WYPAD na Pocztę Polską drugiego sierpnia 44 | |
Wpisał: Witold Kieżun | |
13.11.2014. | |
WYPAD na Pocztę Polską drugiego sierpnia ‘44
[z książki „Magdulka i cały świat” , Witold Kieżun]
Z nastaniem zmroku ogień niemiecki z Poczty ucichł. Cała kompania "Grażyna" i nasza grupa OS-u [OS- Oddział Specjalny, odpowiednik obecnego GROMU md] przeszła w padającym deszczu Jasną i Świętokrzyską na Mazowiecką. Zajęliśmy stanowiska w budynku Mazowiecka 4 i w ruinach budynku narożnego ze Świętokrzyską. 2 sierpnia 1944 roku Poczta Główna na placu Napoleona (obecnie plac Powstańców Warszawy) była atakowana frontalnie przez batalion "Kiliński". Nasz Oddział Specjalny z zespołem żołnierzy kompanii "Grażyna" otrzymał rozkaz natarcia od strony podwórka Poczty sąsiadującego z domem Świętokrzyska 17. Działał tam już kobiecy patrol minerski, który wysadził mur chroniący podwórko Poczty, ponosząc jednak podczas tej akcji straty, ponieważ podwórko było pod silnym ostrzałem niemieckiego ckm-u na piętrze gmachu głównego. - Go się potem działo? - Trzem żołnierzom "Harnasia" udało się przebiec podwórko i wskoczyć na rampę: podporucznikowi "Kaszubie" (Władysław Wojewódzki) z kompanii "Grażyna", kapralowi "Fryckowi" (Franciszek Pies) z OS "Harnaś" oraz mnie. Udało nam się wskoczyć na rampę znajdującą się pod osłoną zadaszenia przeciwdeszczowego. W ten sposób zabezpieczyliśmy się przed ogniem niemieckiego karabinu maszynowego. Pozostali uczestnicy naszego ataku schronili się za częścią zburzonego muru. Posuwając się po rampie, rozdzieliliśmy się. "Kaszuba" i "Frycek" weszli na klatkę schodową, a ja dotarłem do tunelu bramy wjazdowej Poczty na ulicę Warecką. Przeszedłem kilkanaście kroków i na bocznej bramie zobaczyłem napis „Wartownia". Nogą otworzyłem drzwi i z gotowym do strzału schmeisserem stanąłem z wrażenia jak wryty. Przy stołach stało kilkunastu żołnierzy, porządkując rozłożoną na stole broń. Obok stał oficer z otwartą kaburą pistoletu. Nacisnąłem spust pistoletu maszynowego bez rezultatu - zaciął się. Byłem bezbronny. Chyba niemiecki oficer to zauważył, bo sięgnął do kabury po pistolet. Wówczas w przerażeniu ryknąłem: Alles Hände hoch ! Wszyscy podnieśli ręce - ich oficer też. Widocznie nie wyczuli w mojej niemczyźnie lęku, a ja natychmiast, patrząc czujnie, podszedłem do oficera i zdecydowanym ruchem zabrałem mu jego elegancki pistolet Walter 9 mm z rękojeścią z kości słoniowej. - Ilu tych Niemców było? - Razem z oficerem czternastu. - Czy któryś z pana kolegów dołączył z bronią w ręku? - W tunelu bramy wjazdowej był już porucznik "Kaszuba", uzbrojony jednak tylko w ręczny pistolet. Niemcy rozumowali logicznie. Wszedł na razie jeden dryblas (moja postura w pierwszej chwili zrobiła tam wielkie wrażenie {miał 191 cm md}), a za nim sunie prawdopodobnie wielu uzbrojonych, zdecydowanych na wszystko Polaków. Dlatego nie stawiali oporu; nie chcieli bezsensownie umierać. Przez moment, gdy przestraszeni stali z podniesionymi rękami, pomyślałem: mój Boże, co ja teraz z nimi zrobię! Nie miałem wyjścia - musiałem ich jakoś zaprowadzić na podwórze i tam już faktycznie wziąć do niewoli. Kazałem im z rękami do góry wychodzić, krzycząc: Alles raus! i szedłem za nimi z zaciętym schmeisserem, obwieszony maksymalną ilością zdobytej broni. Gdy cała czternastka wzięta przeze mnie do niewoli znalazła się na podwórku, została obstawiona przez moich kolegów. Jeńców ulokowano w jakimś pomieszczeniu, gdzie pod strażą czekali na odtransportowanie do prowizorycznego aresztu jenieckiego, już poza naszym zasięgiem operacyjnym. - A co z zarekwirowaną bronią? - To był niezły arsenał. Gdy tylko wyprowadziłem z wartowni tych niemieckich żołnierzy, zaczął się z początku spontaniczny, niekontrolowany pęd do tej zbrojowni w pogoni za znajdującą się tam bronią (spis przechwyconej broni przeznaczony dla generała "Montera" - dowódcy Powstania, ocalał i znalazł się w prywatnym archiwum Roberta Bieleckiego). Najcenniejszy był lekki karabin maszynowy Dreiser, miał siłę ognia ciężkiego karabinu maszynowego, ale był lekki, ręczny, wygodny do przemieszczania się, miał sześć zapasowych luf i około 2000 sztuk amunicji. - Co się stało z pistoletem zabranym przez pana oficerowi w wartowni? - Nikt nie kwestionował mojego do niego prawa. - Czy za akcję na Poczcie Głównej otrzymał pan jakieś odznaczenie? - Na wniosek porucznika "Harnasia" dostałem rozkazem nr 23 Komendy Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej z 19 sierpnia 1944 roku Krzyż Walecznych. Pewnie także między innymi za ten wypad na Pocztę. - Rozumiem, że właśnie za tę akcję otrzymał pan od porucznika „Harnasia" pseudonim "Wypad"? -Tak. |