Prawdziwy Czarniecki [Hetman, nie dupek]
Wpisał: Karol Zbyszewski   
08.01.2015.

Prawdziwy Czarniecki

 

Karol Zbyszewski  Warszawa 24.10.1937

http://retropress.pl/prosto-z-mostu/prawdziwy-czarniecki/

 

 

Z okazji przeniesienia do sarkofagu rozpisały się gazety o Czarnieckim. Wszystkie artykuły były w tym tonie w jakim PAT podaje życiorysy naszych ministrów. Czytając te płasko nagromadzone pochwały widziało się Czarnieckiego słodkiego, poczciwego, jak, niczym nowy archanioł Gabriel, rycersko wypiera Szwedów na czele skonsolidowanego narodu. Zacny wódz co miecz ma dla wrogów, a dla swoich jeno dobre słowo i ujmujący uśmiech.

 

Tymczasem Czarniecki był żywym, nie papierowym, człowiekiem i prawdziwie wielkim. W krytycznych chwilach, gdy do ratowania Polski widział tylko jedną drogę, wtedy i dla swoich – co za nim nie stali – miał jedynie miecz!

Szwedzi przeszli całą Polskę jak na majówce, hetmani przysięgli wierność Karolowi Gustawowi, szlachta siedzi cicho, król uciekł, nie ma wolnej piędzi ziemi. Czy można było wówczas uratować kraj słodyczą, łagodną perswazją, przestrzeganiem przepisów? Czarniecki jął się innych środków.

W Tyszowcach zawiązuje się konfederacja. Są liczne głosy za Szwedami, mędrki szlacheckie argumentują, że Wazowie to też Szwedzi, więc czy Jan Kazimierz czy Karol będzie panował to żadna różnica. Czarniecki każe swym ludziom rozsiekać tych filozofów, po czym wszyscy  jednomyślnie są za prowadzeniem wojny.

Czarniecki wezwał chłopów do walki. Szlachciców co utrudniali swym poddanym powstanie karał gardłem. To on księży namówił do odmawiania chłopu rozgrzeszenia o ile choć jednego Szweda-heretyka nie zatłukł. On otwierał więzienia i nawet najgorszych zbrodniarzy werbował. On utrzymywał dyscyplinę w szeregach rózgami, on dla tchórzy wystawiał szubienice.

Dobrowolnie skąpa szlachta nic na wojsko nie dawała. Czarniecki nakładał kontrybucje, urządzał rekwizycje, ogałacał zamki i skarbce kościelne.

– Gdzie uniwersał królewski na te rekwizycje? – pytała wzburzona szlachta.

– Ja sam jestem uniwersałem! – odpowiadał Czarniecki.

Żydzi naturalnie, jak zawsze nienawidzący Polski, przylgnęli całym sercem do najeźdźców. Służyli im za tłumaczy, przewodników, szpiegów. Czarniecki wieszał Żydów, pozwalał swym żołnierzom urządzać pogromy. Przesadna tkliwość nie leżała w jego usposobieniu.

A ten system walki nocami jak wilki, urywania oddziałów, gwałtownych ucieczek, czatowania na wychylenie się wroga z obozu?

– To kozacki system, nie rycerski – krzywiło się wielu.

– On nie wybija, a wykrada mi wojsko! – zgrzytał Karol Gustaw.

 

         Śmieszne zarzuty. Ważniejsze przecie by wojnę wygrać i ojczyznę ocalić niż uzyskać miano wodza, walczącego w otwartym polu. Tak samo ta srogość, okrucieństwo, bezwzględność Czarnieckiego, to przymuszanie rodaków terrorem do dobrej sprawy, wzbudzają dlań tylko większy respekt, podnoszą jego wielkość.

To nie był gołąbek szybujący z gałązką oliwną, konsolidator do którego wszyscy z uciechą biegli i który zadał sobie tylko trud stanięcia na czele – to był człowiek walczący z wszelkimi przeciwnościami, ze złą wolą, opieszalstwem, zdradą, marazmem narodu… że aby kraj wyzwolić nie cofał się przed użyciem ostrych środków – czy to mu ujmę czy zaszczyt przynosi?

Ciepła kluska, klej dla wszelkich odłamów, język co wszystkich zjednywa, aksamitna rączka co każdego głaszcze – może tak sobie wielu dziś i wyobraża ideał wodza. Dlatego tak wypaczono wizerunek Czarnieckiego. Ale on był od tego jak najdalej, był tego antytezą.

I właśnie dlatego uratował Polskę.

Zmieniony ( 09.01.2015. )