Dobry Bartek i źli lekarze
Wpisał: Janusz Sanocki   
07.01.2015.

Dobry Bartek i źli lekarze

 

Janusz Sanocki

 

Groźna twarz ministra Arłukowicza nie schodzi z telewizyjnego ekranu. Oto minister – na rozkaz samego byłego „Premieru Tusku” wziął i wreszcie uporządkował sytuację w służbie zdrowia. Rozprawił się z kolejkami, kompleksowo rozstrzygnął problemy chorych na nowotwory i wszystko jest cacy.

Wszystko byłoby cacy, ale na przeszkodzie jak zwykle stanęły znane nam z PRL – „warchoły”. O tak „warchoły” zawsze były przeciwko światłym rządom. Tym razem utrudniają dobremu „ministru Bartku” uregulować sytuację pacjentów.

W telewizorze minister opowiada jak to daje 130 złotych za każdego pacjenta, a ci wstrętni lekarze nie chcą tej – darmowej chyba(?) – forsy wziąć. I nie chcą podpisać umów. W głowach im się poprzewracało z dobrobytu. Minister więc straszy, stawia ultimatum, wyznacza termin – północ w Sylwestra 2014/2015. Ba wyznaczył nasz minister dyżury w oddziałach NFZ i biedni pracownicy zamiast pić szampana będą teraz czekać na zbuntowanych warchołów-lekarzy, aż skruszeni przyjdą i podpiszą te „dobrowolne” umowy. Bo jak nie podpiszą to pacjentów przejmą Szpitalne Oddziały Ratunkowe.

No a jakby na SzOR-ach nie było miejsca, to w końcu pacjent sobie jakoś poradzi.  Weźmie aspirynę, wypoci się, do znachora w ostateczności pójdzie. A zbuntowani lekarze co to dobrowolnych umów nie chcą podpisać, forsy nie dostaną i już.

No i co na ten temat myślisz Szanowny Czytelniku? Kto ma rację? Minister czy lekarze?

Przede wszystkim należy postawić pytanie: Jeśli umowa jest dobrowolna, a negocjacje są prawdziwymi negocjacjami, to lekarze mają prawo stawiać swoje warunki.  Bo jeśli nie mają takiego prawa, to co to za negocjacje i co to za „umowa”? Z wypowiedzi ministra Arłukowicza wynika, że lekarze nie mają takiego prawa i że w istocie umowa nie jest żadną tam dobrowolną umową tylko narzuconym przez rząd zleceniem.

A przypomnieć należy, że rząd ma konstytucyjny obowiązek zapewnić każdemu obywatelowi dostęp do bezpłatnej służby zdrowia. I z drugiej strony – o czym wie każdy, kto choć raz zetknął się ze służbą zdrowia, rząd z tego obowiązku nie jest w stanie się wywiązać. Kolejki  rosły z roku na rok, co szczególnie dotykało chorych na schorzenia nowotworowe i choroby serca. Co bowiem z tego przyjdzie pacjentowi, u którego stwierdzono nowotwór, że dostanie szansę wizyty u specjalisty za rok?

Co zatem zrobił sprytny Tusk posługując się ministrem Arłukowiczem? Otóż spróbowali przerzucić cały ten problem na lekarzy Podstawowej Opieki Zdrowotnej, którzy przed 15 laty pozakładali za własne pieniądze  ośrodki i mieli do tej pory wynegocjowane warunki na jakich mają leczyć pacjentów. Teraz do kwot, które obejmowały opiekę podstawową minister dorzuca parę złotych, ale jednocześnie  wraz z tym całą masę nowych obowiązków, których POZ-y nie będą w stanie wypełnić bo się albo zadławią albo będą po kolei bankrutować.

Nic dziwnego, że lekarze nowych warunków nie chcą przyjąć. POZ-y są – jak wiemy– placówkami prywatnymi. Kiedy publiczny szpital narobi długów, to stratę pokryje budżet powiatu. Ale kto zapłaci lekarzom za koszty, które wpycha im minister?

Rozwiązanie problemu byłoby banalnie proste.

Dlaczego to Państwo – za pośrednictwem NFZ nie miałoby zwracać kosztów leczenia bezpośrednio pacjentowi? Pacjent szedłby ze swoją kartą czipową do dowolnego lekarza, a NFZ przelewałby za jego leczenie odpowiednią kwotę. Dlaczego tego tak nie zrobić? Bo to rozwiązanie za proste. Gdyby wówczas zabrakło pieniędzy na leczenie (co jest właśnie przyczyną powstawania kolejek) pacjent poszedłby do sądu i forsę dostałby z odsetkami.

Żeby więc uniknąć zobowiązań rządzący spryciarze wymyślili, że trzeba wszystko zagmatwać, skomplikować a zwłaszcza stworzyć „bufory” które przyjmowałyby na siebie niezadowolenie społeczeństwa. Tymi buforami mają być lekarze, których minister Arłukowicz przedstawia w mediach w najgorszych barwach.

Jak mawiają Amerykanie: „Nie ma takiej podłości, której nie dopuściłby się rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy”. I pomyśleć, że oni nie znali ministra Arłukowicza!