! A gdybyśmy zaczęli hamowanie w tym samym momencie a jechali sześćdziesiąt kilometrów na godzinę? Otóż najpierw zabijamy tego leżącego, potem uderzamy samochodem w narożnik tego budynku, giniemy w samochodzie, następnie części samochodu spadają na boisko szkolne gdzie zabijają kolejne osoby, koziołkujące śruby spadają za mur i zabijają następnych... A żeby do tego nie doszło to...?
- To ten co się kładł musi się położyć dalej - zauważył błyskotliwie Gruby Maciek. Okularnik popukał się w czoło:
- Wystarczy zacząć wcześniej hamować!
- Można jechać inną ulicą, wtedy nie zabijamy dzieci na boisku - dodał Łukaszek.

Pan policjant zrobił facepalma, następnie krzyknął, że wszystkie odpowiedzi były złe, bo wystarczy jechać wolniej, a potem zdarzyło się coś bardzo nieoczekiwanego i gwałtownego. W ulicę wjechał na czerwonym świetle. bardzo szybko sportowy, biały samochód. Jechał pasem pod prąd, potem wjechał na chodnik przeganiając przechodniów. Następnie skasował kosz na śmieci, zdewastował trawnik, zjechał na ulicę i zatrzymał się koło radiowozu urywając mu lusterko. Kierowca opuścił szybę, był to młody facet. Spojrzał na pana policjanta uśmiechając się bezczelnie.
- Pan coś mówił o niejeżdżeniu za szybko - przypomniał Łukaszek.
- Mu... Muszę pana ukarać - wychrypiał pan policjant.
- Mnie??? Na pewno??? - zdziwił się kierowca. – Czyżbyś czegoś nie kumał?
- Kumam - stęknął pan policjant. - Dlatego... Dam panu pouczenie.

Trzecia a zawrzała oburzeniem i sugerowała szeroki wachlarz kar od gwałtownego odjęcia kończyn dolnych po brutalne praktyki seksualne w więziennym męskim gronie.
- Nenenene! - zaśpiewał radośnie młody kierowca. - Nie można być karanym dwa razy za to samo! Dostałem już pouczenie! Więc teraz możecie mnie...
- Skąd pan to wie? - spytała pani pedagog.
- Od mamy!

I odjechał z rykiem silnika przejeżdżając panu policjantowi po stopie.
- Więc pamiętajcie dzieci - mówił z wysiłkiem pan policjant siedząc na chodniku masując bolącą stopę. - Jeśli pojedziecie sześćdziesiąt możecie zabić kogoś, siebie i dzieci na boisku. A jeśli pojedziecie sto sześćdziesiąt może się to skończyć nawet... Pouczeniem!