atak zwolenników atomówek
Wpisał: Dr Jerzy Jaśkowski   
08.10.2009.

Zmasowany atak zwolenników atomówek - “O co chodzi”

Uwagi do artykułu prof.Celińskiego w Energetyka - sierpień 2009

            Ostatnio pojawia się coraz więcej artykułów zachęcających społeczeństwo do przyjęcia atomu jako panaceum na wszelkie problemy Rządu. Wszystkie są tak krojone, aby u czytającego nie powstała najmniejsza wątpliwość,  co do tego faktu. Czytelnik nie powinien  dopuścić żadnej myśli, że można inaczej rządzić, że atom to nie  jest rozwiązanie problemu.  Że atom to nie  jest takie szczęście ale wręcz przeciwnie duży kłopot, ponieważ  nie tylko my ale nawet nasze wnuki będą musiały płacić za pazerność paru facetów  z minonej epoki.

            Przoduje w takiej dezinformacji Gazeta Wyborcza vel wybiórcza oraz jej spółki córki [co oficjalnie podała mianując się promotorem atomu], ale ostatnio dołączają do tego  chóru  także wydawnictwa specjalistyczne jak np. Energetyka,  która w numerze sierpniowym 2009 prezentuje  art.  prof. Z. Celińskiego,  znanego od 30 lat piewcę atomu.

            Jak każdy artykuł tego  gloryfikatora atomu, także ten powiela stare założenia i błędy. Najlepszym dowodem jest fakt przytaczania w załączonym piśmiennictwie tylko publikacji  zwolenników energii atomowej,  w tym na 22 pozycje przytaczane,  11 stanowią jego prace lub 3 - towarzyszy.

            Przechodząc do meritum sprawy.  Już na początku artykułu podawane są nieprawdziwe informacje. I tak: to   na początku lat 70- ych ubiegłego wieku  wstrzymano budowę elektrowni jądrowych w USA właśnie z powodów ekonomicznych. Amerykanie wiedzieli o tym już 40 lat temu. Dlatego  nie budują na swoim terytorium nowych elektrowni, a stare likwidują. USA buduje elektrownie w takich korupcjogennych krajach jak Indie, Korea czy też Chiny. I nic do tego nie miał czas budowy elektrowni,  albowiem w latach 60-tych XX wieku budowano je w jednakowym tempie.

            Nieprawdziwe jest także twierdzenie jakoby najniższe koszty budowy były we Francji. Skąd bowiem wzięłoby się zadłużenie Elektricite de France, państwowego koncernu energetycznego eksploatującego elektrownie jądrowe,  wynoszące ponad 100 miliardów euro, przy zysku rocznym poniżej 1 miliarda.  Biorąc pod uwagę średni czas życia elektrowni jądrowej, to jeszcze prawnuki będą spłacały głupotę ich ojców. Przecież nie trzeba skończyć wyższych studiów, aby znać się na tak prostej ekonomii. Gdyby nie coroczne dotacje rządowe, to elektrownie jądrowe we Francji zbankrutowały by dawno. Poza tym Francja w najbliższym czasie zamyka 10-12 elektrowni jądrowych a w budowie ma tylko dwie.

            Kolejna strona i kolejne dezinformacje. Prof. Celiński podaje, że koszt budowy 1 KW elektrowni jądrowej, we Francji,  to ok 2500 euro. Policzmy: jeżeli 1 KW kosztuje 2500 euro to 1000 MW będzie musiało kosztować 2.5 miliarda euro. Przyjmując aktualną cenę 1 euro ok 4 złotych to koszt elektrowni jądrowej o mocy 1000 MW wynosi 10 miliardów złotych. Elektrownia planowana w Polsce, ma mieć ok 1600 MW,  a więc koszt budowy wyniesie wg. prof. Celińskiego 16 miliardów złotych. Jak do tej pory wszystko w porządku. Problem powstaje przy porównaniu wyliczeń p. prof.Celińskiego z raportem minister Trzebiatowskiej,  pełnomocnika rządu d/s energetyki jądrowej. Otóż ta Pani  twierdzi we wspomnianym raporcie, że powinniśmy jako społeczeństwo przeznaczyć na te elektrownie aż 66 miliardów złotych. Załóżmy, że to na 2 elektrownie. W takim razie kwota powinna wynosić 32 miliardy, a nie dwa razy tyle. Innymi słowy jest to po prostu skok na kasę, albo prof. Celiński nie ma pojęcia o czym pisze.

            Gwoli przybliżenia proporcji  ta kwota - 66 miliardów to jest prawie 120 % rocznych wydatków na służbę zdrowia, leczenie wszystkich chorych. Taki zastrzyk dodatkowych pieniędzy zlikwidowałby 2-3 letnie kolejki oczekiwań na operacje.

Te 66 miliardów to jest dziura budżetowa w roku 2010 z nawiązką.

            Kolejny akapit, rzekomo koszt paliwa wynosi w elektroni jądrowej tylko 20 - 25 % kosztów budowy, a w elektrowni węglowej aż 50%. Tak, to przy pewnych założeniach może być prawdą, ale.... Po pierwsze kwota jaką musimy przeznaczyć na budowę elektrowni węglowej jest kilkakrotnie niższa aniżeli sumy stracone na budowę elektrowni jądrowej. Po drugie węgiel, jak mi się zdaje mamy własny,  a paliwo uranowe musimy kupować. Aktualnie funt paliwa kosztuje ok 100 dolarów, czyli  jeden kilogram to ok 200 dolarów . Elektrownia jądrowa zużywa rocznie ponad 25 000 kg [dane prof.Celińskiego] paliwa to jest 5 000 000 dolarów rocznie. A jak przelicznik się zmieni i dolar pójdzie do góry? A musi pójść, ponieważ kryzys dopiero do Polski dochodzi, o czym świadczą masowe zwolnienia m.inn.na wyższych uczelniach [Toruń 400 pracowników Uniwersytetu, Akademia Medyczna w Gdańsku 700 itd]  to z jakich źródeł pokryjemy zakup paliwa. Przykładowo  ok. 200 000 dzieci w Polsce nie dojada [oficjalne dane ministerstwa Oświaty] 3000 dzieci umiera na wady serca z powodu braku pieniędzy. Innymi słowy co jest ważniejsze: zaspokajanie potrzeb bieżących społeczeństwa czy też jego okradanie.?

             Kolejna manipulacja w omawianym artykule to posługiwanie się procentami bez podania kwot wyjściowych. Jeżeli brak informacji,  w stosunku do jakiej  wielkości  odnosi się dany procent to jest to nie tylko informacja bezwartościowa ale kłamliwa. Nie daje się odbiorcy możliwości sprawdzenia obliczeń autora. Zupełnie co innego oznacza 25 % od 16 miliardów, a zupełnie co innego od np. 2 miliardów. Szkoda,że autor o tym zapomina.

            Następny przykład dezinformacji. Pan prof. Celiński podaje, że uranu starczy na 85 lat,  ale jak to pogodzić z informacją, że obecne zapotrzebowanie to ok 65 000 ton uranu,  a produkcja spadła do 39 000 ton. Jak to pogodzić z informacją, że już dwa lata temu Australia, największy producent uranu,  obłożyła jego  sprzedaż embargiem i odmówiła sprzedaży do Rosji. Za Australią poszły Indie i także odmówiły w 2008 roku sprzedaży uranu do Rosji. Wg oficjalnych danych już w 2012 będzie występował w Rosji 30 % niedobór uranu.

            Innymi słowy jeżeli jest tak dobrze jak to podaje prof. Celiński to dlaczego jest tak źle jak podaje prasa.? Na to pytanie chyba tylko uczony zna odpowiedź?

            Poza tym zdziwienie budzi fakt, że taki specjalista, zajmujący się od wielu lat energią jądrową w swoich opracowaniach dotyczących wielkości paliwa uranowego na rynku nigdy nie podaje jakie ilości zużywa wojsko. Przecież każdy jako tako zorientowany obywatel wie, że jak zacznie brakować uranu to wojsko położy na nim przysłowiową łapę. A mamy o czym myśleć; USA kilkadziesiąt okrętów atomowych, Rosja, Chiny, Francja, Anglia, Izrael itd, itd.

Do dzisiaj nie wiadomo ile konkretnie tysięcy ton ten byznes wojskowy pochłania?

            I kolejna nieprawdziwa wiadomość. Prof. Celiński, tak jak 30 lat temu inny zwolennik atomu prof. Marecki,  do jednego worka wrzuca zapotrzebowanie na energię elektryczną takich krajów jak Norwegia, Szwecja, Niemcy, Rumunia itd.  Wszytko byłoby dobrze gdyby nie kolejne ale. Otóż Rumunia w latach 80 ubiegłego wieku produkowała wg oficjalnych statystyk ponad 3 razy więcej energii od Polski, ale w Rumuni zezwalano na palenie żarówek tylko 40 watowych i to co drugi dzień. Jeżeli Rumunia produkowała tak dużo to dlaczego społeczeństwo było pozbawione światła? O Norwegii natomiast powszechnie wiadomo, że produkuje czystą energię z wody i zarabia na tym sporo.

            Wracając do Polski. W latach 80 -ych mieliśmy zainstalowane 35 000 MW mocy. Obecnie mamy tyle samo. W latach 80-ych prof. Celiński i inni zwolennicy elektrowni atomowych trąbili, że jeżeli nie wybudujemy co najmniej 6 elektrowni jądrowych do 2000 roku,  to będzie totalne załamanie systemu elektrycznego. Jak powszechnie wiadomo, przez te 30 lat,  nie wybudowaliśmy, na całe szczęście, żadnej elektrowni jądrowej i żadnego załamania nie obserwujemy.

            Przeciwnie jak można to sprawdzić na witrynie CIRE używamy obecnie ok 11 - 15 000 MW mocy. A co z resztą zainstalowanej mocy, ano nic stoi sobie jak każdy pomnik głupoty. Np. Elektrownia w Solinie pracuje na 20 % mocy, ponieważ nie wiadomo co z taką nadwyżką prądu robić. To znaczy ściślej społeczeństwo nie wie, bo na pewno p. prof. Celiński wie! tylko zapomniał napisać.

            Akapit dotyczący prognoz konieczności wzrostu zapotrzebowania na energię elektyczną nadaje się do bajek dla dzieci. Udowodniono to powyżej, zresztą podobnej argumentacji używali zwolennicy atomu  30 lat temu, podczas budowy Żarnowca.

            Prof. Celińskinie nie wie także, że w Polsce od ok 50 lat funkcjonuje Krajowy System zabezpieczenia przesyłu energii elektrycznej. Twierdzi bowiem, że elektrowni wiatrowych nie możemy budować, bo co będzie jak wiatr ustanie?.  Każdy kto skończył średnią szkołę wie, że na długości ok 500 km naszego wybrzeża nie ma chwili aby gdzieś nie wiało. Każdy uczeń wie także, że najtańszym sposobem przesyłania energii jest właśnie jej postać elektryczna. Specjaliści wiedzą [prace zakończone] , że na Wybrzeżu można umieścić wiatraki o mocy 10 000 MW, a więc znacznie więcej aniżeli potrzeby tego regionu.  I nie stanowi żadnego problemu przesyłanie energii pomiędzy wiatrakami. Tak więc cała argumentacja, że trzeba budować elektrownie jądrowe na Wybrzeżu, ponieważ tam ich jeszcze nie ma, nie trzyma się kupy.

            Prof.Celiński obawia się co to będzie, ponieważ do roku 2030 musimy zmniejszyć moc z posiadanych źródeł do 19 000 MW. No tak,  ale obecnie wykorzystujemy od 11- do 15 000 MW. A idzie kryzys i większość energożernych zakładów już została zlikwidowana. Odbudowa stoczni będzie nierealna w najbliższych 20 latach, staje Cegielski w Poznaniu. Co więc chce p.Celiński oświetlać?  W każdym bądź razie w wymienionym artykule nie wspomina o tym.

            Kolejna tajemnica  prof. Celińskiego.  Dla p. Celińskiego niemożliwe jest budowanie elektrowni np. gazowych ze względu na opcję polityczną,  ale możliwe jest budowanie jądrowych i tutaj opcja nie przeszkadza. Jak w takim razie wytłumaczyć nakładanie embarga  na sprzedaż uranu przez największych producentów tego surowca? [ Australię i Indie]

            Trzy ostatnie strony poświęcone ochronie środowiska są tak nieprofesjonalne, że nie wypada do nich się ustosunkowywać. Przykładowo musimy ograniczyć emisję CO2 itd.

No i na tym trzeba zakończyć, ponieważ nie powinno się marnować papieru.

Dr Jerzy Jaśkowski   Gdańsk