Św. Maria Alacoque - narzędzie najzupełniej i bezwzględnie nieodpowiednie
Wpisał: Ernest Hello   
04.11.2014.

Św. Maria Alacoque - narzędzie najzupełniej i bezwzględnie nieodpowiednie

 

Ernest Hello Zawsze Wierni, nr 48, 9-10.2002, s. 141.

 http://gdynia.piusx.org.pl/index.php/duchowo/25-z-archiwum-zawsze-wierni2/1140-ernest-hello-sw-maria-alacoque

Św. Maria Alacoque, Święto 17 października

 

Kiedy człowiek chce coś zrobić, obiera sobie narzędzie najodpowiedniejsze do wykonania przedsięwziętej pracy. Jeśli jakiś władca wybiera sobie kierownika rządów, bierze, lub przynajmniej usiłuje wybrać, człowieka odpowiadającego przeznaczonej mu sferze działalności. Jeśli człowiek chce mieć swój portret, zwraca się z zamówieniem do malarza, a nie pyta o powroźnika.

Kiedy Bóg postanowi działać, robi to metodą wprost odwrotną. Wybiera narzędzie najzupełniej i bezwzględnie nieodpowiednie. Jakoby zamysłu stara się wykazać, że działa własną tylko mocą i wybiera za narzędzie krańcową niemoc, abyśmy nie byli skłonni przypisywać znaczenia i siły temu narzędziu. Już od czasów św. Pawła wybierał zawsze niemoc dla pokonania i onieśmielenia siły. Św. Piotr, który moc miał piastować, któremu nadaną została potęga, potęga urzędowa, dzierżenie rządów, św. Piotr, który miał wiązać i rozwiązywać, św. Piotr, włodarz kluczy, któremu powierzono otwieranie i zamykanie niebios ten sam św. Piotr dotknięty jest niepojętą niemocą; trzy razy przejęty strachem wobec służącej, wypiera się Tego, którego oblicze widział promieniejące na górze Tabor.

Trzeba przeniknąć całą tę słabość i zgłębić tę otchłań, jeśli się chce pojąć, jakiego ogromu sięgało Piotrowe przedstawicielstwo potęgi; gdyż przepaść – przepaść wywołuje, więc Piotr jest przedstawicielem mocy z tym większą, boską plastycznością, im niezmierniejsza jest jego słabość i nieporadność ludzka.

Pewnego razu św. Franciszek z Asyżu spotkał zakonnika, który go zapytał: – Dlaczego to zbiegowisko tłoczy się dokoła ciebie? Po co ten tłum? Po co ta cześć i przywiązanie? Czemu tak się cisną za tobą?

Św. Franciszek odpowiedział:

– Szukał Pan Bóg na świecie nędzarza, przez którego mógłby najlepiej swoją potęgę okazać. Jego najświętsze oczy spoglądając na ziemię, nic równie mnie złego, marnego, małego i podłego nie znalazły. I to jest powód mego wyboru przez Pana Boga.

Widzimy więc, że mamy do czynienia wciąż z tą samą metodą.

Pomimo to, tak Piotr jak Franciszek byli z natury bogato wyposażeni. Były to dusze wzniosłe. Franciszek miał w umyśle pierwiastek naturalnej subtelności, a w sercu pierwiastek naturalnego bohaterstwa.

Lecz jeśli się zastanowimy nad postacią Marii Alacoque, przeznaczonej do spełnienia wielkiego dzieła, będziemy oglądali arcydzieło nędzy ludzkiej, niczym niezrównoważone. To już nie wielki charakter porwany wielkimi namiętnościami; to natura mała, ciasna, nie pociągająca, nie wyposażona zdolnościami, bez stylu, bez wyrazu.

Jedyną rzecz tylko posiadała: miłość, oddanie się bezwzględne. Lecz takie jest ubóstwo jej środków przyrodzonych, że nawet miłość rzadko bardzo czyni ją wymowną. Sepleni, lęka się, waha, jest niepewna, nic nie wie. Jedynie miłuje i poddaje się, jest posłuszna. I oto jest chwałą napełniona. Oto jest wybraną.

Wybrałem cię, mówi do niej Jezus, jako otchłań niegodności i nieświadomości, dla dopełnienia wielkiego zamiaru i aby wszystko było przeze Mnie uczynione”.

W stanie nieświadomości trudno istotnie zajść dalej.

Ludwik Veuillot przeprowadza porównanie postaci Dantego i Anieli z Folinio.

Nawet jako ludzkie dzieło i dzieło poezji, stawia on niezrównanie wyżej dzieło Anieli z Folinio i ma słuszność.

Pioruny serca biją dokoła Anieli.

Aniela mówi:

„Gdyby mi anioł przepowiadał śmierć mojej miłości, powiedziałabym mu: Tyś to jest, któryś upadł z niebiosów. A gdyby ktokolwiek, bez wyjątku, opowiedział mi Mękę Chrystusa Pana tak, jak ja ją odczuwam, powiedziałabym mu: Tyś to sam ją przecierpiał”[1].

Jej wzruszenia wobec wymawianego przy niej Imienia Bożego przewyższają wszystkie uniesienia starożytnych i nowych poetów.

Święta Teresa, jakkolwiek dużo niżej stojąca od Anieli, jest mimo to niewiastą szczególnie wybitną. Renan się nią zachwyca. Wyobraźnia św. Teresy jest gorąca, a umysł jej subtelny.

Lecz Maria Alacoque jest jakby urągowiskiem rzuconym umysłowi ludzkiemu. Nikomu jej wybór na myśl by nie przyszedł, jednemu tylko Bogu mogło się podobać pozbawić narzędzie swoje wszelkich zalet ludzkich, nie wyłączając ani jednej. Równie uboga inteligencją jak i majątkiem, sama sobie nie może zdać sprawy z tego, co się z nią dzieje. Oddanie się jej jest bez granic, miłość jej szczodra jest i ofiarna aż do najzupełniejszego i najboleśniejszego poświęcenia samej siebie w całości.

A przecież jej życiopis o. Giraud, przełożony OO. Misjonarzy w Salette, mówi z powodu jednego z jej objawień: Język jej wyda się może pobożnemu czytelnikowi niegodnym tak wzniosłego przedmiotu. Należy go pod tym względem oświecić, aby rozproszyć w jego umyśle wszelkie nieprzychylne wrażenie.

To, co niektórym krytykom, w jej wyrażeniach wyda się małym i dziecinnym, tego nie możemy przypisywać Jezusowi, ale prostactwu osoby, która mówi za Jezusa. Boskiemu Mistrzowi przypiszemy tylko treść i istotę myśli i uczuć.

Po szczegóły życia odsyłamy czytelnika do książki o. Girauda[2], który o ile możności przytacza przeważnie słowa samej Błogosławionej, tłumacząc się wciąż, że ośmiela się wyjaśniać i wykładać jej życie i jej dzieło. Trudno sobie wyobrazić godniejszego wykładacza, tak jest przejęty duchem Błogosławionej, że zaledwie dopiero z chwilą, gdy ona milknie, on mówić zaczyna.

Maria, uboga dziewczyna zupełnie pozbawiona wyobraźni, widzi Jezusa Chrystusa i słyszy Go jak mówi: „Boskie Moje Serce taką pała miłością do ludzi, a do ciebie w szczególności, że nie mogę znieść w sobie płomieni tej żarliwej miłości, muszę ich udzielać za twoim pośrednictwem”.

Niektórzy skłonni są do sądzenia, że biedna zakonnica czyniła wysiłki, aby się podniecać, egzaltować, oraz że wszyscy dookoła starali się podtrzymywać w niej stan podniecenia. Działo się jednak wprost przeciwnie.

Niezwykłe, dziwaczne ścieżki, którymi kroczyć chciała, nie były właściwe dla zakonu Nawiedzin Najświętszej Panny Maryi i należało je porzucić.

Polecono jej doglądać oślicy z oślątkiem, aby zająć i rozerwać jej umysł.

Na to odpowiada: „Ponieważ Sani, strzegąc oślic, odnalazł królestwo Izraelskie, więc i ja, widocznie, muszę zdobywać królestwo niebieskie, uganiając się za tymi zwierzętami”.

Ojciec Giraud zwraca uwagę na ciekawe zjawisko: ta uboga, bez najmniejszego wykształcenia dziewczyna, przytacza bez ustanku Pismo święte i posiada nawet jego zrozumienie, dużo przewyższające jej przyrodzone zdolności umysłowe.

Otoczenie przypisywało kolejno naturze lub szatanowi zjawiska w niej zachodzące. Walczono też wszelkiego rodzaju środkami z nią i z nimi. Błogosławiona, przez posłuszeństwo, robiła się współwinną błędów, jakie na niej popełniano.

Wszystko się przeciw niej sprzysięgło, nie wyłączając jej samej. Nie ma ona ani zdolności, ani inteligencji, ani powagi, ani posłuchu. Namówiono i zmuszono jej sumienie, aby walczyło z jej widzeniami.

Wszystko ma przeciw sobie; za sobą nie ma nic. A przecież tryumfowała, tryumfuje, a co najważniejsze, będzie tryumfowała. Bez broni, bez podstępu, bez umiejętności i geniuszu, bez sprzymierzeńców, zdobyła sławę, od której uciekała. Chwała uciekała od niej; ona uciekała od chwały, a mimo to obie zjednoczone są ściśle w czasie i w wieczności.

Imię jej znane jest wszędzie; jest wielu, którzy zeń szydzą – prawda; lecz i ci także znać je i mówić o nim muszą.

Ich naigrywanie się i złość ich jest również hołdem i tym tylko głębszym, że nie dobrowolnym. To hołd oddany przez siłę tej niepojętej i nieujętej godności, której po ludzku niemal zrozumieć niepodobna. Bo jeśli jej Bóg nie opromienił sławą, któż i za pomocą jakich czarów sławną uczynił tę dziewuszkę, tak całkowicie pozbawioną darów przyrodzonych, z jej ubóstwem społecznym, ubóstwem religijnym, nie mającą zdolności w żadnym kierunku, wyciągającą poprzez ciemności spragnione ramiona, ciemności, które zdawały się być jej sądzone na zawsze? Jakim sposobem ta uboga dziewczyna, której imię powinno było zaginąć, jak tylu innych, jakim sposobem otoczoną została jednocześnie chwałą i rozgłosem; chwałą w Kościele, rozgłosem w świecie?

Szydzą z niej, rozumie się, ale gdyby została pogrążona w zwykłym zapomnieniu, które ją czekało, byłoby rzeczą równie niemożliwą naśmiewać się z niej, jak czcić ją i wysławiać. Bo nikt po upływie dwóch wieków nie wyśmiewa się z pierwszej lepszej dziewczyny. Zapomina się o niej, nie zna się jej, i to wszystko. Gdyby Maria Alacoque, przez jakąś bijącą w oczy niedorzeczność, starała się pozyskać rozgłos, nigdy by go nie osiągnęła. Poza zbiorem wszelkich braków przyrodzonych i towarzyskich, nosi nazwisko, które samo przez się jest brakiem i śmiesznością: miano Alacoque (‘jak kogut’), tak podatne do drwin i żartów.

Cały żywot Marii Alacoque jest jednym zmaganiem się przyrodzonego prostactwa z udzieloną jej wzniosłością. Pewnego razu na przykład pragnie sobie zadać umartwienie cielesne, co do którego natury nie zdaje sobie sprawy, które jednak, jak się wyraża, budzi w niej apetyt przez swoją surowość. Jezus jej tego zabrania; bo, jak objaśnia Maria, będąc Duchem, pragnie także ofiary z Ducha.

To proste i jasne; ależ ona nie była zdolna do pomyślenia czegoś podobnego, w drodze naturalnej.

Kiedy indziej Jezus mówi do niej: „uczynię cię taką nędzną, taką lichą, taką wstrętną w twych własnych oczach i tak cię zniszczę w myśli twego serca, ze będę mógł się osiedlić i zadomowić w tym pustkowiu i nicości”.

Zwróćcie uwagę na to określenie: „w myśli twego serca”; to styl Pisma świętego. Oto jak wspaniale przemawia Małgorzata Maria. Skądże się jej to bierze?

Kto ją nauczył myśleć, jak myślał św. Paweł?

Ale, kto ją nauczył również myśleć jak Mojżesz?

Jezus pokazał jej pewnego dnia, jak: kary przygotował dla niektórych dusz, jej nieprzyjaznych.

Rzuciłam się, mówi Małgorzata Maria, do Jego świętych nóg, wołając: O Zbawicielu mój, zwróć na mnie cały Twój gniew, i raczej mnie wykreśl z księgi życia, niżbyś miał gubić dusze, tak drogo przez Ciebie odkupione”.

I odpowiedział mi: „Lecz one cię nie miłują i nie ustaną w prześladowaniu i krzywdzeniu ciebie”.

To nic, o Boże mój, aby tylko Ciebie umiłowały; nie ustanę w błaganiu, abyś im odpuścił.

Już mnie nie odwodź od tego, nie mogę ich dłużej cierpieć.

A obejmując go jeszcze usilniej zawołałam: „Nie, Panie mój, nie puszczę cię, dopóki im nie przebaczysz. Odrzekł mi więc: Zgodzę się, jeśli ty przyjmiesz za nie odpowiedzialność. Dobrze, o Panie, ale wypłacę Ci się Twymi własnymi darami, skarbem Twego Przenajświętszego Serca. Oto, czym wreszcie się zadowolił”. –

Czy nie poznajecie w tym Mojżesza?Puść mnie! Nie, nie puszczę cię, Panie”.

Opis żywota błogosławionej Małgorzaty Marii, rozpoczęty przez nią, został doprowadzony do końca przez o. Giraud. Trudno byłoby znaleźć godniejszego nadeń dziejopisa tego życia.

Można by sądzić, że o. Giraud był kierownikiem duchowym Błogosławionej, tak ją do głębi poznał i przeniknął. Poznał ją nie tylko myślą swego umysłu, ale ją poznał myślą swego serca. Czerpał z tych samych źródeł. Nie będę już więcej nad nim się rozwodził, w obawie zrobienia mu przykrości, bo należy on do tych, którzy ukochali ukrycie i ciszę.

 Przypisy:

1. Widzenia i Objawienia Anieli z Folinio.

2. La vie de la bienheureuse Marguerite-Marie, religieuse de la Visitation ecrite par elle meme. Autentyczny tekst tej cennej autobiografii został wyjaśniony uwagami historycznymi i teologicznymi oraz uzupełniony opowiadaniem o ostatnich latach życia Błogosławionej i nowenną do niej, przez o. misjonarza Giraud.