Ulica Dobra wcale nie jest dobra
Wpisał: Izabela Brodacka   
10.11.2014.

Ulica Dobra wcale nie jest dobra

 

„Mieszkali 50 lat i dosyć, pod most, na bruk”

 

Izabela Brodacka

 

Drukowany w numerze 45 ( 386) Gazety Warszawskiej 7.11.2014

 

Adres: Dobra 7
Numer hipoteczny: 6973
Zbudowany: 1913-14
Usunięcie dekoracji: po 1945

Historię tej kamienicy opisuje w książce "Mój przedwojenny świat" Włodzimierz Krzemiński (wyd. Zapiski, Warszawa 2001), który spędził w niej całe dzieciństwo. Dom został zbudowany przed I wojną światową. Jego właścicielem był Niemiec Józef Flatau. Kamienice w sąsiedztwie też należały do Niemców. Dom miał cztery piętra, wysoki parter i suterynę, w której mieściły się sklepy. Układ przestrzenny kamienicy był różny od stosowanych wówczas w Warszawie. Zamiast podwórka studni, za kamienicą frontową umieszczono oficynę. Fasada domu została ozdobiona klasycystycznymi dekoracjami.

Dwupokojowe mieszkania miały ubikację lecz nie miały łazienek. Zajmowali je najczęściej rzemieślnicy i robotnicy, często podnajmując jeden pokój sublokatorom. Dom posiadał oświetlenie gazowe. Miłośnicy starej Warszawy powinni zapoznać się ze wspomnieniami Krzemińskiego. Opowieści o sublokatorach jego rodziców przypominają zabawne perypetie ze studentami baronowej Krzeszowskiej z „Lalki” Prusa.

Dom przy Dobrej 7 przetrwał Powstanie Warszawskie. Zaraz po wojnie decyzją władz miasta zlikwidowano klasycystyczne ozdoby frontonu.

Już przed wojną rejestrowano poważne zawilgocenie mieszkań w tej okolicy. Powiśle zostało zbudowane nad zdążającymi do Wisły licznymi ciekami wodnymi. Nikt nie dbał wówczas o izolację ścian i osuszanie budynków czynszowych. Okazało się, że władza ludowa też nie zadbała. A może nie znała odpowiednich technologii. Skupiła się na dewastacji frontonu budynku.

Po wojnie w kamienicy mieszkali – nazwijmy to - oporni w płaceniu czynszów lokatorzy. Nic dziwnego, że jej stan się pogarszał.

Niedawno kamienica została pięknie wyremontowana .Tylko pozornie. Przede wszystkim nikt nie zadbał o jej osuszenie i izolację od cieków wodnych, choć obecnie istnieją przecież odpowiednie technologie. W mieszkaniach jest wilgoć. Plamy wilgoci i pleśń pojawiają się nawet na wyższych piętrach. W kamienicy założono szeroką windę z przeznaczeniem dla inwalidów . Mur wokół windy jest skruszały. Strach do niej wsiadać.

Mieszkania w tej kamienicy otrzymują na ogół ludzie wysiedlani z innych kwaterunkowych mieszkań, którzy mieli prawo do lokalu zamiennego. Tak było z mieszkańcami Jazdowa gdzie miasto pozwoliło założyć niezwykle istotną dla polskiej kultury instytucję, nie pobierając od jej założycieli czynszu. Jest to żydowski Kibuc Warszawa. Jego założyciel Jan Śpiewak (ze znanej rodziny Śpiewaków) , był kiedyś w sztabie wyborczym HGW. Zniechęcony do polityki czy tylko do PO postanowił – jak twierdzi- służyć ludziom. Posługę tę zainaugurowało zajęcie na potrzeby kibucu domku po wyrzuconych z Jazdowa lokatorach. Jan Śpiewak jest bardzo skromny, chciałby na początek zostać tylko burmistrzem Śródmieścia. Posługując się znaną metaforą Ireny Lasoty - nadszedł czas na kolejną zmianę eszelonu.

Kilka osób z Jazdowa znalazło przystań na Dobrej 7. Niewiele mieli do powiedzenia. Dwie propozycje od miasta i pod most. Zwolennicy rozwiązań liberalnych są z tego bardzo zadowoleni. „Mieszkali 50 lat i dosyć, pod most, na bruk” - wykrzykiwał pewien prominentny pracownik KIG ( Krajowa Izba Gospodarcza) . Nie zastanowił się jednak, że jeżeli ze względu na ciągłość państwa i systemu prawnego nie można (zdaniem prawników ) odebrać emerytur ubekom, a także wyrzucić prominentów PRL z ukradzionych prawowitym właścicielom mieszkań (na przykład generała Jaruzelskiego i jego spadkobierców z domu zrabowanego dekretem Bieruta Przedpełskim, który w 1979 roku Jaruzelski kupił za około 96000, najniższa pensja wynosiła wówczas 2000 ), dlaczego te zasady nie miałyby dotyczyć umów, które zawierało państwo czy miasto z lokatorami? Przecież prawo nie działa wstecz.

Przy Dobrej mieszkają również osoby z oficyny kamienicy przy Marszałkowskiej 60 opróżnionej z lokatorów pod pretekstem katastrofy budowlanej. Na planach architektonicznych (do których po cichu dotarłam) dwupokojowe mieszkania w tej kamienicy są przerobione na luksusowe garsoniery. Będzie to pokój o powierzchni 40-50 metrów kwadratowych ( z połączonych dwóch pokoi) łazienka z jacuzzi i kuchnia – laboratorium.

Jak głosi wieść gminna garsoniery miały być przeznaczone dla posłów pobliskiego Sejmu. Przecież biedacy nie mogą efektywnie pracować w swoich hotelowych pokoikach. Na przykład pracować nad ustawą ułatwiającą eksmitowanie na bruk lokatorów. Konstytucjonaliści się nie mylą. Wyraźnie widać ciągłość z PRL, szczególnie w kwestiach społecznych. Jak to mówił towarzysz Szmaciak: „ trzeba doić, strzyc to bydło, a kiedy padnie − zrobić mydło".

Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy. Miasto hojnie wydaje pieniądze podatników na szkodliwe działania pozorne. Lokatorzy wędrują z Marszałkowskiej i z Jazdowa na Dobrą. Niektórzy z Dobrej, Marszałkowskiej i Jazdowa wylądowali na bruku. W ten sposób miasto wygenerowało poważny problem społeczny, z którym będzie przez najbliższe lata bohatersko walczyć ogromnym kosztem. Wdroży zapożyczone z UE „programy wychodzenia z bezdomności” obejmujące warsztaty psychologiczne, naukę ładnego ubierania się i pisania CV. W tym celu zatrudni za ogromne pieniądze setki następnych pracowników. W mroźne noce specjalne ekipy będą patrolować ulice i działki i zwozić nie zamarzniętych jeszcze bezdomnych do noclegowni.

Źle przeprowadzony remont domu przy Dobrej 7 to też przykład kosztownych i szkodliwych działań pozornych. Takich jak zamiana dobrych płyt chodnikowych na rozpadającą się po roku kostkę Bauma, takich jak rewitalizacja ogrodu Krasińskich zainaugurowana wycięciem zdrowych drzew, czy rewitalizacja podwórek w Śródmieściu polegająca na wycięciu pielęgnowanych przez lokatorów drzew i krzewów i posadzeniu byle jakich bylin. Dobrym przykładem jest ulica Hoża gdzie w zeszłym roku pod każdym drzewkiem posadzono nie wiedzieć po co pnącza dzikiego wina. Dziś resztki tych roślin się usuwa. A kasa płynie. I o to właśnie chodzi.